„Podła zołza przed laty odbiła mi męża. Teraz jej synalek wyciąga łapy do mojej córki. Nigdy mu na to nie pozwolę!”

mataka z córką nad morzem fot. Adobe Stock, luengo_ua
„Ze wszystkich ludzi na świecie zakochać się musiała akurat w synu tej lafiryndy. Co za upokorzenie, co za los, jak w jakiejś tragedii greckiej. Z drugiej strony... przejdzie jej przecież. Dziecinada".
/ 22.02.2023 09:20
mataka z córką nad morzem fot. Adobe Stock, luengo_ua

Trzeba Isię wydać za mąż. Dobrze wydać za mąż. Ta myśl wkręcała mi się w głowę od dłuższego czasu… Tak, żyjemy w XXI wieku, w środku nowoczesnej Europy, wiem. Moja starsza córka, Wika, jest nieodrodnym dzieckiem epoki: ręce, nogi, ramiona całe w tatuażach, nie wiem, czy został jej jeszcze kawałek ciała nieprzyozdobiony atramentem. Wolę nie wnikać.

Nigdy nie spytała mnie o zdanie w tej sprawie ani w żadnej innej, nigdy też nie wysłuchała, co mam jej do powiedzenia bez pytania. Sama opłaca sobie studia, pracuje, mieszka na kocią łapę z różnymi dziwacznymi typami, z których poznaję pewnie co dziesiątego. Porusza się w swoim świecie z gracją i miną zawodowej modelki. Nie boję się o nią, da radę. Ale Isia? Całkowite przeciwieństwo siostry. W kogo ona się wdała?

Isia potrzebowała męża

Isia odnalazłaby się w wieku XIX i nawet wyglądem przypomina taką troszkę nierozgarniętą pensjonarkę: chuda, z wąską talią, lnianowłosa, o mlecznej skórze i wiecznie nieobecnym, rozmarzonym wzroku. Maślanym, jak powiada Wika, i coś jest na rzeczy. Błękitne oczy Isi wyglądają tak, jakby za chwilę miały roztopić się w nicość.

Nie powinnam tego mówić o kochanym własnym dziecku, ale mają w sobie rodzaj nieuleczalnej tępoty. Pan Bóg obdarzył dziewczynę urodą, ale inteligencji dostała w ilościach śladowych.

Od początku miała kłopoty z nauką, cud, że udało się ją dopchnąć do matury, cud połączony z niemałym i zespołowym wysiłkiem. 

Bywały momenty, gdy zatrudniałam sztab korepetytorów, na szczęście stać mnie na to. Isia, wrażliwe dziecko, chyba w każdym się trochę podkochiwała. Świntuchy się śliniły, a w mojej głowie dojrzewał plan. Toż to żona idealna dla pewnego męskiego typu: śliczna, delikatna, łagodna. Gdyby nie szkoła, nie miałabym z nią żadnych problemów, nigdy.

Nie interesowały jej prywatki ani nawet nieco głębsze rówieśnicze relacje, w życiu nie wypaliła papierosa, nie wypiła nawet piwa, tak mówi i wierzę w to. Jej malinowe usteczka pozostają nieskalane brzydkim słowem, a sądzę, że i chłopięcym całusem. Zawsze lubiła siedzieć w domu, robić coś w kuchni albo w ogrodzie, oglądać telewizję, szczebiotać o dupie Maryni z podobnie infantylną koleżanką, którą gdzieś tam spod ziemi czasem wytrzasnęła. Zawsze była kochanym słodkim dzieciakiem i wyrosła na słodką kobietę.

Czy przyszłość u boku zaradnego i zamożnego, oczywiście przystojnego i wcale nie starego, ale jednak dojrzałego mężczyzny, który umie docenić skarb, jaki mu się trafi, to naprawdę zły los dla kogoś takiego jak ona? Przecież rówieśnika i tak sobie nie znajdzie, nie pasuje do nich. Byłaby przysłowiową perłą rzuconą przed wieprze. Sama dobrze o tym wie i nie interesuje się chłopakami. Prędzej zakocha się w kimś starszym od siebie.

Coś się w końcu utrafi

Feminizm poważam. Znam jednak wiele przykładów na to, że pewne damskie istoty lepiej odnajdują się pod opieką męża niż swoją własną. Ja akurat do nich nie należę, rozwiedliśmy się z Fryckiem, gdy dziewczynki były małe, sama je wychowałam. Tyrałam za dziesięciu i nie oglądałam się na niczyją pomoc, facetów w ogóle odstawiłam, nie było czasu na amory.

Zrobiłam w swoim fachu karierę, dorobiłam się pieniędzy, może nie milionów, ale i tak jestem z siebie dumna. Moje córki nie będą już musiały wypruwać sobie żył. No ale bez przesady, nie będę też w nieskończoność utrzymywać pannicy, która ma dwie lewe ręce, nie ma za to zielonego pojęcia, co ze sobą począć. Jakoś ją muszę ustawić. Poukładałam sobie to w głowie tak: mamy czas, niczego nie należy poganiać, nic na siłę, ale trzeba się rozglądać. Strzyc uszami, strzelać oczami. Coś w końcu się utrafi.

Byli korepetytorzy nie wchodzili w grę. Widziałam te ich błyszczące oczka, ale z czym do ludzi? Marzył mi się dla Isi jakiś przystojny czterdziestolatek, facet w sile wieku, wciąż jednak młody. Najlepiej biznesmen, ewentualnie wzięty prawnik albo lekarz. Może być rozwiedziony. Nawet lepiej – po złych doświadczeniach wyżej będzie drugą żonę cenił, zakładając oczywiście, że nie jest psychopatą, ale już ja znam się na ludziach.

Pewnej bezsennej nocy olśniło mnie: przecież idą wakacje. Wybierzmy się z Isią do wód. A konkretnie nad polskie morze, gdzie w jednym z najmodniejszych i najdroższych kurortów niewielki pensjonat zakupił wiele lat temu tatuś moich małych dziewczynek. Nie byłoby go na to stać, gdyby nie pomoc tej lafiryndy, dla której mnie zostawił, a raczej jej starych, komuchów z nomenklatury.

Nigdy tam nie byłam, szerokim łukiem omijałam nawet tę część Wybrzeża, zresztą bez trudu, bo nie przepadam za Bałtykiem. Moje są południowe morza i pięciogwiazdkowe hotele z basenami. Córki jeździły do ojca w dzieciństwie, potem przestały, bo w wakacje brakowało dla nich wolnych pokoi, lafirynda się buntowała. Teraz to już nie ma znaczenia. Przybędziemy i nie bacząc na jej krzywe spojrzenia, rozejrzymy się w ofercie. Początek lata na pewno przygna z Warszawy finansową elitę.

Zadzwoniłam do Frycka, którego w sumie lubię, choć złamał mi serce tą babą. Przyznaję jednak, że nie pasowaliśmy do siebie i nawet bez baby niewiele by z tego wyszło. Poczciwy pluszak. Nie mój typ, dzisiaj widzę to i rozumiem aż nazbyt dokładnie.

– Mężu były, szykuj pokój dla młodszej córci i jej mamusi – oznajmiłam na dzień dobry. – Planujemy najazd.

– No co ty, Lilka? Coś się stało? Nie Turcja, nie Maroko?

– Nie. Chcemy nad Bałtyk. Do tatusia.

– Pięknie, tylko że pokoje mamy tu dawno zarezerwowane.

– Na pewno coś wymyślisz.

Nie zamierzałam się patyczkować. Jest ojcem czy nie? Niech pokombinuje.

Mój eks znów jest wolny?

Pokombinował i u progu lata znalazłyśmy się z Isią na plaży. Gdybym była facetem, zakochałabym się w niej od pierwszego wejrzenia. Co ja bym dała, żeby mieć tę figurę. Trup padnie gęsto, domyślałam się, tym bardziej trzeba uważać. Być czujnym… na grube portfele.

Ale po kolei.

Najpierw się okazało, że lafirynda Frycka rzuciła, i to już rok temu. A dobrze mu tak.

– Jak ty sobie dajesz radę z tym całym biznesem i w ogóle? Spłaciłeś ją? I teściów? Z czego? – udawałam zatroskanie, ale raczej zżerała mnie ciekawość.

– O finansach wolę nie mówić, bo to bagno. Jeszcze nie tonę, ale kto wie. Tak poza tym też marnie. Chyba mam depresję.

– Zdiagnozowaną? – zrobiłam współczującą minę, ale nieszczerze.

– Właściwie to nie, ale psychicznie czuję się naprawdę podle, nie wiem, jak przeżyłem zimę, tę pandemię i samotność. Cieszę się, że jesteście tutaj. Dominika wypiękniała, to już kobieta. Ta Isia już do niej nie pasuje.

– Pasuje, pasuje.

Frycek rzeczywiście wydał mi się bezradny, taki biedny miś-ptyś. Wiadomo, kto tu trząsł interesem i być może nadal trzęsie, tylko już bez taryfy ulgowej. Nie moja sprawa.

Odziane w najmodniejsze ciuszki paradowałyśmy z Isią po promenadach, piłyśmy cappuccino w modnych knajpeczkach, objadałyśmy się rybami w renomowanych smażalniach. Wszystko to kosztowało majątek, ale rozpierała nas radość życia.

Trochę za długo guzdrałam się w łazience, Isia pobiegła na śniadanie przede mną, jak zawsze po nocy głodna, ale gdy zeszłam, wcale nie jadła, tylko wdzięczyła się do jakiegoś łachudry.

– A ten chłopaczek, co z nim rano w recepcji gadałaś, to…? – spytałam ją potem.

– Nie wiesz?

– Skąd mam wiedzieć?

– To Waldi, syn Beaty z pierwszego małżeństwa.

– Co takiego?

– Przecież wiedziałaś, że Beata miała syna, gdy wychodziła za tatę.

No tak, wiedziałam, ale zapomniałam.

– To przecież szkrab był mały.

– Oj, mamo, a ja? Miałam wtedy 6 lat, a on jest w moim wieku.

– Więc wciąż smarkacz.

Trochę się zeźliłam. Skoro lafirynda już sobie poszła, dlaczego nie wzięła syna? Niech nam się tu pod nogami nie pałęta.

Nie chciałam zdradzać Fryckowi moich względem Isi planów, ale też liczyłam na jego nieświadomą pomoc. Użyłam fortelu.

– Nie spodziewasz się czasem jakichś fajnych gości, singli? Wiesz, wciąż jeszcze czuję się kobietą i trochę mi nudno z samą córką.

– Zmartwię cię. Oczekuję wyłącznie małżeństw z dziećmi.

– To może znasz jakąś elegancką męską socjetę, co przyjeżdża się tu zabawić? Jak widać, niektórych żony porzucają i zostają na starość sami – nie mogłam darować sobie tej odrobiny złośliwości.

– Bardzo chciałbym ci pomóc, ale niestety, nie mogę. Prowadzenie pensjonatu pochłania mnie w całości, nie mam czasu na towarzyskie życie latem – głos Frycka brzmiał oficjalnie, chłodno.

Odwrócił się na pięcie i odszedł w pośpiechu. Zrobiło mi się wesoło. Krzyknęłam za nim:

– Ale jednak jak spotkasz fajnego gościa, daj mi znać. Może być młodszy. Lubię ciacha.

Udał, że nie słyszy.

Wybrała po swojemu

Dni mijały na słodkim lenistwie. Kiedy po plaży brałam prysznic, przypatrywałam się sobie w lustrze. Wcale nieźle z tą opalenizną. Wkładałam obcisłą miniówę i namawiałam córkę, żeby choć raz wzięła ze mnie przykład.

– Mamo – wzdychała – czy ja tu przyjechałam na podryw? Jak ty? Rób co chcesz, strój się, maluj, ale mnie zostaw w spokoju. Najwygodniej mi w szortach.

Niech jej tam, ładnemu we wszystkim ładnie. I tak wyrwie każdego. Tymczasem jednak nie wyrywała. Starałam się, jak mogłam, ale nie nawiązałyśmy żadnych interesujących znajomości. Zero. Spośród brzuchatych panów w gaciach i klapkach żaden mi nie wyglądał na człowieka sukcesu. Jeśli już, to rodzinnego – dzieci troje, połowice bujne, czerwone od słońca.

W bardziej elitarnych kręgach dominowały nieznośne snobki wysłane na wakacje przez bogatych mężów. Odrzucało mnie od nich, wystarczyło posłuchać ich pięć minut, żeby dać dyla w pośpiechu. Że kogoś dokładnie takiego chciałam zrobić z własnej córki, nie przychodziło mi jeszcze do głowy.

Tymczasem Isia coraz częściej mi się wymykała, nudziły ją wakacje z matką. Nie miałam nawet pojęcia, gdzie się podziewa, dokąd znika. Zaczęło mnie ogarniać zniechęcenie. Nici z całego planu, przynajmniej na razie.

Pewnego wieczoru spacerowałam plażą, słońce dawno zaszło, niebo wciąż pozostawało różowe.

– Powinniśmy porozmawiać, Lila, za dnia nigdy nie ma czasu – Frycek wyrósł nagle spod piachu.

– Na temat?

– Dominiki. Widzisz, pomyślałem, że może mi byś ją tu zostawiła na cały sezon. O ludzi trudno, pomoc potrzebna, a ona świetnie się sprawdza na przykład w kuchni.

– Co takiego? Chyba nie chcesz zatrudnić córki w roli kucharki?

A więc to tam znikała, zamiast szukać męża. W kuchni! Też mi tatuś. Co za bezczelność z jego strony. Może jeszcze każe jej pokoje sprzątać, kible zasrane czyścić, pościel zmieniać. Znalazł sobie tanią siłę roboczą. Albo w ogóle darmową, kto go tam wie. Może dziewczyna będzie tyrać za sam dach nad głową. Usługiwać tym wszystkim starym flądrom i szczupakom śmierdzącym forsą. Po moim trupie.

– A dlaczego nie? Wczoraj zrobiła taki deser, że się w ustach rozpływał. Naprawdę jest w tym dobra.

– Szkoda, że mnie nie zaprosiliście na ten deser. Chętnie bym spróbowała, bo w domu jakoś nie robi.

– Ja chciałem, ale Dominika się ciebie trochę boi. Zdominowałaś ją, zajechałaś.

– Mnie się boi moja własna córka? Isia?

– Przestań z tą Isią, traktujesz ją jak małe dziecko, którym już dawno nie jest.

– A ty akurat najlepiej wiesz, kim jest, a kim nie jest. – prychnęłam.

Nie odpowiedział, bo cóż miał powiedzieć tatuś nieobecny w życiu córek od tylu lat. Byłam wściekła. Postanowiłam wyjechać zaraz następnego ranka. Z córką rzecz jasna.

– Pakujemy się, Iśka, jutro jedziemy.

– Ale gdzie?

– Do domu.

Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem.

– Nie chcę do domu, mamo.

– Słyszałam co nieco. Masz ochotę bawić się w kucharkę. Sprzątaczkę. Pomywaczkę.

– Tak, tata mi to zaproponował – jej bladość stała się jeszcze bledsza.

– Nie ma mowy. Nie będziesz się wysługiwać ojcu, a tym bardziej jego drugiej porąbanej rodzinie, bo do tego się to sprowadzi. Nie pozwolę, by….

– Ale mnie to kręci, mamo, praca w pensjonacie. Słowo. I tata będzie mi normalnie płacił, jak innym, mówiliśmy już o tym. Błagam, pozwól mi.

Zawsze taka łagodna, prosząca. Sierota. Wzbudziło to we mnie tylko większą agresję.

– Dosyć tego, do łóżka, moja panno. Wcześnie rano wstajemy.

Uciekłam do łazienki, nie byłam w stanie patrzeć na tę jej smutną buzię. Jak smarkulę przekonać, że chcę tylko jej dobra? Że ona sama jeszcze nie wie, co dla niej dobre? Ucieczka nie na wiele się zdała, bo gdy już się położyłam, usłyszałam płacz czy raczej rozpaczliwe chlipanie.

– Isia, o co chodzi? Naprawdę tak ci zależy, żeby tu zostać? Ciężko pracować? Nie musisz.

– Bo wiesz, ja się chyba zakochałam.

– Co takiego? – nie wierzyłam własnym uszom

– W Waldim. W synu Beaty. Przecież nie jesteśmy spokrewnieni – wykrzyknęła z rozpaczą.

Nie zmrużyłam oka do rana

Skapitulowałam jednak i samotnie wróciłam do domu. W samochodzie klęłam głośno, a chwilami popłakiwałam. Ze wszystkich ludzi na świecie zakochać się musiała akurat w synu tej lafiryndy. Co za upokorzenie, co za los, jak w jakiejś tragedii greckiej. Z drugiej strony... przejdzie jej przecież. Dziecinada. Wróci szybko, zniechęcona do gówniarza i umęczona robotą w pensjonacie. Będę bliżej swojego planu niż kiedykolwiek wcześniej.

Nie zjawiła się jednak do dziś. Często rozmawiamy, sprawia wrażenie bardzo zadowolonej, szczęśliwej. Chyba naprawdę sprawdza się w tym cholernym pensjonacie. No i ciągle zakochana, podobno z wzajemnością. Co więcej, polubiły się z matką Waldiego, a nawet z jego dziadkami. Dla mnie to koniec świata. Totalna zdrada. Tylko strzelić sobie w łeb.

Dojrzewa we mnie jednak nowy pomysł. Myślę sobie nieraz, czy nie rzucić roboty w cholerę i… nie dołączyć do rodzinnego biznesu. Z Frycka jest pluszak, bym go wsparła. Pomogła wyjść z finansowego galimatiasu. W końcu na co mi te wszystkie oszczędności? Do grobu ich nie wezmę.

I czy nie byłoby to ładne dla tej historii zakończenie?

Czytaj także:
„Paweł wywiózł mnie na romantyczny weekend, żeby okraść moje mieszkanie. Wyniósł i sprzedał nawet moje garnki”
„Po śmierci mamy ojciec sięgnął dna. Nie ugotuje, nie pozmywa, nawet sznurówki mu zawiąż”
„Marek był babiarzem, przed wypadkiem pomylił moje imię. Samochód nie poszedł do kasacji, ale małżeństwo tak”

Redakcja poleca

REKLAMA