„Podczas szybkiej randki oczarowała mnie pewna kobieta. Umówiłem się z nią już kolejnego dnia, ale doszło do pomyłki”

nieudana randka fot. Adobe Stock, mtrlin
„Patrzyłem, jak znów przeszukuje tę przepastną kolorową torbę w poszukiwaniu portmonetki i wtedy dostrzegłem, że ma swój urok. Że jest jakaś taka swobodnie zalotna i błyskotliwa. Miała bardzo ładną buzię i była naprawdę zgrabna – choć figurę starała się ukryć pod ciuchami za dużymi o dwa numery”.
/ 17.06.2023 11:15
nieudana randka fot. Adobe Stock, mtrlin

Oszybkich randkach dowiedziałem się od znajomego z pracy. Opowiedział mi o nich cichcem przy śniadaniu – tak, żeby nie słyszeli nas złośliwi, żonaci koledzy. Ukrywaliśmy przed nimi historyjki naszych miłosnych podbojów, bo przecież syty nie zrozumie głodnego…

– Mówię ci, szybkie randki to jest sposób… Ja też myślałem, że to jakiś wygłup, że idiotyczna moda. Ale to ma sens – przekonywał kolega.

– Poważnie?

– No jasne. Na spotkanie przychodzi dwadzieścia, trzydzieści osób. Dziewczyny siadają przy stolikach, a faceci dosiadają się do nich na kilka minut. Pogadasz trochę z każdą i już mniej więcej wiesz, z którą chciałbyś się umówić na dłużej.

Zainteresowałem się tematem

– A skąd wiadomo, że ta babka, którą wybrałeś, też by chciała iść z tobą na randkę?

– Bo zapisujesz na kartce imiona tych kobiet, które ci się spodobały, a one z kolei wypisują facetów, którzy przypadli im do gustu. Jeśli dwie osoby się w ten sposób skojarzą, to firma wysyła wam namiary na siebie i jedno z drugim może się skontaktować.

– I co? Wpisałeś jakąś..?

– Tak, trzy…

– A któraś z nich ciebie?

– Chyba nie, bo nie dostałem żadnego maila… – wzruszył smutno ramionami.

Puenta jego opowieści nie była zachęcająca

ale pomysł wzięcia udziału w takim spotkaniu mnie zainspirował. Pewnie dlatego, że miałem już trochę dość wysiłku wkładanego w poznawanie kolejnych dziewczyn. Zagadywania ich w barach, dyskotekach i chodzenia na randki niemalże w ciemno, gdzie jedno rozczarowanie poganiało drugie.

Byłem już zmęczony swataniem przez znajomych i przepatrywaniem internetowych profili. W obliczu narastającej frustracji, postanowiłem spróbować szybkich randek.

Znalazłem w Internecie firmę, o której mówił znajomy, i zapisałem się na taki wieczór. Wystroiłem się, jak trzeba, przygotowałem emocjonalnie i merytorycznie. Organizator podesłał mi mailem ściągę z różnymi pytaniami, które mógłbym zadawać dziewczynom, ale nie jest ze mną jeszcze aż tak źle, żebym nie wymyślił swoich.

W kawiarni, w której zorganizowane było spotkanie, zjawiło się około trzydziestu osób.

W takiej grupie zazwyczaj szybko tworzą się podgrupy

Ludzie ze sobą rozmawiają, zaczynają poznawać – ale w tym przypadku było nieco inaczej. Do momentu rozpoczęcia „sesji” prawie każdy stał osobno. Domyśliłem się, że inni, tak jak ja, przejęli się narzuconą formułą.

Na początku wystąpił prowadzący, czyli ktoś w roli moderatora. Wyjaśnił nam, że przy stolikach z numerami będzie siedziało piętnaście pań. Każdy z facetów ma na swojej kartce napisane, do którego stolika ma się dosiąść w pierwszej kolejności. Na rozmowę mieliśmy siedem minut – po tym czasie każdy miał się przesiąść do następnej dziewczyny.

Po spotkaniu mogliśmy zanotować na naszych kartach numerek pani, z którą chcielibyśmy się spotkać. Tak samo miały zrobić dziewczyny. Potem zabrzmiał dzwonek i się zaczęło. Muszę przyznać, że była to niezła przygoda.

Przez pierwszą rundę strasznie się wynudziłem

Trafiłem na tak małomówną dziewczynę, że siedem minut zamieniło się w siedem godzin. Ale już następna była bardzo ciekawa. Gdy tylko usiadłem, taka tęższa kobitka zapytała mnie, czy też uważam, że z nas zdzierają.

Nie czekając na odpowiedź, zaczęła wykład na temat wysokich marż narzucanych w tym lokalu i ogromnej przebitce na wodzie. Oburzała się, że napoje nie są wliczone w cenę biletu na spotkanie, a potem wyznała, że pracuje w skarbówce.

Potem były kolejne panie. Nie będę opisywał wszystkich rozmów – opowiem o dwóch, kluczowych z punktu widzenia dalszych wydarzeń. Pierwszą z nich przeprowadziłem z wariatką w dredach na głowie. Całkiem ładna dziewczyna – drobna, szczuplutka, z zadartym nosem. W sumie mój typ, ale ubrana nie tak, jak trzeba. Zbyt kolorowo i dziecięco. A do tego solidnie postrzelona!

– Cześć, jestem Bartek.

– A ja Monia…  Miło.

– Jak dwie poprzednie rundy? Fajnie się gadało? – zapytałem.

– Nie wiem. Też masz wrażenie, że to idealne miejsce dla seryjnego mordercy? – odpowiedziała pytaniem.

Nie myślałem o tym. Ale dlaczego tak sądzisz?

– No, mógłby sobie szybko przepatrzeć ofiary... Wybrać tę najlepszą. Najsłabszą, najbardziej rozkojarzoną... Nie wydaje ci się? Nie..? To tylko ja, w takim razie tak mam. Przepraszam, ale czytam chyba za dużo kryminałów. A jak tobie się tutaj podoba? Ktoś ci przypadł do gustu. O sorry… – z jej wielkiej, kolorowej torby zabrzmiał nagle dzwonek telefonu i zaczęła go nerwowo szukać.

Minęła prawie minuta, zanim go znalazła, a ja w tym czasie siedziałem i słuchałem kolejnych przeprosin z jej strony. Powiedziała, że czeka na ważny telefon, a potem odebrała.

Uśmiechnąłem się i przysłuchiwałem dziwnej rozmowie

– „Jak to odpadła mu ręka?! Niemożliwe! Tak go wieźli?! Mówiłam im przecież, żeby uważali… Proszę się nie martwić, poprawię. Już ja wiem, jak! Spokojnie, zadzwonię jutro. Do widzenia…” – powiedziała i w końcu się rozłączyła.

– Przepraszam, jestem rzeźbiarką. Na zlecenie firmy zrobiłam taki posążek… Bardzo ciekawy … – tyle zdążyła powiedzieć, bo zadzwonił dzwonek na zmianę. Uśmiechnęła się ze skruchą, a ja grzecznie podziękowałem. Z ulgą poszedłem dalej.

Odetchnąłem, zebrałem siły na resztę wieczoru i bardzo dobrze, bo w końcu trafiłem na fajną dziewczynę. Dwa stoliki dalej siedziała wysoka, zadbana szatynka. Dłuższe paznokcie, czerwone usta, włosy upięte w elegancki kok. Zachwycająca kobieta! Już po pierwszych minutach rozmowy okazało się, że jest również fajna. Taka normalna, bez żadnych odchyleń. Naprawdę całkiem przyzwoicie się gadało.

– O już… – spojrzała w powietrze, gdy rozbrzmiał dzwonek, kończący nasze spotkanie.

– Prawda? Ja też żałuję, że tak szybko się rozstajemy. Muszę przyznać, że pierwszy raz tego wieczora – powiedziałem, a potem dodałem śmiało:

– Nie wiem, czy można to zdradzać, ale chciałem wyznać, że na pewno wpiszę cię na moją kartkę. Monika, tak? Zaraz zanotuję…

– To bardzo miło – uśmiechnęła się.  – W takim razie odwdzięczę się tym samym. No i cóż… Do zobaczenia!

Czy naprawdę wpisała mnie do swojego formularza?

Trochę się bałem, że tylko tak powiedziała, żeby nie psuć atmosfery, więc kiedy przyszedł mail z firmy organizującej spotkanie, aż podskoczyłem. Nie zwlekałem i zadzwoniłem do niej już następnego dnia. Zapytałem, czy możemy się spotkać wieczorem.

Monika zaproszenie przyjęła, ale sama rozmowa była nieco zaskakująca… Ledwo się, bowiem, słyszeliśmy. W tle panował okropny hałas – jakby naraz działało kilka pił albo szlifierek… Powinno mi to dać do myślenia, bo przecież Monika była księgową.

Nie skojarzyłem jednak wtedy, że mogło dojść do pomyłki. Nie przeszło mi to nawet przez myśl.

– Tak! Halo! Aha…. Z szybkich randek?! – wykrzykiwała do telefonu. – Jasne, rozumiem! Dziś wieczorem? Gdzie..? Jeszcze raz, przepraszam, gdzie!? Aha… Dobra, dobra, będę!

Tyle usłyszałem, a potem się rozłączyła

Nie dawała mi ta rozmowa spokoju przez cały dzień, ale w końcu stanąłem pod tablicą z repertuarem. Czekałem na Monikę. W kieszeni miałem bilety na seans, a w głowie mętlik i mnóstwo nadziei, że nareszcie znajdę sobie kogoś normalnego.

Wypatrywałem jej w tłumie nerwowo, bo się spóźniała. Na piętnaście minut przed seansem byłem już bliski tego, żeby do niej zadzwonić i zapytać, co się stało. Wtedy właśnie na ruchomych schodach zobaczyłem znajomą dziewczynę w dredach… Przez moment stałem z telefonem w ręku, a chaotyczne myśli przelatywały mi przez głowę.

Jakie bowiem były szanse, że spotkam w mieście tę szaloną rzeźbiarkę? I to w miejscu, gdzie umówiłem się z księgową poznaną podczas wieczoru szybkich randek. Galop refleksji przyspieszył, gdy ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się serdecznie. A potem zdecydowanym krokiem ruszyła w moją stronę...

– Cześć, przepraszam za spóźnienie – powiedziała i wyciągnęła rękę, by przywitać się ze mną po męsku. Uścisnąłem jej drobną, ale silną dłoń i zaczęło do mnie powolutku docierać…

– Cześć – odpowiedziałem. – Co tam? – zapytałem głupio na wypadek, gdyby nasze spotykanie jednak okazało się dziełem przypadku.

– A nic. W pracowni miałam awarię. Jak zwykle, zresztą... A wtedy, jak do mnie dzwoniłeś, prowadziłam warsztaty dla seniorów. Istne piekło! Ale bardzo zabawnie, bo to mili ludzie. Jednak słabo było słychać…

– No, no… Strasznie słabo – zrzedła mi mina i ona to zobaczyła.

– Co jest? Coś się stało..?

– Nie, nic… A ty też jesteś Monika..? – nie udało mi się powstrzymać tego pytania.

– No tak, jasne. Ale dlaczego też..? Czemu masz taką dziwną minę..? Przecież mnie zapisałeś, powinieneś wiedzieć, jak mam na imię…

– No właśnie, że nie… – przyznałem się. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, tak byłem zaskoczony. – Nie zapisałem cię. Ktoś musiał się pomylić.

– Zaraz, zaraz… To dlaczego do mnie zadzwoniłeś? Nie rozumiem. No i skąd miałeś mój numer?

– Wydaje mi się, że organizator szybkich randek nas pomylił. Ja zapisałem na kartce Monikę, ale tę drugą. Tę, co siedziała dwa stoliki obok.

– O cholera! Ale numer! Ale obciach…. – uśmiechnęła się, a za chwilę śmiała się już w głos.

Sytuacja była dość groteskowa, ale nie najgorsza

Dziewczyna zareagowała z poczuciem humoru, co trochę mnie zrelaksowało. Gdyby urządziła scenę żalu, złości i wstydu, byłoby znacznie gorzej. A tak przynajmniej była szansa, że rozstaniemy się w dobrych humorach.

Wszystko ku temu zmierzało, bo w końcu opanowała rozbawienie i zaczęła dopytywać, kogo się spodziewałem, o którą dziewczynę mi chodziło. Opisałem jej więc tę drugą Monikę, tę, którą wybrałem. Gdy ją skojarzyła, skrzywiła się trochę, spojrzała na mnie z zaciekawieniem i zapytała: „Taką lasię..?”

– Bardzo elegancka dziewczyna… – odpowiedziałem nieco rozdrażniony.

– Sorry, nie gniewaj się. Tak tylko zauważyłam.

– A ty, dlaczego mnie wpisałaś na swoją kartkę? Przecież w ogóle nie zdążyliśmy pogadać…

– No właśnie dlatego. Było mi głupio i uznałam, że gdybyś się zakochał, powinnam dać ci szansę. Chciałam być w porządku…

– Nie zakochałem się. Możemy spokojnie rozejść się do domów…

– Jasne, jasne… – zamyśliła się, a potem znów mnie zaskoczyła. – Ej, ale bilety już kupiłeś..?

– Tak.

To mi odsprzedaj jeden. Ja pójdę na ten film, bo chciałam go zobaczyć, a mam czas akurat. Przynajmniej będziesz mniej stratny… Po ile one są? Po dwadzieścia osiem? – zaczęła grzebać w torebce.

Patrzyłem, jak znów przeszukuje tę przepastną kolorową torbę w poszukiwaniu portmonetki i wtedy dostrzegłem, że ma swój urok. Że jest jakaś taka swobodnie zalotna i błyskotliwa. Miała bardzo ładną buzię i była naprawdę zgrabna – choć figurę starała się ukryć pod ciuchami za dużymi o dwa numery.

Wyglądaliśmy jak stworzenia z dwóch różnych bajek

Uznałem jednak, że szkoda tych biletów i wygospodarowanego czasu. Zaproponowałem więc, żebyśmy poszli razem i żeby nie oddawała mi kasy. Odpowiedziała, że jeśli będziemy się dobrze bawić na filmie, to nie odda mi pieniędzy, a zaprosi na piwo. Zgodziłem się na ten układ i weszliśmy na salę.

Film okazał się kiepski, mimo to my świetnie się bawiliśmy. Przez godzinę śmialiśmy się z dłużyzn, kiepskich dialogów i sztucznych min aktorów. Aż para za nami dwa razy musiała nas uspokajać. Po drugim upomnieniu wyszliśmy więc przed końcem seansu i wybraliśmy się na piwo.

Ja zdjąłem marynarkę, żeby nie wyglądać jak jej doradca finansowy, a ona chciała uwiązać dredy w kok, żeby bardziej przypominać tę Monikę, „na którą dziś liczyłem”. Tak powiedziała.

– Co to ma znaczyć..? – zapytałem z uśmiechem.  – Co to za uprzedmiotowianie kobiet? „Na którą liczyłem?”.

– Tak mi się powiedziało.

– Jesteś zazdrosna, dlatego nabijasz się z mojego wyboru…

– Nie przeginaj! –  zatrzymała się w pół kroku. Trochę się też nastroszyła, co jeszcze dodało jej uroku.

– Wybacz. Nie chciałem cię urazić.

– Wybaczam. Zresztą, nie ma się o co kłócić. I tak do siebie w ogóle nie pasujemy…

Kiedy to powiedziała, uśmiechnęliśmy się oboje

Ale jeszcze szerzej uśmiechnął się los, który spłatał nam takiego figla. Bo chyba nietrudno się domyślić, że jesteśmy dzisiaj ze sobą. Monika to najcudowniejsza wariatka na świecie. Mądra, dobra, spontaniczna i piękna – do tego stopnia, że zakochałem się nawet w tych jej szalonych dredach.

Nie pasujemy do siebie tak bardzo, że lepiej dobrać się nie mogliśmy. Nasz związek pokazuje też jeszcze jedną rzecz. Możesz szukać partnera albo partnerki z miarką w ręce, wypatrywać podobieństw, wspólnych zainteresowań, życiowych celów.

Możesz kojarzyć ludzi według wzorów czy formularzy, a przypadek będzie miał i tak ostatnie słowo. Przypadek albo przeznaczenie – jak kto woli…

Czytaj także:
„Praca zmusiła mnie do rozłąki z rodziną. Po półtora roku bycia weekendową mamą powiedziałam dość. Kasa to nie wszystko”
„Przyznałam się do zdrady, ale teraz żałuję. Narzeczony upokorzył mnie w dniu ślubu, co za wstyd”
„Zostałem niesłusznie oskarżony o próbę kradzieży. Tylko przypadek sprawił, że uniknąłem spędzenia nocy za kratkami”

Redakcja poleca

REKLAMA