„Po tym jak mąż wymienił mnie na młodszy model, miałam wstręt do facetów. Moje zdanie zmienił szpakowaty przystojniak”

Zakochana para fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Odkąd się rozwiodłam, postanowiłam, że z mężczyznami koniec! Poza tym kolejki do mnie się nie ustawiały, dlatego nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Nie sądziłam, że mając ponad 50 lat, znów poczuję się jak nastolatka, która czeka na telefon od swojego chłopaka”.
/ 02.10.2021 08:07
Zakochana para fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Uwielbiam, gdy przyjeżdża do mnie córka, bo z nią wraca energia, która kilka lat temu wypełniała mój dom. Ledwie się tu wtedy mieściliśmy, ale wspominam te czasy z rozrzewnieniem. Miałam w domu męża, nastoletnie dziecko i psa. Teraz zostałam sama. Z mężem rozwiodłam się kilka lat temu. Znalazł sobie młodszą kobietę, kupił czerwone sportowe auto i oświadczył, że nie zamierza się przedwcześnie zestarzeć.

Zupełnie jakbym to ja go trzymała w domu na uwięzi. Ile razy namawiałam męża na spotkania ze znajomymi albo na wycieczki w góry. Bezskutecznie! Wołami trzeba go było wyciągać z domu. Aż nagle poczuł, że się dusi! Córka wyjechała na studia, a pies z tęsknoty za panem pochorował się i zdechł. Zostałam sama jak palec.

Kiedy więc córka znów zjawiła się w domu, cieszyłam się niezmiernie, że mam wreszcie do kogo otworzyć gębę. Marzena snuła się po domu, prosiła, żebym gotowała jej ulubione potrawy, i trochę sprzątała mieszkanie. Szczerze mówiąc, zapuściłam trochę i dom, i siebie. W szafach wciąż tkwiły rzeczy byłego męża. Kiedyś liczyłam na to, że po nie przyjedzie, ale z czasem zrozumiałam, że się łudzę. Nie miałam siły, by regularnie odkurzać i prać. Jadałam często na mieście, bo nie chciało mi się gotować dla jednej osoby. Z tego powodu przybyło mi kilka kilo. Kiedyś jeszcze chodziłam na aerobik, ale teraz jedynym sportem, jaki uprawiałam, było przerzucanie kanałów w telewizorze.

Miałam siwe odrosty na włosach i snułam się po domu w rozciągniętym starym dresie. Nie ma się co oszukiwać – nie wyglądało to dobrze. Motywacja całkiem mnie opuściła. Córka początkowo podejrzewała, że może mam depresję, ale to nie była depresja, tylko wszechogarniający marazm. Nic mi się nie chciało.

– Mamuś, musisz się za siebie wziąć – orzekła Marzena, gdy kolejny dzień z rzędu zakładałam na siebie poplamione spodnie od dresu.

Nie mam zamiaru naciąć się drugi raz

Powtarzała mi to ostatnio często, ale nie przynosiło to efektów. Gdy weszła do salonu, w telewizji leciał akurat program o kobiecych metamorfozach. Prowadząca dobierała uczestniczkom nowe stroje, makijaż i fryzury, a one zapewniały ze łzami w oczach, że ich życie się dzięki temu zmieniło.

– Zapiszę cię do tego programu! – oznajmiła, a ja pogroziłam jej palcem.

Niedoczekanie, żeby Piotr, wszyscy sąsiedzi i znajomi zobaczyli mnie w stanie rozkładu na antenie telewizji. Stanowczo odmówiłam.

– A może ja cię wezmę w obroty! – zaproponowała. – Znam się na tym.

– Zwariowałaś! Nie mam na to pieniędzy – gasiłam jej entuzjazm.

– Masz urodziny w przyszłym tygodniu. Stawiam fryzjera i kosmetyczkę. Ty dorzucisz na kilka ciuchów. Nie bądź sknerą, mamuś – spojrzała na mnie błagalnie. – Wiem przecież, że na nic nie wydajesz.

Owszem, uciułałam trochę oszczędności, ale nie miałam ochoty trwonić ich na jakieś przebieranki. Marzenka była jednak uparta. Jak już sobie coś umyśliła, musiała postawić na swoim. Wolałam się więc poddać od razu. Nie miałam wiele do stracenia – moje włosy nie mogły wyglądać już gorzej.

Wzniosłam oczy do nieba, a Marzena, gotowa do działania, zaczęła piszczeć i podskakiwać. Wariatka!  Zadzwoniła niemal natychmiast, żeby umówić mnie do fryzjera i kosmetyczki. Ustaliłyśmy, że na zakupy pójdę dopiero po zmianie fryzury, bo będę już wtedy w lepszym nastroju…

Wieczorem przeglądałyśmy gazety w poszukiwaniu inspiracji. Marzena co chwilę pokazywała na jakieś stroje, które wyglądałyby na mnie dobrze.

– Ciekawe tylko, gdzie ja bym w czymś takim poszła?

– Jak to gdzie? Na randkę!

– Zwariowałaś!

Jeszcze tego brakowało, żeby mnie próbowała swatać. Odkąd się rozwiodłam, postanowiłam, że z mężczyznami koniec! Nie miałam zamiaru dać się naciąć po raz drugi. Poza tym kolejki do mnie się nie ustawiały. Marzena próbowała jeszcze pociągnąć temat, tłumacząc, że nie muszę się zamykać na miłość, i że nie jestem taka stara, ale kazałam jej milczeć. Temat mężczyzn w tym domu był tematem tabu.

Następnego dnia rano poszłyśmy do fryzjera. To był znajomy Marzeny, więc mi towarzyszyła. Zresztą uważała, że tylko ona zdoła mu wytłumaczyć, o co nam chodzi. Jak tylko zobaczyłam tego lalusiowatego i wciąż chichoczącego typka, poczułam, że to zły pomysł. Od zawsze czesałam się u pani Jadzi i wiedziałam, że wyjdę z krótką trwałą. Żadnych niespodzianek. A po tym tu naprawdę nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Liczyłam, że Marzena da mu konkretne wskazówki, ale tak się nie stało.

– Leon, ufam ci całkowicie. Zostawiamy ci wolną rękę, możesz stworzyć na głowie mojej mamy dzieło swojego życia – gdy to usłyszałam, miałam ochotę stamtąd uciec, zwłaszcza że jego twarz przybrała entuzjastyczny wyraz, przez ułamek sekundy nawet malowało się na niej szaleństwo.

– Rozumiem, że nie robimy trwałej.

– Trwała jest passé! – krzyknął i dodał coś, czego nie rozumiałam.

Wymieszał farbę i zaczął pracować w nabożnym skupieniu. Nie miałam pojęcia, jaki wybrał kolor, zwłaszcza że odwrócił mój fotel tyłem do lustra. Gdy wysuszył włosy i wziął do ręki nożyczki, zauważyłam, że spadające na podłogę pasma są miedziane! Nigdy w życiu nie byłam ruda. A teraz chyba będę też łysa, bo podłoga była coraz gęściej usiana moimi włosami.

Marzena miała iskierki w oczach.

– Ale jesteś odważna!

– Chyba szalona. Nie wiem, co robię – z trudem tłumiłam strach.

Po kilkunastu minutach fryzjer popatrzył na mnie z wyraźnym zadowoleniem i powoli odwrócił fotel przodem do lusterka. Miałam na głowie intensywnie rudą, krótką i zadziorną fryzurę. Z tyłu była mocno wycieniowana, z przodu na czoło opadała grzywka. W życiu sama nie zdecydowałabym się na coś podobnego, ale, o dziwo, bardzo się sobie podobałam. A Marzena aż się rozpływała.

– Wyglądasz bosko, kochana. Dziesięć lat mniej, lekko licząc – orzekł fryzjer i chyba miał rację. Wyglądałam naprawdę świetnie.

– Kolejny przystanek: kosmetyczka – Marzena klasnęła radośnie w dłonie. Poszłam jak w dym. Już się nie bałam, przynajmniej do chwili, gdy kosmetyczka chwyciła podejrzaną rurkę i powiedziała: Zrobimy mikrodermabrazję.

Było bardzo przyjemnie. Po zabiegu nałożyła mi maseczkę, a na koniec zrobiła delikatny makijaż. Dawno nie czułam się tak zadbana jak tego dnia.

– Wyglądasz wspaniale! Ale chyba sama rozumiesz, że teraz musisz już wyrzucić te twoje dresy.

– O nie! Na pewno nie wyrzucić. Najwyżej odłożyć na bok.

– Dobra. Wyskakuj z kasy. Kupimy ci coś ładnego do chodzenia po domu i sukienkę na randkę.

Na żadną randkę nie miałam ochoty, ale zakupy sprawiły mi wielką przyjemność. W lustrze w przymierzalni nie poznawałam siebie w tej fajnej babeczce z rudymi włosami i promienną cerą.
Marzena przyniosła wygodne czarne spodnie, a do tego biały T-shirt.

– Liczyłam na coś bardziej wystrzałowego – westchnęłam.

– W wystrzałowym nie będziesz chodzić. Musisz zmienić ten domowy dres na coś, w czym ci ładnie i wygodnie – wymądrzała się Marzena.

– Ale ma pani pomocną córkę! – usłyszałam nagle głos jakiegoś mężczyzny, który stał przed przymierzalnią.

Nie widziałam go, bo byłam schowana za zasłonką.

– Owszem, bardzo. Ubzdurała sobie, że wyśle mnie na randkę.

– Jeśli ma urodę po pani, to zapraszam na kawę! – zaśmiał się.

To może się stać w każdej chwili

Przypomniał mi się teleturniej „Randka w ciemno”. Kiedy Marzena przyniosła sukienkę na randkę, wyjrzałam dyskretnie zza zasłonki. Oczywiście mężczyzna natychmiast to zauważył. Cóż. Był w porządku! Bez brzuszka, z gęstą szpakowatą czupryną i całkiem nieźle ubrany jak na swój wiek. Właśnie przymierzał czarną marynarkę. Kto by pomyślał, że tacy szukają randek w sklepach z ubraniami!

– Pan się też szykuje? – zapytałam zadziornie, sama siebie nie poznając.

– Na randkę? A podobam się pani w tym? – zapytał z uśmiechem i wykonał obrót jak na wybiegu, a ja uniosłam kciuk w górę.

Marzenie aż opadła szczęka. Podała mi ładną niebieską sukienkę do kolan, z długim rękawem. Po chwili wyszłam się jej pokazać, a mój adorator pokiwał głową z uznaniem.

– Chyba ją wezmę – powiedziałam do córki.

– Słusznie. Podkreśla kolor pani oczu. To co? Za kwadrans w kawiarni naprzeciwko?

– Z przyjemnością – odpowiedziałam.

Marzena nie posiadała się ze szczęścia. Bałam się, że za chwilę zacznie piszczeć albo skakać, ale się opanowała.

– A nie mówiłam?! Już się umówiłaś na randkę. Ja nie mogę! Co za tempo. Jestem skuteczniejsza niż ta babka z telewizji! – szeptała mi do ucha.

Miała rację. Spotkanie przy kawie było bardzo miłe. Okazało się, że Kazimierz to wdowiec w moim wieku. Szukał marynarki na spotkanie z emerytami w swojej dawnej firmie. Po kawie odprowadził mnie do domu i poprosił o numer telefonu. Czułam się jak nastolatka, która czeka na telefon od chłopaka.

Zadzwonił tego samego dnia. Umówiliśmy się na spacer po parku i spędziliśmy ze sobą całe popołudnie. Okazał się przesympatycznym, ciepłym mężczyzną. Ku mojej radości, mocno stąpającym po ziemi. Na spotkanie emerytów tydzień później także z nim poszłam. Oczywiście w niebieskiej sukience, która tak mu się spodobała.

Wygląda na to, że moja córka wiedziała, co robi, wyciągając mnie do fryzjera i na zakupy. Sama chyba nie przypuszczała, że ta metamorfoza tak szybko odmieni moje życie. Przypomniało mi się, że moja ciocia mówiła: „Zawsze ubieraj się ładnie, bo nigdy nie wiesz, gdzie spotkasz męża”. Muszę przyznać jej rację. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. 

Czytaj także:
„Odkryłam, że ojciec zdradza mamę, ale największym szokiem była w tym rola ciotki. Najbliżsi nas okłamali”
„Moja rodzina to banda sępów. Gdy babcia zmarła zlecieli się po jej majątek, a wcześniej nie miał kto podać jej wody”
„Pogodziłam się z tym, że trafię do domu seniora. Ale nie mogłam przeboleć tego, że muszę porzucić mojego kota”

Redakcja poleca

REKLAMA