Telefon wydał ciche piknięcie, a moje serce zabiło szybciej. Na ekranie smartfona ujrzałam wiadomość:
– Chciałbym cię zobaczyć – przeczytałam to zdanie jednym ze wstrzymanym oddechem.
Poczułam strach, ale towarzyszyła mu niemała doza ekscytacji. Wiedziałam, że być może porywam się z motyką na księżyc, ale czy nie właśnie na tym polega miłość? Starałam się poukładać myśli w głowie, lecz nie mogłam. Serce ciągle je zagłuszało. Podpowiadało mi, że muszę go w końcu zobaczyć.
To, jak wyglądał nie grało dla mnie żadnej roli. Choć niejednokrotnie oczami wyobraźni widziałam go jako przystojnego, wysokiego bruneta o przenikliwym spojrzeniu. Jednak wiedziałam, że nie ma znaczenia, jak będzie wyglądał. Nie dam się kolejny raz nabrać na maślane oczka i śnieżnobiały uśmiech. Już jeden posiadać twarzy jak z okładki złamał mi serce.
Piękny wygląd modela był tylko przykrywką. Pod ładną buzią dojrzałego mężczyzny, krył się zagubiony chłopaczyna kierowany przez swoją zaborczą mamuśkę. Długo dałam się wodzić za nos. Na tyle długo, że zdążyliśmy wylądować przed ołtarzem.
Tak, poślubiłam Piotrusia Pana...
Mamusia znalazła mu pracę, a wcześniej wybrała kierunek studiów. Uzupełniła mu szafę, doradzała u fryzjera. Nie zdziwiłabym się, gdyby majtki też mu wybierała. W końcu dopuściła się nawet tego, że zdecydowała za niego, kto jest idealną kandydatką na przyszłą synową. Niestety, padło na mnie.
Byłam jedną z wielu, które pani Krystyna przemaglowała. Można powiedzieć, że była teściowa urządziła sobie casting na synową. Analizowała wszystko. Zaczynając od aspektów wizualnych, przez kartotekę przebytych chorób, sprawdzała korzenie. Wszystko po to, by jej syn nie zrobił jej wnuków z byle jaką trzpiotką.
Z niemałego grona kandydatek, wybór padł na mnie. To ja dostałam złoty kupon do serca Mariusza. Szkoda, że tak późno odkryłam, w jakiej maskaradzie biorę udział.
Mamuśka miała zdanie na każdy temat, a synalek tylko przytakiwał. Duet perfekcyjny. Do dziś zastanawiam się, po co Mariuszowi była żona, skoro mamusia świetnie sprawdzała się w jednej i drugiej roli. Niestety w tamtym czasie, miłość dosłownie mnie zaślepiła. Dopiero z czasem odkrywałam, w jakie bagno się wpakowałam.
Zośka, ale po co ci to?
Krystyna nie szczędziła sobie opinii na temat naszego związku. Wciskała swój wścibski nochal w każdą sprawę, nawet tą najbardziej prywatną. Właściwie, to ona pociągała za sznurki w naszym małżeństwie.
Wybrała nam mieszkanie, jeździła z nami na zakupy do sklepów meblowych. Urządzała nam gniazdko według własnych widzimisię. Oczywiście, ona była sprytniejsza, niż wam się wydaje. To nie tak, że Krystyna jeździła ze mną i wskazywała mi panele, które mam kupić. Wtedy jej sprytny plan wyszedłby na jaw.
Teściowa najpierw szkoliła Mariusza, prała mu mózg, a potem obracała sprawę tak, jakby to on samodzielnie dokonywał wszystkich wyborów. Byłam taka szczęśliwa, że mój mąż angażuje się w urządzanie naszego mieszkania, że nie wyczułam, że coś tu śmierdzi.
Pierwsza lampka zapaliła mi się, gdy teściowa jakoś nadwyraz zaczęła interesować się moim życiem prywatnym. W moją stronę zaczęły nagminnie padać pytania o moją pracę, zarobki, jak widzę swoją przyszłość zawodową. Z każdym dniem Krystyna przesuwała granicę dobrego smaku o kolejne kilka kroków. W końcu zaczęła mnie zmuszać do tego, żebym rzuciła pracę:
– Zośka, ale po co ci to? Przecież przeznaczeniem kobiety jest macierzyństwo. Mariuszek dobrze zarabia. Utrzyma was. Może rzuci ci kilka groszy na głupotki, jeśli zasłużysz. A poza tym, dziecko umocni wasze małżeństwo i wybije ci z głowy pokusy i innych facetów!
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Wiedziałam, że ta kobieta ma staroświeckie poglądy, więc nie miałam zamiaru wdawać się z nią w polemikę, ale do czasu. W końcu te argumenty przejął także mój mąż!
Mamuśka przemawiała z ust Mariusza! Choć doskonale znał moje poglądy i plany zawodowe, bo już dawno o tym rozmawialiśmy, to nagle zmienił front. Już nie liczyła się dla niego wspólna szczęśliwa przyszłość. Miało być tak, jak Krystyna sobie tego zażyczyła. Mam siedzieć w domu, gotować obiadki, wychowywać dzieci i najlepiej jeszcze całować Mariusza i jego matkę po stopach. No ich niedoczekanie. Nasze małżeństwo zaczęło się sypać jak piasek przez palce.
To wtedy się postawiłam
Nie było takiej szansy, bym dała się wciągnąć w ten marazm. Wniosłam o rozwód. Nasze drogi nie rozeszły się w zgodzie. Teściowa nie mogła przeboleć, że kandydatka, która własnoręcznie wybrała, wywinęła jej taki numer i zraniła jej synka.
Dla mnie ten etap był skończony. Rozpoczęłam teraz nowy rozdział: singielki. Długo cieszyłam się samotnym życiem. Podróżowałam, imprezowałam, spędzałam czas z przyjaciółmi. Jednak, gry wracałam do domu, brakowało mi męskiego ramienia. Dałam sobie rok na pozbieranie się do kupy. Po tym czasie stwierdziłam, że w sumie nic nie stracę, jeśli założę sobie konto na portalu randkowym. Podchodziłam od tego z dużym dystansem, bo bałam się, że wszyscy faceci są tacy sami, a ja działam jak magnes na nieudaczników.
W ten oto sposób wracamy do początku historii. Nadawcą zalotnych SMS-ów był Michał. Mój dobry przyjaciel poznany właśnie przez portal randkowy. Nie był taki jak pozostali. Sprawiał wrażenie faceta, który nie musi kłamać, żeby zaimponować kobiecie. Nie udawał znawcy komedii romantycznych, czy zatraconego w szybkim świecie wrażliwca. Czułam, że jest między nami jakaś specjalna więź, że ten człowiek potrafi mnie zrozumieć.
Byliśmy w tym samym wieku, pracował w dużej firmie i co najważniejsze, nie żył na garnuszku u matki. Miał swoje mieszkanie. Nie powiem, po przeżytych doświadczeniach, trochę mi to zaimponowało.
Opowiadaliśmy sobie o swoim życiu, historiach i bagażu emocjonalnym, który dźwigaliśmy. Nie ukrywałam przed nim tego, że jestem rozwódką, a mój były mąż to maminsynek. Jego odpowiedź na moje szczere wyznanie, zapadła mi w pamięci. Powiedział:
– Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Rodzice spełnili już swoją rolę. Wychowali nas najlepiej jak umieli. Musimy pamiętać, że oni też żyją na tym świecie po raz pierwszy i popełniają błędy. Kocham swoją mamę, wychowała mnie na dobrego człowieka i jestem jej za to wdzięczny, jednak ona za mnie mojego życia nie przeżyje.
To właśnie po tych słowach zdecydowałam, że najwyższa pora się spotkać i poznać w realnym świecie. Miejsce naszej pierwszej prawdziwej randki wybrał Michał. Zaprosił mnie do eleganckiej restauracji, która słynęła z tego, że podawała dania w zupełnych ciemnościach. Wszystko po to, aby wzbudzić w gościach nowe doznania smaku. Nie powiem, intrygowało mnie to.
Gdy dotarłam na miejsce, przedstawiłam się kelnerowi, a ten chwyciwszy mnie za dłoń, zaprowadził do stolika, w którym czekał już na mnie Michał.
– Cześć, Zosiu. Dobrze cię... widzieć, haha – powiedział Michał. Miał subtelny i męski głos, który kogoś mi przypominał. Swoje dziwne refleksje zrzuciłam na karb całkowitej ciemności, która potrafi płatać figle.
Kolacja była bardzo interesująca, nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Rozmawialiśmy, zupełnie siebie nie widząc i smakując ciekawe potrawy zdając się jedynie na zmysł smaku i dotyku. Było w tym wszystkim coś magicznego. Zwłaszcza wtedy, gdy dłoń Michała delikatnie muskała moją. Zadrżałam z przyjemności.
Otworzyłam oczy i oniemiałam
Michał sprawiał wrażenie wyluzowanego, a nasza rozmowa zdawało się nie ma końca. Czułam się, jakbym przed sobą miała najlepszego przyjaciela, którego znałam od dawna. Cieszyło mnie to, że w końcu poznałam kogoś, kto w niczym nie przypomina mojego byłego męża. Michał był pewny siebie, zdecydowany i wiedział, czego pragnie od życia. Nie mogłam doczekać się momentu, aż w końcu wyjdziemy z restauracji i będę mogła spojrzeć mu w oczy.
Gdy kelner prowadził nas w stronę drzwi, czułam z ekscytacji gul rośnie mi w gardle. Na karku czułam oddech Michała, który podążał tuż za mną. Wychodzą z tych egipskich ciemności słońce niemal zupełnie mnie oślepiło, aż zawróciło mi się w głowie. Byłam pewna, że upadnę, jednak przed kompromitacją ocalił mnie męski uścisk... Mariusza?!.
–Mariusz?! A co ty tu do cholery robisz – wykrzyczałam.
Nie byłam w stanie tego zrozumieć. Jak to wszystko jest możliwe? Czułam się jak w ukrytej kamerze. Byłam na randce z moim byłym mężem? Przecież Michał w niczym nie przypominał Mariusza!
– Nie denerwuj się Zosieńko. Proszę. Przepraszam z tę całą szopkę, ale to był jedyny sposób, żebyśmy mogli porozmawiać.
– Ja... nic nie rozumiem. Przecież na portalu posługiwałam się nickiem. Nie podawałam swoich danych. Skąd to wiedziałeś?!
Poznajemy się na nowo
– Zosiu, to, że byłem słabym materiałem na męża, nie oznacza, że przyjacielem tez byłem marnym – uśmiechnął się skromnie.
– Mariusz, ale jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież wiesz, dlaczego się rozstaliśmy. Twoja matka...
– Moja matka to przeszłość. Wszystko, o czym ci pisałem, jest prawdą. Nie mam z nią kontaktu. Tuż po naszym rozwodzie zrozumiałem, że to toksyczna relacja, a ta kobieta nie potrafiła się pogodzić z faktem, że jestem dorosłym mężczyzną.
Nie wierzyłam własnym uszom. Nie potrafiłam tego pojąć. Byłam zaskoczona każdym słowem, które wychodziło z ust Mariusza. Brzmiał jak zupełnie inny człowiek. Nie jak ten maminsynek, ale jak prawdziwy mężczyzna. A to, że zmienił się specjalnie dla mnie, niemal zwaliło mnie z kolan.
Nie będę udawać, że w sekundę zapomniałam, co przez niego przeszłam. To nie jest bajka, tylko prawdziwe życie. Jednak nie skreśliłam tego, co nas połączyło. Dziś razem stawiamy kroki przez życie. Poznajemy się na nowo. Zdecydowanie bardziej ostrożnie. Staramy się odbudować to, co między nami było. Razem.
Czytaj także:
„Teściowa wyklęła mnie i swojego wnuka, bo zostawiłam jej nieodpowiedzialnego syna. Złagodniała, gdy zmarł”
„Sąsiadka ze swojego mieszkania zrobiła schronisko dla bezdomnych kotów. Tego smrodu nie da się wytrzymać”
„Noszę w sobie owoc miłości do księdza. Słowa o miłości do bliźniego wcielaliśmy w czyn na plebanii”