„Po śmierci ukochanego wyszłam za mąż za jego przyjaciela. Nie wiedziałam, że to przez niego moje dziecko straciło ojca”

kobieta z dzieckiem fot. Adobe Stock, fizkes
„– To ty nie wiesz? – zdziwiła się. – No przecież Michał jechał wtedy po Irka! Irek miał kiedyś straszne problemy z alkoholem, no i wtedy też się upił. Michał się spieszył, bo nie chciał, żeby narobił jakichś głupot i dlatego się rozbił. Irek do dziś nie może sobie tego wybaczyć”.
/ 11.11.2023 22:00
kobieta z dzieckiem fot. Adobe Stock, fizkes

Cieszyłam się bardzo, gdy poznałam Michała. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Byłam przekonana, że to ten jedyny i że zawsze będziemy razem. Układało nam się zresztą świetnie. Nasze plany się pokrywały, a poza tym świetnie się uzupełnialiśmy.

Z niczym się co prawda nie spieszyliśmy, ale wiedziałam, że Michał planuje mi się lada moment oświadczyć. Nie poganiałam go, bo i po co. Na razie zadowalałam się długimi spacerami, spotkaniami przy kawie, a wieczorami także przy winie, długimi rozmowami oraz wyjściami do kina. Dobrze nam było razem, a moi rodzice, zwłaszcza mama, po prostu go uwielbiali. Nie sądziłam, że coś zdoła nas rozdzielić, bo nie podejrzewałam, żebyśmy się mieli o cokolwiek pokłócić. W końcu trudno było o bardziej zgodną parę. Nie przewidziałam jednak, że rozdzieli nas nieszczęście.

Nagle zostałam sama 

O tym, że Michał nie żyje, dowiedziałam się od jego matki. Przyszła do mnie zapłakana i oznajmiła, że mój narzeczony miał wypadek samochodowy. Nie zrozumiałam wtedy, jak do niego doszło, ani kto go spowodował. Najważniejsze było to, że Michała już nie było. Że w mgnieniu oka cały mój świat runął jak domek z kart. I nic już się nie liczyło. Bo jak mogłam myśleć o czymkolwiek ze świadomością, że ukochany mężczyzna tak po prostu odszedł? Że zostawił mnie z tym wszystkim samą? Kompletnie.

Najgorsze, że kilka dni wcześniej dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie powiedziałam mu. Zwyczajnie nie zdążyłam, choć planowałam to przecież w najbliższej przyszłości. Z jednej strony cieszyłam się, że zostanie mi po Michale coś trwałego. Z drugiej natomiast byłam przerażona, bo nie wiedziałam, jak sobie poradzę. Bo nic już nie miało być takie samo, a ja… byłam sama. Nadal. I podejrzewałam, że nic się w tej kwestii nie zmieni.

Poznałam przyjaciela narzeczonego

Irka poznałam podczas pogrzebu. Zaskoczyło mnie ogromne przejęcie, z jakim wpatrywał się w trumnę, a potem w świeżo zasypaną mogiłę. Rodzice Michała dobrze go znali – jego mama płakała mu nawet przez chwilę w marynarkę, ale ojciec trzymał go na dystans. Trochę tak, jakby coś między nimi zaszło i z jakiegoś powodu nie chciał z nim rozmawiać. Nie dopytywałam o to. Uznałam, że to nie moja sprawa.

Do mnie też podszedł, zapytał jak się trzymam i czy nie odwieźć mnie do domu. Chociaż nie znałam go wcześniej, zgodziłam się. I tak w sumie było mi wszystko jedno. Podczas rozmowy z nim dowiedziałam się, że był najlepszym przyjacielem Michała. Choć nigdy go nie poznałam, często wychodził z moim narzeczonym. Podobno wiele rzeczy robili razem i znali się od wczesnego dzieciństwa.

Był dla mnie bardzo miły

Przejął się, gdy powiedziałam mu, że jestem w ciąży. Nie uciekł, jak zrobiłaby większość facetów, a nadal starał się być blisko. Szybko okazało się, że dość dobrze się rozumiemy. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, a ja nie mogłam powiedzieć o nim złego słowa. Bo zdawał się ideałem, choć tak wiele różniło go od mojego ukochanego. Traktowałam go jak przyjaciela, kogoś, na kim zawsze mogę polegać. I właśnie takiej osoby najbardziej mi wtedy brakowało. A to z kolei sprawiało, że stawaliśmy się sobie coraz bliżsi.

W końcu Irek mi się oświadczył. Choć magicznym sposobem nie zmienił się w Michała, zgodziłam się. Zwłaszcza że obiecał też zająć się moim nienarodzonym dzieckiem. W ogóle zaskoczył mnie takim podejściem do ojcostwa i rodziny w ogóle. Faceci zwykle nie chcieli gadać na takie tematy, a już na pewno nie z taką ochotą. No i przerażały ich kobiety już z dziećmi, a co dopiero w ciąży. 

Staliśmy się rodziną

Wzięliśmy ślub, a potem zamieszkaliśmy razem w domu. Szybko zrozumiałam, że doskonale się uzupełniamy. Całkiem nieźle się rozumieliśmy i ani razu nie doszło między nami do kłótni. Ja byłam co prawda trochę drażliwa, ale on jakoś zawsze wszystko łagodził i dzięki temu wciąż żyliśmy w spokoju. A czas płynął. Moje dziecko rosło przekonane, że to Irek jest jego ojcem. 

Czy byłam szczęśliwa? W pewnym sensie. Na pewno nie do tego stopnia, co w towarzystwie Michała, ale próbowałam sobie wmawiać, że z Irkiem jest bardzo podobnie. Prawie tak samo. Czy nie o to w tym wszystkim chodziło? By cieszyć się z tego, co się ma?

Przywykłam do życia u boku Irka. Moja córka, Asia, rosła i nie miała pojęcia, że kiedykolwiek miała jeszcze jakiegoś rodzica poza nami. Pewnie, że chciałabym zobaczyć ją razem z Michałem, ale to było niemożliwe. W końcu odpuściłam. Przestałam myśleć o Michale, skupiłam się na Asi i Irku. Poza tym, znów byłam w ciąży. Tym razem miałam urodzić chłopca – Kamila. To było moje życie i chciałam je należycie przeżyć. Nie miałam czasu bawić się w półśrodki.

Prawda mnie zaskoczyła

Kiedy już się zupełnie uspokoiłam, zaczęłam też wychodzić do ludzi. Spotykałam się z koleżankami i przyjaciółkami, których ostatnio unikałam. Te spotkania zresztą weszły mi w nawyk i chętnie gadałam z innymi. Któregoś razu spotkałam się z Zuzą, dziewczyną, która znała mnie i Michała. Jakoś tak wyszło, że rozmowa zeszła właśnie na mojego pierwszego narzeczonego.

– Szkoda Michała, bardzo szkoda – przyznała wtedy. – No i jeszcze ta sprawa z Irkiem… Gdyby Michał nie jechał wtedy tak szybko…

Popatrzyłam na nią w zdumieniu.

– Jaka sprawa z Irkiem? – spytałam, mając bardzo złe przeczucia. – Dlaczego niby Michał jechał szybko?

Zuza popatrzyła na mnie zdziwiona.

– To ty nie wiesz? – spytała. – No przecież Michał jechał wtedy po Irka! Irek miał kiedyś straszne problemy z alkoholem, no i wtedy też się upił. Michał się spieszył, bo nie chciał, żeby narobił jakichś głupot i dlatego się rozbił. Irek do dziś nie może sobie tego wybaczyć.

Nie wierzyłam. Nie potrafiłam tego poskładać w jedną całość. Mój Michał zginął, bo jechał po swojego najlepszego przyjaciela. Tak po prostu. A ja byłam teraz z tym, który był temu winny. Co więcej, pokochałam go?

Nie wiem, co o tym myśleć

Wciąż nie potrafię się pozbierać po tym, co usłyszałam od Zuzy. Nie powiedziałam o niczym Irkowi, bo nie bardzo wiem, jak miałabym z nim o tym rozmawiać. Mimo wszystko, mam do niego ogromny żal. Bo gdyby mi powiedział o wszystkim… z drugiej strony, właściwie co by to zmieniło? Znienawidziłabym go? Nie zbliżyła się do niego? Wychowywała córkę sama? Nie miałabym Kamila?

Może on rzeczywiście zbliżył się do mnie z poczucia obowiązku. Może chodziło o to, że miał jakiś chory dług wobec zmarłego przyjaciela. Tyle że z czasem musiał się chociaż przywiązać. A potem zakochać. Przecież właśnie to uczucie widzę w jego oczach za każdym razem, gdy w nie spojrzę. Jestem przekonana, że tego nie da się udawać. A przynajmniej w to wierzę. Kocham go bez względu na wszystko. I to on będzie przy mnie przez resztę dni, wykorzystując swoją szansę najlepiej jak umie. Nie będę psuć tego, co udało nam się razem stworzyć.

Czytaj także: „Po rozwodzie Jan obudził we mnie kobietę. Tylko zamiast kochanki zrobił ze mnie babcię, bo zdradził mnie z moją córką”
„Skrycie podkochiwałam się w teściu. W końcu go uwiodłam i spróbowałam, jak smakuje ten zakazany owoc”
„Zrzuciłam habit, żeby wychować dziecko. Liczę, że zdołam dotrzymać ślubów czystości”

 
 
 

Redakcja poleca

REKLAMA