„Po śmierci ukochanego męża straciłam sens życia. Już na jego pogrzebie moje serce zabiło mocniej”

Kobieta na pogrzebie fot. iStock by Getty Images, Jacob Wackerhausen
„Staliśmy obok siebie, a uścisk Poldka dodawał mi otuchy. Kiedy po paru minutach mnie puścił, odniosłam wrażenie, że jego ręka delikatnie pogładziła moje włosy. Ale chyba tylko mi się wydawało. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje”.
/ 06.07.2024 14:30
Kobieta na pogrzebie fot. iStock by Getty Images, Jacob Wackerhausen

Koniec dla Adama przyszedł niespodziewanie. Poważny atak serca, karetka dojechała błyskawicznie, ale okazało się, że nie mieli już kogo ratować. Moje życie legło w gruzach. Myśli zastąpiła czarna otchłań, targana co chwilę falami lęku. Jak sobie z tym poradzić? Od czego zacząć? Czy dam radę?

– Mamo, przepraszam, nie dam rady dotrzeć... Przykro mi, ale teraz nic nie mogę na to poradzić. Postaram się wpaść najszybciej jak to będzie możliwe, za jakieś dwa do trzech tygodni, prędzej raczej nie ma szans.

Wszystko działo się gdzieś poza mną

Nasz syn, Borys, od dłuższego czasu przebywa w Australii, gdzie udało mu się dostać do branży filmowej. Pracuje jako pomoc techniczna czy coś takiego. Aktualnie jest w trakcie realizacji jakiegoś projektu. Raczej nie był w stanie, a pewnie i nie miał ochoty porzucać swojej szansy, o którą zabiegał przez tyle czasu. Doskonale to pojmowałam, ale cóż z tego. Kto wesprze mnie w tej sytuacji? Zostałam sama jak palec. Muszę zorganizować pogrzeb Adama, przetrwać to wszystko i… zastanawiam się, jak potoczy się moje życie.

Firma pogrzebowa pojawiła się nagle i znikąd. Gdzieś mi się obiło o uszy, że zatrudniają informatorów, aby błyskawicznie dowiadywać się o zgonach. Nie mam im tego za złe, i tak nie robiło mi różnicy, kto zajmie się ostatnim pożegnaniem. Zupełnie bezrefleksyjnie składałam podpisy na podsuwanych mi dokumentach. Przystałam na każdą propozycję dotyczącą trumny i ozdób. Ale czy to w ogóle teraz istotne? Dobrze, że Adam zapewnił sobie kawałek ziemi na cmentarzu parę lat temu. Wtedy sądziłam, że postradał rozum.

– Rany, aleś ty głupi! Co ty masz w głowie? Przecież za te pieniądze można by polecieć na Majorkę!

– Aniu, kto wie, co nam los zgotuje i kiedy? Przynajmniej tym nie będziemy się musieli martwić. To znaczy jedno z nas. No i Borys też nie.

– Martwić? Niby czym?

– No wiesz, gdyby tak dla przykładu samolot lecący na Majorkę runął na ziemię, a my bylibyśmy w środku...

– Chyba całkiem ci odbiło. Jaki zdrowy na umyśle człowiek dochodzi do takich wniosków? Tymi nieprzemyślanymi tekstami w końcu sprowadzisz na nas jakieś nieszczęście.

– Spokojnie, kochanie. Mamy miejsce na wzgórzu, wśród drzew. Pieniędzy wystarczy nam też na wakacje na Majorce, gdybyś kiedyś chciała pojechać.

Moje życie legło w gruzach

Mój ukochany Adam. Partner i najbliższy przyjaciel. Całą moją dorosłość zbudowałam wokół niego. Oplotłam go niczym pnącza. Nie było potrzeby, bym pracowała, czy grzebała w ogrodzie. Znajomi ani przyjaciele nie byli mi potrzebni. Adam stanowił cały mój świat. No i jeszcze Borys.

Nie jestem głupia, wiem, że miłość do własnego dziecka kryje w sobie ten przeklęty paradoks. Kochasz kogoś, ale nie po to, by go zatrzymać, a po to, by mógł cię opuścić. Zrozumienie nie zawsze idzie w parze z akceptacją. Mój mały chłopiec tak szybko wyrósł na mężczyznę. Zdecydowanego, pełnego siły, z głową pełną pomysłów i masą energii.

– Ja wszystko rozumiem, ale zastanawiam się, czy akurat Australia to dobry pomysł? Czemu wybierasz się tak daleko? Będę za tobą bardzo tęsknić, syneczku!

– Cóż, to właśnie jeden z powodów. Potrzebuję totalnej zmiany. Pragnę być samodzielny i kierować się własnymi regułami.

– No dobrze, a kto ci przygotuje kotlety mielone?

– Mamo, zapomniałaś, że od roku jestem wegetarianinem? Nie zwróciłaś na to uwagi?

– Myślałam, że to tylko taki przelotny trend, nic poważnego.

– Widziałaś kiedyś, co się dzieje ze zwierzętami w ubojniach? Widziałaś strach w ich oczach?

– Daj spokój, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać!

– No i właśnie o to chodzi.

Potem wsiadł do samochodu i odjechał

Niedługo potem poznał swoją drugą połówkę, ale to nie rodaczka, a mieszkanka Australii. Ma własne mieszkanie i przygotowuje mu domowe posiłki – zupy z soczewicy i kotlety sojowe.

Oby tak dalej! I nie pozwól, aby ta kangurzyca cię zdominowała – chichotał Adam podczas ich rozmowy przez Skype'a. Wyjazd Borysa w ogóle mu nie wadził.

– Facet ma jaja!

– Adam!

– No co Ania?! No, ma odwagę.

Już nigdy nie dane mi będzie pokłócić się z Adamem. Nie dam rady go przytulić. Moje życie legło w gruzach. Zostałam sama w wielkim, pustym domu, który zaczął mnie przerażać. Słychać w nim tyle niepokojących dźwięków. Nigdy wcześniej ta wszechogarniająca cisza nie była tak dotkliwa. Adam uwielbiał słuchać jazzu, gadał jak najęty, oglądał wiadomości i darł się na telewizor. Często chichotał i miał taki zaraźliwy śmiech.

– Bardzo mi przykro, ale zauważyłam, że pod domem stała karetka pogotowia. Mam nadzieję, że panu Adamowi nic poważnego się nie przytrafiło?

– Niestety, mój mąż nie żyje.

To była sąsiadka z naprzeciwka. Nigdy nie miałam potrzeby nawiązywania relacji z ludźmi mieszkającymi obok. Zupełnie nie orientuję się, jak się nazywają, ani czym się zajmują na co dzień. Gdy mijamy się na chodniku, rzucam grzeczne „dzień dobry” i podążam w swoją stronę. Skąd ona zna imię mojego męża? Zapewne mieli okazję zamienić parę słów. Kiedy przycinał trawę czy biegał z nożycami, pielęgnując żywopłot... Co ja pocznę z tą zielenią wokół domu?

Och, nadchodzi ten brodaty jegomość z samego końca ulicy. Niekiedy odwiedzał Adasia, pomagali sobie wzajemnie, użyczali przeróżnych sprzętów, jak kosiarka czy inne podobne. To jedyny człowiek w okolicy, którego imienia jestem pewna. Adaś od czasu do czasu opowiadał o ich ogrodowych przedsięwzięciach: „Poldek zrobił to, Poldek powiedział tamto”. Chyba darzyli się sympatią.

Zastanawiam się, czy to prawdziwe uczucia

Zupełnie nie mam pojęcia, w jaki sposób trafiłam na cmentarz. Moja świadomość chyba gdzieś się ulotniła. Towarzyszyła mi Krystyna, dalsza kuzynka Adama. Zapewne ona zatroszczyła się o to, żebym włożyła stosowny strój i pojawiła się w kaplicy. A może wykonałam to wszystko automatycznie, bez udziału woli. Adam określiłby to jako działanie na autopilocie. Nie wsłuchiwałam się w słowa księdza. Ponownie mnie wyłączyło. Potem podążaliśmy za trumną i zauważyłam, że zebrało się sporo osób. Kim oni są? Przypuszczam, że część z nich to współpracownicy Adama. Skąd tyle młodych ludzi? Być może pomylili uroczystości pogrzebowe.

Najtrudniej było patrzeć, jak opuszczają trumnę w dół i zasypują ziemią. Kolana się pode mną zgięły. To już naprawdę koniec. Już nigdy nie porozmawiamy, nie wtulimy się w siebie, nie zerknę w jego oczy. Już nigdy nie będę mamrotać pod nosem, sprzątając z łazienki resztki z podcinanego zarostu. Czy jest cokolwiek, co jeszcze będę w stanie zrobić?

Składam wyrazy głębokiego współczucia z powodu twojej straty.

– Dzięki, jestem wdzięczna za te słowa.

– Chcielibyśmy przekazać nasze szczere wyrazy żalu w związku z twoją tragedią.

– Doceniam to, bardzo dziękuję.

Kompletnie nie miałam pojęcia, jak sobie z tym wszystkim radzić. Słońce paliło bez litości, a moje okulary przeciwsłoneczne na nic się zdały.

Nie poddawaj się. Dasz radę, mimo tych przeciwności losu.

Poldek, ten cały zarośnięty sąsiad z ogródka obok. Poczułam jego dłoń, która chwyciła mnie za przedramię. Chyba pierwszy raz odważyłam się spojrzeć mu w oczy.

– Dzięki. Obyś tylko ty mnie nie opuścił… – wymamrotałam.

Nie, to nie były moje słowa. Coś, jakaś nieznana część mnie wypowiedziała je za pomocą moich ust. Poldek przygarnął mnie do siebie, trzymając w objęciach. Staliśmy tak przez moment. Przypuszczam, że z boku mogło to wyglądać, jakbym zasłabła, a on nie pozwalał mi upaść. Kiedy się ode mnie odsuwał, jego ręka musnęła moje włosy. A przynajmniej odniosłam takie wrażenie.

– Jesteś pewna, że sobie poradzisz? – zapytał.

– Poradzę. Nie mam pewności, ale jakoś dam radę. Jedź już, Poldek.

Obserwowałam przez szybę jego odjazd. Następnie przeniosłam wzrok w odwrotną stronę. Na sam koniec naszej dróżki. Ani żywej duszy. Przygotowałam sobie kawę. Przesiadywałam, popijając, wpatrując się tępo w ścianę. Podniosłam się i podeszłam do okna. To po prostu nierealne. Musiało mi się przewidzieć. Takie rzeczy nie mają prawa się przytrafiać. Kłócą się z prawami przyrody. Co się ze mną dzieje?

To mój mąż musiał maczać w tym palce

Rano wyrwał mnie ze snu dźwięk dzwonka. Usnęłam całkowicie ubrana na sofie w pokoju dziennym. Podniosłam się z kanapy i podeszłam do okna, żeby sprawdzić, kto przyszedł. Za bramką zobaczyłam Poldka. Dałam mu znak ręką, że już schodzę.

– Aniu, wpadłem z myślą, że może będziesz wkrótce czegoś potrzebować. Nie krępuj się prosić o pomoc o każdej porze. W czymkolwiek, czy to zakupy, czy prace w ogródku. Albo gdybyś miała ochotę po prostu porozmawiać. Pamiętaj, że zawsze jestem...

Niespodziewanie uświadomiłam sobie, że wszelkie moje cierpienie, dezorientacja, rozpacz i lęk przestają być istotne.

– Jestem przekonany, że Adam pragnąłby, abyśmy byli przyjaciółmi – dorzucił Poldek.

– No tak...

– Jakby co, to wiesz, gdzie mnie szukać. Wpadaj śmiało.

– Dobrze.

– Nie daj się.

Skierował swe kroki w kierunku sklepu, idąc bez pośpiechu. Ja tymczasem udałam się z powrotem do domu, gdzie duszkiem wypiłam to, co zostało z wczorajszej kawy. O co w tym wszystkim chodzi? Przyczaiłam się za firanką, wpatrując się w ulicę i czekając na jego powrót. Kim on jest? Dlaczego to robi?

Gdy nastał wieczór, zagadałam do Adama. A raczej do jego zdjęcia. Opowiedziałam mu całą tę historię.

– Myślę, że ty znalazłbyś rozwiązanie tej zagadki. Rozumiałeś mnie jak mało kto. Przecież to jakaś paranoja, żeby stracić głowę dla nieznajomego faceta podczas twojego pożegnania. W czasie uroczystości pogrzebowej kogoś, kto był dla mnie wszystkim. Chyba mi odbiło? Oszalałam. Przez ciebie. Przez to, że paliłeś jak smok i jadłeś niezdrowo. To cię wykończyło, nawet twój optymizm nie dał rady. Porzuciłeś mnie. I co ja mam teraz zrobić?

– Nie narzekaj. Idź do Poldka, on jest w porządku.

Jestem gotowa dać sobie rękę uciąć, że dokładnie to dobiegło moich uszu. Adam odezwał się w mojej głowie. Wypowiedział te słowa. Wcisnęłam przycisk dzwonka. Dało się słyszeć lekkie skrzypnięcie drewnianych drzwi niewielkiego, leciwego domu.

Anna, 60 lat

Czytaj także:
„Mój szwagier to prawdziwy cwaniak. Dostał cały spadek po mojej teściowej, ale chciał ugrać jeszcze więcej”
„Moja siostra trzymała się męża, który miał słabość do kieliszka i ciężką rękę. Nikt się nie spodziewał tego, co w końcu zrobiła”
„Teściowa syna brzydzi się własnych wnuków. Ja robię za pełnoetatową nianię, a ona zbija bąki”

Redakcja poleca

REKLAMA