Reklama

Mówi się o miłości do grobowej deski, nawet w przysiędze małżeńskiej wybrzmiewają słowa „i że cię nie opuszczę aż do śmierci”. A co, gdy ta druga połówka faktycznie umrze? Czy miłość umiera wraz z nią? Co dzieje się z osobą, która zostaje? Czy aby na pewno powinna pogrążyć się w żałobie i nigdy już nie mieć prawa do szczęścia?

Reklama

Znali się całe życie

Moi rodzice znali się praktycznie „od zawsze”. Bawili się na tym samym podwórku, chodzili do tej samej klasy. Studiowali co prawda na różnych uczelniach, ale byli już wówczas parą i mieszkali razem na stancji. Ślub wzięli jeszcze przed ukończeniem studiów, bo matka stwierdziła, że lepiej nie mieć dyplomu na panieńskie nazwisko. Biorąc pod uwagę, że została nauczycielką i co chwilę ten dyplom musiała do jakichś papierów dołączać, rzeczywiście miało to sens.

Jako małżeństwo początkowo wynajmowali niewielkie mieszkanko, później jednak udało im się dostać kredyt i kupić całkiem przytulny, trzypokojowy „apartament”. Planowali bowiem powiększenie rodziny, zatem obok sypialni i przestronnego salonu potrzebowali też pokoju dla dziecka. I rzeczywiście, w niewielkim pokoiku zaledwie rok później pojawiło się dziecięce łóżeczko, w którym zamieszkała mała Agnieszka.

Nad śpiącym w łóżeczku niemowlakiem co i rusz pochylały się dwie uśmiechnięte twarze.

– Ależ ona słodko śpi! – szeptała matka.

– W ogóle cała jest słodka – rozpływał się ojciec.

– Taka do schrupania, prawda?

– No! Urodę po mamusi odziedziczyła.

– Za to upodobanie do spania po tatusiu.

– Oby jej to jak najdłużej nie przechodziło. Słyszałem, że jak dzieci ząbkują, to już nie jest tak różowo.

– Do tego momentu w życiu Agnieszki mamy na szczęście jeszcze trochę czasu. Ale ufam, że jakoś to przeżyjemy.

Dobrali się jak w korcu maku

Nie byłam bardzo kłopotliwym dzieckiem. Przesypiałam całe noce, budząc się tylko na jedzenie. W ciągu dnia też nie wymagałam nadmiernej uwagi, choć oczywiście jak większość dzieci lubiłam być noszona na rękach. Rodzice opiekowali się mną obydwoje, nie było to domeną wyłącznie matki. Kąpał mnie częściej ojciec, co najwyraźniej mi bardziej odpowiadało. Może dlatego, że był z natury spokojniejszy. A może dlatego, że miał duże i ciepłe dłonie, którymi pewnie trzymał moje małe ciałko.

Rodzice dzielili się między sobą nie tylko opieką nade mną, ale i innymi obowiązkami domowymi. Od małego więc uczyłam się, czym jest prawdziwe partnerstwo w związku i jak można okazywać sobie miłość w drobnych, codziennych gestach. Choć każde z nich zawodowo zajmowało się czym innym, to mieli też wspólne zainteresowania. To sprawiało, że czas wolny lubili spędzać razem, jak dwójka najlepszych przyjaciół.

Matka była piękną kobietą i ojciec był o nią nieco zazdrosny. Ileż to razy słyszałam, jak się na ten temat droczyli!

– Dobrze, że w tej twojej szkole taki babiniec, to może nikt mi cię nie będzie próbował odbić.

– A wiesz, że ostatnio przyszedł do nas nowy wuefista? – podpuszczała ojca matka.

– Widziałem go! Sto pięćdziesiąt kilo żywej wagi, jak on zajęcia prowadzi?

– Podobno jest zwinny jak gazela, tak mówią dzieciaki.

– Na szczęście absolutnie nie w twoim typie. Bardziej obawiałbym się wywiadówek.

– A co z nimi? – matka udawała, że nie rozumie.

– Jak jakiś przystojny tatuś przyjdzie do ciebie w sprawie swojego dziecka, to jeszcze ci gotów zawrócić w głowie.

– Jedyny przystojny tatuś, jakiego znam, siedzi właśnie obok mnie i wymyśla głupoty!

Niedaleko pada jabłko od jabłoni

Dorastałam więc w domu wypełnionym miłością i chłonęłam ją wszystkimi zmysłami. Gdy zaczęłam spotykać się z chłopakami, podświadomie próbowałam znaleźć kogoś podobnego do ojca. Nie było to łatwe, ale nie poddawałam się. Gdy poznałam Szymona, miałam przeczucie graniczące z pewnością, że moje poszukiwania się skończyły. I rzeczywiście, jakiś czas później pobraliśmy się. A co ciekawe, był to pierwszy z moich chłopaków, z którym ojciec polubił się praktycznie od pierwszego wejrzenia.

Szymon wiele razy powtarzał, że nie spodziewał się, że zostanie tak serdecznie przyjęty przez moich rodziców. Żartował też, że moja matka jest zaprzeczeniem tych okropnych teściowych z kawałów. Zresztą, podkreślał, że wyglądamy i zachowujemy się z mamą jak siostry.

– Twoja mama jest piękną kobietą i absolutnie nie wygląda na swoje lata!

– Mam być zazdrosna? – rzucałam pół żartem, pół serio.

– No co ty! – obruszał się mój mąż. – Mówię tylko, że prędzej bym ją wziął za twoją siostrę, niż matkę.

– Praca z młodzieżą z pewnością ją odmładza.

– Coś w tym jest. Na szczęście ty odziedziczyłaś geny po niej. Dzięki czemu mam piękną żonę!

Szymon uznał, że te geny absolutnie trzeba przekazać dalej, toteż rozpoczęliśmy starania o dziecko. Całkiem sprawnie nam to poszło, już po trzech latach małżeństwa byliśmy rodzicami dwojga maluchów: starszego Jacka i młodszej Agatki. Dziadkowie oszaleli na punkcie swoich wnuków. Zwłaszcza mój ojciec spędzał z nimi każdą wolną chwilę po pracy. I ubolewał, że jeszcze nie może przejść na emeryturę.

To stało się nagle

Niestety, nie dane mu było nigdy na tę emeryturę przejść. Pewnego dnia odebrałam telefon od matki i oniemiałam.

– Agnieszko, jestem z ojcem w szpitalu. Miał rozległy zawał. Lekarze walczą o jego życie, ale nie wiem… – głos jej się załamał.

– W którym szpitalu jesteście?

– Na Ptasiej.

– Zaraz do was jadę – rzuciłam w słuchawkę i się rozłączyłam.

Gdy patrzyłam na nieprzytomnego ojca leżącego na szpitalnym łóżku, podłączonego do mnóstwa różnych urządzeń, po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, jak kruche jest ludzkie życie. Wcześniej jakoś nie myślałam o śmierci, nie było jej w moim najbliższym otoczeniu.

Następnego dnia było już po wszystkim. Lekarze nie byli w stanie zrobić dla ojca nic więcej i odszedł, nie wybudzając się nawet na chwilę. Matka działała jak na autopilocie, załatwiała formalności, a co było dla mnie najdziwniejsze – nie uroniła ani jednej łzy. Domyślałam się jednak, że prędzej czy później się załamie. Najwyraźniej jeszcze do niej nie docierało, że właśnie straciła najbliższą osobę w swoim życiu.

W tym trudnym czasie Szymon okazał się ogromnym wsparciem zarówno dla mnie, jak i dla mojej matki. Pomagał jej w poukładaniu codzienności na nowo – załatwiał niektóre sprawunki i dokonywał drobnych napraw w domu. To on również umówił matkę na wizytę do lekarza, który dobrał skuteczne leki, dzięki którym dość szybko doszła do siebie. Choć ona utrzymywała, że najskuteczniejszym lekarstwem dla niej jest towarzystwo wnuków, a zwłaszcza Agatki.

Żałobę zostawiła za sobą

Jakież było moje zdziwienie, gdy moja córka po powrocie od babci zaczęła opowiadać o nowym wujku. Babcia podobno była z nim parę razy na kawie, a tego dnia wpadł do niej z zaproszeniem na jakiś koncert. Jeszcze bardziej zadziwiłam się, gdy Agata dwa tygodnie później oznajmiła, że babcia spotyka się już z nowym panem. Nie mieściło mi się to w głowie i byłam wręcz skłonna przypuszczać, że moja córka coś zmyśla, choć nigdy dotąd nie przyłapałam jej na kłamstwie.

Niebawem jednak sama przekonałam się, że Agatka mówiła prawdę. W galerii handlowej, do której wstąpiłam po pracy, bo potrzebowałam pilnie nowych butów, zderzyłam się z wychodzącą właśnie z tamtejszej kawiarni moją matką. Wyglądała kwitnąco, była roześmiana i zdecydowanie nie sama.

– Nie przedstawisz nas, mamo? – zapytałam cierpko.

– Mamo? – zdziwił się jej towarzysz. – Lucynko, masz tak dorosłą córkę?

– Tak, Jureczku – roześmiała się moja matka. – Kochanie, pozwól, że ci przedstawię – powiedziała, zwracając się do mnie – to jest Jurek. Jureczku, moja córka, Agnieszka.

Dwa tygodnie później podjechałam do mojej matki podrzucić jej ciasto, które upiekłyśmy z Agatką. Okazało się, że nie była w domu sama. Towarzyszący jej mężczyzna bynajmniej nie był jednak Jurkiem. Gdy znalazłyśmy się sam na sam w kuchni, zapytałam ściszonym głosem:

– Co ty wyprawiasz, mamo?

– Szukam szczęścia.

– Co chwilę z innym facetem?

– Córeczko, całe swoje dotychczasowe życie spędziłam z twoim ojcem. Nie umawiałam się z chłopakami na randki. Najwyższa pora to nadrobić!

Wróciłam do domu zdruzgotana. Na szczęście Szymon czekał na mnie z obiadem i moim ulubionym deserem. Gdy opowiedziałam mu o tym, że moja matka niczym nastolatka umawia się na randki co chwilę z kimś nowym, uśmiechnął się, pokiwał głową, a potem zaczął mi tłumaczyć, że ona też ma prawo do szczęścia. Tworzyli wspaniałe małżeństwo z moim ojcem, ale jego już nie ma. A ona jest atrakcyjna, młoda duchem i najzwyczajniej w świecie nie chce być sama. Zawsze uważałam, że mój mąż to mądry człowiek. Być może jest trochę racji w tym, co mi powiedział. Muszę to przemyśleć.

Agnieszka, 34 lata

Reklama

Czytaj także:
„Ojciec dostawał dziwne listy i telefony. Wiedziałem, że skrywa tajemnicę, ale prawda okazała się gorsza od wyobrażeń”
„Wystarczyła chwila zapomnienia, by na teście zakwitły dwa paski. Mąż mnie znienawidzi, gdy dowie się, kto jest ojcem”
„Żona nie używa perfum i żywi się korzonkami. Chce, żebyśmy żyli jak pustelnicy, a ja marzę o golonce i schabowym”

Reklama
Reklama
Reklama