„Po śmierci męża, sąsiadka kompletnie się rozsypała. Z porządnej kobiety stoczyła się na samo dno"

kobieta na ulicy fot. iStock by Getty Images, Zhenikeyev
„Może jednak powinnam wezwać pogotowie? Tak, chyba jednak je wezwę. W końcu nie można patrzeć obojętnie, jak się poniewiera pod moimi drzwiami! A może lekarze w końcu coś poradzą na jej nałóg? Może jej każą się leczyć? Zamkną gdzieś".
/ 24.04.2023 21:15
kobieta na ulicy fot. iStock by Getty Images, Zhenikeyev

Kiedyś to była taka przyzwoita kobieta! Dom na błysk, codziennie trzydaniowy obiad. Dzieciaki wyszorowane, czysto ubrane, mąż w wyprasowanej koszuli. Co się z nią stało, że leży teraz na mojej wycieraczce? Zasnęła, a ja nie mam pojęcia, co zrobić. Wiem, że sąsiadka jest w sztok pijana…

Siedzę jak trusia przy drzwiach, po drugiej stronie, w swoim mieszkaniu, i nasłuchuję. Oddycha? Nic jej nie jest? Jeszcze godzinę temu awanturowała się, żebym ją wpuściła, waliła w drzwi, naciskała dzwonek jak opętana. Wiem, że zwyczajnie pomyliła mieszkania, bo chciała się dostać do siebie.

U niej nikogo nie ma, więc kto jej miał otworzyć?

Dzieci dorosły, wyprowadziły się i już od kilku lat rzadko je widuję. A mąż sąsiadki zmarł rok temu. To po pogrzebie tak się rozsypała. Zaczęła pić, chociaż Malinowska z parteru mi mówiła, że już wcześniej nie wylewała za kołnierz. Tylko że tego nie było widać, nikt o tym nie wiedział, bo mąż ją krył.

– Dzieci miały ostro przykazane, żeby o tym, co się dzieje z mamą, nikomu ani słowa nie mówić. A Staśka potrafiła znikać na kilka dni; to się nazywało, że cierpi na migrenę.

Ja nawet parę razy przyuważyłam, że pod nasz dom przyjechała taka jakby karetka nie-karetka i lekarz z walizeczką wbiegał na górę. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, dopóki kuzyn mi nie uświadomił, że to prywatne odtruwanie – opowiadała.

W tym, co mi powiedziała sąsiadka z parteru, musiało być ziarnko prawdy, bo i ja widziałam parę razy tego lekarza z walizeczką. A i dzieci sąsiadów, mimo że takie niby zadbane, to zawsze były jakieś przygaszone. Nie mówiły za wiele, nie uśmiechały się i nie przyprowadzały kolegów do domu. No i nasz osiedlowy hydraulik zdradził mi, jak naprawiał u mnie kran, że u nich spod zlewu to kiedyś flaszkę wódki wyciągnął, bo się do rur dostać nie mógł.

Zaczerwieniła się tak, że wyglądała jak pomidor, mówię pani! A potem coś bąknęła, że to mąż musiał tam schować. Ale wyrwała mi tę butelkę, więc sobie pomyślałem: „Kochana, na męża to mi nie wygląda, bo coś ci się za bardzo oczy do tej wódki świecą”.

Nie wiem, dlaczego nikt wtedy tej kobiety nie próbował leczyć. Czy jej mąż zdawał sobie sprawę, że „zamiatając wszystko pod dywan”, robi jej krzywdę? Teraz jest całkiem sama i nie ma o nią kto zadbać, gdy tak leży pijana. Wszyscy w okolicy wiedzą o jej problemie, ale nikt się nie kwapi, aby pomóc. Zresztą jak? Ja przecież teraz także nie wiem, co robić. Zadzwonić po pogotowie? Po policję? Przyjadą, zabiorą ją do izby wytrzeźwień, a potem zapłaci za to wszystko ze 300 złotych. Czy ona ma takie pieniądze? Za co właściwie pije? Chyba z renty po mężu, bo przecież nigdy nie pracowała.

Siedziała w domu i wychowywała dzieci…

Może gdyby miała więcej obowiązków, toby tak nie piła? Ja nie mam przecież czasu nawet przysiąść na moment z gazetą, cały czas coś się dzieje. Człowiek jest jak w kieracie praca – dom – praca. Jak tutaj pić? Kiedy? Nasłuchuję znowu. Chyba zasnęła. „A jeśli zwymiotuje i zakrztusi się wymiocinami tu, na mojej wycieraczce?” – przestraszyłam się nie na żarty. Podobno takie rzeczy się zdarzają!

Może jednak powinnam wezwać pogotowie? Tak, chyba jednak je wezwę. W końcu nie można patrzeć obojętnie, jak się poniewiera pod moimi drzwiami! A może lekarze w końcu coś poradzą na jej nałóg? Może jej każą się leczyć? Zamkną gdzieś. Nie, to nie w Polsce… Tutaj nikogo nie można zmusić do leczenia, jeśli sam nie chce. Spróbuję porozmawiać z sąsiadką, jak już wytrzeźwieje, może jakoś przemówię jej do rozsądku. A teraz dzwonię po pogotowie. Nawet jak za to zapłaci, to przynajmniej tych pieniędzy nie przepije. Lepiej, żeby wydała kasę na odtruwanie niż na wódkę.

Czytaj także:
„Mąż to tyran i awanturnik. Znosiłam poniżanie i ataki furii, ale gdy zaprosił do naszego łóżka ladacznicę, powiedziałam dość”
„Na studiach mieszkałam z... galerianką. Dla odrobiny kasy zgadzała się na naprawdę obrzydliwe rzeczy”
„Mąż zdradził mnie z kochanką i zostawił samą z kredytem. Musiałam oddawać się za pieniądze, żeby zarobić na chleb”

Redakcja poleca

REKLAMA