„Po śmierci męża marzyłam o nowej miłości, ale byłam ponad 30-letnią wdową z nastoletnim synem. Kto by przyjął taki bagaż?"

Związałam się z nauczycielem syna fot. Adobe Stock, Studio Romantic
„Do tej pory spotykałam go tylko okazjonalnie, ale nie mogłam nie zauważyć, że jest świetnym facetem. Zabawny, wysportowany, zawsze zaczepiał mnie na korytarzu, aby zamienić kilka słów, gdy tylko wpadałam do szkoły. No i uważał, że Antek jest bardzo wysportowany, a która matka nie lubi, kiedy się chwali jej dziecko?".
/ 14.09.2022 07:38
Związałam się z nauczycielem syna fot. Adobe Stock, Studio Romantic

Chciałam jeszcze kiedyś się zakochać, wyjść za mąż i znów zostać mamą. Z czasem jednak zaczęłam powoli tracić nadzieję, że tak się stanie.

Zdjęłam dwa ciężkie pudła z pawlacza i spojrzałam na nie z rozrzewnieniem. Tak długo miałam nadzieję, że pochowane w nich niemowlęce ubranka jeszcze kiedyś się przydadzą. Ale właśnie wczoraj zdałam sobie sprawę z tego, że… niekoniecznie. Otworzyłam jedno z pudeł. Pod bielusieńkimi kaftanikami i śpioszkami w kaczuszki leżały maleńkie skarpeteczki. Nie większe od naparstka! Założyłam jedną z nich na palec i zalała mnie fala wzruszenia…

Jeszcze tak niedawno nosił je mój synek

Takie miniaturowe… Mogłam je całować godzinami. A teraz? Wczoraj Antek przymierzył sportowe buty swojego taty – wysokie za kostkę, idealne do chodzenia po górach. Marek miał je na sobie może ze dwa razy, zanim nie odszedł od nas na zawsze, pokonany przez chorobę.

– Mamo! Są dobre! – wykrzyknął zachwycony syn.

Nie wierzyłam, że to możliwe, dopóki nie sprawdziłam, wkładając swój palec między piętę Antka a zapiętek buta. Faktycznie – były idealne!

I właśnie wtedy, oprócz dumy, że mój syn jest coraz starszy, poczułam także żal. Bo zdałam sobie sprawę, że moje szanse na urodzenie jeszcze jednego dziecka są już właściwie żadne. Zawsze chcieliśmy mieć z mężem dwoje albo nawet troje dzieci. Ale nie zdążyliśmy. Potem zajęłam się samotnym wychowywaniem Antosia i nie w głowie mi były romanse.

A poza tym, kto się zwiąże z 30-letnią wdową?

Niełatwo o takiego kandydata, który chciałby opiekować się cudzym dzieckiem. W dodatku ja zawsze stawiam syna na pierwszym miejscu i uważam, że to Antek musiałby najpierw zaakceptować mojego nowego partnera, zanim zdecydowałabym się na stały związek.

No i tu kółko się zamykało, bo do tej pory żaden z panów, z którymi czasami się spotykałam, nie znalazł uznania w oczach mojego syna. Zawsze, z dziecięcą intuicją, wyczuwał w nich nieszczerość, co być może uchroniło mnie przed nieszczęśliwą miłością. Ale też i samotność wcale mi nie służyła. Starałam się nie tracić nadziei, że jeszcze kogoś spotkam.

Widząc jednak, jak Antek chodzi w butach swojego ojca, zdałam sobie nagle sprawę z mojego wieku i z tego, że dziecka to ja już raczej nie urodzę.

W końcu za rok stuknie mi 40 lat!

Dlatego zdjęłam z pawlacza te wszystkie niemowlęce ciuszki z zamiarem przejrzenia ich i posegregowania. Część zamierzałam wrzucić do pojemników PCK, a część…

Czy ja wiem? Oddać komuś, sprzedać hurtem na Allegro? Okazało się jednak, że nie potrafię tego zrobić. Kiedy tylko zaczęłam przeglądać rzeczy, odezwały się wspomnienia i w moich oczach zabłysła łza.

„Zostawię je, przecież Antek ma już piętnaście lat! Nawet się nie obejrzę, jak będzie miał własne dzieci i wtedy te ciuszki będą jak znalazł” – postanowiłam, wymyślając ten grubymi nićmi szyty pretekst, byleby tylko nie przyznać się sama przed sobą, że kierują mną głupie sentymenty.

Zupełnie jakbym miała za dużo miejsca w mieszkaniu, żeby magazynować takie rzeczy! Schowałam z powrotem pudła i w tym momencie wpadł do domu Antek.

– Mamo, ratuj! Pani Olga złamała nogę i nie wiadomo teraz, kto pojedzie z nami na obóz jako wychowawca. Ja nie chcę kogoś głupiego, kto mi zepsuje wakacje, więc powiedziałem panu Pawłowi, że ty możesz jechać, bo masz patent! – wyrzucił z siebie jak szybkostrzelny karabin.

– Zaraz, powoli, bo nic z tego nie rozumiem! – poprosiłam go, więc powtórzył.

– Ja? Mam być twoją wychowawczynią na obozie żeglarskim? – zdumiałam się.

Mój syn wpadł na taki pomysł? Oszalał chyba!

– No, bo przecież żeglowaliście z tatą, sama mi mówiłaś! – Antek miał prawie łzy w oczach.

– To prawda, ale…

– Mamo, proszę, zgódź się! I wiesz co? Pan Paweł także uważa, że to jest świetny pomysł!

No tak. Pan Paweł, WF-ista i ulubiony nauczyciel mojego dziecka. Założył w szkole sekcję żeglarską i już dwa razy Antek był z nimi na wakacyjnym obozie. Mogłam gładko skłamać, że nie mam koniecznych uprawnień, aby zostać wychowawcą, ale…

Tak naprawdę je miałam. Zrobiłam kurs jeszcze w czasie studiów i dorabiałam sobie w ten sposób podczas wakacji.

– Zastanowię się. Daj mi czas do jutra – stwierdziłam, zaskakując samą siebie.

No, bo w końcu musiałabym na ten wyjazd poświecić swój urlop, a co to za wypoczynek z gromadą cudzych dzieciaków? Nie bardzo chciałam się przyznać, że… w sumie pociągała mnie chyba perspektywa wyjazdu w towarzystwie pana Pawła.

Do tej pory spotykałam go tylko okazjonalnie, ale nie mogłam nie zauważyć, że jest świetnym facetem. Zabawny, wysportowany, zawsze zaczepiał mnie na korytarzu, aby zamienić kilka słów, gdy tylko wpadałam do szkoły. No i uważał, że Antek jest bardzo wysportowany, a która matka nie lubi, kiedy się chwali jej dziecko? Wszak droga do serca mężczyzny wiedzie przez jego żołądek, a do serca matki przez potomstwo.

Przyznaję, że zdarzało mi się myśleć o panu Pawle

Często po rozmowie z nim rozpamiętywałam każde słowo, zastanawiając się, czy dobrze wypadłam i szukając w jego zachowaniu jakichkolwiek oznak tego, że nie jestem dla niego tylko jedną w wielu matek uczniów. Ot, takie tam fantazje samotnej kobiety…

A teraz podobno powiedział, że to dobry pomysł, z tym moim wyjazdem...

– Jeśli pani nie ma nic przeciwko temu… Wiem, że koledzy Antka bardzo panią lubią, więc z pewnością zaakceptują ten pomysł. A i ja byłbym spokojniejszy, mając do pomocy kogoś znajomego i tak sympatycznego, a nie zatrudnioną w ostatniej chwili, obcą osobę – zadzwonił do mnie następnego dnia pan Paweł.

– Muszę sprawdzić, czy dostanę urlop – wybąkałam, czując, że się czerwienię.

Na szczęście on tego nie mógł zobaczyć. Szef nie miał nic przeciwko mojemu wyjazdowi, więc klamka zapadła! I tak znaleźliśmy się na jeziorach.

Ja, Paweł i… kilkunastu naszych podopiecznych

W grupie chłopców był także Jacek. Pamiętałam go ze szkoły – rok starszy od mojego syna sympatyczny piegus, wiódł prym na wszelkich szkolnych uroczystościach, a teraz był dziwnie zgaszony i przygnębiony.

Niby brał udział w zajęciach, pływał na łódce, ale ciągle jakby jakiś nieobecny duchem… W dodatku Paweł powiedział mi, że wykupił wyjazd na obóz dosłownie w ostatniej chwili.

– Nie wiesz, co się z nim dzieje? – zagaiłam w końcu Antka.

– Zakochany – syn wzruszył ramionami. – Przed końcem roku pokłócił się z Mariolką, swoją dziewczyną i teraz ma zgryz, bo ona nie odbiera jego telefonów. Jest z rodzicami tutaj niedaleko na wakacjach, po drugiej stronie jeziora. Jacek myślał, że jak będzie tak blisko niej, to coś się stanie i się pogodzą. Ale chyba na to nie ma szans…

Zrobiło mi się żal Jacka, ale cóż mogłam poradzić na jego nastoletnią miłość? Sama nie dawałam sobie za bardzo rady z moim rodzącym się uczuciem do Pawła. Bo z jednej strony wydawało mi się, że on czuje podobnie, jak ja, natomiast z drugiej…

Zachowywał się w stosunku do mnie oficjalnie

Tłumaczyłam to sobie tym, że jesteśmy oboje wychowawcami młodzieży, na obozie są także inni instruktorzy. Jednym słowem sytuacja jest mało romansowa… Pewnego ranka w połowie pobytu weszłam do pokoju chłopców, żeby ich obudzić.

I zaskoczyło mnie puste łóżko Jacka, bo zwykle wstawał ostatni, po pół godzinie marudzenia.

„Może poszedł do łazienki” – pomyślałam.

Kiedy jednak nie zszedł na śniadanie, dorwałam resztę towarzystwa.

– Gdzie jest Jacek? Mówcie od razu! – chłopcy milczeli wystraszeni, ale wyczułam, że wiedzą, dokąd poszedł ich kolega.

Już miałam im uświadomić, że jeśli go zaraz nie znajdę, to będę musiała zawiadomić policję, kiedy mnie oświeciło.

– Antoś! – zaciągnęłam syna w kąt. – Gdzie dokładnie jest na wakacjach ta Mariola?

Kiedy się zaczerwienił, wiedziałam, że trafiłam.

– Kiedy do niej poszedł?

– W nocy… – oświadczył mój syn i wyjawił nazwę ośrodka, w którym mieszkała dziewczyna Jacka. Poinformowałam o tym Pawła.

– To brzegiem ponad trzydzieści kilometrów! – złapał się za głowę. – Co ta miłość robi z człowieka!

Nie mieliśmy samochodu, bo kierownik obozu pojechał nim do miasta.

– Co robimy? Zawiadamiamy kierownika, niech po niego jedzie? – spytałam.

– Popłyńmy łódką, to tylko osiem kilometrów przez jezioro – stwierdził na to Paweł. – Nasi chłopcy dołączą do innej grupy. Trudno, sytuacja podbramkowa.

Odcumowaliśmy pierwszą z brzegu łódkę i pożeglowaliśmy w kierunku przeciwnego brzegu. Byliśmy na środku jeziora, gdy powiał szkwał. Wywiesiliśmy się więc z Pawłem na pasach balastowych myśląc o tym, że przy takim wietrze za chwilę będziemy przy drugim brzegu, a tutaj… Nagle pasy pękły i oboje chlupnęliśmy do wody!

Zakrztusiłam się nią, po czym zalała mnie kolejna fala. I wtedy poczułam, że Paweł mnie łapie i holuje do łódki. Po chwili złapałam oddech i zaczęłam płynąć sama, a on obok mnie. Dobrnęłam do burty i podsadzona przez Pawła wdrapałam się na pokład. Ale on już nie dał rady…

Holowałam go więc do brzegu, uczepionego burty. Kiedy dobijałam i musiałam zrzucić grot, poprosiłam, aby sterował spoza łódki. Musiało to wyglądać dziwnie dla ludzi stojących na brzegu, że ja majstruję przy żaglach, a łódź płynie „sama”.

– Niezła z nas załoga! – stwierdził Paweł, gramoląc się na pomost.

Poszliśmy szukać rodziców Mariolki

Okazało się, że nasz Romeo dotarł do swojej ukochanej o świcie i dowiedział się, że nie odbierała jego telefonów, bo nie miała tutaj zasięgu! Pogodzili się, a potem tata dziewczynki postanowił odwieźć Jacka do ośrodka.

Odetchnęliśmy z ulgą. Po obejrzeniu łodzi okazało się, że mieliśmy pecha z tymi pasami balastowymi, bo nie tylko pękły uchwyty, ale i linka, która je podtrzymuje. Wtedy jacyś żeglarze zaproponowali: 

– Weźmiemy was na hol.

Tym sposobem mieliśmy z Pawłem czas dla siebie. Sami na łódce ciągniętej przez inną.

– Już dawno miałem ochotę zaprosić cię do kina, ale krępowałem się, bo jesteś matką mojego ucznia – wyznał mi.

– Jeszcze tylko przez rok jestem matką ucznia! – zaznaczyłam szybko.

Paweł uśmiechnął się.

– No tak. A cóż to jest jeden rok, skoro przed nami całe życie?

Do końca obozu już nie dało się ukryć, że jesteśmy z Pawłem w sobie zakochani. Antek był szczerze tym uradowany.

– Dobry miałem pomysł z tym obozem, nie? – dopytywał się.

– Nie masz nic przeciwko temu, żebym się spotykała z panem Pawłem? – upewniłam się. – To twój nauczyciel…

– Żaden tam nauczyciel, tylko trener! – stwierdził na to Antek.

Przez rok spotykaliśmy się z Pawłem regularnie

W szkole ukrywaliśmy się z uczuciem. Bałam się, co sobie o mnie pomyślą inne matki, ale najważniejsze było, żeby nikt nie posądził mojego syna o „fory”. Dzieciaki potrafią być złośliwe, a ich rodzice - jeszcze bardziej.

Gdy mój syn poszedł do liceum, mogliśmy w końcu przestać się ukrywać i zamieszkaliśmy razem.

– Kiedy ślub? – dopingował nas Antek.

– No właśnie… Kiedy, kochanie? – zapytał Paweł, patrząc mi głęboko w oczy.

– Albo jak najszybciej, albo… za rok – odparłam, a widząc ich zdumione spojrzenia wyjaśniłam. – Nie chcę iść do ołtarza z brzuchem...

Tak! Okazało się, że spełni się moje marzenie o jeszcze jednym dziecku. Jak dobrze, że nie oddałam tych wszystkich maleńkich ciuszków. Miniaturowe skarpeteczki wkrótce znowu ozdobią stópki kopiące energicznie powietrze. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać filmy dla dorosłych niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA