Mówisz: „Koniecznie musimy się spotkać” i nie odzywasz się tygodniami, a kiedy już wydaje się, że obie mamy czas, wymawiasz się zmęczeniem. Przyciśnięta do ściany po długim wahaniu wybierasz rozmowę telefoniczną. Tak jest łatwiej, bo nie trzeba, patrząc mi w twarz, tłumaczyć się z oczywistości. Nie rozumiem zmiany, jaka w tobie zaszła. Przyznam, że się pogubiłam, nie wiem, która wersja ciebie jest prawdziwa. Ta, która siedzi teraz w domu i gotuje mężowi obiadki, czy tamta, zaradna, niezależna dziewczyna, obok której przeżyłam 20 lat?
Mówisz, że byłaś wyczerpana, na skraju depresji, że już wszystko sobie udowodniłaś i potrafisz utrzymać samą siebie oraz dzieci, że zasłużyłaś na wakacje – trwający już osiem lat odpoczynek u boku dużo starszego do ciebie Grzegorza. Uprzedzasz moje pytanie i dodajesz, że wcale ci się nie nudzi. Spełniasz się jako gospodyni domowa. Lubisz gotować, wypiekać, pucować, wyszywać i zgłębiać tajniki zdrowego stylu życia. Fotografia? No jasne! Robisz zdjęcia Grzegorzowi. Chór? Śpiewasz w domu, w ciągu dnia, gdy nikt cię nie słyszy. Przyjaciele? Przecież rozmawiamy!
Nie potrzebowałyśmy kasy, by dobrze się bawić
– Nie bądź zazdrosna – strofujesz mnie jak dziecko. – Muszę dbać też o znajomych Grzegorza.
A co z naszymi wyjazdami? Co z górskimi wspinaczkami i morzem? Kiedy wybierzemy się wspólnie pod namiot?
– Obie dobijamy pięćdziesiątki, nie mam już siły na namiot – wzdychasz, więc proponuję pensjonat w dogodnym dla ciebie terminie i miejscu. Szepczę ostrożnie, że może być nawet spa, gotowa zadłużyć się, żeby pobyć z tobą przez kilka dni.
Milczysz, sprawiasz wrażenie, że nad czymś się zastanawiasz, po czym dodajesz: „W najbliższym czasie to niemożliwe”. Ty także wyczuwasz fałsz w swoim głosie, więc wyjaśniasz pośpiesznie, że wyjeżdżasz z Grzegorzem najpierw do Włoch (za trzy miesiące), później do Tajlandii (prawdopodobnie). Na moją uwagę na temat weekendu, raptem dwóch dni z jednym noclegiem gdzieś w kraju, blisko ciebie, odpowiadasz: „Nie wiem, czy starczy nam pieniędzy”.
Milknę, bo przecież żyjecie na wysokim poziomie. Zresztą, nawet w czasach, gdy ledwie starczało nam na chleb, potrafiłyśmy wysupłać parę groszy, żeby wyskoczyć „na zielone”, by zapomnieć o niskich zarobkach, niedojrzałych ojcach naszych dzieci, nachalnych szefach, kolejnych ratach za mieszkania…
W takich chwilach mam ochotę krzyczeć z tęsknoty za tamtą Wiktorią, ale zagryzam zęby, bo zdaję sobie sprawę, że tylko się ośmieszę, próbując dociec, dlaczego tak się zmieniłaś, Nie jesteś przecież nastolatką, nie przeżywasz swojej pierwszej miłości, poza którą nic się nie liczy.
Twoją córkę, a moją chrześnicę, także zaskakuje twoje zachowanie. Ręczy, że Grzegorz cię nie bije ani nie zastrasza. Zauważyłaby takie rzeczy – skończyła resocjalizację, pracuje z podobnymi przypadkami, ma wyczulony wewnętrzy radar, jak twierdzi, a ty wyglądasz na szczęśliwą, chociaż jej również nie mieści się w głowie, że dla Grzegorza rzuciłaś wszystko i zamknęłaś się w domu.
– Czy tego oczekiwał? – spytałam, gdy po ślubie z nim złożyłaś wypowiedzenie.
– Dał mi wybór, z którego z przyjemnością skorzystałam – powiedziałaś, serwując mi kawę w porcelanowej filiżance w nieskazitelnie czystej kuchni w stylu prowansalskim. – Wszystko tutaj musiałam zmienić – westchnęłaś, oczekując pochwały za dobrze wykonany remont domu Grzegorza.
Dlaczego potraktowała mnie w ten sposób?
Rzeczywiście, zmieniłaś wystrój z lat osiemdziesiątych we wnętrza rodem z żurnala, więc z przyjemnością wyraziłam swój zachwyt i pochwaliłam twój gust. Rozprawiałaś o tym remoncie jeszcze przez kolejne dwa lata. Sprawiałaś wrażenie, że to twoje największe dokonanie, jakby nie liczyły się studia podyplomowe, nagrody fotograficzne, kursy dokształcające i awanse w pracy. Mimo wszystko doceniłam wysiłek, a ty wtedy jeszcze chciałaś widywać mnie w swoim domu. Potem już tylko w kawiarniach, a z czasem został tylko kontakt telefoniczny.
– Będzie nam teraz dobrze – obiecywałaś, chociaż nie oczekiwałam od ciebie sponsorowanych wyjazdów, zakupów na twój koszt, drogich prezentów, ani nawet tej kawy w porcelanie.
Cieszyłam się twoim szczęściem, bo uważałam, że na nie zasługujesz. Martwiło mnie jedynie, że dzieli was z Grzegorzem 20 lat. No ale przecież nie zamierzałaś rodzić mu dzieci, bo oboje mieliście już własne, a twój mąż dbał o zdrowie i kondycję.
– Liczy się porozumienie dusz, nie wiek – mówiłaś, a ja przytakiwałam.
Szkoda tylko, że to porozumienie usunęło mnie z twojego życia. Nie mam siły, Wiktorio, dzwonić i dopraszać się twojej uwagi, narzucać się, wymuszać kilku rozmów rocznie. Jeśli taka jest twoja wola, zniknę, zajmę się sobą, postaram się wypełnić czymś pustkę po wieloletniej przyjaźni. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że być może nigdy nie się dowiem, dlaczego potraktowałaś mnie w ten sposób. Ale wiedz jedno – zawsze będę na ciebie czekać, bo nasza przyjaźń to, oprócz dzieci, najcenniejsze co mam. Po prostu tęsknię za tobą, Wiktorio.
Czytaj także:
„Moi rodzice na starość powariowali. Ojciec udaje playboya i podrywa młode laski, a matka kokietuje starszych panów”
„Teść to wspaniały człowiek, ale okropny pantoflarz. Nie potrafił sprzeciwić się żonie, nawet gdy chodziło o jej życie”
„Mój brat jest nierobem i darmozjadem. Mama prawie umarła, bo za moje pieniądze pojechał w góry z nową kochanką”