„Po ślubie okazało się, że mąż to darmozjad. Myśli, że lodówka zapełnia się sama, a skarpetki same lądują w pralce”

pokłócona para fot. Getty Images, Jamie Grill
„– Mam wrażenie, że małżeństwo z Jackiem było pomyłką – wypaliłam. – Mam w domu darmozjada, który łaskawie spłaca nasz kredyt i… I na tym się jego wkład w nasze wspólne życie kończy. Na dodatek oczekuje z mojej strony kompletnej obsługi”.
/ 21.04.2024 19:15
pokłócona para fot. Getty Images, Jamie Grill

Zawsze myślałam, że historie o facetach, którzy uważają, że dom się sam sprząta, pranie się samo pierze, zakupy same docierają do domu, a obiady się same gotują, są wyssane z palca. Uważałam wręcz, że opowieści te są oparte na krzywdzących stereotypach – bo przecież mężczyźni nie są tak ograniczeni! Życie jednak mocno zweryfikowało moje poglądy...

Mam dwóch starszych braci, którzy zawsze stanowili dla mnie wzór mężczyzny. Tata zmarł, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, mama została sama z naszą trójką, ale Igor i Julek wspierali ją na każdym kroku. Wyrośli na fajnych facetów, są wzorowymi mężami i ojcami. I nadal opiekują się naszą mamą na tyle, na ile tej opieki potrzebuje. Nic więc dziwnego, że miałam nadzieję na znalezienie równie wartościowego partnera na życie.

Poznaliśmy się na studiach

Jacka poznałam na jednej z imprez studenckich. Był dwa lata ode mnie starszy, ale dopiero zaczynał przygodę z naszą uczelnią. Jak mówił, dwa poprzednie kierunki studiów były kompletnie nietrafione, dlatego zamienił polibudę na uniwerek i liczył na to, że tym razem dokonał właściwego wyboru. W końcu, jak to mówią, do trzech razy sztuka.

Pobraliśmy się jeszcze podczas studiów. Było nam ze sobą dobrze, więc nie widzieliśmy powodu, by czekać. Postanowiliśmy wynająć mieszkanie, bo znudziło nam się wieczne imprezowanie w akademiku. Wkrótce potem ja zostałam szczęśliwym magistrem i załapałam się na okres próbny w jednej z firm, do których rozesłałam swoje CV. Jacek wciąż jeszcze studiował, starając się jak najbardziej odsunąć w czasie pisanie pracy magisterskiej.

Nie chciał dorosnąć

Po okresie próbnym podpisałam umowę o pracę. Bardzo się cieszyłam, bo oznaczało to początek stabilizacji w moim, pardon, naszym życiu. Postanowiłam to uczcić – przygotowałam uroczystą kolację, ulubiony deser Jacka i wino z wyższej półki.

– Co świętujemy? – zapytał mój mąż, spoglądając na elegancko nakryty stół.

– Mój sukces! Właśnie podpisałam umowę o pracę! – nie posiadałam się z radości.

– To wspaniale! – ucieszył się Jacek.

– Teraz czas na ciebie – powiedziałam, podając mu otwieracz do wina

– W sensie, że mam otworzyć wino? – zapytał.

– To też! – roześmiałam się. – Ale mam również na myśli twoje życie zawodowe.

Oj, do tego jeszcze daleka droga. Najpierw przecież muszę skończyć studia.

– No to bierz się za to! Na co czekasz?

– Wiesz przecież, że przede mną jeszcze kilka zaliczeń, a potem pisanie pracy magisterskiej...

– Wiem, wiem. Ale wiem też, że mam bardzo zdolnego męża, który sobie z tym wszystkim w mig poradzi!

Nie był odpowiedzialny

Okazało się jednak, że nieco z tym „w mig” przesadziłam. Jacek najwyraźniej lubił być studentem, bo wspomniane przez niego zaliczenia ciągnęły się za nim jak, za przeproszeniem, smród za wojskiem. Gdy już w końcu przyszło do pisania pracy magisterskiej, to trwało to znacznie dłużej, niż przewidują standardy. Oczywiście w tym czasie mój mąż nawet nie szukał pracy, bo przecież był bardzo zajęty i nie mógł się niczym więcej zajmować.

Jakoś ten okres przetrwałam. Ba, nawet wspierałam Jacka dzielnie w jego zmaganiach z materią magisterki. Jednocześnie chodziłam do pracy, gdzie coraz bardziej mnie doceniano, co miało przełożenie również na wzrost moich zarobków. To pozwalało mi zacząć marzyć o kredycie na mieszkanie. Jednak szybko zorientowałam się, że lepiej będzie poczekać z tym, aż mój mąż również znajdzie pracę.

Miał wymagania

Jacek w końcu szczęśliwie napisał i obronił swą pracę magisterską, a potem niespiesznie zaczął rozglądać się za pracą. Miał przy tym spore wymagania – nie chciał pracować zbyt ciężko, życzył sobie jednak całkiem sporego wynagrodzenia. Gdy próbowałam sprowadzić go na ziemię, odpowiadał:

– Ależ kochanie, przecież nie chcemy całe życie mieszkać w tej wynajętej klitce!

– No tak, Jacku, ale nikt na start nie da ci tyle, ile ja zarabiam po kilku latach pracy.

– Kochanie, to oczywiste, że ciebie w tej pracy nie doceniają. Wiesz, że kobiety wciąż mają niższe pensje niż mężczyźni.

– Jak na razie to utrzymujemy się z moich zarobków... – nie wytrzymałam.

– Skarbie, i po co ten sarkazm? Zobaczysz, znajdę pracę, której będziesz mi zazdrościła!

– Oby!

Mój mąż najwyraźniej był w czepku urodzony, bo w końcu przedziwnym zbiegiem okoliczności dostał pracę – marzenie. Niezbyt rozbudowany zakres obowiązków, niewielka odpowiedzialność i całkiem konkretne pieniądze jak na tak małe wymagania wobec pracownika. Do tej pory nie rozumiem, jakim cudem mu się to udało. Już kilka miesięcy później staraliśmy się o kredyt, a po kolejnych paru miesiącach udało nam się wprowadzić do naszego nowego, własnego mieszkania.

Żerował na mnie

Dopiero teraz miałam przekonać się, za kogo wyszłam za mąż. Jacek co prawda spłacał ze swojej pensji nasz kredyt, ale poza tym w żaden sposób nie partycypował w kosztach naszego wspólnego życia. Wiedziałam, mniej więcej, ile kasy powinno mu zostać, ale nie widziałam ani złotówki. To ja regulowałam wszelkie opłaty i rachunki, robiłam zakupy i pokrywałam wszystkie, nawet nieprzewidziane, wydatki.

Kiedy próbowałam z Jackiem rozmawiać na ten temat, odpowiadał, że skoro on spłaca nasz kredyt, to nie powinnam od niego oczekiwać kolejnych wyrzeczeń. I że przecież mamy co jeść, na rachunki mi wystarcza, więc on zupełnie nie rozumie, o co mi chodzi. A jeśli by mi nie wystarczało, to może po prostu nie powinnam być taka rozrzutna, tylko nauczyć się z głową gospodarować pieniędzmi.

Irytowało mnie jego lenistwo

Na dodatek mój mąż nie imał się żadnych prac domowych. Kiedy wspominałam o myciu naczyń, odburkiwał coś o tym, że przecież nie po to mamy zmywarkę, żeby sobie głowę takimi pierdołami zaprzątać. Brudne skarpetki, majtki i inne części garderoby porzucał tam, gdzie mu było wygodnie. Zupełnie nie interesowało go, jaką drogę muszą one potem przebyć, by odnaleźć się w jego szafie, czyste i pachnące.

Dopóki mieszkaliśmy w wynajętej kawalerce, nie zwracałam za bardzo uwagi na te zachowania mojego męża. Z pewnością były wówczas mniej widoczne, a zresztą my dopiero zaczynaliśmy wspólne życie. Teraz jednak coraz bardziej docierało do mnie, że mój mąż to darmozjad, leń i bałaganiarz, chłopca wymagającego wiecznej obsługi. Miałam wrażenie, że gdyby nie kredyt, to w ogóle nie poczuwałby się w obowiązku dokładać do domowego budżetu.

Brat miał pewien pomysł

Czułam się bezsilna. Życie z Jackiem było coraz trudniejsze. Wszelkie moje prośby o zrobienie czegokolwiek w domu zbywał nieśmiertelnym „Ale ja zarabiam na ten dom, więc daj mi odpocząć po ciężkim dniu pracy!”. Na dodatek okazało się, że mój mąż wcale tak ciężko nie pracuje, jak mu się wydaje. Przez przypadek dowiedziałam się od znajomego, że szefostwo nie jest zadowolone z jego pracy i już dwukrotnie awans przeszedł mu koło nosa.

W końcu stwierdziłam, że muszę się komuś wyżalić i zadzwoniłam do brata. Od razu wiedział, że mam problem.

– Siostrzyczko, znam cię nie od dziś, słyszę, że coś cię gryzie – rzekł Julek. – Wal prosto z mostu.

– Mam wrażenie, że małżeństwo z Jackiem było pomyłką – wypaliłam. – Mam w domu darmozjada, który łaskawie spłaca nasz kredyt i… I na tym się jego wkład w nasze wspólne życie kończy. Na dodatek oczekuje z mojej strony kompletnej obsługi. Czasem mam wrażenie, że on myśli, że lodówka zapełnia się sama, a pralka to taki robot, który biega po domu, zbiera brudne ciuchy, pierze je, suszy, prasuje i układa w szafach…

– No cóż, mamusia nie wychowała, to życie będzie musiało go nauczyć – powiedział mój nieoceniony brat. – Mam pomysł. Jak wiesz, powiększyła nam się całkiem niedawno rodzina. Przydałaby nam się dodatkowa para rąk na pokładzie. Czy ciocia Anita może wziąć w pracy tydzień urlopu? Albo dwa?

– Właściwie… Zapytam szefa, ale chyba będzie to możliwe. Najgorszy okres mamy za sobą, więc powinnam dać radę to załatwić.

– Świetnie. Zatem bierz urlop, siostrzyczko, i przyjeżdżaj do nas. Tylko przed wyjazdem nie zapomnij opróżnić lodówki. No i niech cię ręka boska broni sprzątać!

Może będzie miał nauczkę

Jak mi poradził mój starszy brat, tak zrobiłam. Urlop dostałam praktycznie od ręki. W lodówce były pustki, bo zbliżał się weekend, a za większe porządki brałabym się dopiero w sobotę. Spakowałam się pod nieobecność Jacka i zostawiłam mu krótki liścik. Dorosły jest przecież…

Dzwonił już do mnie trzy razy. Nie odebrałam. Za trzecim razem natomiast odebrał Julek i w żołnierskich słowach wyjaśnił mojemu mężowi, że podobnie jak ja ma dwie sprawne ręce. Dawno nie było mi tak dobrze. Chyba przedłużę swój urlop!

Czytaj także: „Żona spuściła w kanale 20 lat małżeństwa. Przystojny kochanek był więcej wart, niż wierny mąż”
„Ukochany wciskał mi kit o babci, o którą się troszczy. Odkryłam, że ta staruszka ma smukłe ciało i zabawia go w łóżku”
„Po ślubie z oczu spadły mi różowe okulary. Zamiast troskliwego męża, zobaczyłam śmierdzącego lenia”

Redakcja poleca

REKLAMA