Za Tomka wyszłam jakoś tak przypadkiem. Zauroczył mnie na jednej ze studenckich imprez, potem poznała go moja matka i wielce nim zafascynowana, zaczęła truć, jaki to by był wspaniały materiał na męża.
Byłam młoda i głupia
Ja sama nie myślałam wtedy za wiele o przyszłości. Cieszyłam się życiem w wielkim mieście, z dala od zaściankowej codzienności w naszym miasteczku i nudnych przyjaciół. Tylko Roberta – swojego pierwszego ukochanego z liceum, wspominałam z lekką nostalgią. No, ale przecież byłam postępowa. To on nie chciał iść na studia ani w ogóle opuszczać tej żałosnej rodzinnej mieścinki. Sam był winien, że nasz związek się rozpadł.
To chyba właśnie na fali ekscytacji związanej z przebojową miejską rzeczywistością, przyjęłam zaręczyny niespełna po roku znajomości z Tomkiem. Nie zastanawiałam się nad tym, czy dobrze go znam i czy w ogóle mamy ze sobą coś wspólnego oprócz upodobania do imprezowania. Cóż, byłam młoda i głupia. Kto miał mi tego zabronić?
Ślub wydawał mi się czymś genialnym – kolejną świetną przygodą. Nie docierało tylko do mnie, że po nim zaczynało się wspólne życie. W moim przypadku, z kimś zupełnie obcym.
Małżeństwo było pomyłką
Nie dogadywaliśmy się praktycznie od samego początku. Tomek lubił kręcić afery z niczego, bo potem zawsze mógł wyjść z domu, widowiskowo trzaskając drzwiami i pójść się napić z kolegami. W końcu każdy pretekst był dobry, by trochę zabalować. Najpierw mi to nie przeszkadzało – zwykle szybko się godziliśmy i pędziliśmy razem na jakąś imprezę. Kiedy jednak dotarłam do końca studiów, a przez nasz zabawowy tryb życia straciłam dwie posady z rzędu, zaczęłam rozumieć, że długo tak nie pociągniemy.
Tak się jakoś złożyło, że dostałam wymarzoną pracę w agencji reklamowej. Niby nic, ale zawsze o czymś takim myślałam, choć w moim maleńkim miasteczku urzeczywistnienie tego pragnienia byłoby raczej niemożliwe. Postanowiłam nie zmarnować szansy, jaką rzucił mi los i skupiłam się na obowiązkach. Często nie było mnie w domu, nierzadko zresztą zostawałam w biurze po godzinach, a kiedy wracałam, czułam się zbyt zmęczona, żeby myśleć o imprezowaniu.
Tomkowi się to nie podobało. Zaczął marudzić, że zrobiłam się nudna i zgorzkniała jak stara baba. Bolało mnie to, ale od kłótni, do których on tak bardzo dążył, wolałam spokój, a co za tym idzie, samotne płakanie w poduszkę.
Tęskniłam za Robertem
Wtedy też coraz częściej wspominałam Roberta. Przystojny, bardzo wysportowany, a przy tym zapatrzony we mnie jak w obrazek. W przeciwieństwie do Tomka, wspierał mnie w każdej decyzji. Mimo że byliśmy tylko dzieciakami, podobały mu się moje kreatywne pomysły i chociaż sam ufał raczej sile swoich mięśni, potrafił o nich słuchać godzinami. Tęskniłam za nim. Miałam ochotę po prostu cofnąć czas do chwili rozdania świadectw. Do momentu, gdy powiedziałam, że wyjeżdżam na studia i nie obchodzi mnie, co postanowi.
Z Tomkiem męczyłam się w sumie 17 lat. Nie wiem czemu aż tyle. Może dlatego, że gdy w końcu uznał, że nie ma ze mnie żadnego pożytku, przestał zwracać na mnie uwagę. Wieczorami wychodził na piwo z kumplami lub Bóg wie gdzie, a rano, kiedy wychodziłam do pracy, jeszcze spał. Sam łapał dorywcze fuchy, ale zupełnie mu to nie szło. No tak – kto chciałby wiecznie skacowanego pracownika?
Byłam pewna, że kogoś ma. Nie jedną, a wiele kochanek. W końcu siostra przekonała mnie, że powinnam coś z tym zrobić.
– Naprawdę odpowiada ci takie życie, Marzena? – spytała, gdy wpadłam do niej na niedzielną kawkę. – Weź kopnij tego twojego lenia w tyłek! Masz jeszcze kupę życia przed sobą! Na pewno znajdziesz kogoś lepszego. Wartego twojej uwagi!
W końcu byłam wolna
No i uparłam się przy rozwodzie. Tomek właściwie nie protestował – było mu wszystko jedno. Wyprowadził się niemal natychmiast do jakiejś bogatej dziuni, którą poznał na jednej z imprez. Mówił, że ona da mu lepsze perspektywy. Nie wiem, jak ostatecznie wyglądały te jego „perspektywy”, bo po rozprawie rozwodowej zupełnie zerwaliśmy kontakt.
Byłam wolna i stale myślałam o Robercie. Zawsze mi mówił, że nie będzie miał innej poza mną. Dlaczego miałoby się coś zmienić? Uznałam, że go poszukam. Wiedziałam, że ma profil w mediach społecznościowych, tylko jakoś wcześniej się jeszcze nie złożyło, żeby do niego napisać. Uznałam, że czas najwyższy to zmienić.
Nawiązanie kontaktu nie było trudne
Robert niemal od razu odpisał na moją wiadomość. Ucieszył się bardzo, że postanowiłam odnowić znajomość, a potem bardzo się zmartwił, że nie poukładało mi się. Wieczory po pracy zaczęłam więc spędzać na długich rozmowach z dawnym ukochanym. Wyobrażałam sobie, jak teraz wygląda, bo akurat na profilu nie wrzucał swoich aktualnych zdjęć. Nie mogłam się doczekać, aż go zobaczę. Co prawda, nadal mieszkał w tym naszym malutkim miasteczku, ale uznałam, że to nic – jakoś go przecież przekonam, żeby przeprowadził się do mnie. Jako dorosły na pewno by zrozumiał, że to dobry plan.
Opowiadał mi, że został trenerem personalnym. Nie miałam pojęcia, kogo może trenować w tej zapyziałej dziurze. Tym bardziej wierzyłam, że pojedzie za mną do wielkiego miasta. A kiedy zaprosił mnie do siebie, od razu się zgodziłam. Czemu właściwie miałabym się wahać?
Chciałam zrobić na nim wrażenie
Nasze rodzinne miasteczko nie było daleko od miejsca, w którym mieszkałam. Wiedziałam jednak, że przed wyjazdem muszę się dobrze przygotować. Nie miałam już przecież dwudziestu lat, a chciałam go wprawić w zachwyt, sprawić, by nie mógł myśleć o niczym poza mną. By w ogóle nie wyobrażał sobie już swojej przyszłości beze mnie.
Założyłam efektowną, rozkloszowaną sukienkę z głębokim dekoltem – czerwoną, bo Robert zawsze lubił czerwony. Dobrałam do niej biżuterię i zrobiłam staranny makijaż, tak, by wyglądać naturalnie, ale z klasą. Wzięłam też na przebranie szpilki pod kolor. No i pojechałam. Pełna nadziei, że rzeczywiście bez trudu uwiodę go ponownie. Bo przecież już go miałam w garści, prawda?
To była niespodzianka
Kiedy Robert otworzył drzwi, aż zaparło mi dech w piersiach. Mimo że od naszego ostatniego spotkania minęło piętnaście lat, wydawało mi się, że nic się nie zmienił… a może nawet jeszcze wyprzystojniał? Już miałam się do niego odezwać, uśmiechnięta od ucha do ucha, gdy u jego boku stanęła Luiza. Jak się później okazało, jego żona.
– Luiza? – wykrztusiłam.
W pierwszej chwili nie mogłam zrozumieć, co ona tutaj robi.
Całą trójką chodziliśmy do jednej klasy, ale nigdy się z nią nie trzymaliśmy. To była taka kujonica, co to nawet pracy domowej nigdy nie chciała dać odpisać. Czasem podśmiewaliśmy się z niej z Robertem, że zostanie starą panną, bo nikt takiej zrzędy nie zechce.
– No hej, Marzenko! – Cała się rozpromieniła i ku mojemu zdumieniu przytuliła się do mnie. – Robert opowiadał, że się odezwałaś.
– Hm, no proszę – mruknęłam, zerkając na niego.
On z kolei stał trochę wycofany, z lekko speszoną miną. Boże, był wciąż taki przystojny… ale spojrzenie miał wbite w Luizę. Z bólem serca odkryłam, że doskonale je znam.Tak samo patrzył na mnie jeszcze w szkole, gdy był zakochany.
– To ja kazałam mu cię zaprosić – oświadczyła z dumą. – No, nie stój tak! Wchodź, wchodź.
Nie tak wyobrażałam sobie to spotkanie. Nie było świec, romantycznej kolacji ani wina we dwoje. Była za to domowa szarlotka, perlisty śmiech Luizy i Monisia – ich pięcioletnia córeczka. Nie powiem, żeby było jakoś mało przyjemnie. W sumie nieźle się bawiłam. Tylko jakoś tak głupio było mi patrzeć na Roberta szalejącego teraz za inną kobietą.
Wróciłam do szarej rzeczywistości
Przestałam myśleć o Robercie. Po naszym spotkaniu przychodziło mi to z trudem, ale zawsze, gdy mi się przypomniał, widziałam też roześmianą Luizę. Tak, zdecydowanie byli razem szczęśliwi.
Teraz, gdy patrzę na moje życie i jego monotonność, wydaje mi się, że popełniłam wiele błędów. Że sama je sobie skopałam, a teraz siedzę w pustym mieszkaniu i praktycznie nie mam się do kogo odezwać. Miłość? No cóż, zlekceważyłam ją kiedyś, a teraz raczej nie miałam co na nią liczyć.
Siostra pociesza mnie, że na pewno jeszcze kogoś sobie znajdę. Sęk w tym, że ja wcale nie szukam. Boję się rozczarowań i tego, że znowu zbyt prędko się zdecyduję. A kolejnego błędu mogę już zwyczajnie nie znieść.
Marzena, 40 lat
Czytaj także: „Dla męża zawsze jestem tą drugą. Traktuje zdanie swojej matki jak święte, a ona nim manipuluje”
„Kadrowa w pracy omyłkowo wysłała do mnie poufne dane. Przez swoją ciekawość narobiłam przyjaciółce niezłego bigosu”
„Lata temu odbiłam kumpeli faceta. Zniknęła na 10 lat, odstawiła się jak amerykańska gwiazda i wróciła, by się zemścić”