Śnieg topniał na wycieraczce pod drzwiami, gdy przekroczyliśmy próg domu. Walizki były jeszcze nierozpakowane, Antek marudził, kaszląc co chwilę, a Zosia stała obok z kwaśną miną. Mój dom miał być miejscem, w którym poczuję ulgę po tych niespokojnych dniach zimowych ferii.
Musieliśmy wrócić
Kiedy wyjeżdżaliśmy, miałam plan: dzieci spędzają czas na śniegu, a ja na chwilę zapominam o codzienności. Ale już trzeciego dnia wszystko runęło. Antek dostał gorączki, a nasze ferie zmieniły się w konsultacje z lekarzem i szybki powrót. Z ulgą, zamknęłam za sobą drzwi do sieni. Tak bardzo chciałam wrócić do normalności.
Dom. Rodzina. Mój świat. Wszystko, co kocham. Tyle że od jakiegoś czasu to zaczęło pękać jak lód na jeziorze. Paweł, mój mąż, stał się chłodniejszy, bardziej zamknięty. „Praca go wykańcza” – tłumaczyłam sobie.
Rozebrałam Antka, który wyglądał kiepsko. Obserwowałam jego zmęczoną twarz i poczułam ciepło w sercu. Dzieci były moją oazą, nawet jeśli czasem mnie wykańczały.
– Mamo, mogę coś zjeść? – przerwała moje myśli Zosia.
Od progu uderzyło mnie ciepło mieszkania i zapach jaśminowych świec, które zawsze trzymałam na szafce w przedpokoju. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że znów jesteśmy w swoim miejscu. Ale gdy weszłam do salonu, wszystko zamarło.
Na kanapie, rozparty jak król, siedział Paweł. To nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, że obok niego, z nogą założoną na nogę, siedziała elegancka kobieta. Nie znałam jej, ale wystarczyło jedno spojrzenie na jej twarz i smukłą sylwetkę, by wszystko w środku mi się zatrzymało.
Świat stanął w miejscu
– Mamo, co to za pani? – odezwała się Zosia, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
– Co to, do cholery, jest?! – Wyrzuciłam z siebie. – Paweł? Kim ona jest?
Mój mąż poderwał się z miejsca, jakby obudzony nagłym hałasem. Twarz kobiety pozostała bez wyrazu. Jej wzrok powędrował ku mnie.
– Dorota, posłuchaj… – zaczął Paweł, ale jego słowa były równie bezradne jak jego postawa.
– Posłuchaj?! – Przerwałam, czując, jak gorąco uderza mi do głowy. – Co ona tu robi?
Zanim mąż zdążył odpowiedzieć, kobieta odezwała się spokojnym, lodowatym głosem:
– Chyba nie musimy się tłumaczyć.
Wpatrywałam się w nią, a potem w Pawła. Ten scenariusz nie mógł być prawdziwy.
– Dzieci! Idźcie na górę! – Powiedziałam stanowczo, nie odrywając oczu od męża.
Kiedy drzwi do ich pokoju zatrzasnęły się, wszystko we mnie eksplodowało.
– Kto to jest i dlaczego siedzicie razem w naszym domu?! – wykrzyczałam.
Oczekiwałam wyjaśnień
Paweł otworzył usta, ale ta kobieta odpowiedziała pierwsza.
– Widzę, że atmosfera tu nie sprzyja rozmowie. Powinnam się chyba zbierać.
– Nie ruszaj się stąd – syknęłam, odwracając się z powrotem do Pawła. – Ty też nigdzie nie idziesz. Zacznij mówić.
Kobieta wstała z kanapy, poprawiła sukienkę i spojrzała na Pawła, jakby chciała go zmusić do działania. On jednak stał ze wzrokiem wbitym w podłogę, próbując wymyślić cokolwiek, co mogłoby uratować tę sytuację.
– Dorota… To nie jest tak, jak myślisz… – jego słowa brzmiały jak puste frazesy.
– Więc jak? Wyjaśnij mi, dlaczego ta kobieta siedzi w moim salonie!
– Lepiej to załatwmy, zanim zrobi się większy cyrk – powiedziała chłodno, zerkając na zegarek.
– Załatwmy?! – prychnęłam. – Co ty tu w ogóle robisz?!
Paweł w końcu podniósł wzrok, jego oczy błagały o zrozumienie.
– Dorota… od dawna chciałem ci powiedzieć. Alicja i ja… jesteśmy razem.
– Co?! – W moim głosie drżało niedowierzanie. – Jesteście razem? A ja? A nasze dzieci?
Myślałam, że to omamy
Paweł spuścił głowę. Kobieta sięgnęła po płaszcz, zakładając go z nonszalancją.
– Może powinieneś w końcu dokończyć tę rozmowę – rzuciła, kierując się do drzwi. – Zadzwonię później.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, spojrzałam na Pawła.
– Jak długo? – Wyszeptałam, tłumiąc łzy.
– Pół roku – odparł cicho.
Gdy Paweł zniknął za drzwiami sypialni, czułam, że muszę stawić czoła tej kobiecie. Wyszłam przed dom i zobaczyłam ją zapalającą papierosa.
– Poczekaj! – Zawołałam. Odwróciła się, jakby cała sytuacja była dla niej jedynie przykrym obowiązkiem.
– Czego jeszcze chcesz? – Zapytała chłodno.
– Jak mogłaś wejść do cudzego domu i niszczyć rodzinę? – Rzuciłam ostro.
Zaśmiała się krótko, gasząc papierosa czubkiem buta.
– Paweł od dawna był nieszczęśliwy – powiedziała. – Ja mu tylko pokazałam, że może być inaczej.
– Nieszczęśliwy? – powtórzyłam z ironią. – Był nieszczęśliwy z dwójką dzieci, które go kochają?
– Może. – Alicja wzruszyła ramionami. – Ale to nie mój problem. Nie zmuszam nikogo do bycia ze mną.
Była bezczelna
– Nie twój problem?! – krzyknęłam, podchodząc bliżej. – A dzieci?
Jej twarz pozostała niewzruszona.
– Dorośnij. Nie obchodzi mnie, jak sobie z tym poradzisz. Paweł dokonał wyboru.
Wpatrywałam się w nią z niedowierzaniem.
– Nigdy więcej nie pojawiaj się w moim życiu – wysyczałam przez zęby.
Ruszyła w stronę samochodu. Gdy odjechała, osunęłam się na ścianę. W środku czułam tylko pustkę.
Dzieci w końcu zasnęły. Siedziałam w salonie, załamana. W końcu usłyszałam kroki Pawła. Stanął w progu.
– Chcesz mi coś wyjaśnić? – zapytałam zimno.
– Dorota… – zaczął, siadając ostrożnie w fotelu naprzeciwko. – Wiem, że cię zawiodłem.
– Zawiodłeś mnie? – Podniosłam głos. – To mało powiedziane. Zniszczyłeś wszystko. Nasze życie, przyszłość dzieci, dom…
– Nasze małżeństwo od dawna nie działało. Tylko… nikt z nas nie miał odwagi tego przyznać.
Wpatrywałam się w niego, szukając w jego twarzy choć odrobiny poczucia winy. Nie było tam nic.
– Więc co zrobiłeś? Zamiast walczyć, znalazłeś sobie rozwiązanie w postaci kochanki?
Chciał się rozstać
Westchnął, patrząc na swoje dłonie.
– Nie planowałem tego. Po prostu się wydarzyło. Zrozumiałem, że z nią jestem szczęśliwy.
– Szczęśliwy?! – Syknęłam. – A my? Co z dziećmi? Jak mam im to wytłumaczyć?
Na chwilę zapanowała cisza. W końcu uniósł wzrok.
– Chcę rozwodu – powiedział cicho.
Czułam, jak świat wali mi się na głowę.
– Rozwodu? – Powtórzyłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Tak po prostu? A czy ty kiedykolwiek mnie kochałeś?
Zawahał się, a to wahanie było jak nóż wbity w moje serce.
– Kochałem… kiedyś. Ale wszystko się zmieniło.
Zrozumiałam, że niczego więcej nie muszę już słuchać. Wstałam, powoli i spokojnie.
– Wyjdź. I jutro znajdź sobie inne miejsce na noc.
Nie czekałam, aż się ruszy. Poszłam do sypialni, zamknęłam drzwi na klucz i pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie płakać, aż zabrakło mi sił.
Zostawił nas
Paweł zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Rano Zosia i Antek wbiegli do kuchni, wyrywając mnie z myśli.
– Mamo, co dziś robimy? – zapytała Zosia z entuzjazmem, jakby nic się nie stało.
Patrzyłam na nich przez chwilę, starając się nie pokazać bólu, który wciąż w sobie nosiłam. Musiałam być silna – dla nich, dla siebie.
– Może zrobimy pizzę? – Zaproponowałam, a dzieci ucieszyły się, jakbym zaproponowała podróż do Disneylandu.
Gdy kroiłam składniki, myśli wciąż do mnie wracały. Czy Paweł miał rację, że nasze małżeństwo od dawna nie działało? A może to tylko wymówka, żeby usprawiedliwić zdradę? Nieważne. Już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Teraz miałam tylko jedno zadanie – trzymać się na powierzchni i zbudować życie na nowo.
Wieczorem, gdy dzieci już spały, usiadłam przy stole z notesem. Na pierwszej stronie zapisałam: „Co dalej?”. Nie znałam odpowiedzi, ale wiedziałam jedno – będę walczyć. Dla siebie, dla dzieci. I choć przyszłość była mglista, coś w środku szeptało, że jakoś dam sobie radę. Bo muszę.
Dorota, 37 lat
Czytaj także:
„Brat przyjechał z drogimi prezentami i udawał panisko. Czułam się upokorzona, bo nam się nie przelewa”
„Po śmierci syna mój świat się zawalił. Wtedy w moim życiu pojawił się ktoś, kogo już dawno pochowałam w swojej pamięci”
„Narzeczony dał mi wybór: albo on, albo studia. Nie zamierzam całe życie tyrać przy garach jak niedouczona wieśniaczka”