„Po alkoholu zaczęłam żalić się przez telefon obcemu facetowi. Po prostu pomyliłam numery, a on zaczął mnie dręczyć”

Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, dragana991
„Rok wcześniej, o tej samej porze, czułam się zupełnie inaczej. Gdy Maciek ode mnie odszedł, chciałam zniknąć. Był dla mnie wszystkim, nie mogłam uwierzyć, że życie może być jeszcze kiedykolwiek piękne bez niego”.
/ 17.02.2024 07:15
Strapiona kobieta fot. iStock by GettyImages, dragana991

Przygotowywaliśmy się do ślubu, wstępnie urządzaliśmy wspólne mieszkanie… Tak, nawet wspólne mieszkanie już mieliśmy – rodzice wygrali sądową sprawę o odszkodowanie za majątek, który został im odebrany w czasach PRL. Podzielili się tymi pieniędzmi ze mną i moim bratem, więc zaciągnęłam kredyt i nabyłam mieszkanie składające się z dwóch pokoi i kuchni. W tym czasie byłam już z Maćkiem.

Wspominam nasze pierwsze wspólne święta, kiedy to wybieraliśmy drzewko, a potem je ubieraliśmy... Następnie przyszły niesamowite walentynki, a po kilku kolejnych tygodniach on oznajmił, że odchodzi...

Maciek otwarcie przyznał, że czuje, iż nasz związek go przytłacza. Byłam zaskoczona. W końcu między nami wszystko układało się świetnie! Jasne, zdarzało nam się pokłócić, jak każdej parze, ale czy to naprawdę było takie poważne? Czy były jakiekolwiek oznaki, że coś idzie nie tak?

Może powinnam była zwrócić uwagę na to, że zaczął się bardziej zamykać w sobie, że coraz rzadziej chciał ze mną gdzieś wyjść, że zaczął być nieco szorstki. Tłumaczyłam to sobie jego zmęczeniem – przecież oboje mieliśmy dużo obowiązków. A fakt, że zamieszkaliśmy razem, sprawiał, że nasz związek stał się mniej spontaniczny. Ale naprawdę nie przypuszczałam, że zdecyduje się na taki krok i mnie porzuci.

Stwierdził, że potrzebuje więcej czasu tylko dla siebie, więcej przestrzeni, że przeprowadziliśmy się do jednego mieszkania zbyt wcześnie, że to wszystko było dla niego zbyt wiele i zbyt szybko. Zebrał swoje rzeczy, powiedział „przykro mi”, i odszedł. Tak, bez żadnych ceregieli. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę i że spotyka akurat mnie.

Tej nocy byłam jednocześnie wściekła, przygnębiona i zdezorientowana. Nazajutrz do niego zadzwoniłam: próbowałam jeszcze coś wyjaśnić, może naprawić…

– Nie ma tu nic do wyjaśniania – oznajmił zimno. – Musimy sobie po prostu dać trochę oddechu.

– Ale dlaczego? – nie mogłam pojąć. – W końcu mieliśmy zamiar wziąć ślub, chcieliśmy sprawdzić, czy nam razem dobrze pójdzie i myślałam, że tak właśnie jest…

– No, więc sprawdziliśmy – odparł. – Kaśka, przepraszam, na pewno uważasz mnie teraz za idiotę. Ale ja naprawdę nie mogę tak... Nie daję rady. Nie potrafię ci wyjaśnić, o co mi chodzi, ale ja się czułem skrępowany w naszym związku.

– Czy to moja wina? Czy za bardzo na ciebie naciskałam? – próbowałam zrozumieć sytuację. – Przecież mogłam nad tym pracować, mogłam próbować to zmienić, gdybyś tylko mi powiedział…

– To by niczego nie zmieniło – odpowiedział chłodno.

– Ale dlaczego? Maciek, spędziliśmy ze sobą całe trzy lata, nie możesz po prostu tak odejść.

– Potrzebuję trochę czasu dla siebie. Przepraszam – powiedział na końcu i zakończył rozmowę.

Natychmiast się pochorowałam

Na początku zmagałam się z anginą, a następnie przyszła grypa. Doktor powiedział, że to nerwy osłabiły moje zdrowie, więc dał mi zwolnienie lekarskie. Na szczęście, bo przez te dwa tygodnie w pracy i tak byłam kompletnie bezużyteczna. Jedyne, co mogłam robić, to płakać.

Gdy skończyłam kurację antybiotykami, kupiłam dwie butelki wina i postanowiłam się napić. Oczywiście, już po trzecim kieliszku przekonałam się, że nie mogę tak zostawić sprawy, że muszę odzyskać Maćka. Albo przynajmniej powiedzieć mu, jak bardzo cierpię i jakim jest łajdakiem. Po piątym kieliszku zadzwoniłam do niego. Raz, dwa, trzy razy... Nie odebrał.

Napełniłam swój kieliszek po raz kolejny, w nadziei, że może się odezwie. A potem wysłałam do niego wiadomość.

„Nikt mnie nigdy tak nie zranił jak ty”, pisałam, starając się zachować poprawną polszczyznę, co stawało się coraz trudniejsze po tej ilości wina.

„Trzy lata to kupa czasu. Myślałam, że cię dobrze znam. Ale się rozczarowałam. I chcę, żebyś wiedział, jak bardzo mnie zniszczyłeś i że życie straciło dla mnie jakąkolwiek wartość".

Chociaż prawdę mówiąc, chciałam napisać coś zupełnie innego.

Chciałam mu powiedzieć co o nim myślę, nazwać go najgorszymi słowami, krzycząc, że nie chcę z nim mieć nic wspólnego. Ale za dużo wypiłam i zaczęłam się litować nad sobą. Nie zależało mi na niczym, nie przejmowałam się tym, że się upokarzam i odsłaniam przed nim swoje wnętrze. Ze łzami w oczach wybrałam numer – znałam go na pamięć, nie musiałam szukać go w książce telefonicznej – i nacisnęłam klawisz „wyślij”.

Odezwał się po pięciu minutach. Ze zdumienia wylałam wino na sofę, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi.

– Zawsze jest jakiś sens w życiu – odpisał.

– Po tym, co mi zafundowałeś? Jesteś zwykłą świnią! – odparłam.

– Przykro mi, ale uwierz, że życie naprawdę jest cudowne.

– Dla ciebie może i tak – rzuciłam wściekle.

W moim sercu rosło poczucie niesprawiedliwości i frustracja! Co za bezczelny cham! Jak mogłam być tak ślepa przez te wszystkie lata?!

– Twoje też będzie, naprawdę, z biegiem czasu ból ustępuje... – dostałam odpowiedź.

Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę! Czy on sobie ze mnie robi jaja? To nie przypominało jego zwykłego zachowania...

– Nie jestem pewna, czy to przejdzie, czuję się potwornie – napisałam.

– Nie mów tak – przyszła wiadomość z odpowiedzią.

– Ale to jest prawda – odpisałam znowu, zanim na dobre uśpiło mnie wino.

Podczas zasypiania usłyszałam, że przyszło nowe powiadomienie, jednak byłam zbyt zmęczona, żeby je przeczytać. Moje oczy same się zamykały. Następnego dnia obudził mnie dźwięk telefonu. Bezmyślnie odebrałam, nie sprawdzając nawet, kto do mnie dzwoni.

– W końcu! – usłyszałam męski głos. – Zaczynałem się martwić. Nie odpisywałaś na moje wiadomości.

– Jakie wiadomości? – nie mogłam zrozumieć.

Bolała mnie głowa, a w ustach czułam paskudną suchość.

– Wczoraj do mnie wypisywałaś, a potem po prostu przestałaś odpisywać.

Zaczynałam się denerwować.

– Kto mówi? – nagle otrzeźwiałam.

To nie był głos Maćka! „O mój Boże, co ja napisałam i komu?!”, przestraszyłam się.

– Jak się nazywasz? – zapytał mężczyzna.

– To ja, Kaśka – odpowiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić. – Przepraszam, to był błąd. Musiałam źle wprowadzić numer.

– Tak myślałem – zaśmiał się facet, a ja poczułam w sobie dziwnie ciepło. To było zaskakujące, ponieważ od kilku tygodni czułam tam wyłącznie chłód…

– Przepraszam, wiem, że to niecodzienne, ale kiedy wczoraj napisałaś, że życie nie ma sensu, to po prostu się wystraszyłem. Musiałem ci odpowiedzieć.

– Przepraszam – powiedziałam ponownie i poszłam do kuchni z telefonem.

Musiałam jakoś ugasić pragnienie.

– Słuchaj, jestem wdzięczna za twoje zainteresowanie, ale niczego mi nie trzeba...

– No właśnie, byłem naprawdę zaniepokojony – przerwał mi. – Nie odpowiadałaś na wiadomości, bałem się, że coś ci się stało.

– Nie, jak widzisz – napiłam się trochę wody i od razu poczułam ulgę. – Więc dzięki.

– A może...? Na pewno wszystko jest w porządku? Nie potrzebujesz wsparcia? Nie masz ochoty porozmawiać?

– Nie – odpowiedziałam i zakończyłam rozmowę.

Naprawdę nie potrzebuję teraz, żeby jakiś pierwszy lepszy facet zaczął się nade mną użalać!

Rozpuszczając aspirynę, położyłam się na sofie. Przeglądając telefon, zdałam sobie sprawę, że w pijackim zamęcie pomyliłam numer. O jedną cyfrę! Usunęłam całą nocną rozmowę z nieznajomym i poszłam do łóżka. Obudziłam się po południu z nową wiadomością.

– Hej, tu Jarek. Przejrzałem repertuar kina, grają dobry film. Jest to fajna komedia, myślę, że ci się przyda

– Zostaw mnie w spokoju – odpisałam na szybko. – Przykro mi, że wczoraj do ciebie wypisywałam, to był błąd. Nie mam w zwyczaju zawierać tak znajomości.

– Nie jestem zboczeńcem ani nie mam nic nie tak z głową – odpowiedział po chwili. – Naprawdę się o ciebie bałem.

– Ale teraz już nie musisz – odpisałam.

Jarek napisał jeszcze tylko, że jeśli kiedykolwiek będę chciała porozmawiać, zawsze mogę do niego zadzwonić. Nie jestem pewna, czemu tym razem nie skasowałam tej wiadomości… Po tygodniu, kiedy znów mnie dopadły smutki, nie ukrywam, że przeszło mi przez myśl, żeby znowu z nim pogadać. Był już marzec, ale aura bardziej przypominała jesień niż wiosnę. Szare, przytłaczające chmury, zimny wiatr – jakby odbicie mojego wnętrza!

Znowu kupiłam sobie wino, ale teraz tylko jedną butelkę. Nie wiem czemu, ale już po pierwszym łyku przyszło mi na myśl, żeby odezwać się do Jarka.

– Kim tak właściwie jesteś? – napisałam, zanim dobrze nad tym pomyślałam.

– Trudno powiedzieć, to złożone pytanie – odpisał prawie od razu. – To zależy, o co dokładnie pytasz. Jestem mężczyzną. Młodym. Pracuję jako analityk w banku. Jestem kawalerem. Czy coś jeszcze? O, tak, uwielbiam psy. I nie potrafię być obojętny, kiedy ktoś płacze. Szczególnie kobieta...

– Nie płaczę – odpisałam z uśmiechem.

– To dobrze, bo nie powinnaś – odpowiedział mi, wysyłając uśmiechniętą emotikonkę. – A co z tym seansem w kinie?

– Chyba jednak podziękuję – odpisałam niepewnie, nieco zawstydzona.

– Rozumiem, nie spotykasz się z przypadkowymi osobami, z nieznajomymi. Ale zawsze możemy się najpierw poznać. Może porozmawiamy?

Zadzwonił, zanim zdążyłam wymyślić odpowiedź na jego wiadomość. Przez moment zastanawiałam się, czy odebrać, ale najwyraźniej potrzebowałam z kimś porozmawiać, bo jednak odebrałam.

Jego głos był taki kojący

I tak z czasem przyzwyczailiśmy się do cotygodniowych rozmów. Później zaczęliśmy wymieniać się mailami. W końcu, gdzieś koło lata, zdecydowałam się na pierwsze spotkanie. Było to jakoś tuż po wakacjach.

Nie był szczególnie atrakcyjny. W zasadzie nie wyróżniał się niczym specjalnym, tylko jego oczy wyrażały jakieś wyjątkowe ciepło i dobroć. I ten jego głos... Ale co najważniejsze, był niesamowicie troskliwy. I naprawdę o mnie dbał i na wiele sposobów wyrażał to, że mu na mnie zależy.

Kiedy pierwszy raz mnie pocałował, był niesamowicie zestresowany, co uznałam za bardzo urocze i wzruszające. Na dzień zakochanych podarował mi kwiaty i wino. Regularnie randkujemy, a nawet u siebie nocujemy. Ale nie mieszkamy razem, bo dla mnie to jest jeszcze zbyt wcześnie. Nie chodzi nawet o to, że znamy się zbyt krótko, po prostu się obawiam. Kiedyś się przejechałam... I, jak każda kobieta w takiej sytuacji, po prostu boję się znowu zaangażować w związek, który może się skończyć z dnia na dzień, tak jak poprzedni.

– Kiedyś w końcu we mnie uwierzysz – nie przestaje powtarzać Jarek. – Przecież złamałaś dla mnie swoje reguły, zgodziłaś się na spotkanie, mimo że zazwyczaj nie umawiasz się z obcymi. Więc trochę zaufania już mi okazałaś. Na resztę spokojnie poczekam...

Zastanawiam się czasem, czy nie nadszedł już ten odpowiedni moment? Może powinnam zaryzykować? Przecież wiosna to pora przemian. I tym razem na pewno na lepsze…

Czytaj także:
„Przyjaciółka nie szanowała męża, więc postanowiłam o niego zadbać. Usiadłam mu na kolanku i pokazałam, czym jest czułość”
„Zakochałem się w córce przyjaciela. Kiedyś zmieniałem jej pieluchy, dziś zdejmuję z niej stanik”
„Moja żona była zimna jak nóżki w galarecie. Ogrzewałem się w ramionach innej i dostałem nauczkę”

Redakcja poleca

REKLAMA