„Po 50-tce żona przestała się mną interesować. Wymyśliłem taki plan, że już nawet nie rzuci okiem na telewizor”

Dojrzała para fot. Getty Images, Wavebreakmedia
„Kiedy wracałem do domu, naszła mnie myśl, żeby przekonać Lucynkę do tego wyjazdu. Nie jesteśmy przecież żadnymi dziadkami! Te nasze 50 lat na karku to jeszcze nie ten moment, żeby jedynie pić herbatę przed telewizorem. Przynajmniej ja tak uważam”.
/ 02.06.2024 18:30
Dojrzała para fot. Getty Images, Wavebreakmedia

Z furią wypisaną na twarzy zamaszyście zamknąłem drzwi za sobą. Czułem, że muszę złapać trochę świeżego powietrza po kolejnej awanturze z Lucyną. A najlepiej by mi zrobiła przejażdżka na rowerze. To zawsze pomagało mi odreagować nerwy. Mimo że temperatura na dworze nie rozpieszczała, bez wahania chwyciłem mój wysłużony jednoślad i wyprowadziłem go z garażu.

Ostatnio zauważyłem, że praktycznie każda nasza rozmowa kończy się kłótnią. Moja małżonka zdaje się czerpać satysfakcję z ciągłego sprzeciwiania się moim poglądom. Stała się tak marudna i ciągle mnie krytykuje, że ledwo ją poznaję. Zwykle daję za wygraną, żeby mieć trochę spokoju, chociaż w duchu pozostaję przy swoim zdaniu. I rozmyślam nad tym wszystkim.

Mieliśmy czas tylko dla siebie

Ale tym razem chodziło o coś większego niż zwykły wypad za miasto. Zbliżał się długi weekend majowy, a my po wielu latach znów mogliśmy pozwolić sobie na kilka dni we dwoje. Żadnych dzieci, żadnego czworonoga, żadnego szalonego pakowania i organizowania. Po prostu nas dwoje i upragniony odpoczynek, na który czekaliśmy od tak dawna.

Nasi chłopcy, Patryk i Szymon, którzy od jakiegoś czasu są już studentami, zdecydowali się na realizację własnych planów. Dali nam jasno do zrozumienia, żebyśmy nawet nie liczyli na ich towarzystwo, bo wybierają się gdzieś w góry ze swoimi znajomymi. Tymczasem w pracy udało mi się zgarnąć całkiem pokaźną premię. Na tyle sporą, że bez problemu moglibyśmy spełnić nasze największe marzenie, które do tej pory z różnych przyczyn pozostawało poza naszym zasięgiem: wyjazd do Paryża. Kiedy jednak podzieliłem się z żoną moim pomysłem, nie okazała się być specjalnie uradowana.

Żona zaczęła marudzić

– Wycieczka do Paryża? – Lucyna zrobiła niezadowoloną minę, dając do zrozumienia, że ten pomysł zupełnie jej nie odpowiada. – Wiesz, jak długa jest jazda autokarem? To cała wieczność! A w środku pewnie zaduch taki, że nie da się wytrzymać. Zero miejsca na nogi, wszystko ściśnięte. Nie mam zamiaru tak cierpieć.

– O jakim autokarze mówisz? Chyba coś ci się pomyliło – byłem w szoku, słysząc te słowa. – Przecież w dzisiejszych czasach możesz polecieć tanimi liniami lotniczymi za grosze, szybko i komfortowo! Lucy, no weź… – Westchnąłem ciężko. – Od zawsze marzyłaś o tym, żeby zobaczyć Paryż na własne oczy! Spacerować wzdłuż Sekwany, sączyć wino w małym barze na Montmartre… To było twoje wielkie pragnienie! No wiesz, Francja i ten cały romantyczny klimat…

– Faktycznie, ale to już zamierzchła przeszłość – oznajmiła Lucyna, sięgając po pilota i uruchamiając telewizor. – Czasy się zmieniły, a wraz z nimi nasze priorytety. Teraz moim jedynym pragnieniem jest odrobina wytchnienia, kubek aromatycznej herbaty i seans jakiegoś interesującego filmu.

Przeskoczyła na inny program. A ja, naiwny, sądziłem, że ta wiadomość wywoła na jej twarzy uśmiech. Że sam dźwięk słowa „Paryż” rozjaśni jej oblicze!

Wygasła ostatnia iskra

Pochłonięty intensywnym wysiłkiem, pędziłem przez pobliski lasek, czując na twarzy muśnięcia podmuchów, które jednocześnie zapierały dech w piersiach i przynosiły ukojenie. Dawnymi czasy moja ukochana również towarzyszyła mi podczas rowerowych eskapad.

Tworzyliśmy we dwoje mnóstwo miłych wspomnień, mimo że los nie szczędził nam wyzwań! Bliźnięta nieustannie dostarczały nam nowych przygód, a sytuacja finansowa także pozostawiała wiele do życzenia. Jednak zawsze potrafiliśmy wygospodarować odrobinę czasu i energii na te wspólne wyprawy. W koszach przymocowanych do bagażników przewoziliśmy nasze maluchy, aby później rozłożyć się z kocem na polanie i zorganizować piknik na świeżym powietrzu.

Późnym wieczorem, kiedy wracaliśmy do mieszkania, a nasze pociechy padały z nóg po spędzeniu całego dnia na dworze i w końcu zasypiały, wtulaliśmy się w siebie, siedząc na niewielkim fotelu.

To były nasze magiczne chwile

Sączyliśmy jakiś niedrogi trunek, gdyż na lepszy nie mogliśmy sobie pozwolić. Jednak dzięki naszemu uczuciu, pieszczotom i bliskości byliśmy w stanie przenieść się do świata, w którym istnieliśmy tylko my dwoje, nasze obnażone ciała, namiętne pocałunki, czułe muśnięcia i ekstatyczne szepty… W tle, z wiekowego magnetofonu, sączyły się urokliwe melodie, które znaliśmy z francuskich filmów. To była nasza ukochana muzyka…

– Przyrzeknij, że pewnego dnia mnie tam zabierzesz – prosiła Lucyna. – Oraz że będziemy uprawiać miłość w stylu Francuzów...

– Żeby to zrobić, wcale nie potrzebujemy wybierać się do kraju nad Sekwaną!

Jej woń mnie odurzała – aromat kobiecości, namiętności i erotyzmu, najcudowniejszy, jaki znam. Kiedy poczułem jej ciepły, mokry język na moim ciele, dotarło do mnie, że tu, w naszym niewielkim lokum – na wysłużonej sofie – jest równie cudownie, jak byłoby tam. Mamy przecież wino, może nie z Francji, melodie spod paryskich dachów – i naszą miłość...

Chciałem zmotywować żonę

Przystanąłem na moment z rowerem. Przywołanie tych momentów sprawiło, że nie mogłem jechać dalej. Zrobiło mi się gorąco, mimo chłodnego podmuchu wiatru. Czułem podniecenie, moje fantazje rozbudziły we mnie żądzę.

Kiedy docierałem do domu, podjąłem decyzję, że mimo wszystko spróbuję przekonać Lucynkę do tego wyjazdu. W końcu nie było z nami aż tak źle! Pięćdziesiątka to jeszcze nie powód, żeby jedynym marzeniem były wieczory z kubkiem herbaty przy telewizorze. No, przynajmniej ja tak uważałem.

Zostawiłem rower w garażu i przekroczyłem próg domu. Nie mogłem się doczekać rozmowy z moją małżonką. Zamierzałem użyć wszelkich dostępnych argumentów, żeby ją przekonać. W salonie było zupełnie cicho. Zmierzając w stronę łazienki zauważyłem, że Lucyna robi coś w kuchni.

Zachowywała się jak staruszka

Oczywiście jak nie oglądanie filmików i seriali, jak nie babskie rozmówki z sąsiadkami z bloku, to oczywiście pichcenie w kuchni. Trudno było mi się z tym pogodzić, że moja luba tak bardzo się zmieniła w ostatnim czasie! A przecież mieliśmy jeszcze tyle energii i zapału, żeby skorzystać z życia, realizować nasze pasje i pragnienia, a ona zamiast tego wolała gapić się w telewizor, obgadywać ludzi i spędzać czas na gotowaniu!

Puściłem wodę do wanny, przekręcając kurki. Dłuższa kąpiel na pewno wpłynie na mnie korzystnie. Nasza nowa wanna, którą mamy od czasu przeprowadzki parę lat temu, jest superwygodna i ma funkcję hydromasażu. W łazience stoją różne olejki o fajnych zapachach, sole i inne takie wynalazki. Nagle przed oczami stanął mi obraz mnie samego w zupełnie innej wannie, w naszym poprzednim mieszkaniu. Siedziałem skulony z kolanami prawie pod brodą, bo wanna była strasznie mała.

Od dawna chciałem, żebyśmy mieli w nim dużą łazienkę z obszerną i komfortową wanną. Na tyle sporą, byśmy oboje mogli się w niej pomieścić. Ale teraz... Mimo że stworzyliśmy odpowiednie warunki, jakoś nigdy nie zdarzyło się, by moja małżonka wyraziła chęć wspólnego zażywania kąpieli.

Nie czułem się jeszcze staro

Pospiesznie pozbyłem się ciuchów. W lustrzanym odbiciu widziałem całkiem sensownego gościa.

Napiąłem mięśnie brzucha. Pomijając parę nadprogramowych kilogramów, moja kondycja prezentowała się całkiem nieźle. Miałem zgrabną sylwetkę. Nadal aktywnie wykorzystywałem czas wolny: zimą szusowałem na nartach, w letnie dni pedałowałem na rowerze, a jesienią przemierzałem leśne ostępy. Mimo pięćdziesiątki na karku, nie odczuwałem kompleksów z powodu swojego wyglądu. Pogrążyłem się w rozgrzanej wodzie, uprzednio wzbogacając ją odrobiną pachnącego olejku.

Miałem ochotę na czułości

Naszła mnie myśl, żeby zawołać Lucynkę, aby wyszorowała mi plecy (i nie tylko), ale prawie od razu dałem sobie z tym spokój. Wyobraziłem sobie jej nieprzychylny wyraz twarzy i odechciało mi się tych zabaw. Mimo to wciąż czułem się jakoś nienaturalnie nakręcony. Nie mam pojęcia, może przez te ciągłe rozmyślania o Paryżu. Albo przez reminiscencje, które dopadły mnie w trakcie wycieczki jednośladem. A teraz dodatkowo ta gorąca kąpiel, mająca w sobie pewien zmysłowy wydźwięk...

Nagle naszła mnie pewna myśl. Postanowiłem zaskoczyć moją żonę – zupełnie jak kiedyś, kiedy zakradałem się po cichu do sypialni albo kuchni i bez ostrzeżenia zaczynałem ją pieścić, a potem kochaliśmy się czule i bez pośpiechu, choć czasami też szybko, z pasją i zapamiętaniem... Nawet jeśli akurat czymś się zajmowała, sprzątała albo przygotowywała posiłek. Sprawiało nam to ogromną przyjemność i mimo że od dłuższego czasu tego nie praktykujemy, to chyba nadszedł moment, aby sobie o tym przypomnieć...

Musiałem ratować nasz związek

Pośpiesznie się wytarłem wyszedłem z łazienki. Moja skóra nie zdążyła dobrze wyschnąć, gdy przekroczyłem próg kuchni.

– Robię ciasto, za jakąś godzinę powinno być upieczone – rzuciła przez ramię Lucyna.

Nawet się nie obejrzała, kiedy stanąłem tuż za jej plecami i chwyciłem ją w talii.

– Przestań, chyba widzisz, że mam teraz na głowie inne rzeczy? – pokręciła głową, z uporem ugniatając ciasto na blacie.

Ty rób swoje – wyszeptałem, przyciskając się do niej całym sobą.

Przez sekundę zastygła w bezruchu. Zaraz potem na mgnienie oka napięła mięśnie, by za moment pochylić się odrobinę nad blatem. Wygięła się w kierunku, gdzie stałem, musnęła mnie delikatnie swoim ciałem i kontynuowała rozwałkowywanie ciasta.

Oboje tego potrzebowaliśmy

Moje ręce przesuwały się po jej ciele, najpierw po talii, później wzdłuż nóg. Podwinąłem delikatnie materiał jej spódnicy. Nie protestowała, z jej ust wyrwało się jedynie ciche westchnienie. Dłońmi trzymała wałek i rytmicznie ugniatała ciasto. Czułem, że dłużej nie wytrzymam i nie zamierzałem. Kochaliśmy się jak dawniej.

– Jesteś cudowny, to było niesamowite – wyszeptała, przytulając się do mnie mocno, po wszystkim. – Wieki minęły, odkąd ostatnio tak się kochaliśmy…

– Obawiam się, że twoje ciasto jest już nie do odratowania, chyba je uszkodziliśmy! – parsknąłem śmiechem.

– No niestety, chyba masz rację… – zerknęła z udawaną smutną miną na blat kuchenny. – A tyle się nad nim napracowałam! Chyba z godzinę mi to zajęło… Chciałam upiec ci coś pysznego. Żeby ci jakoś wynagrodzić, że byłam taka niemiła w sprawie tego wyjazdu do Paryża…

– To co, dasz się w końcu przekonać?

Pewnie, skarbie! – ponownie złożyła na moich ustach całusa. – Przecież daliśmy sobie słowo.

Ruszyliśmy w drogę. Tak rozpoczęły się nasze kolejne miodowe tygodnie.

Marcin, 51 lat

Czytaj także:
„Sylwek dał mi to, czego nie dostałam od męża. Jednak miłe słówka i wielkie gesty nie wystarczą by złamać przysięgę”
„Mąż zaczął się podlizywać, a na koncie przybyło nam kasy. Śledziłam go, by dowiedzieć się, co ukrywa”
„Ja całymi dniami niańczyłam dzieci, a on ciągle szalał z fankami. Zachciało mi się męża artysty, to teraz mam za swoje”

Redakcja poleca

REKLAMA