„Po 40 latach panieństwa spotkałam miłość swojego życia. Za kochanka ze snów zapłaciłam jednak wysoką cenę”

zakochana kobieta fot. iStock, SolStock
„Byłam jedną z tych kobiet, o których mówiło się w rodzinie stara panna. Nie było to miłe, przez wiele lat nawet mnie raniło. Z czasem jednak oswoiłam się z tym, że żyjemy w świecie, w którym kobieta bez męża nadal jest niekompletna”.
/ 09.11.2023 22:00
zakochana kobieta fot. iStock, SolStock

W latach mojej młodości nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę skończyć jako samotna osoba. Zawsze wyobrażałam sobie siebie jako żonę i matkę. Byłam święcie przekonana, że prędzej czy później mnie to spotka.

Gdy przeżywałam kolejne zawody miłosne, mama powtarzała mi: „Nie płacz, Madzia, każdy musi swoje przeżyć. Jeszcze młoda jesteś, znajdziesz tego właściwego”. Ale czas leciał, a na mnie czekały tylko kolejne zawody.

Nie wiem, czy miałam w sobie coś, co odrzucało mężczyzn od perspektywy stworzenia ze mną trwałego związku. A może po prostu miałam pecha i trafiałam na samych niedojrzałych chłopaczków bez ambicji? Tak czy inaczej, czas płynął, mnie zdążyła stuknąć czterdziestka, a męża i rodziny nadal nie było.

Z czasem przestałam szukać winy w sobie. Po wieloletniej terapii doszłam w końcu do punktu, w którym mogłam świadomie i z całą pewnością stwierdzić, że nie potrzebuję partnera, żeby być szczęśliwa. Kosztowało mnie to masę pracy, łez i wysiłku, ale naprawdę w to uwierzyłam. Przestałam szukać, przestałam się napinać i zaczęłam cieszyć się życiem.

Miałam przecież tak wiele

Miałam dobrą pracę, która zapewniała mi dostatnie życie. Miałam mieszkanie w centrum miasta, którego dorobiłam się zupełnie sama. Przez to, że miałam znacznie więcej czasu niż moje koleżanki z rodzinami, mogłam w całości poświęcić się pasjom i karierze.

Pewnie, nigdy nie twierdziłam, że zastępuje mi to radość posiadania tejże rodziny, ale było jakimś pocieszeniem w tej sytuacji. Mogłam osiągnąć i zarobić więcej niż one, nie musiałam martwić się o to, że ktoś mnie zwolni, gdy postanowię urodzić dziecko. Miałam pełną wolność w organizowaniu sobie życia, wyjazdach na wakacje itd.

– Czasem ci zazdroszczę, Madzia – powiedziała mi kiedyś jedna z przyjaciółek. – Wracasz do cichego domu, nie czeka na ciebie rozwalony na kanapie mąż, który nawet naczyń nie umył. Nie rzucają się na ciebie rozwrzeszczane dzieci, które wymagają natychmiastowej uwagi. Nie wiem, czy bym tak nie chciała...

To nie jest takie różowe, jak się wydaje – odpowiedziałam z uśmiechem. – Mówisz tak, bo jesteś zmęczona, ale wierz mi, że czasem to ja tobie zazdroszczę. Wszyscy chcemy tego, czego akurat nie mamy.

– Może i masz rację... – zamyśliła się.

Pojawił się w moim życiu znienacka

Wyszło na to, że jest nieco prawdy w powiedzeniu, że „zawsze znajduje się to, czego się szukało, gdy już przestaje się szukać”. Juliana poznałam na jednej z konferencji firmowych. Skomplementował moją prezentację i wyraził chęć współpracy.

Choć zagaił mnie w sprawach czysto biznesowych, przegadaliśmy ze sobą następne pięć godzin, bez przerwy. Szybko zaczęliśmy opowiadać sobie o swoich prywatnych sprawach: o pasjach, o sytuacjach życiowych, o rodzinach, o przebytych podróżach. Dowiedziałam się, że Julian od trzech lat jest rozwodnikiem. To było dość częste u facetów w wieku podobnym do mojego. Znacznie łatwiej było znaleźć tam rozwodnika niż kawalera, który nigdy się nie ożenił.

– Wiesz, nadchodzi teraz druga fala wolnych facetów, masa związków się rozpada – powiedziała mi kiedyś koleżanka i pamiętam, że wtedy bardzo mnie to rozbawiło.

Okazało się jednak, że mogła mieć rację. Julian i Kamila, jego była żona, nie mieli żadnych dzieci. Rozstali się z powodu jej zdrady.

– Byłem w kompletnej rozsypce przez dobry rok po tym rozwodzie. Zdradziła mnie z moim najlepszym przyjacielem. Był świadkiem na naszym ślubie. To mną wstrząsnęło – wyznał mi.

Ja, co prawda, nie doświadczyłam nigdy zdrady, ale również miewałam złamane serce. Zdrada w jego życiu wiązała się dodatkowo nie tylko z utratą żony, ale także przyjaciela. „Biedak, nie zasłużył sobie na to. Nikt nie zasługuje”, myślałam.

Po latach złych doświadczeń damsko–męskich podeszłam do tej relacji z ostrożnością, chyba po raz pierwszy w życiu. Nie angażowałam się, nie zakochiwałam bez pamięci. Czekałam, aż upewnię się, że mogę zaufać Julianowi.

Takie rzeczy weryfikowały tylko czas i samo życie – wydarzenia, które za sobą niosło. Dopiero wtedy przyszło uczucie. Wyznałam Julianowi miłość dopiero po siedmiu miesiącach związku. Zamieszkaliśmy ze sobą kolejne sześć miesięcy później. Byłam szczęśliwa. Nie tak porywczo, impulsywnie, jak kiedyś, gdy się zakochiwałam. To uczucie było stałe, dojrzałe i niesamowicie piękne. Niestety, wtedy sprawy zaczęły się komplikować...

Żona nagle się obudziła

Zaraz po tym, jak zdecydowaliśmy się razem zamieszkać, Kamila dowiedziała się o naszym związku od wspólnych znajomych. Nie wiem, czy wcześniej wiedziała w ogóle o naszej relacji, czy może liczyła, że jest czymś przelotnym. W każdym razie przeprowadzka Juliana do mojego mieszkania uświadomiła jej, że robi się poważnie... I oczywiście zaczęły się „gorzkie żale”.

Była mojego ukochanego zaczęła nagle do niego pisać, dzwonić, wysyłać prezenty i kartki urodzinowe. Julian niczego przede mną nie ukrywał. Wszędzie pisała i lamentowała, że „dopiero uświadomiła sobie, jaki błąd popełniła”. Cztery lata po rozwodzie!

Jak facet akurat ułożył sobie życie na nowo bez niej. „Co za bezczelność i bezduszność”, myślałam wściekła. Na szczęście Julian nie reagował na jej desperackie próby odzyskania jego zaufania. Prezenty zaczął odsyłać, przestał odbierać telefony. Wtedy Kamila wzięła na celownik mnie...

Zaczęły się telefony, które również, jak mój ukochany, odrzucałam. Potem przeszło do wizyt pod moim biurem. Gdy zobaczyłam ją stojącą pod moim samochodem, gdy wychodziłam z pracy, przestraszyłam się nie na żarty. „Ta kobieta zachowuje się jak groźna prześladowczyni!”, pomyślałam.

– Cześć, na pewno wiesz, kim jestem... – zaczęła bez ogródek.

– Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedykolwiek przechodziły na „ty”.

Proszę, jaka bezczelna! Słuchaj, nie podskakuj. Julian jest mój – oznajmiła agresywnym tonem, a mnie aż zmroziło ze strachu.

– Proszę stąd odejść, bo wezwę policję. To, co pani robi, to zwykłe prześladowanie – odparłam, siląc się na spokój.

– Albo mi go oddasz, albo pożałujesz – zaczęła mi grozić.

Nikomu nikogo nie ukradłam. Związałam się z wolnym człowiekiem. A on chyba jasno daje do zrozumienia, że nie jest zainteresowany związkiem z panią – oznajmiłam, po czym szybko wsiadłam do samochodu i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Byłam przerażona tym spotkaniem

Wiedziałam, że Kamila jest zdesperowana, ale nie wiedziałam, że jest gotowa zaatakować mnie na środku ulicy. Po powrocie do domu o wszystkim opowiedziałam Julianowi.

– Boże, Madzia, tak cię przepraszam... Ja naprawdę nie sądziłem, że ona jest zdolna do takich rzeczy. To zwyczajna zazdrość... Pies ogrodnika...

Niestety, w następnych dniach czekały mnie kolejne „wizyty” Kamili pod moim biurem. Wtedy poinformowałam policję, która oznajmiła mi, że nic nie może zrobić.

– Ta pani nie składa żadnych konkretnych gróźb. Nie jest agresywna fizycznie. To niestety jeszcze za mało, żeby coś z tym zrobić – usłyszałam na komendzie.

„No tak, oczywiście... Dopiero jak mnie obrzuci łajnem albo przebije mi opony...”, pomyślałam sfrustrowana. Julian sam próbował przemówić Kamili do rozumu. Niestety, bezskutecznie. Im bardziej się broniliśmy, tym bardziej natarczywa była.

Po trzech miesiącach nękania (które stale zmieniało swoją formę, bo Kamila była kreatywna) podjęliśmy decyzję o wyprowadzce za granicę. Nie chcieliśmy tracić czasu i pieniędzy na szarpanie się z policją i sądami i to bez gwarancji skuteczności. Wiedzieliśmy, że musimy zacząć nowy rozdział w życiu, we dwójkę. Odciąć się od wspólnych znajomych, od teściów (którzy, o dziwo, zmanipulowani trzymali stronę Kamili) i wszystkiego, co mogło nas łączyć z byłą żoną Julka.

Z początku byłam wściekła

Mimo że decyzję o przeprowadzce podjęliśmy wspólnie, byłam zła na los, że kazał mi tyle poświęcić. Musiałam porzucić wszystko to, co zbudowałam przez te wszystkie lata. Swoje ukochane mieszkanie, swoich przyjaciół rodzinę. Ja, przyzwyczajona do niezależności, musiałam nagle skonstruować sobie nowe życie u boku mężczyzny. Otuchy dodawała mi tylko pewność, że Julian jest tego wart.

Wyjeżdżałam z nadzieją, że to nie jest zmiana na zawsze. Że Kamila pewnego dnia zrozumie, że poniosła porażkę i odpuści. Że będziemy mogli jeszcze wrócić do domu i czuć się w nim bezpiecznie.

Od trzech miesięcy mieszkamy w Norwegii. Mamy nowe prace, nowe mieszkanie i nowe telefony. Na razie żyjemy spokojnie, czasem zdaje się, że ten koszmar jest już za nami. Ale nadal zdarza mi się z niepokojem zaglądać do skrzynki na listy, w oczekiwaniu na kolejny list od Kamili, która jednak nas odnalazła...

Czytaj także:
„Byłam pewna, że rodzice rozstali się, bo ojciec był damskim bokserem. Prawda okazała się o wiele gorsza”
„Wuj uknuł intrygę, by zemścić się na moim ojcu. Przyczyną spisku była moja matka, a główną ofiarą – ja”
„By osiągnąć sukces i zdobyć fortunę posunęłam się do kradzieży. Gdy mi się to udało, musiałam naprawić swój błąd”

Redakcja poleca

REKLAMA