„Po 40 latach odnalazłam listy od mojej pierwszej miłości. Okazało się, że te czułe wyznania mają terapeutyczną moc”

emerytka fot. iStock by Getty Images, northlightimages
„Wiem, że życie często rzuca nam wyzwania, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Tak było i tego dnia, gdy po raz pierwszy od wielu lat miałam stanąć twarzą w twarz z Jankiem. Serce waliło mi jak oszalałe”.
/ 17.09.2024 19:00
emerytka fot. iStock by Getty Images, northlightimages

Przekładając stare ubrania Andrzeja, które zdecydowałam się w końcu oddać, dostrzegłam zakurzoną skrzynię. W pierwszej chwili pomyślałam, że to kolejne pamiątki po moim mężu. Nie przypuszczałam, że to Janka, mojej pierwszej miłości, słowa tam spoczywają – skrzętnie popisane, pieczołowicie składane, nigdy nie wysłane. Byłam przerażona i zafascynowana jednocześnie.

Odgrzebałam wspomnienia

Teoretycznie to przeszłość, zamknięta głęboko, gdzieś tam, w zakamarkach pamięci. Andrzeja już ze mną nie było, a Jaś – jak dawniej mówiłam na Janka – pozostał w młodości, jako słodki, choć rozmyty obraz. Stojąc w cieniu domu pełnego wspomnień, wahałam się. Czy otworzyć tę puszkę Pandory ze wspomnieniami? Czy zostawić zamkniętą? A może wyrzucić?

Jednak ciekawość to silniejsze uczucie niż przerażenie. Odplombowałam ją, a z niej wysypały się słowa pełne uczuć, które kiedyś wobec mnie żywił Janek. Listy pachniały czasem, nostalgią i odrobiną młodzieńczego zapachu wody kolońskiej, której kiedyś używał. Była to podróż, na którą się nie szykowałam, a która miała mnie zabrać daleko – może zbyt daleko.

– Znalazłam je dzisiaj – powiedziałam, przesuwając palcem po zżółkniętym papierze, który zdawał się przenosić mnie w czasie do lat młodzieńczych.

Moja przyjaciółka Basia, z uwagą wypatrująca moich emocji, skinęła głową, zachęcając mnie do kontynuacji.

– To listy od Janka, pamiętasz? Janka, który…

Zanim skończyłam, Basia już kiwała głową ze zrozumieniem.

– Jak mogłabym zapomnieć. Twoja pierwsza miłość. Wielka miłość. Jak Romeo i Julia, prawda?

Westchnęłam, a jej porównanie wywołało uśmiech na mojej zmęczonej twarzy.

– Tak, tyle że bez tragicznego zakończenia. Andrzeja poznałam później i było dobrze. Ale te listy…

Przechyliła głowę, patrząc na mnie z pełnym współczucia spojrzeniem.

– To dar. Nie odkładaj tego. Musisz go odnaleźć, porozmawiać. To może być ostatnia szansa, by zrozumieć tamte czasy.

Może Basia miała rację?

Wzięłam głęboki oddech, czując jak moje serce bije szybciej na samą myśl o Janku.

– Boję się tego, co może przynieść przeszłość. Andrzej był jedynym mężczyzną w moim życiu przez tyle lat. A teraz Janek może być już kimś innym, może mieć swoje życie, rodzinę.

– Nie żyjesz przeszłością. Żyjesz teraz. I masz prawo do swojej historii. To może być tylko spotkanie, kawa, rozmowa o starych czasach.

Musiałam to zrobić. Nie dla romantycznych wspomnień, ale by spojrzeć prawdzie w oczy po latach.

– Mamo, co to za listy wczoraj widziałem? – spytał Marek, gdy zasiedliśmy razem do śniadania.

– To nic takiego. Stare listy.

– Stare listy, które sprawiają, że zamyślasz się nad filiżanką kawy jak nad głębią oceanu? Mamo, znam cię. To musi być coś więcej.

Zdałam sobie sprawę, że nie ma sensu ukrywać tego przed własnym synem.

– To listy od Janka, od mojej pierwszej miłości. Teraz, po latach, znalazłam je przypadkiem.

Marek podparł brodę dłonią, przyglądając się mi uważnie.

– Pierwsza miłość? Czyli ten, którego zdjęcia trzymałaś w starym albumie? Mamo, to musi być dla ciebie ważne.

Namawiali, by go odnaleźć

– Tak, to on. Ale twojego ojca to nie martwiło. Wiedział, że to już tylko wspomnienie.

Marek przechylił lekko głowę, jakby próbował zrozumieć emocje, które mogły mnie ogarniać.

– A co ty z tym zrobisz? To przecież twoja historia, twoje życie. Może powinnaś go odnaleźć?

Zaskoczyło mnie, jak łatwo przychodziło mu mówienie o tym. To była emocjonalna rozmowa, której treść krążyła po mojej głowie przez ostatnie noce.

– Rozważam to, synu. Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale dziękuję.

Marek uśmiechnął się ciepło, a ja pomyślałam, że czasem dzieci są tymi, które uczą nas, jak żyć.

Wiem, że życie często rzuca nam wyzwania, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Tak było i tego dnia, gdy po raz pierwszy od wielu lat miałam stanąć twarzą w twarz z Jankiem. Serce waliło mi jak oszalałe.

Dom opieki wydawał się być oazą spokoju, ale dla mnie był labiryntem emocji. Opiekun przyjął mnie z uśmiechem, który miał pocieszać, choć nie osłabił mojego niepokoju.

– Witam panią, pan Janek jest już gotowy na spotkanie – powiedział. – Proszę za mną.

Kroczyliśmy cichym korytarzem, w którym każdy krok wydawał się być dźwiękiem z oddali. Przy drzwiach do pokoju Janka moje nogi stały się ciężkie jak ołów. Opiekun otworzył drzwi, a ja weszłam powoli, jakby każdy centymetr pokoju mógł wybuchnąć wspomnieniami. Janek siedział przy oknie, wpatrzony w ogród. Na jego twarzy malował się spokój, który wydawał się niewzruszony.

Nie poznawał mnie

– Janek? – zawołałam niepewnie.

Odwrócił się powoli, a jego spojrzenie przeszło przez mnie, jakby byłem tylko cieniem. Głęboko w środku czułem rozczarowanie, ale i ulgę.

– To ja, Helena – powiedziałam, podchodząc bliżej. – Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale my… kiedyś byliśmy bliscy.

Jego oczy były jak zamglone szkło, patrzył na mnie, ale nie dawał żadnych oznak rozpoznania.

– Czytałam twoje listy, Janku. Nie wiem, czy chcesz o tym rozmawiać, ale…

Zanim dokończyłam, Janek podniósł rękę. Był to powolny, niepewny gest w kierunku mojej dłoni. Dotknął mnie, a jego skóra była zimna i sucha. Nie wiedziałam, czy to gest pamięci, czy zwykły odruch, ale poczułam dziwny spokój.

Usiadłam obok niego, patrząc na ogród. Mieliśmy przed sobą całe popołudnie, by być razem w ciszy, która niosła ze sobą niezliczone niewypowiedziane słowa. Czułam, że mimo wszystko, mimo choroby, która ukradła mu pamięć, może gdzieś w głębi Janka wciąż istniał ten sam chłopak, który kiedyś pisał do mnie.

Wszystkie listy, które zabrałam ze sobą, wydawały się teraz ciężarem. Wpatrywałam się w skłócone litery, pełne młodzieńczych uczuć, które Janek przelał na papier. Postanowiłam przeczytać je na głos, być może słowa, które kiedyś były pisane dla mnie, teraz będą dla niego światełkiem w tunelu zapomnienia.

Wzruszałam się nimi

Usiadłam obok niego, listy lekko szeleściły w moich dłoniach, gdy je prostowałam. Janek odwrócił głowę w moją stronę, wydawał się być gdzieś daleko.

– „Kochana Heleno” – zaczęłam nerwowo – „dziś pięknie świeci słońce, ale dla mnie jest ciemno, gdy Ciebie nie ma obok…”.

Słowa zdawały się unosić w powietrzu, zanim opadły na zziębnięte serca. Janek, który przez większość czasu wydawał się nieobecny, teraz przesunął spojrzenie i utkwił je na mnie.

– „Czas mija, a moja tęsknota nie słabnie. Czy pamiętasz nasz pierwszy spacer nad jeziorem? Ja nigdy o nim nie zapomnę…”.

Czytałam kolejne zdania, a z moich oczu zaczęły spływać łzy. Łzy za utraconą młodością, za niewysłane słowa, za wszystkie te lata, które spędziliśmy osobno. Janek nagle zaczął poruszać wargami. Był to cichy, nieuchwytny ruch, jakby próbował odpowiedzieć. Jego ręka, którą wcześniej odruchowo położył na mojej, teraz ścisnęła ją lekko.

Nie wiedziałam, czy to, co robię, ma sens, czy może przynosić tylko ból. Ale patrząc na niego, widząc te subtelne zmiany, zaczynałam wierzyć, że może słowa mają moc, której nie potrafimy zrozumieć.

– „Gdybym tylko mógł cofnąć czas…” – kontynuowałam, a Janek teraz spoglądał prosto na mnie, jakby przenikał przez zamgloną barierę swojej świadomości.

Chciałam, by je zrozumiał

Przez chwilę panowała cisza, a wtedy Janek wyszeptał coś tak cicho, że musiałam się nachylić, by go usłyszeć.

– Helena… – powiedział, a w jego głosie było coś, co przypominało dźwięk naszej młodości. Było to tylko jedno słowo, ale dla mnie brzmiało jak triumf nad cichą rozpaczą, jak najpiękniejsza melodia, która mogła wybrzmieć w murach tego pokoju. 

Dni mijały, a ja regularnie odwiedzałam Janka. Każde nasze spotkanie sprawiało, że coraz bardziej zdawałam sobie sprawę z głębokości uczucia, które łączyło nas kiedyś. Nie były to już tylko emocje zamknięte między kartkami listów, lecz coś, co zaczynało ponownie kiełkować.

Opiekunowie mówili mi, że Janek zaczyna reagować na moją obecność. Zauważyli, że choć większość czasu spędzał w milczeniu, to w dni moich wizyt wydawał się bardziej ożywiony. Pewnego dnia, gdy przyszłam z kolejną porcją listów, pani pielęgniarka powitała mnie z uśmiechem.

– Pani Heleno, Janek dziś coś mówił. Powtarzał pani imię i coś jeszcze. Wydaje się, że pani wizyty przynoszą efekt – powiedziała, a ja poczułam ciepło rozlewające się po sercu.

Usiadłam przy Janku, który tym razem od razu odwrócił się w moją stronę. W jego oczach dostrzegłam blask, który mnie zaskoczył. Był inny, bardziej świadomy, jakby obudził się z długiego snu.

Wrócił do mnie

– Przyniosłam więcej listów. Może chciałbyś coś powiedzieć? Może pamiętasz coś, co chciałbyś mi opowiedzieć? – pytałam, trzymając jego dłoń w mojej.

Jego usta poruszyły się, a ja wytężyłam słuch, pragnąc zrozumieć każde wyszeptane słowo.

– Helena… most… pamiętam – wyszeptał, a każde słowo było jak drogocenny dar.

Przez chwilę pozwoliłam sobie na nadzieję, że może choć na chwilę odzyskał część siebie, część naszych wspólnych wspomnień. W dniach, które nastąpiły, zaczęłam przychodzić częściej. Rozmawialiśmy – ja głośno, a Janek swoim milczeniem. Czasami dawał mi znaki, że słucha, innym razem wydawał się znowu oddalać.

Każda wizyta była dla mnie jak lekcja pokory i uświadomienie sobie, jak cenne są chwile, które możemy dzielić z innymi. Niezależnie od tego, czy Janek pamiętał, czy nie, z każdym dniem czułam się coraz bardziej związana z tym miejscem, z nim, z naszą historią.

Nauczyłam się, że obecność to coś więcej niż tylko fizyczne bycie obok kogoś. To siła, która może przekroczyć nawet granice utraconej pamięci, dotykając serca i duszy. Moje odwiedziny stały się czymś więcej niż rutyną – stały się mostem, który pozwalał nam na nowo połączyć się, mimo wszystkich przeszkód.

Ciągle go odwiedzam

Z każdą kolejną wizytą u Janka moje serce napełniało się mieszanką uczuć – tęsknoty za tym, co było, wdzięczności za to, co jest, i niepewności co do tego, co przyniesie przyszłość. Nasze spotkania stały się dla mnie rytuałem, refleksyjnym momentem w codzienności, który pozwalał mi inaczej spojrzeć na przemijanie i na to, co naprawdę w życiu jest ważne.

W miarę upływu czasu zauważyłam, że moja obecność przy Janku ma dla niego znaczenie. Choć choroba nie pozwalała mu na pełną świadomość, w jego oczach, gdy do niego mówiłam, pojawiały się iskierki rozpoznania, a jego dłonie szukały moich w geście bliskości, którego nie da się podrobić.

W końcu przyszło mi zaakceptować, że nasze spotkania mogą nie przywrócić Janka do stanu sprzed choroby, ale mogą przynieść ulgę w samotności, zarówno jemu, jak i mnie. Stały się nieodłącznym elementem mojego życia, lekcją, że miłość i więzi, które tworzymy, mogą być silniejsze niż zapomnienie.

Spojrzałam jeszcze raz na jezioro, które było świadkiem naszej młodzieńczej miłości. Teraz, gdy odbijało kolory zachodzącego słońca, zdałam sobie sprawę, że moje życie wypełnione jest nie tylko wspomnieniami i smutkiem, ale i pięknem, które przychodzi z nieoczekiwanych źródeł.

Helena, 67 lat

Czytaj także:
„Teściowa ma więcej absztyfikantów niż w lesie jest grzybów. Ukrywam to przed mężem, bo biedak ma mamę za wzór cnót”
„Mąż żałował córce na lizaka, a z kolegami co wieczór chodził do baru. Nie mogłam się postawić, bo sama nie zarabiałam”
„Wcale nie cieszyliśmy się, że doczekaliśmy się wnuka. Córka pozbawiła nas całej radości z bycia dziadkami”

Redakcja poleca

REKLAMA