„Po 30 latach małżeństwa sprawiliśmy sobie działkę. Mąż wyszykował wspólne gniazdko, po czym oznajmił, że odchodzi”

kobieta zdradzona przez męża fot. Adobe Stock, blvdone
„Mówi się, że lepsze jest wrogiem dobrego. Żyliśmy z Jankiem razem od trzydziestu lat i było dobrze. Może nie idealnie, ale czy takie związki istnieją? Co mnie podkusiło, żeby nasz byt poprawić?”
/ 02.06.2023 13:15
kobieta zdradzona przez męża fot. Adobe Stock, blvdone

Mieszkamy wraz z mężem w małej miejscowości na dawnym osiedlu robotniczym. Janek od pewnego czasu ciągle narzekał na swoje samopoczucie, bez przerwy kwękał i stękał, że się źle czuje, że nie ma siły ani na nic ochoty. Udało mi się zmusić go do wizyty u lekarza. I całe szczęście. Doktor orzekł miażdżycę, początkowe stadium i obowiązkowo nakazał mu ruch.

Mąż diagnozą nie bardzo się przejął, zwłaszcza że do sportu od młodości ciągot nie miał. Nie lubił po prostu; najwyżej krótki spacer, do sklepu i z powrotem. No i meczyk albo jakieś skoki narciarskie w telewizji. Co prawda kiedyś się chwalił, że grywał w badmintona, ale na rozgrywkę namówić się nie dał. Jak poznałam Janka, jego największym hobby było łowienie ryb i przez całe lata naszego związku się to nie zmieniło.

Rady lekarza zbagatelizował, podobnie jak moją troskę.

– Słuchaj takiego lekarza, daleko na tym zajedziesz, na cmentarz prostą drogą. Co on wie o sporcie?! W telewizji pewnie ogląda.

– To zupełnie jak ty.

Janek wzruszył ramionami.

– Ja tak ruchu i diety nie potrzebuję. Tabletki przepisał, to najważniejsze, a w robocie tyle się nałażę, że wystarczy.

No i gadaj z takim upartym kozłem. Zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób zachęcić męża do ruchu. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe.

Działka spadła nam z nieba

Dzień Janka od niemal trzydziestu lat wygląda tak samo, z tą różnicą, że kiedyś pracował w czterobrygadówce, a teraz w systemie trzyzmianowym. Kiedy ma pierwszą zmianę, idzie na szóstą do roboty, o czternastej wraca, zje obiad, kładzie się na chwilę na kanapie, żeby odpocząć, poczyta gazetę. Potem, jak może, to leci na ryby, a jak nie, to ogląda telewizję. Często kobiety narzekają, że ryby zabierają im mężów, a ja się cieszę, bo raz, że nie gapi się cały czas w telewizor, dwa – posiedzi na świeżym powietrzu i czasem nawet coś złowi.

Kiedy pracuje na popołudniówki, to jest nieźle, bo przychodzi o dziesiątej wieczorem, idzie spać, a we wtorek i piątek zrobi mi zakupy na targu. Jeżeli chodzi do roboty na nocki, to z Janka pożytku nie ma wcale. Przychodzi do domu przed siódmą rano, kładzie się na trochę, wstaje koło dwunastej, cały jest rozbity, trochę się pokręci po domu, coś tam zrobi, zje, obejrzy wiadomości, potem kolacja i znowu na dwudziestą drugą do pracy.

Zostają jedynie weekendy, ale czy będzie chciał je poświęcać na coś, czego nie lubi? Pomyślałam sobie, że może te jego ryby będą doskonałą okazją. Do tej pory jeździł samochodem albo zabierał się z kolegą, więc w tajemnicy kupiłam mu rower. Mąż nawet na niego nie spojrzał.

– Nie wiem, jak to sobie wyobrażasz, że z podbierakiem, w gumowcach, wiaderkiem, wędką będę przez miasto jechał? – burknął. – Jak to będzie wyglądało?!

Faktycznie, zapomniałam, że Janek jest niesamowicie czuły na punkcie swojego wyglądu. Kiedyś mi się to podobało, ale po tylu latach małżeństwa tylko ciążyło.

Kiedyś, dawno temu, na początku naszego małżeństwa mąż opowiadał o swoich marzeniach. Jednym z nich był ogródek, w którym na starość mógłby sobie pogrzebać, zrobić oczko wodne, posiedzieć i wędzisko pomoczyć, jak już nie będzie miał sił, żeby pójść nad staw.

Jak to w życiu bywa, pomógł mi przypadek. Urszula, sąsiadka z bloku, chciała się pozbyć swojej działki. Jej mąż dostał ją z przydziału w swoim zakładzie pracy, jeszcze w latach osiemdziesiątych. Przez te wszystkie lata razem ją uprawiali. Aż do zeszłego roku, gdy sąsiad w drodze na ogródki działkowe dostał wylewu i zmarł. Urszula od tego dnia na działce nie była ani razu, straciła do niej serce. 

– Niech wam tak dobrze służy jak nam, przeżyliśmy tam wiele cudownych chwil – powiedziała przez łzy, wręczając mi klucze od drewnianego domku z działki.

Janek początkowo z rezerwą odniósł się do mojego pomysłu. Na szczęście Urszula zgodziła się na zapłatę po krótkim okresie próbnym. Bałam się powtórki sytuacji z rowerem, ale Jankowi nic nie powiedziałam. Niech wie, że jak mus to mus.

Okazało się, że nie znam własnego męża

Pierwszego września, w sobotę, pamiętam jak dziś, przyszliśmy na naszą działkę. Była w opłakanym stanie. Wszystko pozarastane, zachwaszczone niemiłosiernie. Domek w opłakanym stanie; musiał w nim grasować jakiś amator darmowego noclegu, bo na tapczanie znaleźliśmy brudne koce, a wokół walały się butelki. Zamek w drzwiach został wyłamany. Jedynie drzewa uginały się od owoców – śliwka, grusza i jabłoń – tak jakby darowany sobie spokój wykorzystały do tego, żeby zwiększyć wydajność.

Kiedy zobaczyłam ten obraz nędzy i rozpaczy, wystraszyłam się, że Janek ucieknie i nie będzie chciał słyszeć o działce. Okazało się jednak, że nie znam własnego męża. Obejrzał sobie wszystko spokojnie, pochodził, pozaglądał w zakamarki.

– Tu moglibyśmy mieć pomidory, a tam oczko – zawołał uradowany. – Oto wyzwanie godne prawdziwego mężczyzny!

Nasze życie w tamtym dniu zmieniło się całkowicie. Po pierwsze nie mogły się zmarnować te wszystkie owoce, więc musiałam je przerobić. Gotowałam, dusiłam, smażyłam, suszyłam, wyszły mi takie straszne ilości słoików, że obdarowałam hojnie całą rodzinę i znajomych.

Mąż każdą wolną chwilę spędzał na działce. Ryby poszły w niepamięć. Zainwestował w kosę spalinową, łopatę i jakiś tam jeszcze inny sprzęt. Mordował się strasznie z tymi chaszczami, ale nie narzekał i naprawdę w krótkim czasie sporo uprzątnął. Nigdy dotąd nie widziałam, żeby był taki zajadły, taki zawzięty.

– Jaśku – zapytałam przy śniadaniu – skończyłam robotę słoikową i mogłabym ci pomóc co nieco dzisiaj.

Minęły dwa tygodnie odkąd zostaliśmy działkowiczami, akurat była sobota.

– Za ciężko dla ciebie, dzisiaj zabieram się do robót drewnianych. Tylko bym się rozpraszał – odburknął.

Jednak nawyk samotności, którego mąż nabrał przez lata wędkowania, nie był łatwy do wykorzenienia. 

Jesień się skończyła, nadeszła zima. Normalnie Janek siedziałby w fotelu przed telewizorem, teraz jednak tak wciągnęła go działka, że mimo paskudnej pogody wciąż chodził tam czegoś doglądać. Odśnieżał, sprawdzał, zabezpieczał.

To był szok! Jak mógł mi to zrobić?

Kiedy nie chodził na działkę, wtedy rysował plany rozbudowy domku. Słowem jak nie mój Jasiek.

Nadeszła wiosna. Praca wykonana przez Janka okazała się ogromna, działka była nie do poznania. Pod koniec kwietnia mój mąż ruszył z rozbudową domku; powiększył i zadaszył taras. Potem dorobił ścianę w miejscu, gdzie kończył się stary taras. I tak powstał drugi pokój. Dumna byłam z niego bardzo, nie miałam bladego pojęcia, że jest taki utalentowany.

Potem jeszcze w czerwcu ocieplił całość styropianem i odeskował. A w lipcu, gdy planowałam wakacje na naszej działce, poinformował mnie, że... spotkał na ogródkach działkowych wielką miłość i odchodzi! Zamieszka w powiększonym domku. Dodał jeszcze, że wspaniałomyślnie zostawia mi mieszkanie, w zamian oczekując przychylności podczas rozprawy rozwodowej.

Doszło do niej we wrześniu. Wciąż byłam w szoku, chyba dlatego tak łatwo się zgodziłam. Janek się podleczył, ale z jego kondycji będzie się cieszyć obca baba! Mądra Polka po szkodzie. Gdybym potrafiła przewidzieć, jaką cenę przyjdzie mi zapłacić za ten jego „ruch dla zdrowia”, to kupiłabym mu rowerek stacjonarny do domu, i nigdy w życiu nie starałabym się uszczęśliwić męża na siłę. A tak nie mam ani męża, ani szczęścia.

Czytaj także:
„Gdy przyjaciółka zniknęła, w głowie miałam czarny scenariusz. Ja się zamartwiałam, a ona flirtowała z przystojniakiem”
„Sąsiad wmawiał nam, że u niego straszy, więc trzymaliśmy się z dala. Okazało się, że dziadek ma wiele za uszami”
„Cieszyłam się, że dostałam pracę, ale szefowa tylko czekała na moje potknięcie. Nie myślałam, że posunie się do intrygi”

Redakcja poleca

REKLAMA