„Po 20 latach wreszcie spełniłem swój studencki sen. Wszystko za sprawą pięknej pani profesor”
„Spojrzałem ponownie w jej stronę. Siedziała obok kilku osób, z którymi kiedyś byłem blisko. Może to dobry moment, by się do nich dosiąść? Ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, ktoś inny zajął miejsce obok niej”.

- listy do redakcji
Nie przypuszczałem, że jej widok wywoła we mnie taką reakcję. Minęło dwadzieścia lat, a ja wciąż pamiętałem jej uśmiech, sposób, w jaki poprawiała włosy i to, jak roztaczała wokół siebie aurę pewności siebie. Nigdy nie myślałem, że spotkam ją ponownie, zwłaszcza na jubileuszowym spotkaniu naszego rocznika.
Moje serce zabiło szybciej
Zresztą, nie miałem pewności, czy w ogóle przyjęła zaproszenie. Gdy wszedłem do sali, mój wzrok niemal od razu przykuła postać siedząca przy stole. Śmiała się, najwyraźniej zadowolona z życia. Wyglądała oszałamiająco. Czas zdawał się obchodzić z nią wyjątkowo łaskawie – jej twarz wciąż była pełna energii, a oczy błyszczały tym samym blaskiem, co kiedyś.
– No, no, no… – usłyszałem znajomy głos nad uchem i poczułem szturchnięcie w ramię. – Co jest, Radek? Widziałeś ducha?
Odwróciłem się w stronę Kuby, mojego dawnego kumpla ze studiów, który patrzył na mnie z przekąsem.
– Coś ty – mruknąłem, ale czułem, jak moje policzki robią się lekko ciepłe.
– Jasne, jasne… – uśmiechnął się złośliwie. – Stara miłość nie rdzewieje, co? Nawet ta niespełniona.
Skrzywiłem się.
– Daj spokój.
– Wszyscy wtedy wiedzieli, że miałeś na jej punkcie hopla – powiedział, popijając drinka. – Nawet ona.
Spojrzałem ponownie w jej stronę. Siedziała obok kilku osób, z którymi kiedyś byłem blisko. Może to dobry moment, by się do nich dosiąść? Ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, ktoś inny zajął miejsce obok niej.
Westchnąłem.
– Dobra, stary, gdzie siadamy? – spytał Kuba, widząc, że mój plan legł w gruzach.
– Gdziekolwiek – rzuciłem obojętnie, ale w głowie już układałem sobie nowy plan. Wiedziałem, że jeśli nie znajdę okazji do rozmowy teraz, to pewnie nie znajdę jej już nigdy.
Razem wyszliśmy na zewnątrz
Przez cały wieczór rzucałem ukradkowe spojrzenia w jej stronę. Wreszcie, gdy zaczęła się muzyka i wszyscy przenieśli się na parkiet, zobaczyłem swoją szansę.
– Czy tutaj nikt już normalnie nie pali? – zagadnęła mnie, gdy przypadkiem znaleźliśmy się obok siebie podczas tańca.
Zaskoczony jej pytaniem, spojrzałem na nią.
– Wszyscy przerzucili się na te e-papierosy.
– No właśnie – westchnęła teatralnie. – A ja wolę klasyczne.
Uśmiechnąłem się.
– W takim razie zapraszam na papierosa. Ale musimy wyjść do parku, tutaj nie można palić.
– Chodźmy – powiedziała, a w jej oczach błysnęło coś, czego nie potrafiłem odczytać.
Wyszliśmy na zewnątrz. Park o tej porze był cichy, jedynie w oddali słychać było muzykę dobiegającą z sali. Liście szumiały lekko na wietrze, a latarnie rzucały długie cienie na alejki.
– Proszę bardzo, pani profesor – podałem jej ogień.
Zaciągnęła się i uśmiechnęła.
– Dziękuję, panie studencie.
Zachichotałem.
– Dawno nie słyszałem tego określenia.
– Bo dawno się nie widzieliśmy – odparła z lekkim uśmiechem.
Zapadła między nami chwila ciszy, którą w końcu przerwałem.
– Wie pani… Na studiach… – zawahałem się, ale wiedziałem, że jeśli teraz się nie przełamię, to już nigdy tego nie powiem.
– Mów dalej – zachęciła.
Wziąłem głęboki oddech.
– Kochałem się w pani.
O wszystkim wiedziała
Nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę patrzyła na mnie uważnie, a potem zaśmiała się cicho.
– Trudno było tego nie zauważyć.
– Naprawdę? – uniosłem brwi.
– Naprawdę – potwierdziła. – Ale wtedy nic by z tego nie wyszło. Po pierwsze, byłam twoją wykładowczynią. Po drugie… miałam męża.
Z jej tonu wywnioskowałem, że to drugie już nie jest aktualne.
– Wiek nie ma tu nic do rzeczy – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – Wciąż jesteś piękna.
Uśmiechnęła się lekko, ale w jej spojrzeniu pojawił się cień sceptycyzmu. Może nie do końca mi wierzyła? Może nie słyszała takich komplementów od dawna? Chciałem dodać coś jeszcze, ale nagle przerwał nam czyjś niski, chrapliwy głos.
– Macie papierosa?
Odwróciłem głowę. Dwóch mężczyzn stało kilka metrów od nas. Pierwszy był wysoki, ogolony na łyso, z szerokimi barkami pod zniszczoną kurtką. Drugi, niższy, miał kaptur naciągnięty na czoło i nerwowo przestępował z nogi na nogę. Od razu poczułem nieprzyjemne napięcie w powietrzu.
– Nie palę – odpowiedziałem spokojnie, choć czułem, jak mięśnie napinają mi się instynktownie.
– A może jednak coś się znajdzie? – rzucił ten w kapturze i zrobił krok bliżej.
– Może od razu telefon i portfel? – dodał drugi, uśmiechając się drwiąco.
Byliśmy w niebezpieczeństwie
Serce przyspieszyło mi rytm, ale umysł pozostał chłodny. Wiedziałem, że nie możemy po prostu odwrócić się i odejść. Jeśli pozwolimy im zbliżyć się za bardzo, sytuacja wymknie się spod kontroli. Zauważyłem, jak ręka niższego sięga do kieszeni. podejrzewałem, że ma tam jakąś broń. Nie musiałem jej widzieć, żeby to wiedzieć. Nie czekałem.
Kopnąłem go w nadgarstek, zanim zdążył cokolwiek wyciągnąć. Krzyknął, a jego dłoń opadła bezwładnie. Drugi rzucił się na mnie, ale byłem szybszy – uderzyłem. Zachwiał się, przeklinając, i nagle obaj zaczęli uciekać. Oddychałem ciężko. Odwróciłem się do niej. Stała nieruchomo, oczy miała szeroko otwarte.
– Nic ci nie jest? – zapytałem cicho.
Pokręciła głową, wciąż oszołomiona.
– W życiu nie widziałam czegoś takiego – wyszeptała.
– Cóż… – wzruszyłem ramionami. – Moja marynarka tego nie przeżyła, ale przynajmniej nie moje żebra.
Zaśmiała się cicho, choć wciąż drżała.
– Chyba właśnie uratowałeś mi życie.
– Może – spojrzałem na nią uważnie. – Ale bardziej interesuje mnie, czy nadal masz ochotę na papierosa.
Roześmiała się, a ja poczułem, jak napięcie zaczyna opadać. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, ale jedno było pewne – tego wieczoru na pewno nie zapomnimy.
Spełnił się mój sen
Obudził mnie chłodny powiew powietrza wpadający przez uchylone okno. Świt jeszcze nie nadszedł, ale na horyzoncie niebo zaczynało nabierać odcieni szarości. Przetarłem oczy i odwróciłem się na bok. Była obok.
Jej twarz bez makijażu wyglądała inaczej niż wieczorem, ale wcale nie mniej pięknie. W delikatnym świetle widać było drobne zmarszczki wokół oczu, świadectwo przeżytych lat, które dodawały jej uroku, a nie odbierały. Przez chwilę po prostu patrzyłem, jak oddycha spokojnie, z włosami rozsypanymi na poduszce.
– Pani profesor… – powiedziałem cicho, dotykając lekko jej ramienia.
Poruszyła się leniwie, ale jeszcze nie otworzyła oczu.
– Jeszcze chwilę… – mruknęła i uśmiechnęła się lekko, jakby była gdzieś na granicy jawy i snu.
– Jeśli zostaniemy tu chwilę dłużej, spóźnię się na pociąg.
– To może… nie jedź? – otworzyła jedno oko i spojrzała na mnie z figlarnym błyskiem w spojrzeniu.
Parsknąłem śmiechem.
– Mam wrażenie, że próbujesz mnie do czegoś namówić.
– Przecież tak dobrze mi idzie – powiedziała, przeciągając się leniwie i zakładając ręce pod głowę. – Poza tym... – zawahała się na moment. – Może powinniśmy wreszcie przestać udawać, że to tylko przypadkowe spotkanie po latach?
Patrzyłem na nią w milczeniu. Wiedziałem, że ma rację. Przez ostatnie tygodnie, od tamtej nocy w parku, jeździłem do niej w każdy weekend. A jednak oboje udawaliśmy, że to tylko „przyjacielskie spotkania”, że to chwilowe zauroczenie, które w końcu wygaśnie. Tyle że nie gasło. Wręcz przeciwnie – nabierało coraz większej intensywności.
– Może i masz rację – przyznałem w końcu.
Uśmiechnęła się zwycięsko.
– No to świetnie – powiedziała, przeciągając się po raz kolejny. – W takim razie mam jeden warunek.
– Jaki?
– Przestaniesz mówić do mnie „pani profesor”.
Roześmiałem się.
– A co dostanę w zamian?
– Jeszcze chwilę w łóżku – odpowiedziała, przyciągając mnie do siebie.
Radek, 41 lat
Czytaj także:
„Znaleziony wiosną list miłosny zburzył mój spokój. Bałam się, że idealne małżeństwo dziadków było czystą fikcją”
„Żona zażądała rozwodu, żeby nie dzielić się ze mną fortuną. Wygrana w totka migiem zajęła moje miejsce w jej sercu”
„Ciężko pracowałam na awans, wyrabiając nadgodziny z szefem. Teraz zamiast na wymarzoną premię czekam na 800 plus”