Od ponad dwudziestu lat nasze życie z Markiem toczyło się według niezmiennego rytmu. On – odpowiedzialny, zorganizowany, z pozoru przewidywalny. Ja – cierpliwa, może czasem zbyt uległa, ale kochająca. Razem stworzyliśmy stabilny dom dla naszego syna Wojtka, choć ostatnio nawet to nie było już takie pewne. Wojtek wchodził w dorosłość z hukiem – bunt, trzaskanie drzwiami i niezadowolone spojrzenia stały się codziennością. Jednak to nie on był powodem mojego narastającego niepokoju.
Mąż inaczej się zachowywał
Od kilku miesięcy Marek zmienił się. Jego ciepły uśmiech i spokojny ton rozmowy pozostały, ale była w tym jakaś nowa, trudna do uchwycenia sztuczność. „Mam dużo pracy” – powtarzał, gdy pytałam, dlaczego wraca późno albo dlaczego w weekend znowu musi „dopiąć coś na ostatnią chwilę”. Kilka razy nawet nie zdążyłam zadać pytania, bo już wyciągał telefon, udając, że coś ważnego pisze.
Aż do tamtego wieczoru nie myślałam, że mogłabym go podejrzewać o coś złego. Wracając z zakupów, zobaczyłam ich przez szybę kawiarni – jego i młodą, piękną kobietę, pochylonych nad stołem.
„Co się tutaj dzieje?” – przemknęło mi przez myśl.
Kłamał prosto w oczy
– Marek, co robiłeś wczoraj po pracy? – zapytałam mimochodem, odkładając talerz z kolacją przed nim.
Starałam się, by mój ton zabrzmiał obojętnie, ale wewnętrznie cała drżałam. Przypominałam sobie obrazy z kawiarni – jego nachylone ciało, rękę zbyt blisko jej dłoni.
– Jak to co? Pracowałem – odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.
Był dziwnie spokojny, a jego obojętność tylko podsycała moje podejrzenia.
– Mhm – mruknęłam, próbując nie pokazać, jak bardzo się we mnie gotuje. – Nie byłeś nigdzie?
To w końcu go wytrąciło. Zamarł na chwilę, a potem spojrzał na mnie z wyraźnym zmieszaniem.
– O czym ty mówisz? – rzucił, ale w jego głosie zabrzmiała nuta niepewności.
– Nic, tak tylko pytam – odparłam, udając, że nie zauważam jego reakcji. W środku jednak wiedziałam, że coś ukrywa.
Następnego dnia postanowiłam dowiedzieć się więcej. Kiedy Marek oznajmił, że musi zostać dłużej w pracy, poczekałam chwilę, aż wyszedł, po czym sama wzięłam płaszcz i klucze. Śledziłam go aż do tej małej kawiarni. I znów tam była. Młoda, uśmiechnięta, pełna życia. Pochylili się nad czymś, jakby dzielili jakiś sekret. Czułam, jak rośnie we mnie furia, ale nie mogłam się ujawnić. Jeszcze nie teraz.
Przeprowadziłam śledztwo
Czekałam kilka dni. Przez ten czas Marek zachowywał się, jakby nic się nie stało, ale ja nie mogłam przestać myśleć o tamtej dziewczynie. Kim była? Kochanką? Koleżanką z pracy? Nie mogłam już dłużej siedzieć bezczynnie. Postanowiłam działać.
Tym razem weszłam do kawiarni, udając, że to przypadek. Spojrzałam na ich stolik i ruszyłam.
– Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? – zapytałam, wskazując na stolik obok ich.
Dziewczyna spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, zupełnie nieświadoma, kim jestem.
– Tak, proszę bardzo – odpowiedziała uprzejmie.
Była młodsza, niż myślałam. Delikatne rysy twarzy, jasne włosy. Wyglądała jak ktoś, kto dopiero zaczyna dorosłe życie.
Usiadłam, zamawiając kawę, i wdałam się z nią w rozmowę.
– Często tu przychodzisz? – zagaiłam, spoglądając na nią badawczo.
– Raczej nie, ale dziś mam ważne spotkanie – odparła, bawiąc się łyżeczką.
– Spotkanie? – Uniosłam brwi, udając zaciekawienie.
– Tak. Z kimś bardzo dla mnie ważnym – powiedziała, a jej głos zadrżał lekko, choć twarz pozostała spokojna.
Czułam, jak wszystko we mnie się gotuje. Nie było już wątpliwości – Marek coś przede mną ukrywał.
Nie wytrzymałam
– Marek, ile jeszcze masz zamiar mnie oszukiwać? – zaczęłam ostro, odkładając widelec na talerz.
Moje słowa przecięły ciszę przy stole jak nóż. Wojtek spojrzał na mnie zaskoczony, a Marek zastygł z widelcem w dłoni.
– O czym ty mówisz, Karina? – zapytał, starając się zachować spokój, ale jego głos zdradzał napięcie.
– Nie udawaj – ciągnęłam, podnosząc głos. – Widziałam cię. Widziałam was w kawiarni.
Zamilkł na chwilę, odkładając sztućce. Jego twarz zdradzała, że nie ma już sensu zaprzeczać.
– Dobra... Macie prawo wiedzieć – zaczął, biorąc głęboki oddech.
Wojtek zmarszczył brwi, spoglądając na ojca.
– O czym mamy wiedzieć? – zapytał niecierpliwie.
Marek spojrzał na nas oboje, jakby zbierał w sobie odwagę, by wypowiedzieć to, co od dawna w nim siedziało.
– Julia... – zaczął, głos mu drżał. – Julia jest moją córką.
Byłam w szoku
Cisza, która zapadła, była niemal namacalna. Wojtek spojrzał na niego z niedowierzaniem, a ja poczułam, jak serce wali mi w piersi.
– Twoją córką? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – To dlatego tak się zachowywałeś? Dlatego mnie unikałeś, okłamywałeś?!
– Karina, to nie tak... Ja... Nie wiedziałem o niej. Dowiedziałem się kilka miesięcy temu, kiedy się ze mną skontaktowała – Marek mówił szybko, próbując się tłumaczyć, ale moje myśli były zbyt głośne, by słuchać.
– A teraz co? Po prostu wprowadzasz ją do naszego życia, jakby nic się nie stało?! – rzuciłam, czując, jak łzy wściekłości napływają mi do oczu.
– Nie chciałem was ranić – powiedział cicho, jakby to miało coś zmienić.
– Za późno, tato – odezwał się Wojtek. Jego głos był pełen goryczy. Wstał od stołu, rzucając serwetkę na talerz. – Nie licz, że zaakceptuję jakąś Julię.
Trzasnął drzwiami, zostawiając nas samych. Ja wpatrywałam się w Marka, próbując zrozumieć, jak mógł dopuścić do tego wszystkiego. Ale czułam tylko gniew i żal.
Pokłóciliśmy się
– Nie ma mowy, Marek – powiedziałam ostro, nie zważając na drżenie głosu. – Nie zgodzę się, żeby ta… przybłęda weszła do naszej rodziny.
Marek spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby nie dowierzał, że naprawdę wypowiedziałam te słowa.
– Karina, co ty mówisz? Julia to moja córka! – rzucił, podnosząc głos, ale mnie to nie wzruszyło.
– Twoja córka? Dla mnie ona jest nikim, Marek. Nikim!
Widziałam, jak te słowa go ranią, ale to, co czułam w środku, było silniejsze. Julia nie była tylko kimś z przeszłości Marka – była zagrożeniem dla wszystkiego, co zbudowaliśmy.
– Karina, nie pozwolę ci tak o niej mówić – odparł stanowczo, stając przede mną. – Ona ma prawo do rodziny, tak samo jak Wojtek.
– Nie porównuj jej do Wojtka! – krzyknęłam, wstając z miejsca. – Wojtek jest naszym synem, owocem naszego małżeństwa, naszej miłości! A ona? Co ona tu robi? Rozwala wszystko, co mieliśmy!
Marek spojrzał na mnie ze złością, ale w jego oczach dostrzegłam coś jeszcze – rozczarowanie.
– To, co mieliśmy, Karina, rozwalasz ty – powiedział cicho, ale jego słowa uderzyły mnie jak policzek.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, w drzwiach pojawił się Wojtek.
– O co znowu się kłócicie? – zapytał chłodno, patrząc na nas z góry.
– Twój ojciec chce, żebyśmy zaakceptowali Julię – powiedziałam ostro. – Żebyśmy przyjęli ją do rodziny, jakby nic się nie stało.
Wojtek wzruszył ramionami, a jego twarz wykrzywił ironiczny uśmiech.
– Ja nie zamierzam mieć z nią nic wspólnego – rzucił i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z Markiem.
Marek patrzył na mnie długo, zanim powiedział cokolwiek.
– Jeśli nie dasz Julii szansy, Karina, wszystko, co mamy, przestanie istnieć – powiedział zimno i wyszedł za Wojtkiem, zostawiając mnie z tym ciężarem. Wtedy po raz pierwszy zaczęłam zastanawiać się, czy może miał rację
Nasza rodzina jest inna
Siedziałam przy stole, wpatrując się w filiżankę zimnej już kawy. Dom wydawał się pusty, choć za ścianą słychać było kroki Wojtka i ciche zamieszanie w pokoju Marka. Każde z nas żyło teraz obok siebie, jakbyśmy byli tylko obcymi ludźmi pod jednym dachem.
Marek próbował mnie przekonać do Julii jeszcze kilka razy, ale każde jego słowo brzmiało jak wyrzut. Wojtek odsunął się od ojca jeszcze bardziej, a ja czułam, jak między nami rozciąga się przepaść, której nikt już nie wypełni. Za każdym razem, gdy patrzyłam na Marka, widziałam w jego oczach ból i żal. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek uda nam się to naprawić.
Karina, 42 lata
Czytaj także: „Kłóciłem się z żoną nawet o domowy smalec. Gdy ona patrzyła na mnie z obrzydzeniem, łasa sąsiadka miała na mnie chrapkę”
„Teściowie zachowują się bezwstydnie. Gdy nakryłam ich w łazience, nie wiedziałam, gdzie oczy podziać”
„W naszym domu jest jak w zamrażarce. Mamy małe dziecko, a mąż zakręca grzejniki, bo trzeba oszczędzać”