„Po 10 latach żona zmieniła się w zimną rybę. Wmawia mi, że byłem złym mężem, a swoich wad nie widzi”

smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Westend61
„Smutek, który czułem jeszcze przed chwilą, zmienił się w gniew. Jak ona śmiała zabrać moją córkę do jakiegoś gacha?! Gdzie ona, do ciężkiej cholery, jest? Kiedy zobaczę moje dziecko? Pierwszy raz popłakałem się ze złości i bezsilności”.
/ 13.12.2024 14:40
smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Westend61

Agatę poznałem jeszcze jako student. Była koleżanką mojej kuzynki. Przysiadły się do stolika w pubie, gdzie imprezowaliśmy z kumplami i… przepadłem. Wygadana, roześmiana i bezpośrednia blondynka momentalnie zawładnęła moim sercem. Wieczór zakończył się wymianą numerów telefonów i namiętnym pocałunkiem. nasz związek rozwijał się. Rok później zapłakana Agata poinformowała mnie, że jest w ciąży. Oszalałem.

– To cudownie!

– No nie wiem… – chlipała Agata. – Nie mamy mieszkania. Do tego ja nie mam pracy, a przede mną obrona magisterki.

– Damy sobie radę, zobaczysz – nie traciłem entuzjazmu. – Najważniejsze, że mamy siebie. Reszta się ułoży, zadbam o to.

Chyba byłem ślepy

Wciąż nie rozumiem, czego zabrakło, by ten scenariusz się ziścił. Byłem tak ślepy i głuchy? Widziałem to, co chciałem widzieć? Naprawdę nie wiem… Byliśmy małżeństwem 10 lat. Córka rosła jak na drożdżach, a ja wciąż kochałem i podziwiałem Agatę, jej mądrość, otwartość i wspaniałe ciało. Nic nie zwiastowało końca świata.

Kiedy wróciłem z pracy, a żona z ponurą miną poinformowała mnie, że musimy poważnie porozmawiać, przestraszyłem się, ale nie spodziewałem, że chodzi o nas. Zaledwie trzy dni później otrzymałem dokumenty rozwodowe

– Chcę rozwodu – głos Agaty był jak lód.

– Żartujesz, prawda? – nie wierzyłem w to, co słyszę. – O czym ty mówisz?

– O rozwodzie. Mam dość! – rozpłakała się. – Czy ty nie widzisz, co się dzieje? Wiecznie nie ma cię w domu, a jeśli nawet jesteś, to z nosem w komputerze! Kiedy ostatni raz bawiłeś się z Moniką? Kiedy rozmawialiśmy? O seksie już nawet nie wspomnę. Życie przelatuje mi przez palce…

Byłem kompletnie oszołomiony

Ciężko i dużo pracowałem, fakt, ale tyrałem jak wół, by spełnić nasze wspólne marzenie o własnym domu. Wychodziłem wcześnie rano i wracałem wieczorem właśnie dla moich dziewczyn. Pojęcia nie miałem, że Agata może odbierać to w taki sposób, że ją porzucam i marnuję jej życie.

– Kochanie, porozmawiajmy… – wciąż miałem nadzieję, że to zły sen, z którego zaraz się obudzę. – Przecież nie możesz przekreślić tego wszystkiego, co nas łączy…

Mogę i właśnie to robię – powrócił lodowaty ton. – Zresztą, poznałam kogoś, chcemy być razem.

Tego było już za wiele. Zerwałem się i wybiegłem. Do baru, w którym upiłem się do nieprzytomności. Na szczęście spotkałem w nim znajomego, dzięki czemu nie spędziłem nocy w przydrożnym rowie. Rano nie wiedziałem, czy bardziej boli mnie głowa, czy złamane serce. Wziąłem prysznic i powlokłem się do domu. Wciąż liczyłem na to, że Agata opamięta się i wspólnie naprawimy małżeństwo i uratujemy naszą rodzinę.

Zastałem pusty dom

Moje nadzieje legły w gruzach zaraz po przekroczeniu progu. Dom był pusty. Agata zabrała naszą córkę, swoje i jej rzeczy. Dokąd poszły? Nie miałem bladego pojęcia. Telefonów ode mnie nie odbierała, a wszyscy z jej rodziny zgodnie twierdzili, że też nie wiedzą, gdzie jest. Gdy już zacząłem wariować, dostałem w końcu esemesa: „Jestem z Moniką u Marka. Nie szukaj mnie, podaję numer do prawnika…”.

Smutek, który czułem jeszcze przed chwilą, zmienił się w gniew. Jak ona śmiała zabrać moją córkę do jakiegoś gacha?! Gdzie ona, do ciężkiej cholery, jest? Kiedy zobaczę moje dziecko? Tysiąc pytań kłębiło się w mojej głowie. Na żadne z nich nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Pierwszy raz popłakałem się ze złości i bezsilności.

Wszystko potoczyło się lawinowo

Zaledwie trzy dni później otrzymałem dokumenty rozwodowe. Musiała je mieć przygotowane wcześniej… Wykorzystałem zaległy urlop i każdy dzień zaczynałem i kończyłem szklaneczką whisky. Pogubiłem się w życiu. Nie potrafiłem odnaleźć się w domu pozbawionym obecności żony i córki, ich głosów, zapachów. Czułem się jak wyrzucony na ulicę pies, który wciąż ma nadzieję, że ukochani właściciele jednak po niego wrócą.

Zacząłem analizować swoje zachowanie. Czy naprawdę byłem takim złym mężem? Mimo sporej dozy samokrytycyzmu nie mogłem przyznać racji Agacie. Starałem się ze wszystkich sił nie tylko utrzymać rodzinę i odłożyć na dom, ale również spędzać z nią i Monisią jak najwięcej czasu. Oczywiście, intensywne tempo życia musiało się na mnie odbić negatywnie, choćby na mojej męskiej sprawności, jednak naprawdę się starałem. Wciąż nie mogłem zrozumieć, jakim cudem nie zauważyłem, że Agata oddaliła się ode mnie. Do tego stopnia, że zaczęła spotykać się z tym całym Markiem. To naprawdę moja wina?

Do sprawy rozwodowej udało mi się dwa razy porozmawiać telefonicznie z córką. Nie były to przyjemne rozmowy. Miałem wrażenie, że Agata podpowiadała jej, co ma mówić. Bo niby dlaczego nagle stałem się osobą, z którą rozmawia się jak z natrętnym sąsiadem? Serce pękało mi za każdym razem, gdy słyszałem, że tęskni, ale tylko troszkę, oraz gdy rozemocjonowana opowiadała, na jakich wycieczkach była z mamą i „wujkiem Markiem”.

Nadszedł czas rozprawy

Poddałem się kompletnie, bo Agata na sali sądowej zrobiła ze mnie niemal tyrana. Opowiadała między innymi o stosowanej przeze mnie przemocy ekonomicznej. Tłumaczyłem, że kontrolowanie wydatków i wydzielanie dziennych kwot na zakupy podyktowane było problemami finansowymi mojej firmy, a żona wówczas nie pracowała. Sędzia tylko kiwała głową. Zgodziłem się na sprzedaż mieszkania i na nierówny podział pieniędzy pochodzących z transakcji oraz z naszych oszczędności. Agacie jednak wciąż było mało. Chciała również alimentów – nie tylko na córkę, ale również na siebie. Na to jednak sąd nie przystał. Uznał, że nie jestem jedyną osobą winną rozpadu małżeństwa…

Od rozwodu niedługo minie rok

Marna to jednak pociecha, biorąc pod uwagę decyzje sądu w sprawie moich kontaktów z córką. Teoretycznie mam prawo spotykać się z Moniką w każdy weekend oraz dodatkowo raz w tygodniu w dzień powszedni. W praktyce Agata robi wszystko, by mi to uniemożliwić. Czemu? Nie wiem. To ona mnie zdradziła i porzuciła. To ja mam powody, by się mścić. Czemu ona chce mnie ranić, wykorzystując do tego dziecko? Czy dzięki temu czuje się mniej winna? Co ja jej takiego zrobiłem, że aż tak surowo mnie karze? A może chodzi o to, bym zniknął na dobre i nie mieszał w jej nowym, pięknym życiu? Okej, przestała mnie kochać, ale czemu zaczęła tępić i nienawidzić? Czemu planuje tak wspaniałe weekendowe atrakcje, że córka nie chce się ze mną spotykać?

Kiedyś kochaliśmy się z Agatą

To już przeszłość, wiem, ale nadal nie potrafię pojąć, jak z serdecznej, bliskiej osoby mogła zmienić się w sopel lodu. Przynajmniej w stosunku do mnie. Nie wymagam przecież wiele: chciałbym jedynie kontaktować się z moją córką. Tymczasem rzeczywistość wygląda tak, jak podczas jednej z ostatnich rozmów:

– Monisiu, może pójdziemy we wtorek na lody do tej nowej kafejki?

– Już tam byłam z mamą i Markiem. Nic specjalnego.

– To może na basen w środę?

– W środę mam zajęcia z tańca.

– To może w czwartek? – nie poddaję się.

– Może…

W czwartek rano dzwoni Agata, by poinformować mnie, że Monika jest chora i nie może pójść na basen. Może bym uwierzył, ale podobna sytuacja miała już miejsce wiele razy. Czyżby odporność naszego dziecka tak drastycznie spadła? I choruje zawsze wtedy, gdy ma się ze mną spotkać? Nie sądzę. I choć dotąd ustępowałem Agacie – bo czułem się winny, że była ze mną nieszczęśliwa – więcej już nie zamierzam. Nie zniechęci mnie, będę namolny, bo to ja jestem ojcem Moniki. Nie jakiś Marek, który dziś jest, a jutro może zniknąć.

Od rozwodu niedługo minie rok. Mimo bólu staram się funkcjonować normalnie, nie odsuwać od ludzi, po prostu żyć. Udało mi się nawet kogoś poznać. Nie zabiegałem o to – znajomość nawiązała się przypadkowo i rozwinęła naturalnie. Od czasu do czasu się spotykamy, na razie niezobowiązująco. Maja wie, z czym się zmagam i wspiera mnie. Dzięki niej mam więcej siły, by walczyć o córkę. Bo to się nie zmieni, nigdy nie odpuszczę. Tylko tak mogę udowodnić, że ją kocham i jest dla mnie najważniejsza. Nawet jeśli teraz tego nie docenia, mam nadzieję, że kiedyś zrozumie.

Tomasz, 35 lat

Czytaj także:  „W Święta zawsze czuję się jak służąca. Ja odwalam całą robotę, a bratowa podziwia swoje tipsy”
„Planowałam wymarzone święta, a dostałam piękną katastrofę. Na czele rodzinnej porażki stanął teść i mój mąż”
„Choć w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem, moja teściowa wciąż syczy z wściekłością. Nie pójdę do niej na kolację”

 

Redakcja poleca

REKLAMA