Rodzice lubią chwalić się osiągnięciami dzieci. Moja mama też miałaby czym, ale tak się porobiło, że zostało jej to odebrane. Musi milczeć, żeby się nie ośmieszyć przed sąsiadami. Wszystko przez plotki, które zrujnowały moją reputację. Pochodzę z małej, sennej miejscowości, która odrobinę ożywia się tylko latem, kiedy działkowicze otwierają swoje wakacyjne domy.
Obroty w sklepie rosną, właściciel wykłada wymyślny towar, który w innych porach roku nie ma wzięcia u klienteli. Tylko latem można u nas kupić wegańskie burgery czy gotowe tajskie posiłki do odgrzania w mikrofalówce. Na krótką chwilę moja miejscowość nabywa światowego szyku, ostro komentowanego przez lokalną lożę szyderców składająca się z bogobojnych gospodyń.
– Widziałaś, co ona kupiła? Ja to bym się wstydziła mężowi coś takiego podać, jeszcze by się zatruł. Gotowe danie, kto to słyszał! Czy to ma smak? Ciekawe, co ona robi cały dzień, że nie ma czasu postać przy kuchni. Pewnie pazury lakieruje. Widziałyście jej szpony? Takimi nie upierzesz, ziemniaków nie obierzesz.
Szukałam pracy w stolicy
I tak w kółko. Komentowany jest ubiór, fryzura, nadmiar kilogramów lub ich brak, w zasadzie wszystko można skrytykować, podając siebie za jedyny i właściwy przykład. Przyzwyczaiłam się do tego gadania i nie zwracałam uwagi na teksty w rodzaju: „Krótszej sukienki nie mogłaś włożyć?”. Nieprzyjemne były, ale z doświadczenia wiedziałam, że cokolwiek włożę, będzie źle. Byłam młoda, niebrzydka, a tego miejscowe kumy nie mogły mi darować. Dlatego puszczałam mimo uszu rozmaite przytyki, z rzadka się odgryzając. Uważałam je za nieszkodliwe. Do czasu.
Maturę zdałam z bardzo dobrym wynikiem, zostałam przyjęta na studia i zaczęłam szukać pracy, bo w domu czworo nas było, nie przelewało się. Rodzice dali, co mogli, o resztę musiałam postarać się sama.
„Rozejrzę się i dam ci znać” – odpisała Agata, którą poprosiłam o pomoc w znalezieniu pracy.
Rozesłałam wiadomości do wszystkich dziewczyn z naszej miejscowości, którym udało zaczepić się w Warszawie, i czekałam na odzew, przeglądając ogłoszenia o pracę. Nie zdążyłam jeszcze nigdzie aplikować, kiedy zadzwoniła Agata. Musiało jej się palić, bo zwykle porozumiewała się krótkimi SMS-ami.
– Mam dla ciebie świetną robotę od zaraz – wydyszała w słuchawkę. – Z mieszkaniem! Z dobrą płacą! No, mówię ci, palce lizać. Jeszcze mi podziękujesz.
– Co to za okazja? – spytałam ostrożnie, zastanawiając się, gdzie tkwi haczyk.
– Jedyna w swoim rodzaju! Koleżanka znajomej została poproszona przez współpracowniczkę o rozesłanie wici w sprawie niani. Umówiłam cię na rozmowę, trzeba szybko reagować, bo tam już pewnie tłumy walą.
Wypuściłam wstrzymany oddech
– Agata, nie przejdę castingu, nie jestem zawodową nianią, nie mam referencji.
– Nasz wójt poświadczy, że pracowałaś w letnim przedszkolu, już moja w tym głowa, żeby referencje były szałowe. Nikt takich nie będzie miał!
Agata nie rzucała słów na wiatr. Wójt był jej chrzestnym, pierwszy raz pomyślałam, że mając wsparcie lokalnego teamu, mogłabym zdobyć tę pracę.
– A poza tym ta znajoma koleżanki, która dowiedziała się o ofercie, to nasza Wiesia! – dołożyła z triumfem Agata.
– Sami swoi, można powiedzieć, ona też szepnie za tobą słówko. Zbieraj się, dziewczyno, i przyjeżdżaj. Jak się pośpieszysz, złapiesz autobus o 11.
Zrobiłam, jak powiedziała, i właśnie dlatego wyjechałam z domu nagle, nikomu nie mówiąc, dokąd i po co. Miejscowa grupa plotkarek uznała, że to podejrzane, jakbym uciekała albo chciała ukryć jakiś sekret. O moim zniknięciu rozprawiano szeptem, echa plotek nie dotarły do rodziców, a tym bardziej do Warszawy, dlatego wszystko, co potem się wydarzyło, było prawdziwym zaskoczeniem. W stolicy czekała już na mnie Agata.
– Ubierz się skromnie, uczesz i staraj się wyglądać profesjonalnie – nakazała mi, po czym pojechałyśmy na Żoliborz na rozmowę kwalifikacyjną.
Drzwi otworzyła nam młoda blondynka z dzieckiem na ręku. Maluch zerkał ciekawie i ślinił się obficie. Zrobiłam do niego śmieszny dzióbek, który zawsze działał na moją siostrę. Niemowlak zagulgotał i uśmiechnął się.
– Która z was jest nianią? – spytała nieufnie blondynka, której mój występ wcale nie ujął.
– Ja – wystąpiłam krok do przodu, czując się jak na szkolnym apelu.
– To jakieś nieporozumienie, ty chyba nawet nie jesteś pełnoletnia.
To przez ten strój i uczesanie! Przegrałam na starcie, ale chciałam, żeby chociaż zrozumiała, że nie podszywam się pod nikogo. Opowiedziałam dokładnie, jak jest. Będę studiować, szukam pracy, nie jestem zawodową nianią, ale dzieci widywałam, i to całkiem z bliska, bo mam troje młodszego rodzeństwa. Pieluchy zmieniałam od szóstego roku życia.
– Referencje przyjdą w liście poleconym – dołożyła Agata, mając na myśli swojego chrzestnego.
To wyznanie zrobiło pewne wrażenie na blondynce. Tymczasem niemowlak energicznie kopał, wypuszczał bańki ze śliny i wyginał się w moją stronę. Odruchowo wyciągnęłam ręce, co wyraźnie ucieszyło bobasa. Mógł mieć pięć miesięcy, w każdym razie na tyle wyglądał. Był bardzo energiczny i dziarsko się do mnie wyrywał. Blondynka cofnęła się, zapraszając nas do środka.
– Polubił cię, nawet do taty tak się nie wyrywa. Stanowczo zbyt rzadko go widuje.
– A to dlaczego? – zainteresowała się Agata, nieodrodna córa naszej miejscowości, gotowa wszędzie wywęszyć smakowitą plotkę.
– Mąż pracuje za granicą, do domu przyjeżdża co drugi weekend. Jestem sama z dzieckiem, a tak się składa, że wróciłam do zawodu trzy miesiące po urodzeniu Henia. Biuro mam w domu, myślałam, że dam radę, ale okazało się, że synek jest bardzo wymagający. Dlatego potrzebuję niani, która pomoże przy dziecku i w domu. Pensja jest godziwa, oferuję też pokój. Henio wstaje skoro świt i marudzi, nianię dojeżdżającą ominęłaby ta atrakcja.
Roześmiałam się. Blondynka była szczera, wiedziała, za co płaci. Dostałam tę pracę, bo spodobałam się bobasowi, a wahanie jego mamy pokonała Wiesia, ręcząc za mnie głową. Przeprowadziłam się do Jagody i od tej pory często wychodziłam z Heniem na spacer, wcale się nie ukrywając. Gdybym wiedziała, co mnie czeka, nie byłabym taka beztroska. Kilka miesięcy później ktoś z naszej miejscowości, bawiący przejazdem w stolicy, zauważył mnie pchającą wózek. Do dziś nie wiem, kto to był, nikt się nie przyznał. Warszawa niby taka duża, a krajana łatwo spotkać.
Wszyscy wzięli mnie na języki
Spostrzegawczy obserwator wrócił do domu i każdemu, kto chciał słuchać, opowiedział o mojej tajemnicy. Ukrywam przed światem nieślubne dziecko, urodziłam je w Warszawie, żeby nikt nie wiedział o mojej hańbie. To dlatego tak szybko wyjechałam. Gdybym została dłużej, sąsiedzi zauważyliby rosnący brzuch. Ale grzechu ukryć nie można, zawsze wylezie na wierzch, jak oliwa sprawiedliwa. Ciekawe, z kim mam to dziecko i za co żyję. Warszawa jest droga, ktoś musi mnie sponsorować. To nie po bożemu, ciekawe, co ksiądz proboszcz by na to powiedział. Niektóre to honoru nie mają, skaranie boskie z nimi.
Łagodniejsi, mniej skłonni do potępienia zwracali uwagę na mój nienaganny dotąd życiorys. Członkiń plotkarskiej loży to nie przekonywało. Byłam grzeczną dziewczynką, ale się zepsułam. Ciekawe, z kim mam to dziecko. To musi być chłopak stąd, przecież nigdzie nie wyjeżdżałam. Tym bardziej wstyd, że obecnie jestem na utrzymaniu innego mężczyzny. Co za zepsucie!
W naszej miejscowości wrzało, powtarzano sobie rewelacje o moim upadku, aż dziw, że te ploty nie dotarły do mamy. Dopiero szkolna bibliotekarka przypadkiem uświadomiła jej, co się dzieje. Miała dobre intencje, przyszła pocieszyć matkę załamaną kłopotami, w które wpadłam.
– Asia nie ma dziecka! – zawołała przerażona mama i zakryła dłonią usta.
Bibliotekarka westchnęła ze współczuciem
– Wiem, jakie to trudne, ale mnie możesz zaufać. Nikomu nie powiem. Urodziła dziecko, to trudno. Niejedno nieślubne wyszło na ludzi. Mówię wam, że wasza Asia jeszcze znajdzie dobrego męża.
– Aśka nie ma żadnego dziecka, to kłamstwo – tata walnął pięścią w stół, wyglądając przy tym na zrozpaczonego.
Taki był, bo dotarło do niego, że plotki bardzo mnie skrzywdziły, dorabiając mi fascynujący miejscowych życiorys. Obrzucono mnie błotem, a jak szlam raz się przylepi, trudno się go pozbyć. Bibliotekarka przestraszona gwałtowną reakcją ojca zaczęła się zbierać do wyjścia. Dobra z niej była kobieta, przyszła z pocieszeniem, zrobiła, co uważała za stosowne.
– Wzięli Aśkę na języki – zezłościł się tata. – Dziecka nie urodziła, wiemy to oboje, ale coś musi być na rzeczy, skoro się tak rozniosło. Co to może być?
– Nie wiem. Często rozmawiam z nią przez telefon, powiedziałaby, jakby wpadła w kłopoty.
– A, zaraz, powiedziała – żachnął się tata. – Za bardzo jej ufaliśmy, a wiesz, jak jest. Jak nie dopilnujesz, trudno być pewnym. Pojedź do niej i rozejrzyj się, może co wybadasz.
– Tak znienacka do cudzego domu? – zgorszyła się mama. – Tam mieszka pani Jagoda, mam jej nalot robić?
– Nie jej, tylko naszej córce. A jej pracodawczyni zrozumie, sama jest matką.
W ten sposób mama znalazła się w Warszawie. Przyzwyczajona wstawać skoro świt złapała poranny autobus i po dwóch godzinach jazdy zapukała do mieszkania na Żoliborzu. Był poniedziałek, Jagoda wyjechała na przedłużony weekend do mamy, zabierając ze sobą Henia, ja miałam wolne, więc odsypiałam zarwane przez bobasa poranki. Pukania nie słyszałam, obudził mnie dopiero dzwonek. Przekonana, że Jagoda wraca, poczłapałam otworzyć.
– A ty co? Jeszcze nieubrana? – mama skanowała mnie wzrokiem.
Obciągnęłam krótką koszulkę, nie byłam pewna, czy mi się śni.
– To ty, mamo? Co tutaj robisz?
Pytanie okazało się niewłaściwe, mama odsunęła mnie i weszła do mieszkania, rozglądając się czujnie. Nie przestawała przy tym mówić, i to dosyć głośno.
– To ja powinnam cię o to zapytać. Przyjechałam dowiedzieć się, jakie są twoje obowiązki. Jesteś sama? Gdzie jest dziecko, którym się zajmujesz? Gdzie jego mama?
– Też jestem ciekaw – odezwał się męski głos od strony salonu.
Aż podskoczyłam. Nie spodziewałam się, że Michał, mąż Jagody, zjedzie niespodziewanie do domu. Rzadko robił takie niespodzianki, nie wiedziałam nawet, że jest w mieszkaniu.
Stał w nonszalanckiej pozie, ubrany w jakieś gacie i przykrótką koszulkę odsłaniającą tors. Prawdopodobnie przed chwilą wyszedł z łóżka.
Zaczęli na siebie wrzeszczeć…
Mama zamrugała na jego widok, wyraźnie ją zatkało.
– Przyjechałem w nocy, nie chciałem cię budzić – rzucił poufale w moją stronę i zawiesił wzrok na mamie. – A kim pani jest? – spytał.
– To ja pytam, kim pan jest – uniosła się mama, zdegustowana tym, co widzi.
Potwierdziły się jej najgorsze podejrzenia. Mieszkałam z kochankiem! Że też ten facet nie miał na tyle wstydu, żeby się chociaż ubrać! Pozostawało pytanie, czyje dziecko bawiłam i czy w ogóle jakieś było…
– Jak długo raczyłaś nas kłamstwami? – spytała mama.
Była taka zdenerwowana, że żal było patrzeć. Zaczęłam wyjaśniać nieporozumienie, ale przerwał mi Michał. Był niewyspany i zły, w jego własnym mieszkaniu napadła go znienacka jakaś baba, oskarżając o uwiedzenie córki. Paranoja do kwadratu, on sobie nie życzy i proszę wyjść. Nie wiem jak długo krzyczeliby na siebie, gdyby nie Jagoda. Wróciła do domu i zaprowadziła porządek. Pierwszy przymknął się Michał, na widok żony złagodniał i zainteresował się dawno niewidzianym synem.
– Kochanie, załatw to jakoś, może tobie uda się zrozumieć, o co tu chodzi.
Jagoda w dwóch słowach wyjaśniła moją rolę w jej domu i, o dziwo, została wysłuchana. Mama wreszcie uwierzyła, że nie trafiłam do siedliska rozpusty, a informacje plotkar były wyssane z palca. Zostałam oczyszczona z podejrzeń, ale błoto, które raz się przylepiło, zostaje, póki samo nie odpadnie. Mama kategorycznie kazała mi zmienić pracę. Prosiłam, błagałam, ale zdania nie zmieniła.
– Zrób to dla mojego spokoju – powiedziała. – Oka bym nie zmrużyła, gdybym cię tu zostawiła. Mieszkacie we trójkę…
– Nie mieszkamy! – wrzasnęłam wyprowadzona z równowagi. – Jak Michał przyjeżdża, ja mam wolne, wracam wtedy do domu.
– A dzisiaj? – nie dawała za wygraną mama. – Odstępstwa od reguły się zdarzają, a ja jestem po to, żeby im zapobiec.
Pokonała mnie, musiałam wymówić pracę u Jagody. Spowodowały to krzywdzące plotki rozsiewane niefrasobliwie przez kobiety, które znały mnie od dzieciństwa. Gdyby nie one, mama nadal by mi ufała, a ja na czas studiów miałabym dobre zajęcie. Polubiłam Henia i zaprzyjaźniłam się z Jagodą, żal mi było ich zostawiać. Żałowałam też siebie, bo czekały mnie ciężkie czasy.
Po studiach dobrze zarabiałam
Do mieszkania przyjęła mnie niezawodna Agata. Rozumiała, przez co przechodzę. Ona też miała na pieńku z wszechwiedzącą opinią publiczną naszej miejscowości.
– Pamiętasz Zbinia? Jak raz się z nim umówiłam po szkole, rozniosło się, że źle się prowadzę. Mieliśmy wtedy po czternaście lat i poszliśmy razem na lody. Co ja potem miałam w domu! No, ale udało mi się wszystko wyjaśnić, nie wpadłam w takie szambo jak ty. Te baby wzięły cię na języki, będą o tobie gadać do utraty tchu, nie zazdroszczę ci.
– A w niedzielę pójdą wszystkie przykładnie do kościoła, nie zważając na to, że zepsuły mi życie – powiedziałam.
– Ano, pójdą. Tak to już jest. A po kościele podzielą się smacznymi ploteczkami, kto z kim i dlaczego. Nie martw się, kiedyś o tobie zapomną. Grunt to nie leźć im w oczy. Minie jakiś czas i sprawa przyschnie, wezmą kogo innego na języki.
Do końca studiów pracowałam w kawiarni należącej do znanej sieciówki, serwowałam napoje, sprzątałam zaplecze, myłam naczynia. Nie zarabiałam tyle co u Jagody, ledwie wiązałam koniec z końcem. Wiedziałam, komu to zawdzięczam, ale byłam bezradna. W akcie głupiej zemsty mówiłam o sobie z ironią, że pracuję w lokalu rozrywkowym. W zamian usłyszałam od życzliwej, żebym nie opowiadała bajek, bo na tańce na rurze jestem stanowczo za gruba.
Z plotką nie da się walczyć, szerzy się jak pożar buszu. Zgaszona w jednym miejscu wybucha ogniem w drugim, czasem długo się tli. Tak też było ze mną, plotkary o mnie nie zapomniały.
Po studiach prawie od razu znalazłam całkiem niezłą pracę. Dość szybko awansowałam, zaczęłam przyzwoicie zarabiać, a ponieważ zawsze chciałam zobaczyć świat, pozwalałam sobie na egzotyczne eskapady.
To już nie była plotka, tylko oskarżenie
Mogłam też pomyśleć o kredycie na własne cztery kąty. Mój sukces nie ucieszył plotkarskiej opinii publicznej. Są ludzie, którzy nie mogą znieść, jak się komuś dobrze powodzi. Uradzono, że to niemożliwe, żeby dziewczyna mogła tyle zarobić uczciwą pracą. Przecież to jasne, że się puszczam, bo skąd mieszkanie i podróże? No i za mąż nie wyszłam, wiadomo dlaczego. Takie jak ja w kościele nie ślubują.
Nie było niczym poparte, ale większość w nie uwierzyła. Zabawnie było pomyśleć, że taka wzorowa uczennica zeszła na złą drogę. Występek trzeba piętnować dla przykładu, aby nie za głośno, żeby moi rodzice się nie obrazili, bo po co zwada?
Rzadko odwiedzam rodzinną miejscowość. Wiem, co się w niej o mnie mówi, i trudno mi się z tym pogodzić. Najbardziej jest mi żal rodziców, którzy nie mogą pochwalić się osiągnięciami córki. Jak tylko mama próbuje powiedzieć prawdę, słuchacze kiwają współczująco głowami. Oni lepiej wiedzą, jak jest, nic tego nie zmieni.
Czytaj także:
„Sąsiadka doprowadzała mnie do białej gorączki. Pluła jadem dalej niż widziała. Nie sądziłam, że ta jędza uratuje mi życie”
„Sąsiadki rozpowiadały tajemnice mojej przyjaciółki. Wredne plotkary z wypiekami na twarzy mówiły o jej życiowych tragediach”
„Na widok sąsiadki dostawałam palpitacji serca. Złośliwa baba nazywała mnie kurtyzaną i z uśmiechem zatruwała mi życie”