– Co tu tak śmierdzi? – pyta moja przyjaciółka Hala. – W oczy szczypie już na schodach! Straszny zaduch.
– Parzę zioła na okłady – odpowiadam. – Kolana mi wysiadają. Przy wchodzeniu na schody jeszcze jako tako, ale schodzić muszę po stopniu i z przerwami!
– Kompresy z liści kapusty przykładaj! Podobno działa.
– I kapusty próbowałam, i pokrzywy… Wcierałam wszystkie maści, jakie są w aptece. Nadal boli…
– To tylko taniec ci pomoże. Wyskaczesz się, wytrzęsiesz, rozruszasz i zapomnisz o reumatyzmie. Ja się tak wyleczyłam z lumbaga!
Patrzę na nią jak na pajaca
Ledwo chodzę, a ta mi o tańcu opowiada! Kpi chyba? Hala jest ode mnie starsza o rok. Marysia, moja druga przyjaciółka ma półtora roku mniej niż ja i zawsze to podkreśla:
– Będę w twoim wieku, to poluzuję – mówi. – Na razie, jeszcze mi się chce!
Urodziłyśmy się w latach czterdziestych ubiegłego stulecia. Wszystkie jesteśmy samotne, ale Hala ma dochodzącego pana, wdowca, którego poznała kilka lat temu w sanatorium.
– Tylko się przyjaźnimy – zaznacza. – On by chciał czegoś więcej, ale ja nie mogę…
– W końcu ci tę cnotę mole zjedzą! – dogaduje Marysia. – Ja bym poszła na całość, gdyby mi się ktoś sensowny trafił. Zawsze miałam duży temperament!
– Zaagituj Maryśkę do tego tańczenia – śmieję się, a Hala kiwa głową, że to świetny pomysł:
– Tak, tak, Mańka na to pójdzie! – woła. – Jeszcze dziś do niej polecę!
Po paru dniach meldują się u mnie obie. Są zarumienione od mrozu, oczy im błyszczą.
– Co was tak odmieniło? – pytam.
– Robimy prywatkę! – wypalają jednocześnie. – Taką, z naszych młodych lat! Z adapterem i winylami.
– Wino patykiem pisane też będzie?
Śmieją się…
– Niestety, takiego już nie ma. Szkoda! Ale mamy nalewki własnej roboty, a od Józka wysępimy inne trunki. Pamiętacie, jak destylował kompoty z jabłek? Kupimy słone paluszki, suche wafle i będzie jak kiedyś!
– Józka też ściągniecie?
– Na bank!
– Ale on podobno nigdzie nie wychodzi. Jest po dwóch zawałach.
– Co z tego? Potrzebuje rehabilitacji, każdy lekarz mu to powie. Zadzwonisz i go przekonasz! Tu masz jego numer.
– Ja?
– A kto? Przecież byliście parą. Dawnych miłości się nie zapomina!
– Nigdy parą nie byliśmy. On miał mnie w nosie!
– Ale ty go nie miałaś. Warto sprawdzić, czy zostało coś z dawnych uczuć.
Pomyślałam, że może mają rację? Tyle lat minęło, czas pozacierał dawne smutki, coraz mniej nas zostało, dawna paczka się skurczyła, więc korzystajmy z tego, co jeszcze nas ucieszy...
– Gdzie to ma być?
– U ciebie. Masz największe mieszkanie. Nie próbuj się wymigiwać!
Gdyby nie Józek, nie dałabym się w to wrobić… Ale on zawsze mi się podobał, nawet, kiedy przed maturą odleciał dla tej Jolki z równoległej klasy. Łaził za nią, wystawał przed szkołą, kiedy miała dłużej lekcje, a pewnego wiosennego wieczoru zobaczyłam ich, jak się całowali na ławce w parku.
Do dzisiaj mnie serce boli
Dla niej wybrał uniwerek, choć był umysłem ścisłym i planował studia politechniczne. Załamał się, kiedy go rzuciła dla innego. Byliśmy pewni, że mu po tym przejdzie, ale skąd! Wszystko jej wybaczył… Pobrali się i byli razem dziesięć lat. Dzieci nie mieli. On rzucił uniwerek, studiował zaocznie, skończył, zaczął drugi fakultet i stał się znanym specjalistą. Ona nie pracowała. Odkryła w sobie talent plastyczny i jeździła po świecie w poszukiwaniu nowych wrażeń i krajobrazów. Z jednego wyjazdu nie wróciła… Tym razem rozwiedli się szybko. Józek nie stawiał żadnych warunków. Był spokojny i pogodzony z losem. Tylko parę miesięcy później miał zawał. Drugi raz się nie ożenił… Ja miałam dwóch mężów: z pierwszym się rozwiodłam, drugi zmarł trzy lata temu. Syn mieszka daleko, rzadko się widujemy. Ze trzy dni się zbierałam, żeby zadzwonić do Józka… W końcu wypiłam kieliszek wina na odwagę i wykręciłam numer. Pamiętał mnie. Mówił, że często wspomina szkolne lata!
– To super – ucieszyłam się. – Będziesz miał okazję odnowić dawne kontakty. Urządzamy prywatkę!
– Żartujesz? – roześmiał się. – Teraz już nikt nie organizuje takich imprez.
– Więc właśnie my zorganizujemy! Nawet przenośne Bambino się znajdzie! Przyjdziesz? Każdy może zaprosić jedną osobę pod warunkiem, że będzie to ktoś z naszej budy i z naszego rocznika.
– To chyba identyfikatory trzeba porobić! – znowu się roześmiał.
– Poznamy się. Przyjdziesz?
– Tak. Nie darowałbym sobie takiej okazji. Będę…
Zaczęły się przygotowania. Postanowiłyśmy zrobić dekorację z lat sześćdziesiątych. Hala znalazła na strychu śmieszne foteliki z drutu i kolorowych, plastikowych linek; kiedyś były szczytem mody, dziś wypłowiały i wyglądały komicznie, ale głównie nie mieściły naszych dużo obfitszych pośladków. Postawiłyśmy stolik w kształcie kopniętego jajka, powiesiłyśmy zasłony w ogromne kwiaty, od cioć i kuzynek pożyczyłyśmy poupychaną w kredensach ceramikę w geometryczne wzory. W przeddzień prywatki Mania przydźwigała krzesła-muszelki, a Hala taboret z żywicy epoksydowej.
Zrobiło się klimatycznie!
Do jedzenia miałyśmy kanapki z mielonką i ogórkiem oraz placki kartoflane.
– Jak zgłodnieją, usmażę naleśniki – obiecała Mania.
– Z czym? – zapytałyśmy.
– Jak to z czym? Z cukrem! Jak kiedyś. Pamiętacie?
Jasne, że pamiętałyśmy! Lata przeleciały jak zwariowane, ale wystarczyło trochę się podkręcić i znowu byłyśmy młode. W zimną sobotę miałyśmy się przenieść w lata sześćdziesiąte. Okazało się, że to wcale nie jest takie trudne! Pierwszy przyszedł Henio. Poznałam go od razu. Nadal był pulchniutki, różowy, tylko teraz, zamiast blond czupryny, miał zupełnie srebrne włosy. Pamiętałam, jak mnie pocieszał po nieszczęśliwej miłości do Józka.
– Taka dziewczyna! – wzdychał. – Taka dziewczyna płacze po kolesiu, który jej nie chciał! Ty się cieszyć powinnaś, bo uniknęłaś ciężkiego losu.
– Co ty gadasz?
– Chciałabyś być z idiotą? Bo tylko idiota zamienia cię na inną!
Wszedł do pokoju i jęknął z zachwytu:
– Rany… Cudnie!
Potem wyciągnął z torby słoik i zameldował dumnie:
– Powidła ze śliwek. Takie, jak robiła moja mama. Sam sporządziłem!
Przypomniałyśmy sobie, że Henio nigdy nie przychodził z pustą ręką. Raz nawet ściągnął matce z brytfanny upieczonego królika i uratował nas przed śmiercią głodową podczas wkuwania do matury.
Nic się nie zmienił!
Nie on jeden coś przyniósł; w końcu dawniej prywatki też bywały składkowe, więc po paru minutach stół się uginał od przysmaków. W moim mieszkaniu było pełno ludzi. Nie pamiętam takiego gwaru i śmiechów, nie pamiętam, żebym się tak świetnie bawiła, odkąd skończyłam szkołę. Wszyscy się zmienili, niektórzy nawet nie do poznania, ale to nie miało znaczenia. Wyglądaliśmy zabawnie, bo nie umawiając się, każde z nas ubrało się w ciuchy przypominające modę tamtych czasów. Niektóre dziewczyny włożyły „na wejście” płaszcze przeciwdeszczowe, o długości trzy czwarte i mocno ściągnęły się paskami. Miałyśmy sukienki w literę „A” i lamowane, króciutkie żakieciki. Szczuplejsze włożyły szerokie, lejące się spodnie i spódnice do kolan. Dwie babki z klasy „D” ubrały się w stylu „flower power”, przypominając wszystkim, że każdy z nas się otarł o trendy hippisowskie. Ale najfajniejsze były nasze makijaże i fryzury! Dosłownie wszystkie mocno pomalowałyśmy oczy, niektóre rysując na policzkach długie, dolne rzęsy! Miałyśmy na głowach natapirowane bombki, sztywne od lakieru. Wydawałyśmy się sobie piękne! Po dwudziestej pierwszej zaczęły się tańce… Najpierw leciały piosenki Beatlesów, potem słuchaliśmy Jamesa Browna i Raya Charlesa. Podśpiewywaliśmy z Bobem Dylanem i Czerwonymi Gitarami. Znowu zachwycała nas Dalida, aż wreszcie odezwał się energetyczny, szybki, zwariowany Chubby Checker i jego „Let’s twist again”.
To był odlot
Nie od razu usłyszałam dzwonek do drzwi, chociaż przez cały wieczór na niego czekałam. To Hala otworzyła i wprowadziła do pokoju Józka… i jego byłą żonę! ZamarłamOna jedna ubrała się w miniówę, ale i jedna mogła sobie na to pozwolić. Była nadal szczupła, piękna… I nadal Józek patrzył na nią jak w obraz! Miała długie włosy, tak samo złote jak przed laty. Kolorowa przepaska, zamszowa kamizelka z frędzlami… Wyglądała bosko.
– Trzymaj się, kochana! – usłyszałam szept Hali. – Rób dobrą minę, nie masz wyjścia…
Nie tylko ona zauważyła, że zbiera mi się na płacz. Również Henio to dostrzegł i natychmiast odwrócił uwagę całego towarzystwa.
– Teraz będzie Chuck Berry! – zawołał. – Pamiętacie, co trzeba robić?
Wyskoczył na środek pokoju. Był nieduży, ale bardzo zręczny. Zachowywał się jak instruktor tańca!
– Gasimy nogą peta – pokrzykiwał. – A teraz wycieramy plecy ręcznikiem…Nie zmieniamy miejsca, nie dotykamy się, nie przytulamy… Razem, ale osobno, w takcie dwudzielnym!
Wymknęłam się do kuchni i udawałam, że szykuję przekąski. Przytomnie położyłam przed sobą przekrojoną cebulę, żeby na nią zwalić winę za mokre oczy.
– Znowu cię mam pocieszać? – usłyszałam głos Henia. – Nie wiedziałaś, że oni do siebie wrócili?
– Nie wiedziałam.
– Kurczę, czas się zatrzymał! Nadal ryczysz przez tego bubka.
– Stara baba ze mnie, jednak serce boli jak kiedyś... – odparłam.
– Nie stara, lecz dojrzała! Piękna, wrażliwa, urocza… Zawsze tak o tobie myślałem. Kochałem się w tobie jak wariat!
– Pojęcia nie miałam! Wyjechałeś. Ożeniłeś się. Zniknąłeś nam z oczu.
– Stan wojenny mnie zastał w Szwecji. Potem nie miałem po co wracać. Do teraz. Słuchaj, owdowiałem. Jestem zamożny. Będzie ci ze mną dobrze…
– O czym ty gadasz?
– Oświadczam ci się.
– Zwariowałeś?
– Tak. Zobaczyłem cię i znowu zwariowałem. Nie musisz teraz odpowiadać. Chodź tańczyć!
Z adapteru leciała szybka piosenka, ale my tańczyliśmy wolno, jak w transie, mocno przytuleni. Heniek wziął mnie w ramiona i okazało się, że pasujemy do siebie, jakbyśmy byli z jednej foremki. Nie obchodził mnie Józek i jego ślicznota ani nawet Hala i Marysia, uśmiechnięte od ucha do ucha. Był Henio, muzyka i ja…
– Cudownie prowadzisz – szepnęłam. – Z nikim mi się tak dobrze nie tańczyło.
– Więc nie marnujmy więcej czasu. Tańcz ze mną do końca naszych dni.
– Jesteś pewien, że tego chcesz?
– Ja – tak! A ty?
– Ja też! Od dzisiaj jesteśmy my i rock and roll!
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”