„Pierwsza miłość zniszczyła mi życie. Zawaliłam studia i żeby o nim zapomnieć, zaszłam w ciążę z pierwszym lepszym facetem"

Pierwsza miłość zniszczyła mi życie fot. Adobe Stock, fizkes
„Wzięliśmy pośpieszny ślub, ale ja nie byłam z nim szczęśliwa. Chociaż dzisiaj niczego nie żałuję, bo mam córkę i wnusię. Mój mąż ode mnie odszedł, kiedy już byliśmy po 40-stce. Mówił, że jestem jak z lodu, a on nie może być dłużej z taką królową śniegu… Miał rację. Całe życie porównywałam go do swojej pierwszej miłości”.
/ 01.07.2022 18:30
Pierwsza miłość zniszczyła mi życie fot. Adobe Stock, fizkes

Choć jestem już babcią nastolatki, wciąż czuję dreszcz na myśl o swoim pierwszym kochanku. A nawet nie wiem, co się dzieje z Markiem…

Moja wnuczka jest jak sroczka. Ile razy przyjdzie do mnie, wyciąga z komody stare ciuchy. Powinnam je wyrzucić albo komuś oddać, ale mi żal.

Z każdym łaszkiem wiąże się jakiś kawałek życia…

Tym razem Daria znalazła spódnicę zszywaną ze skośnych klinów, prawdziwą bananówę z lat 70-tych ubiegłego stulecia. Pamiętam, że trzeba było umieć w niej chodzić, żeby materiałowy dzwon nie wplątał się między łydki. Przy umiejętnym stawianiu stóp dół spódnicy wirował jak odwrócony lej tornado. Wrażenie niesamowite. Bananówy szyło się z tetry na pieluchy, z bawełny, ze sztruksu, z dżinsu. Była jedna zasada: jeśli wzór kwiatowy, to na jednym klinie drobna łączka, a na drugim wielkie róże czy maki. Jeśli kratka, to łączona z paskami; czerń z czerwienią, zieleń z fioletem, brąz z beżem…

Kontrastowo i niezwyczajnie. Do bananówy potrzebna była bluzka z dużym dekoltem i trepy. Włosy rozpuszczone lub spięte w kok. Ja plotłam gruby warkocz, który potem podpinałam kościaną klamrą. Tak ubrana i uczesana, opalona na czekoladę siedziałam na ławce w parku, udając, że uczę się do egzaminów przed ciężką sesją po drugim roku studiów. Jedno kolokwium już zawaliłam, do drugiego nic nie umiałam.

Zostawał mi najgorszy egzamin, którego zaliczenie graniczyło z cudem. Miałam 3 dni na wtłoczenie do mózgownicy materiału z całego roku.

Niewykonalne, powiecie? Też tak uważałam

Upajająco pachniały czerwcowe jaśminy, ptaki świergotały jak oszalałe, na niebie nie było jednej chmurki. Oparłam stopy o przeciwległą ławkę i podciągnęłam bananówę, żeby opalić łydki. Czasem zerkałam na książkę, ale nie byłam w stanie niczego zapamiętać. Miałam 20 lat, była wiosna, nic dziwnego, że nie chciało mi się uczyć! Z błogiego rozmarzenia wyrwał mnie wilgotny psi nos. Zimny jak sopel lodu. Na moją ławkę próbował wdrapać się mały jamnikowaty psiak, o niezwykle wesołym i pięknie umaszczonym pysku. Na jednym oku miał plamę w kształcie okularów, kasztanową strzałkę na łepku i niesamowicie długie uszy. Od razu było widać, że piesek miał jakiegoś basseta wśród swoich dalszych krewnych.

– Jaki ty cudny jesteś – rozczuliłam się, a on zamachał ogonem i zapiszczał, jakby chciał powiedzieć: „Chcę na kolana!”.

Wtedy usłyszałam głos, którego nie zapomnę do końca życia – głęboki, miękki, aksamitny, męski, mruczący i obiecujący same pieszczotliwe słowa:

Bratek, głupi psiaku, zostaw panią… Nie przeszkadzaj w nauce!

Siedziałam obłożona skryptami i podręcznikami, więc nietrudno było się domyślić, co robię. Mój uniwerek znajdował się 3 kroki dalej, w czasie sesji pełno tu było zakuwających. Chłopak też niósł pod pachą opasłe tomisko i wyglądał na studenta. Tylko trochę starszego ode mnie. No i miał na sobie prawdziwe wranglery! Takie spodnie kosztowały w Peweksie prawie 7 dolarów. Majątek! I buty zupełnie inne, niż te, w jakich chodziła ulica. On nosił miękkie zamszowe mokasyny z frędzelkami, na pewno kupione na Zachodzie, nie w żadnym „enerdowie”.

Zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie!

Chyba najpierw zakochałam się w jego ubraniu! I ten zapach – świeży, delikatny, przyjemny. Tak nie pachniał żaden z moich kolegów z roku. Oni w ogóle nie pachnieli! Mówi się, że nie szata zdobi króla, ale ja widziałam szatę przede wszystkim. Dopiero później przyjrzałam się właścicielowi tych cudów. A on był… taki sobie. Niewysoki blondynek, szczupły, z wąskimi ramionami i talią najwyżej siedemdziesiąt z kawałkiem. Gdyby nie głos i ciuchy, w ogóle nie zwróciłabym na niego uwagi. Ale pozwoliłam mu się przysiąść, potem zaprosić na kawę i lody do Hortexu. Pojechaliśmy tam jego maluchem yellow bahama! Naprawdę miał własne auto. Wiedziałam, że trafił mi się brylant.

– Babciu, jak takim czymś można było w ogóle jeździć? – zapytała kiedyś moja wnuczka, oglądając stare zdjęcia. – Straszny obciach! Małe i brzydkie.

Nie rozumiała, że maluch to było wtedy niedościgłe marzenie polskich rodzin. Ludzie się zapożyczali, oszczędzali, bili o talony na to cudo motoryzacji. A narzeczony z własnym 126p był fantem na loterii! To był mój pierwszy chłopak. Z nim byłam na dansingu w prawdziwej, eleganckiej restauracji. On kupił mi płaszczyk od Hoff, bo miał znajome ekspedientki w domu handlowym, i francuskie perfumy w Peweksie. To on cudnym głosem podśpiewywał mi do ucha: „Siedem dziewczyn z Albatrosa, tyś jedyna”.

Marek miał własne, nowocześnie urządzone mieszkanie. Wszyscy, których znałam, mieszkali z rodzicami, rzadko kto miał osobny pokój, więc chatą też mi zaimponował. I kosmetykami w łazience, i całym luksusem, do jakiego nie byłam przyzwyczajona. Pochodziłam z biednej, robotniczej rodziny. On był zupełnie inny niż mój wiecznie zmęczony ojciec, śmierdzący tanimi papierosami.

Kochałam tatę, ale wyrywałam się do lepszego świata!

Mój chłopak nie miał pojęcia o literaturze. Teatr go nudził, uwielbiał tylko żużel. Ale umiał całować obłędnie i godzinami rozmawiać o miłości, choć nie wiem, czy w życiu przeczytał choć jedną książkę. Skąd u niego znajomość wierszy? I te słowa nigdy wcześniej niesłyszane:

– Masz ciało jak płatek róży. Uwielbiam twoją skórę, oczy, uda, kolana, piersi… Jesteś najpiękniejsza na świecie. Tylko przy tobie mężczyzna może być szczęśliwy!

Nie poszłam na ten egzamin. Oblałam rok i nigdy nie wróciłam na studia. Poprosiłam o urlop dziekański i zaczęłam pracować w piekarni rodziców Marka. Byli bardzo bogatymi ludźmi. Przede mną zatrudniali parę studentek, które rzuciły naukę dla ich syna, a potem szukały innego zajęcia. Ale o tym dowiedziałam się później…

Jeszcze pojechałam z moim królewiczem do Bułgarii. Pamiętam, że nazwoziłam stamtąd masę drewnianych flakoników z różanym olejkiem i potem sprzedawałam je za grosze… Nasz romans trwał trochę ponad rok. Moja miłość znacznie dłużej. Nawet teraz, kiedy czasami śni mi się tamto lato, wspomnienia są gorętsze niż termofor! Miałam męża i parę związków, jednak żaden z nich nie był tak intensywny i tak rozkoszny jak tamten. Pamiętam na przykład, w jaki sposób mój kochanek zdejmował ze mnie bananówę… Czuję dreszcz na karku, ilekroć o tym sobie przypomnę! Może gdyby wszystko potrwało dłużej, zdążyłabym się rozczarować i oprzytomnieć. Ale on wyjechał.

– Na razie sam – powiedział. – Potem cię ściągnę. Staraj się o paszport.

Długo czekałam...

Pracowałam w piekarni, która z biegiem czasu coraz bardziej podupadała. Dowiedziałam się, że mój ukochany jest w Ameryce, że się ożenił. Rozpaczałam jak wariatka. Na siłę, żeby zapomnieć, znalazłam chłopaka, szybko zaszłam w ciążę. Wzięliśmy pośpieszny ślub, ale ja nie byłam z nim szczęśliwa. Chociaż dzisiaj niczego nie żałuję, bo mam córkę i wnusię. Mój mąż ode mnie odszedł, kiedy już byliśmy po 40-stce. Mówił, że jestem jak z lodu, a on nie może być dłużej z taką królową śniegu… Miał rację.

Seks z nim to była dla mnie tortura. Ciągle ich porównywałam! Zastanawiałam się wiele razy, czy by nie odszukać mojego pierwszego kochanka, nie dowiedzieć się przynajmniej, czy żyje. Ale w sumie po co? Tamtej dziewczyny w bananówie już przecież od dawna nie ma. Gdyby nawet chciał, to dla kogo miałby tutaj wracać? Zapomniałam jeszcze dodać, że ten psiak był specjalnie tresowany, żeby podrywać swemu panu dziewczyny. Ale o tym też dowiedziałam się po wielu latach… 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA