Patrzyłam na niego i nie wierzyłam. Myślałam, że to jakiś głupi żart. Bo naprawdę – on i Jowita? Że niby taka z niej przyjaciółka? No tak, widać, jak byli ze sobą blisko.
A Marcelkowi po prostu znudziła się zabawa w dom i wolał się wynieść do kochanki. Tam miał przecież układ bez zobowiązań.
Spotkanie było przypadkowe
Tylko ja mogłam mieć tyle szczęścia, żeby przez całe swoje dwudziestopięcioletnie życie nie spotkać żadnego faceta, a w końcu trafić na niego… w kinie. Nawet nie pamiętam, na czym wtedy byłam. Film musiał mi się totalnie nie podobać, bo poszłam na niego tylko dlatego, że miałam doła po tym, jak pokłóciłam się z najbliższą koleżanką. W głowie pozostał tylko moment, gdy wyszłam z sali i z impetem wpadłam na chłopaka, stojącego tuż przed drzwiami.
Oczywiście, rozsypałam na niego resztki popcornu, ale przynajmniej pozostałości coli nie zdołały się rozchlapać i pobrudzić mu ciuchów. Oboje momentalnie zaczęliśmy przepraszać. On, bo zatrzymał się bez ostrzeżenia, ja, bo przecież mogłam w porę zahamować. Jakoś tak rozwinęła się z tego dłuższa rozmowa i wyszło, że idę na autobus. Wtedy Marcel, mój przyszły mąż, zaproponował, że mnie odwiezie. Miał samochód, a bardzo chciał mi zrekompensować to nasze małe zderzenie.
Chociaż powinny narastać we mnie obawy, bo przecież w ogóle go nie znałam, zgodziłam się. I wtedy jeszcze wydawało mi się, że podjęłam najlepszą z możliwych decyzji w swoim życiu.
Nasz związek szybko się rozwijał
Nie minął miesiąc, a zaczęliśmy się spotykać. Wkrótce on mi się oświadczył i wprowadził się do mnie, bo miałam własne mieszkanie, które kupili mi rodzice. Kiedy natomiast wybierałam suknię ślubną, bardzo pomogła mi przypadkowo poznana dziewczyna. Jowita, bo tak miała na imię, naprawdę zaimponowała mi swoim gustem i pomysłowością. Ostatecznie postanowiłam ją przyprowadzić do domu i przedstawić narzeczonemu.
Marcel uśmiechał się do niej wtedy szeroko, ale nie zwróciłam na to wówczas uwagi, bo on do wszystkich odnosił się serdecznie. Podobnie jak ja, szybko złapał z nią wspólny język i zostaliśmy przyjaciółmi. Nie wiem, jak to się stało, ale Jowita została nawet świadkową na naszym ślubie. Prawdę mówiąc, nie wyobrażałam sobie nikogo innego w tej roli.
Kiedy zostaliśmy z Marcelem małżeństwem, Jowita dużo mi pomagała. Choć jak się okazało, mieszkała po zupełnie przeciwnej stronie miasta, nie miała problemu, by regularnie do nas wpadać. Nawet więcej – to ja czasem ją zapraszałam, gdy mąż był w pracy. W końcu trochę się nudziłam, a praca w telefonicznym biurze obsługi klienta pozwalała mi odbierać telefony z każdego miejsca, no i też poświęcałam się jej tylko o kreślonych godzinach, działając według zarządzonych zmian.
Jowita była praktycznie na każde moje zawołanie. Jeśli czegoś potrzebowałam, ona natychmiast pędziła do mnie z tą rzeczą, a gdy zależało mi na wsparciu, zawsze pojawiała się w idealnej chwili, żebym mogła jej się wypłakać. Wychodziłyśmy na kawki, herbatki, ciasteczka, naleśniki i co tam sobie jeszcze można wymarzyć. Moja przyjaciółka wpadała też często popołudniami, gdy siedziałam sama i zabawiała mnie rozmową. Co więcej, miała świetny kontakt z Marcelem, a to mnie bardzo cieszyło. Nie chciałam przecież, by między nimi pojawiły się jakieś tarcia.
Cieszyłam się, gdy zaszłam w ciążę
Kiedy na moim teście ciążowym pojawiły się dwie kreski, nie posiadałam się ze szczęścia. To fakt, nie rozmawialiśmy z Marcelem o dzieciach i nie ustalaliśmy, czy chcemy je właściwie mieć, czy nie, ale przecież on kochał mnie, a ja jego, więc w czym problem? Poza tym ja pracowałam z domu, miałam przecież mamę, która chętnie pomogłaby przy maleństwie i zaufaną przyjaciółkę.
Niewiele myśląc, obwieściłam więc mężowi nowinę, jak tylko wrócił z pracy do domu. Choć nie wydawał się szczególnie zachwycony i chyba lekko skołowany, przyjął to nad wyraz spokojnie. Aż się trochę zaniepokoiłam, czy na pewno wszystko, co powiedziałam, rzeczywiście do niego dotarło. Jowita pocieszała mnie, że faceci tak już mają i muszą po prostu dojrzeć do niektórych rzeczy. Miałam nadzieję, że się nie myli i wspólnie z Marcelem już niedługo będziemy się cieszyć naszym nowo narodzonym maleństwem.
Po narodzinach Kacperka, Marcel rzucił się w wir pracy. Wcześniej też nie interesował się sprawami okołoporodowymi ani wyprawką dla malucha. Nie przejmowałam się tym za bardzo, zwłaszcza że Jowita przekonywała, że taka już domena tatusiów, poza nielicznymi wyjątkami.
Teraz niestety prawie nie mogłam złapać Marcela w domu. Wiecznie gdzieś pędził, brał nadgodziny i co rusz miał jakieś pilne spotkania biznesowe.
– Mi się to nie podoba, Michasia – odezwała się moja mama, gdy odwiedziła mnie podczas nieobecności męża. – Gdzie on tak niby całymi dniami znika?
– To sprawy zawodowe – pośpieszyłam z wyjaśnieniami. – Mówił, że ma dużo pracy.
Popatrzyła na mnie z dziwną miną.
– No nie wiem – mruknęła z przekąsem. – Mnie to na żadną pracę nie wygląda.
– A, dałabyś już spokój, mamo! – ofuknęłam ją, mając nadzieję na szybkie zakończenie tematu. Mimo wszystko gdzieś w głębi mojego serca odezwał się lekki niepokój.
W jednej chwili zawalił mi się świat
Któregoś popołudnia, kiedy małego Kacperka zostawiłam pod opieką dziadków, po powrocie zastałam męża siedzącego w salonie.
– Coś się stało? – zapytałam zaniepokojona. – Tak szybko wróciłeś…
– Wziąłem wolne – mruknął. – Ale musimy poważnie porozmawiać, Michalina.
Popatrzyłam na niego w zdumieniu.
– Tak?
– Chcę rozwodu ‒ powiedział spokojnie.
Zamrugałam, myśląc, że może coś źle zrozumiałam.
– Co takiego? ‒ wykrztusiłam.
– Michalina, spójrz prawdzie w oczy – ciągnął. – My się nawet nie lubimy. Ja… zresztą kocham kogoś innego.
– Niby kogo? – burknęłam, wciąż nie rozumiejąc, jak to możliwe, że to się dzieje.
Przypuszczałam, że powie, że jej nie znam. A on tymczasem wypalił:
– Jowitę.
Patrzyłam na niego i nie wierzyłam. Myślałam, że to jakiś głupi żart
Podwójna zdrada
Marcel się wyprowadził. Teraz mieszka z Jowitą i oboje praktycznie nie utrzymują ze mną kontaktu. Jak się okazało, oboje znali się już wcześniej. Chodzili do jednego liceum, a ona była jego szkolną miłością. Czy celowo przyczepiła się do mnie wtedy, gdy wybierałam suknię na ślub? Nie wykluczam takiej opcji. Bo jeśli to był zbieg okoliczności, to wyjątkowo podły.
Skończyło się na tym, że zostałam sama z Kacperkiem. Marcel nawet się nim nie interesuje. Powiedział mi, że nie chce być ojcem, bo jeszcze do tego nie dojrzał i prawdopodobnie nigdy nie dojrzeje. Poza tym nie jestem kobietą, z którą chciałby mieć dzieci. I zupełnie nie wie, co mu odbiło, że w ogóle się ze mną związał.
Nie wiem, co teraz będzie. Mam tylko mamę. Przynajmniej ona jedna mnie pociesza i wierzy, że jeszcze będzie lepiej. Że sobie kogoś znajdę. Ja tam nie jestem tego taka pewna. I w zasadzie wcale nie chcę szukać. Bo jeśli mam znowu trafić na takiego bydlaka jak mój były mąż, wolę pozostać samotną matką. I na pewno nie będę już przyjmować z otwartymi ramionami żadnych nowych przyjaciółek.
Czytaj także:
„Żona chciała, żebym dał jej spokój, więc posłuchałem. Ona plotkowała z przyjaciółkami, a ja figlowałem z kochanką”
„Mąż zdradził mnie z przyjaciółką. Chciałam rozwodu, a on śmiał mi się w twarz, że nie wyżyję z pensji przedszkolanki”
„Z przyjaciółką dzieliłam się wszystkim. Nie przypuszczałam, że pewnego dnia będę musiał podzielić się z nią... ojcem”