„Krysia nie miała pojęcia, co wyczynia mąż pod jej nosem z moją siostrą. Gryzło mnie sumienie, ale tylko stałam i patrzyłam”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Wyciągnęła komórkę i na jej ekranie pojawiły się zdjęcia Martyny i jej ukochanego. Zamarłam, bo poznałam natychmiast męża Krystyny. Nie miałam wątpliwości. Nie dała sobie wytłumaczyć, że postępuje okropnie, że ja znam tę kobietę i wiem, jaką tragedią będzie dla niej rozwód”.
/ 15.10.2023 13:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Westend61

Są takie pytania, na które nie ma prostych i jednoznacznych odpowiedzi. Na przykład: czy słusznie jest powiedzieć dobrej koleżance, że jest oszukiwana i zdradzana przez męża, któremu wierzy i z którym jest szczęśliwa?

Wydawała się być szczęśliwa

Niektórzy powiedzą, że tak, bo prawda i tak wyjdzie na jaw, a wtedy koleżanka zapyta: czemu nie powiedziałaś jak jest, skoro uważasz się za uczciwą osobę? Nie demaskując kłamstwa, brałaś w nim udział, czyż nie? Inni z kolei będą twierdzili, że nie należy się wtrącać do spraw małżeńskich, bo zawsze się na tym źle wychodzi. „Oni się w końcu pogodzą, a ty stracisz znajomych lub przyjaciół i zostaniesz z opinią wrednej plotkary – powiedzą. – Niech sobie sami piorą własne brudy. Nie kładź palca między drzwi!”.

Najgorzej jest znaleźć się w takiej sytuacji, bo wówczas naprawdę nie wiadomo, jak postąpić, szczególnie wtedy, gdy z jednej strony jest koleżanka, którą bardzo lubisz, a z drugiej – rodzona siostra. W moim przypadku tak właśnie się zdarzyło i miałam spory problem.

Pracuję w niewielkim zespole składającym się tylko z kobiet. Jesteśmy zżyte, można powiedzieć, że wręcz zaprzyjaźnione. Znamy się i dużo wiemy o sobie, więc nic dziwnego, że tę nową też chciałyśmy od razu prześwietlić. Na szczęście, nie musiałyśmy się specjalnie starać, bo sama zaczęła opowiadać o sobie i swej rodzinie.

Miała sporą przerwę w pracy, bo była na urlopie wychowawczym. Czterdziestotrzylatce przydarzyło się późne dziecko, więc miała dwoje nastolatków i malucha. Mówiła, że cała rodzina ma bzika na jego punkcie! Na biurku Krystyny (tak miała na imię) wylądowała fotografia familijna i wszystkie mogłyśmy podziwiać przystojnego, szpakowatego bruneta, męża Krystyny, dwie ładne dziewczyny i słodkiego kędziorka przytulonego do szczęśliwej mamy. Trochę jej zazdrościłyśmy, bo w dzisiejszych czasach taka rodzina to nie jest codzienny widok, więc każda z nas, zerkając na zdjęcie, mówiła, że ma szczęście!

Ja nawet miałam okazję zobaczyć ich razem podczas zakupów w galerii handlowej. Małżonek Krystyny był naprawdę przystojny, wszystkie kobitki się za nim oglądały.
Krystyna nie należy do piękności, ale jest przemiła i pełna wdzięku, więc nie widziałyśmy niczego dziwnego w tym, że upolowała takiego przystojniaka i że udaje się jej go przy sobie utrzymać. Wprawdzie moja siostra Martyna uważa, że małżeństwo to „zakaźna choroba przejściowa”, ale ona jest po trudnym rozwodzie, więc nie ma się jej co dziwić.

Na zdjęciu był mąż koleżanki

Martyna jest ode mnie młodsza. Ma silny, zdecydowany charakter i kiedy sobie coś postanowi, to nie odpuszcza. Jej małżeństwo rozpadło się z powodu innej kobiety, więc Martyna ogłosiła, że skoro z nią życie tak podle się obeszło, to i ona nie będzie miała skrupułów. Myślałam, że jest rozżalona i tylko tak gada, ale okazało się, że nie…

Na początku października Martyna poweselała. Zmieniła kolor włosów, odświeżyła garderobę, znowu zaczęła chodzić na siłownię i dbać o figurę. Od razu wiedziałam, że kryje się za tym jakiś facet.

– Zdradź parę szczegółów – prosiłam. – Kto to jest? Znam?

– Nie znasz – odpowiadała. – Ale jedno ci powiem, to brylant!

– Pod jakim względem?

– Pod każdym. Przystojny, czuły, inteligentny, z poczuciem humoru i co najważniejsze: mądry. Ideał!

– To gdzie się taki uchował bez kobiety? – dociskałam. – Może on nie dla ciebie? Może babki go w ogóle nie kręcą?

– Kręcą, kręcą i to jak! Sprawdziłam. Możesz być pewna, że jest facetem w dwustu procentach. Zresztą, sama popatrz…

Wyciągnęła komórkę i na jej ekranie pojawiły się zdjęcia Martyny i jej ukochanego. Zamarłam, bo poznałam natychmiast męża Krystyny. Nie miałam wątpliwości.

– Ale ty wiesz, że on jest żonaty? – wyjąkałam. – Ma troje dzieci. Wiesz o tym?
Roześmiała się.

– I to jest ta malusieńka skaza na moim brylancie – oświadczyła. – Ale co z tego? Gdzie znaleźć fajnego faceta, który nie byłby gejem i nie miałby już jakiejś rodziny? To praktycznie niemożliwe, więc bierze się, co los daje. Wiem coś o tym.

Nie dała sobie wytłumaczyć, że postępuje okropnie, że ja znam tę kobietę i wiem, jaką tragedią będzie dla niej rozwód. Prosiłam, by zrezygnowała, póki czas. Przekonywałam i tłumaczyłam jej, jak podle postępuje, ale to wszystko było bezcelowe. Odpowiadała, że ona także ma prawo do szczęścia i że postara się tak do siebie przywiązać męża Krystyny, żeby nie miał wyjścia i musiał z nią zostać.
Wyobraźcie sobie moją sytuację.

Miałam spory dylemat

Z jednej strony siostra, którą bardzo kocham i która też sporo wycierpiała z powodu niewiernego faceta, a z drugiej sympatyczna i dobra kobieta przekonana, że jej szczęściu nic nie grozi. Co miałam robić? Po czyjej stronie stanąć? Oczywiście, mogłam spróbować pogadać z tym mężczyzną, ale przecież go nie znałam, więc miałby prawo mnie obsobaczyć i zlekceważyć.

Byłam w patowej sytuacji, wiedziałam tylko jedno i jednego postanowiłam się trzymać: uznałam, że Krystyna musi się dowiedzieć, co jej grozi. Nie miałam pojęcia, jak to zrobić, bo wszelkie anonimowe esemesy i telefony wydawały mi się kretyństwem, ale musiałam coś wymyślić. I wymyśliłam…

Zbliżały się Andrzejki, czas wróżb, lania wosku, przepowiedni, takich prób odkrywania tajemnic teraźniejszości i przyszłości. Zabrałam do pracy stare karty i koło południa powiedziałam:

– Zróbmy sobie przerwę. Proponuję kawę i trochę magii. Rozłożę dla was karty, trochę się na tym znam. Która pierwsza?

Oczywiście nie mam pojęcia o kartach. Poprzedniego wieczoru z internetu próbowałam dowiedzieć się czegoś o nich i zapamiętać znaczenia tych kolorowych obrazków. To trochę tak, jakbym chciała zbadać kosmos przy pomocy okularów, więc dwóm pierwszym koleżankom, które się zgłosiły, opowiadałam jakieś banialuki. Trochę się śmiałyśmy, ale czekałam na Krystynę, a ona jak na złość nie chciała, bym jej wróżyła. Mówiła, że nie lubi takich zabaw, że się ich wręcz boi, ale w końcu namawiana przez pozostałe usiadła naprzeciwko mnie.

Nie chciała się na to zgodzić

Możecie mi wierzyć albo nie, ale ja nagle poczułam w końcach palców takie mrowienie, jakbym wsadziła dłonie do ukropu. Nie wiem, skąd wiedziałam, że trzeba właśnie tak rozłożyć karty i że trzeba poprosić Krystynę, żeby wyciągnęła trzy karty z talii. Czemu właśnie trzy? Nie mam pojęcia.

Wyciągnęła króla i dwie damy: czarną i czerwoną. Poprosiłam, żeby je odłożyła, potem znowu starannie potasowałam karty i powiedziałam: ciągnij trzy. Był król i te same damy: pik i karo. Za trzecim razem (wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie) sytuacja się powtórzyła, choć tasowałam i przekładałam karty kilka minut.

W naszym pokoju była kompletna cisza. Żadna z koleżanek niczego nie komentowała i choć normalnie ciągle gadamy, wtedy nie padło ani jedno słowo komentarza. Tylko ja po chwili wykrztusiłam:

Na twoim miejscu, Krysia, pogadałabym z mężem

Zapomniałam wcześniej dodać, że Krystyna jest blondynką, a moja siostra Martyna to czarnula. Pik i karo!

Moja siostra wygrała

Następnego dnia Krystyna nie pojawiła się w pracy. Przysłała zwolnienie lekarskie, a po jakimś czasie dowiedziałyśmy się, że złożyła wymówienie i że już do nas nie wróci. Moja siostra dopięła swego i jest w luźnym związku z mężem Krystyny. Razem przeżywają jego bolesny rozwód. Martyna nie ma pojęcia o tej scenie z wróżeniem, bo Krystyna niczego mężowi nie powiedziała. Po prostu wróciła wtedy z pracy do domu i poprosiła, żeby się przyznał, jeśli coś ma na sumieniu.

Może myślał, że ona o wszystkim wie i dlatego nie szedł w zaparte, a może miał dosyć oszukiwania? W każdym razie niczego nie zataił. Co najgorsze, dorastające dzieci też się o wszystkim dowiedziały i nie chcą mieć z ojcem nic wspólnego. Martyna twierdzi, że to się z czasem zmieni, ale na razie musi patrzeć, jak on się szamoce, bo może widywać tylko najmłodsze dziecko, ale też jedynie w obecności swoich teściów, bo Krystyna jest zbyt słaba, aby znieść te spotkania (tak zdecydował sąd rodzinny).

Czy wtrąciłabym się jeszcze raz? Tłumaczę sobie, że właściwie nic nie zrobiłam, ja tylko rozłożyłam karty… Żeby się uspokoić i rozgrzeszyć, poszłam do poleconej wróżki i wszystko jej opowiedziałam. Usłyszałam, że kartami nie wolno się bawić ani ich używać w niejasnych celach, a mój cel był niejasny, bo z jednej strony chciałam niby pokazać prawdę, a z drugiej – szłam do niej przez oszustwo.

– Niby odkryło się, co było zakryte, ale czy tak miało być? – powiedziała. – Uruchomiła pani nieznane siły. Proszę nigdy więcej tego nie robić.

Nie musiała tego mówić. Karty owinęłam w chustkę i głęboko schowałam. Jeśli ktoś ma je znaleźć, to znajdzie. Ja po nie nie sięgnę!

Czytaj także:
„Przyjaciel mnie wykorzystał i wpuścił na minę. Dom, pracę i majątek zamieniłem na all inclusive w więzieniu”
„Patrzyłam jak przyjaciółka stacza się na dno, ale nie mogłam jej pomóc. Wiedziałam, że nie doczeka jesieni życia”
„W szkole syna śmieją się ze mnie, bo utrzymuje nas mój mąż. 12-letni Michaś zapytał, ile wynosi moje kieszonkowe”
 

Redakcja poleca

REKLAMA