„Pamiętnik babci rzucił nowe światło na śmierć mojego taty. Odkryłam, że przed nami była kolejna tragedia”

zalamana kobieta fot. iStock, nortonrsx
„Patrzyłam na jej reakcję. Blada od wielu dni twarz oblała się rumieńcem, a do oczu napłynęły łzy. Widziałam, że cała się trzęsie”.
/ 02.11.2023 12:30
zalamana kobieta fot. iStock, nortonrsx

Oczy szczypały mnie od łez, kiedy otwierałam przepastną szafę w gabinecie taty. Minął tydzień od pogrzebu, a ja poczułam, że to najwyższy czas, by uporządkować jego rzeczy. Mama nie miała na to siły. Chyba wciąż była w szoku i nie mogła uwierzyć w to, co się stało.

Nic dziwnego. Tata zginął nagle i niespodziewanie. Prowadził własną firmę transportową i choć osobiście rzadko jeździł w trasy, to zdarzało się, że czasem zastępował któregoś z pracowników, jeśli coś im wypadło. Tak było i tym razem. Z tą różnicą, że tata już nie wrócił do domu. Zginął na miejscu, kiedy doszło do karambolu, a jego samochód dostawczy spadł z wiaduktu. Nie chciałam sobie tego nawet wyobrażać, co czuł, czy się bał… Nie, nie, nie, jeśli będę o tym myśleć, oszaleję. Musiałam się czymś zająć.

Wyjmowałam z szafy teczki, segregatory, głównie zawodowe dokumenty. Na samym dnie leżał stary zeszyt z zieloną okładką. Dziwne. Nie pasował tutaj. Okładka miała postrzępione brzegi; zeszyt musiał tu przeleżeć wiele lat. Ciekawe. Wydobyłam zeszyt z szafy, rękawem bluzki starłam warstewkę kurzu, która pokrywała okładkę, i rozłożyłam go na podłodze.

Papier był szorstki i zalatywał stęchlizną. A pismo – przebiegałam wzrokiem po zdobnych literach z zawijasami – nie było taty. Robiło się coraz dziwnej. Poczułam, jak krew ścina mi się w żyłach.

O co tu chodzi?

Przerzucałam kartki ostrożnie, bo sprawiały wrażenie, jakby miały się rozpaść pod palcami. Na każdej stronie znajdowały się zapiski dotyczące jakichś wydarzeń. Przerzuciłam kolejną kartkę, przeczytałam notatkę i poczułam, jak krew ścina mi się w żyłach. Miałam mroczki przed oczami i litery zlewały mi się w jedną całość.

Było mi zimno i gorąco na przemian. Wspierając się o szafę, wstałam z podłogi. Ściskając zeszyt w dłoniach, skierowałam się w stronę schodów. Mama drzemała w sypialni. Spędzała w ten sposób większość dnia, odkąd tata zginął.

Schody zaskrzypiały, kiedy wchodziłam na spowite półmrokiem piętro. Mama zasunęła wszystkie zasłony. Przez moment zawahałam się, czy powinnam ją niepokoić, ale ciekawość zwyciężyła. Ciekawość i… narastający lęk. Musiałam się upewnić, dowiedzieć…

– Mamo?

Delikatnie zapukałam we framugę otwartych drzwi, a potem weszłam do środka. W pokoju panował zaduch. Było ciemno i nieprzyjemnie. Mama leżała w łóżku, przykryta kocem po samą brodę. Podeszłam do okna i odsunęłam ciężką zasłonę, wpuszczając do wnętrza promienie słońca.

– Zasłoń to – burknęła mama.

Rozumiałam jej niechęć wobec jasnego, radosnego dnia, ale musiałam jej pokazać tajemnicze znalezisko.

– Musisz coś zobaczyć – powiedziałam, siadając na brzegu łóżka.

Mama nawet nie drgnęła, więc podsunęłam jej zalatujące stęchlizną zapiski pod sam nos.

– Skąd to masz? – podniosła się na łokciach i okrągłymi ze zdumienia oczami wpatrywała się w zeszyt, jakby od zawsze wiedziała o jego istnieniu, lecz nie potrafiła go znaleźć.

– Był w szafie, w gabinecie taty – odparłam, spuszczając smutno wzrok.
Nie potrafiłyśmy jeszcze swobodnie rozmawiać o sprawach związanych z tatą, a decyzję o zrobieniu gruntownych porządków w jego gabinecie podjęłam samowolnie.

– Och – jęknęła tylko, a potem od niechcenia przerzuciła kilka stron.

– Możesz mi wyjaśnić, co to jest? – poprosiłam, nerwowo skubiąc skórkę paznokcia.

Mama westchnęła i usiadła

– Nic takiego. Zapiski twojej babci – wzruszyła ramionami i pokręciła głową. – Miała dziwny zwyczaj zapisywania snów, jeśli po obudzeniu jakiś pamiętała.

– Nic takiego? – zmarszczyłam brwi i wyjęłam mamie zeszyt z rąk. – Nawet nie wiedziałam, że tata gdzieś to schował – powiedziała i ponownie wzruszyła ramionami, a potem opadła z szelestem na poduszki, jakby trud siedzenia był ponad jej siły.

– Przeczytaj to – przekartkowałam szybko zeszyt i podałam mamie. – Proszę. No, przeczytaj.

Patrzyłam na jej reakcję. Blada od wielu dni twarz oblała się rumieńcem, a do oczu napłynęły łzy. Widziałam, że cała się trzęsie.

– Nie wierzę… – wymamrotała. – Zabierz to natychmiast – dodała szybko i nim zdążyłam coś zrobić, cisnęła zeszytem o podłogę.

Rzuciłam się na kolana, żeby pozbierać rozpadające się kartki. Kilka wypadło i sfrunęło pod łóżko. Byłam zła, ale ze względu na stan psychiczny mamy nie chciałam tego okazać.

– Masz to wyrzucić, słyszysz? – burknęła spod koca, którym przykryła się aż po same uszy. – I zasłoń te cholerne zasłony!

Czułam, jak pod powiekami zbierają mi się łzy, ale posłusznie wypełniłam polecenie. Ściskając sponiewierany zeszyt, cicho wyszłam z sypialni na korytarz i zamknęłam za sobą drzwi.

Dom był ponury i smutny, tak samo jak mama. Miałam wprawdzie własną rodzinę, ale nie mogłam opuścić jej w tak trudnej sytuacji. Z drugiej strony poczułam się samotna jak chyba nigdy w życiu. Kilka kilometrów dalej zostawiłam męża i synów, a sama snułam się po rodzinnym domu. Ni to chciana, ni niechciana. Przemknęło mi przez myśl, że może powinnam ich tu ściągnąć. Dom był dość duży, by pomieścić nas wszystkich, a mama naprawdę nie powinna być teraz sama. Mnie też przydałoby się towarzystwo. I rada.

Zadzwoniłam do męża

– Przewidziała wypadek? Jesteś pewna? – Artur nie mógł uwierzyć, gdy opowiedziałam mu o znalezisku na dnie ojcowskiej szafy i o zapisanej na kartach zeszytu mrocznej przepowiedni, która spełniła się przed dwoma tygodniami.

Nic dziwnego, mniej samej nie mieściło się to w głowie. Wyglądało na to, że wiele lat wcześniej, gdy tata był jeszcze dzieckiem, babci przyśnił się wypadek, podczas którego jej syn runął w przepaść i zginął. To było zbyt jednoznaczne, by mogło chodzić o coś innego.

Gdy tylko o tym myślałam, oblewał mnie zimny pot. Tego wieczoru, po rozmowie telefonicznej z Arturem, postanowiłam na spokojnie przejrzeć pozostałe zapiski. Wcześniej zadbałam jeszcze, by mama wstała w końcu z łóżka, zjadła jakiś posiłek i wzięła prysznic. Potem włączyłam telewizor w sypialni, nastawiłam program na wieczorne wiadomości i zostawiłam ją w spokoju. Sama przemknęłam do swojego dawnego pokoju, gdzie nocowałam podczas pobytu u rodziców.

Zamknęłam za sobą drzwi. Podeszłam do łóżka i wsunęłam dłoń pod poduszkę, gdzie ukryłam swoje znalezisko. Z wypiekami na twarzy wertowałam kolejne strony. Większość zapisków tyczyła jakichś abstrakcji, które nie miały szansy się spełnić. Przeplatały się z koszmarami, których opisy jeżyły włoski na karku.

„Dom stał w płomieniach, wybiegły z niego dwie kobiety”, zaczęłam czytać i poczułam, że robi mi się słabo.

Ten dom należał do rodziny od pokoleń. To w nim mieszkała babcia i to tutaj sporządzała zapiski w swoim senniku. Nie mogła mieć na myśli innego domu. Czułam, że nie bez powodu akurat teraz odnalazłam ten zeszyt. Wytężyłam słuch. Z głębi domu dało się słyszeć szum włączonego telewizora.

Postanowiłam, że porozmawiam z mamą następnego dnia. Nie chciałam jej teraz męczyć ani denerwować. Schowałam zeszyt do szuflady biurka i położyłam się spać. Poranek przywitał mnie aromatem świeżo zaparzonej kawy. Mama wniosła ją do mojego pokoju na tacy, a potem przysiadła na brzegu łóżka.

– Przepraszam za wczoraj, za ostro zareagowałam – powiedziała cicho.

Przyglądałam jej się w milczeniu. Oczy miała podkrążone, wydawały się większe niż zwykle. Jasne włosy zbijały się w nieestetyczne strączki. Nie wyglądała dobrze, ale jej widok mnie rozczulił. Ścisnęłam jej zimną dłoń, a potem sięgnęłam po kubek z kawą.

Ten poranek dodał mi odwagi. Postanowiłam podjąć temat sennika przy obiedzie, kiedy obie usiądziemy przy stole, i zanim mama znów się skryje w swojej tonącej w mroku sypialni. Żadna z nas nie miała nastroju na przyrządzanie wykwintnego obiadu. Podałam tłuczone ziemniaki i jajka sadzone.

– Tata lubił twoje jajka sadzone – odezwała się mama, z zawieszoną w powietrzu ręką, w której trzymała widelec. 

– To prawda. Przepraszam, nie chciałam ci przypominać… Jutro zrobię coś innego.

Mama uśmiechnęła się blado i bez cienia apetytu wsunęła kawałek jajka do ust.

– Czy z instalacją elektryczną jest wszystko w porządku? – zapytałam. – Może trzeba by ją wymienić po tylu latach?

– O czym ty mówisz? – mama zmarszczyła brwi. – Absolutnie nie chcę tu żadnych remontów.

– Po prostu boję się, że może się zrobić spięcie i… – motałam się.

– Naczytałaś się bzdur w tym durnym zeszycie – burknęła mama, z brzękiem odkładając sztućce na talerz.

Poczułam, że na policzki wypełzają mi rumieńce, a pod powiekami ponownie zbierają się gorące łzy. Nie wiedziałam, jak powinnam rozmawiać z mamą. Od śmierci taty była drażliwa i podenerwowana. Cała ta sprawa z zeszytem i zawartą w nim przepowiednią o wypadku nie dawała mi jednak spokoju.

Ukojenie znalazłam u męża…

– Myślisz, że nie widzę, co się z tobą dzieje, odkąd znalazłaś te bazgroły? Wiem, że trzymasz je w swoim pokoju – dodała mama, nie doczekawszy się mojego komentarza.

– Dlaczego tak bardzo cię to denerwuje? – odważyłam się zapytać.

– Bo uważam to za bzdury!

– Sądzisz, że tata wiedział o przepowiedni? Dlatego schował zeszyt babci, bo nie chciał nas martwić? – wypowiedziałam na głos myśl, która nagle zaświtała mi w głowie.

– O jakiej przepowiedni? – mama złożyła serwetkę obok talerza i wstała od stołu, odsuwając gwałtownie krzesło. – To była jego praca. Wypadki się zdarzają – kontynuowała, sprzątając ze stołu.

Jej szczupłe, powleczone cienką skórą dłonie wykonywały nerwowe ruchy. Bałam się, że za chwilę coś stłucze.

– Ale przecież…

– Koniec tematu – ucięła i szybkim krokiem odeszła od stołu. Z brzękiem odstawiła talerze do zlewu, a potem wyszła, trzaskając drzwiami.

Wyglądało, jakby uciekała. Westchnęłam ciężko, a po moim policzku spłynęła łza. Ukojenie znalazłam u boku męża, który jeszcze tego samego popołudnia wsiadł w samochód i przyjechał do mnie z synami.

– Co tu się dzieje? – zapytał niemal od progu.

Ten zeszyt i przepowiednia – szepnęłam, kątem oka obserwując moją mamę tulącą wnuki.

– Może coś w tym jest – przyznał. – Nie wszystko da się logicznie wytłumaczyć…

– Chciałabym, żebyśmy tu zamieszkali – rzuciłam spontanicznie, choć sama jeszcze nie byłam przekonana do tego pomysłu. To był impuls. Coś w środku mnie podpowiadało, że właśnie tak powinniśmy zrobić.

Artur ściągnął brwi i przeczesał dłonią ciemne włosy. Nie oczekiwałam od niego natychmiastowej odpowiedzi. Wprawdzie mieszkaliśmy zaledwie kilka kilometrów od mojego rodzinnego domu, ale taka decyzja wymagała przemyślenia wszystkich za i przeciw. Od początku naszego małżeństwa mieszkaliśmy sami i zawsze uważaliśmy to za jedyną rozsądną opcję. Niemniej sytuacja diametralnie się zmieniła, a dom rodziców był duży.

– Możemy zrobić osobne wejście, a nawet kuchnię – zaproponowałam, widząc jego wahanie.

Artur i chłopcy zostali na noc. Wieczorem usiedliśmy z mężem w moim pokoju.

– Przeczytaj to – podsunęłam mu pod nos zeszyt otwarty na stronie, gdzie babcia opisywała pożar, który strawił cały dom. – Możesz uznać mnie za wariatkę, ale strasznie się boję

– Nie jesteś wariatką – Artur otoczył mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.

Zaproponowałam, że z nią zamieszkamy

Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, oboje wpatrując się w wykaligrafowane na pożółkłych kartkach słowa. Pozostało tylko przekonać mamę, ale tak, by się z nią na dobre nie pokłócić.

– Pamiętasz Pawła? – odezwał się Artur, pocierając w zamyśleniu brodę. – Jest elektrykiem. Poproszę go, żeby podjechał i sprawdził instalację.

Przez kilka kolejnych dni zbierałam się w sobie, by wyłożyć mamie swój plan, a przede wszystkim zapytać, czy możemy się do niej wprowadzić. Ponury dotąd dom wypełni się hałasem, śmiechem i tupotem dziecięcych stóp. W pogrążonych w ciszy pokojach rozbrzmiewać będą rozmowy, muzyka, a kiedyś znów powrócą radość i szczęście. Nie byłam tylko pewna, czy mama jest już na to gotowa.

– Naprawdę moglibyście to zrobić? – zrobiła wielkie oczy, kiedy w końcu z wypiekami na twarzy powiedziałam jej o moim pomyśle. – Nie żartujesz?

– Czy to znaczy, że się zgadzasz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a mama po prostu rzuciła mi się na szyję.

– Pusty dom to dla mnie największe nieszczęście – wyznała. – Tak bardzo bałam się momentu, w którym znów wyjedziesz i zostawisz mnie samą…

Tego popołudnia długo ze sobą rozmawiałyśmy. Zaproponowałam mamie, że my zamieszkamy w jednej części domu, a ona w drugiej – tak, byśmy mimo bliskości nie wchodzili sobie w paradę i mieli przestrzeń dla siebie. Układ pomieszczeń był korzystny i pozwalał rozdzielić dom niemal na dwie równe połowy.

Najpierw musieliśmy jednak przeprowadzić gruntowny remont. Instalacja elektryczna rzeczywiście okazała się przestarzała i niebezpieczna. Nie miałam ochoty sprawdzać, czy kolejna z babcinych przepowiedni okaże się prawdziwa. W rozmowach z mamą nie wracałam już do sprawy zeszytu, który działał na nią jak płachta na byka. Wobec rzeczowych argumentów, jakie wyłożył jej elektryk Paweł, pozostała jednak bezradna i zgodziła się na przeprowadzenie wszelkich niezbędnych napraw.

– Tata też by tego chciał – wzdychała później, obserwując, jak prace posuwają się do przodu, a dom zyskuje nowy blask.

Wiedziałam, że tata nad nami czuwa

Czas działał na naszą korzyść. Zbliżyliśmy się z mamą i powoli wracaliśmy do normalnego życia. Żałoba była bolesna, ale nie przesłaniała już wszelkich codziennych spraw. Mama spędzała czas z wnukami w ogrodzie, zamiast leżeć pod kocem w dusznej i ciemnej sypialni. Patrzyłam na to z czułością i choć nigdy bym nie przypuszczała, że kiedyś znów zamieszkam w rodzinnym domu, to czułam się zadowolona i spokojna. Wiedziałam, że tata nad nami czuwa i że również cieszy go ten widok.

Zeszyt babci schowałam na strychu w jednej ze skrzyń z rodzinnymi szpargałami. Wsunęłam go na samo dno. Może za kilkadziesiąt lat odnajdzie go mój wnuk albo wnuczka i z wypiekami na twarzy zacznie odkrywać, że któryś ze snów żyjącej przed laty praprababci okazał się proroczy.

Sama nie miałam ochoty więcej go czytać. Po remoncie wprowadziłam się z mężem i synami do rodzinnego domu, a nasze mieszkanie w bloku wynajęliśmy. Być może nic nie dzieje się bez przyczyny. Znalezienie zeszytu babci było bolesnym przeżyciem, lecz z drugiej strony to właśnie dzięki niemu podjęłam decyzję o przeprowadzce.

Czytaj także:
„Opiekowałam się sąsiadem, bo cichcem podbierałam mu kasę. Myślałam, że staruszek się nigdy nie połapie”
„Choroba sprawiła, że myślałam, że stoję już nad grobem. Postanowiłam wycisnąć z życia jak najwięcej i jestem szczęśliwa”
„Przepisałam mieszkanie na jedynego wnuka, a on je cichcem sprzedał i uciekł. Na starość zostałam bez dachu nad głową”

Redakcja poleca

REKLAMA