Chyba każdy choć raz w życiu słyszał opowieść o kimś, kto w jednej chwili stracił wszystko. Zawsze myślałam, że takie historyjki nie dzieją się naprawdę i bliżej im do scenariusza brazylijskich telenowel niż do prawdziwego życia. Nie przypuszczałam, że sama stanę się bohaterką jednej z nich. A jednak.
Moje problemy dopadły mnie, gdy poznałam Janka. Myślałam, że jest facetem mojego życia. Zamiast w bajce, obudziłam się w koszmarze, bez pieniędzy, rodziny i przyjaciół u boku.
Miałam dość samotności, ale nie szukałam faceta na siłę
– Kaśka, spróbuj na Tinderze – zaproponowała mi moja najlepsza przyjaciółka, Aneta, gdy pewnego popołudnia zaczęłam żalić się jej, że za długo jestem singielką.
– Ty chyba oszalałaś – odpowiedziałam rozbawiona. – To, że ty znalazłaś w sieci fajnego faceta, nie znaczy, że ja będę miała tyle samo szczęścia.
Miałam powody, żeby tak sądzić. Wcześniej wielokrotnie próbowałam umawiać się przez sieć i za każdym razem przeżywałam srogie rozczarowanie. Najczęściej moi absztyfikanci okazywali się zwykłymi niedojdami, niemającymi nic do zaoferowania, a kilka razy trafiłam nawet na takich, którzy liczyli na szybki numerek bez zobowiązań.
– Prędzej wstąpię do zakonu, niż umówię się z kimś z tego portalu.
– Jeżeli nie zaczniesz się starać, wkrótce naprawdę czeka cię taki los. Pamiętaj kochana, że lata lecą.
Niby powiedziała to żartem, ale wiedziałam, że ma rację. Skończyłam już trzydziestkę, a stąd blisko do wieku średniego. W czasach młodości mojej mamy, uchodziłabym już za starą pannę. Z drugiej strony, czy bycie singielką to coś złego. Miałam dobrą pracę z pokaźną pensją, ładne mieszkanie w nowym apartamentowcu i lexusa w garażu.
– Jeżeli nie znajdę męża, przygarnę kota – zaśmiałam się, ale w głębi czułam, że nie jestem stworzona do samotnego życia.
Miłość uderzyła we mnie nieoczekiwanie
To był jeden z tych dni, gdy człowiek nie może poradzić sobie z natłokiem obowiązków. W pracy zasiedziałam się dłużej, niż powinnam i byłam już spóźniona na urodziny mamy. W pośpiechu wybiegłam z biurowca, wsiadłam do samochodu i zaczęłam szybko wycofywać z miejsca parkingowego, gdy usłyszałam głośny trzask. „Do diabła, jeszcze tego mi brakowało” – wykrzyczałam, gdy w lusterku dostrzegłam samochód, w którego bok właśnie uderzyłam. Jego kierowcą był Janek.
– Przepraszam, nie zauważałam cię – powiedziałam łamiącym się głosem, gdy z nowiutkiego mercedesa wysiadł przystojny brunet. – Spieszyłam się i... i... sama nie wiem, jak do tego doszło.
– Ważne spotkanie? – zapytał, jakby zupełnie się nie przejmował, że właśnie zrobiłam mu w drzwiach pokaźne wgniecenie.
– Tak, speszę się na urodziny mamy, więc jeżeli chcesz wzywać drogówkę, najlepiej zrób to od razu.
– Och, to chyba nie będzie konieczne. Po prostu wymieńmy się numerami telefonów i jutro, jak już nic nie będzie cię gonić, po prostu spiszemy oświadczenie o szkodzie – zaproponował.
Byłam szczęśliwa, że sprawy tak się potoczyły. Moja mama najbardziej na świecie nie lubi spóźnialstwa i wciąż jeszcze miałam szansę nie narazić się na jej gniew.
Następnego dnia zadzwoniłam do Janka i umówiłam się z nim w kawiarni. Miałam już przygotowane oświadczenie dla ubezpieczyciela, musiał je tylko podpisać.
– Nie bałeś się, że podałam ci fałszywy numer? Mogłam przecież umyć ręce od odpowiedzialności?
– Nawet gdyby, to co? Przecież to tylko samochód, rzecz nabyta.
Zaskoczył mnie tą odpowiedzią. Nie jestem rzeczoznawcą, ale rachunek za wymianę drzwi na nowe w tak drogim samochodzie na pewno opiewałby na pięciocyfrową kwotę. Nawet facet taki jak on, ubrany w szyty na miarę garnitur i noszący zegarek o wartości kilku średnich krajowych, musiał się tym przejąć. On jednak sprawiał wrażenie niewzruszonego.
Janek podpisał dokument i dopił kawę, ale to nie miało być nasze ostatnie spotkanie.
– Pomimo tych okoliczności, miło spędziłem z tobą czas. Chciałbym znowu cię zobaczyć. Co ty na to?
– Masz już mój numer, więc po prostu zadzwoń do mnie – odpowiedziałam i w tej samej chwili oblałam się rumieńcem.
– Na pewno zadzwonię.
Jak powiedział, tak zrobił. Kilka dni później wybraliśmy się na obiad. Później na kolację, a za jakiś czas na kolację ze śniadaniem. Już wtedy byłam w nim zakochana po uszy.
Jemu zależało na czymś innym
– Czym się zajmujesz, Janek? – zapytała Aneta, gdy wreszcie przedstawiłam mojego faceta jej i jej chłopakowi.
– Inwestuję.
– Na giełdzie?
– Nie, nie bawię się w hazard. Kupuję mające problemy, ale dobrze rokujące firmy. Stawiam je na nogi i albo czerpię z nich zyski, albo je sprzedaję.
– Dość już tego wywiadu – przerwałam. – Lepiej chodź ze mną przypudrować nos i daj chwilę wytchnienia chłopcom.
– Kaśka, on jest fantastyczny – wykrzyczała, gdy byłyśmy same. Przystojny, inteligentny, wygadany i na pewno nie leci na twoją kasę, bo przy nim jesteś jak dziewczynka z zapałkami przy królu Anglii.
– Dzięki, stara! Całe życie chciałam coś takiego usłyszeć – odpowiedziałam i teatralnie udałam irytację.
Moi przyjaciele szaleli za Jankiem i nic dziwnego. To typ faceta, który z każdym znajduje wspólny język i nigdy nie udaje lepszego. Nie dało się go nie lubić, więc bez wahania przedstawiłam go rodzicom. Moja mama, zwykle powściągliwa w okazywaniu emocji, już na drugim obiedzie zaczęła nazywać go zięciem. To była jednoznaczna oznaka jej aprobaty dla naszego związku.
Byliśmy parą od zaledwie pół roku, gdy Janek poprosił mnie o rękę. Nie, nie przyjęłam oświadczyn od razu, a on nie nalegał, bym natychmiast udzieliła mu odpowiedzi. – Przyjmiesz ten pierścionek lub nie, gdy będziesz pewna swojej decyzji – powiedział i znów zaskoczył mnie swoją dojrzałością.
Gdy powiedziałam o tym Anecie, stwierdziła, że albo natychmiast przyjmę jego oświadczyny, albo odejdzie od Sebastiana i odbije mi Janka. Mama też była zdania, że jeżeli go kocham, nie ma na co czekać. Co miałam zrobić? Zgodziłam się i wkrótce byliśmy już małżeństwem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jego prawdziwe intencje kryją się na drugim dnie.
Niebawem zostałam z niczym
Nasze wesele było wspaniałe, a miesiąc miodowy na Dominikanie – wprost bajeczny. Niechętnie wróciłam do codzienności, ale cieszyłam się, że mam przy sobie męża. Janek dużo pracował, ale zawsze znajdował dla mnie czas. Czułam się dopieszczana i kochana. Co mogło pójść źle?
– Ta fabryka ceramiki to okazja. Za rok sprzedam ją z 10-krotnym zyskiem – powiedział pewnego dnia podekscytowany Janek. – Problem w tym, że nie mam wolnych aktywów, więc może po prostu zainwestuję w twoim imieniu?
Nie wahałam się ani chwili. Przecież to był mój mąż. Bez żadnych podejrzeń przelałam na jego konto ponad 600 tys. zł. To była jedna z moich najgorszych decyzji, ale po kolei.
Dwa dni później do pracowni architektonicznej, w której byłam zatrudniona, zgłosił się nowy klient. Szef poinformował, że był pod wrażeniem moich projektów i wyraźnie poprosił, żebym to ja zajęła się jego zleceniem – nowoczesnym, ekologicznym biurowcem. Byłam zadowolona, że jest na mnie popyt.
Umówiłam się na biznesowy lunch z panem Ryszardem, żeby dokładnie poznać jego wizję i oczekiwania. Sama nie wiem, jak do tego doszło. Uwodził mnie od pierwszych chwil, a ja uległam jego czarowi.
Pojechaliśmy do mnie i od razu znaleźliśmy się w łóżku. Wtedy do mieszkania wszedł Janek i nakrył nas.
Byłam zrozpaczona. Nie chciał słuchać moich wyjaśnień. Od razu zażądał rozstania.
Nie zamierzał dopuścić do rozwodu bez orzekania o winie i nie miałam mu tego za złe. W końcu to ja zaprosiłam innego do naszego łóżka. Gdy moja mama dowiedziała się o wszystkim, stwierdziła, że nie ma już córki. Aneta odebrała telefon ode mnie tylko raz. Nawymyślała mi od najgorszych i powiedziała, że mam więcej do niej nie dzwonić. Zostałam bez rodziny i bez przyjaciół.
Ta sprawa jeszcze się nie skończyła
Nie mogłam dojść do siebie. Nie chcąc siedzieć sama w mieszkaniu, postanowiłam wybrać się na spacer. Przechodząc obok ogródka jednej z restauracji, zobaczyłam Janka i pana Ryszarda przy jednym stoliku.
Jedli obiad, śmiali się i sprawiali wrażenie, jakby byli dobrymi przyjaciółmi. W tym momencie wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Nie było żadnego zlecenia. On to wszystko zaaranżował. Miał dobry powód, a nawet 600 tysięcy powodów. Nie tylko odebrał mi pieniądze, rodzinę i przyjaciół, ale sprawił też, że poczułam się nikim.
Nagle ogarnęła mnie wściekłość. Miałam ochotę podejść i wykrzyczeć mu wszystko prosto w twarz. Tylko co by mi to dało? Na razie lepiej, żeby nie wiedział, że przejrzałam jego plan, bo ja uknułam swój własny. Wynajęłam prywatnego detektywa, który zdemaskuje tego oszusta. Mam nadzieję, że wkrótce odzyskam swoje pieniądze, a przede wszystkim bliskich mi ludzi.
Czytaj także:
„Syn z synową zamiast odwiedzić cmentarz, idą na imprezę. Mój mąż w grobie się przewraca”
„Moja dziewczyna chciała, żebym koniecznie wkupił się w łaski jej rodziny. Zapomniała wspomnieć, że to sekta”
„Oszalałem na punkcie ponętnej mężatki. Zakochałem się kiedy nurkowałem między jej nogami, a ona chciała tylko zemsty na ślubnym”