„Ostatnio mam wrażenie, że każdy każdego zdradza. Tylko ja i mąż jesteśmy niedzisiejsi i dochowujemy wierności”

Kobieta zdradzająca męża fot. Adobe Stock, Andrey Cherkasov
Niech sobie inni do woli romansują. Ja wiem, że mój Jurek nigdy by mnie tak nie zranił.
/ 24.05.2021 12:48
Kobieta zdradzająca męża fot. Adobe Stock, Andrey Cherkasov

Ależ mamy dzisiaj piękne przedpołudnie! – Renata założyła wielkie, ciemne okulary i niespiesznie sącząc piwo, zapatrzyła się w malowniczą panoramę gór.
– Faktycznie pogoda się udała – przytaknęłam i wystawiłam twarz do słońca.

Siedziałyśmy właśnie na Gubałówce – po raz pierwszy odkąd obie wyszłyśmy za mąż, udało nam się wyrwać w góry i prawdę mówiąc, byłam w euforii.
– Nie mogę uwierzyć, że teściowa zgodziła się zostać z Kubą aż na pięć dni – powiedziałam, ale Renata nie miała zamiaru podejmować tego tematu.
– Błagam cię, Baśka, choć przez jeden dzień nie mówmy o dzieciach! – jęknęła.

Strzelała oczami tu i tam, jakby chciała zapolować

Uśmiechnęłam się i przyznałam jej rację. W końcu byłyśmy na urlopie. To miał być tylko nasz czas, spędzony na słodkim lenistwie i odpoczynku. Długo wyczekiwana chwila wytchnienia od codzienności. Nie wolno jej psuć.

Moja przyjaciółka zawiesiła wzrok na wchodzącym akurat na taras widokowy brunecie w czerwonej wiatrówce.
– Patrz, jakie widoki! Góry przy nim to pikuś – wskazała faceta ruchem głowy i nie spuszczała go z oczu, dopóki nie podszedł do jakieś kobiety stojącej przy drewnianej barierce.
– No jasne, zajęty. Najlepsi zawsze są z kimś – westchnęła.
– A ty co? Nagle cię wzięło na amory? Przypominam ci, że Darek ślęczy pewnie teraz nad doktoratem – odparłam.
– Nawet na pewno ślęczy. On od paru długich miesięcy nie robi niczego innego – skrzywiła się moja przyjaciółka.
– Zdjęłaś obrączkę? – zapytałam, kiedy mój wzrok padł na jej prawą rękę.
– Powiedzmy, że jej zapomniałam. – uśmiechnęła się Renata i zlustrowała wzrokiem tłum. – Ależ tu przystojniaków!
– Nie poznaję cię, droga Reniu. Gdzie się podziała tamta zakochana dziewczyna, która ledwie trzy lata temu brała ślub z mężczyzną swego życia? – spytałam.
– Pożarła ją proza życia – mruknęła Renia i dopiła piwo. – Chodź, przejdziemy się. 
Od siedzenia na tyłkach i jedzenia frytek raczej nie schudnę.
– Odchudzasz się?
– Usiłuję – skrzywiła się i wyjęła z plecaka aparat. – Uśmiechnij się, strzelę ci fotkę. Wyślesz ślubnemu, niech się cieszy.
– Strasznie był niezadowolony, kiedy mu powiedziałam, że tylko we dwie jedziemy do tego Zakopanego.

– Jasne, że nie tryskał szczęściem. Darek zresztą też... Pewnie dlatego, że przez parę dni będzie musiał przejąć część domowych obowiązków – powiedziała Renata kwaśnym tonem.
– U mnie chodziło raczej o to, że Jurek był zazdrosny! – zaśmiałam się. – Bo ja będę leniuchować, a on siedzieć w pracy. Jeśli chodzi o domowe obowiązki, to Jurek nigdy nie robił z tego problemu. W zasadzie on lepiej gotuje ode mnie.
– Szczęściara – westchnęła Renia. – Darek, jeśli już musi zrobić coś w kuchni, serwuje zazwyczaj kupne krokiety.
– Daj spokój, są większe problemy niż marnie gotujący facet – machnęłam ręką.

Po południu wybrałyśmy się na Krupówki w poszukiwaniu jakichś fajnych pamiątek dla dzieciaków. Renia chciała kupić sweterek swojej ośmioletniej córeczki, ja rozglądałam się za czymś atrakcyjnym dla mojego siedmiolatka, Kuby.
– Chodź, siądziemy przy jakimś piwie, bo już mnie nogi bolą – moja przyjaciółka mniej więcej w połowie ulicy zrobiła się marudna. – O, tutaj jest fajna knajpa! – ucieszyła się i po chwili siedziałyśmy na jednym z tarasów z widokiem na ulicę.
– Dobrze, że tu jesteśmy – powiedziałam, gdy już usiadłyśmy. – Nie mogę uwierzyć, że tak rzadko się widujemy. Na studiach byłyśmy nierozłączne, pamiętasz?
– A pamiętasz naszą wyprawę do Portugalii? Dotarłyśmy do Lizbony autostopem, w prawie czterdziestostopniowym upale. Teraz pewnie padłabym z gorąca...
– Słodki urok młodości. Plecak, parę groszy w kieszeń i w drogę. Nie bałyśmy się niczego, nic nie było w stanie nas zniechęcić. Teraz pewnie nie odważyłabym się na taką podróż... – uśmiechnęłam się do swoich wspomnień.
– Starość nie radość – pokiwała głową Renata. – Za trzy miesiące skończę trzydzieści sześć lat…
– Ja skończę w czerwcu i wciąż nie mogę w to uwierzyć – skrzywiłam się.
– Jakoś przebolejemy. Patrz jaki facet – Renia szturchnęła mnie łokciem i zapatrzyła się w wysokiego blondyna, który zjawił się na tarasie i zajął sąsiedni stolik.
– Co ty dzisiaj tak strzelasz oczami? – zdziwiłam się, bo już chyba z dziesiąty raz pokazywała mi dziś „fajne ciacho”.
– A co? W końcu wyrwałyśmy się, żeby zaszaleć, tak? – powiedziała Renata. – Nie zamierzam przepuścić okazji...

Jak się okazało, mówiła całkiem serio. Wieczorem udało jej się poznać w knajpie przystojnego turystę z Warszawy i chociaż mówiłam jej, żeby przystopowała z alkoholem, nie chciała mnie słuchać.

Co ona wyprawia?! Nie podoba mi się to

Tańczyli coraz bardziej przytulane kawałki, aż w końcu Renata przeprosiła, że zostawia mnie samą, i stwierdziła, że idzie z tym gościem do hotelu.
– Oszalałaś?! Renia, to nie jest śmieszne! Darek nigdy ci nie wybaczy, jeśli…
– Przecież mu o tym nie powiem! – roześmiała się i pospiesznie włożyła żakiet. – Będę jakoś rano. Śpij słodko i rozluźnij się trochę. Gapi się na ciebie ten brunet przy barze, może wykorzystasz okazję?

Przyjaciółka pocałowała mnie w policzek i wyszła z lokalu razem z przystojnym warszawiakiem. Nie podobało mi się to ani trochę, ale cóż mogłam zrobić? Przecież nie powstrzymam jej siłą. To jej życie...

W pensjonacie zjawiła się dopiero przed południem – wyraźnie skacowana, za to w wyśmienitym humorze.
– Tego mi było trzeba, kochana! Faceta, z którym na moment się zapomnę. I zapomnę o tym wszystkim! – westchnęła, kiedy wyszłyśmy na poranną kawę.

Myślałam, że dobrze się wam z Darkiem układa... – mruknęłam, patrząc na nią potępiającym wzrokiem.
– Różnie to bywa. Sama wiesz, jak jest. Codzienna rutyna, wiecznie marudzące dziecko, stale jakieś problemy. Niby się kochamy, ale to już nie to co przed ślubem – wzruszyła ramionami Renata i pociągnęła mnie w stronę witryny sportowego sklepu. – Patrz, jaka fajna bluza. Chyba kupię Darkowi – dodała.
– Ciekawa logika. Obudziłaś się w łóżku obcego faceta, a teraz kupisz mężusiowi bluzę? – rzuciłam cierpkim tonem.
– Zmieniłaś się, wiesz? Nigdy nie byłaś taka sztywna – prychnęła urażona.
– Sztywna? Może po prostu chcę być wierna własnym przekonaniom?
– A jakie są twoje przekonania? Wierność do grobowej deski? Daj spokój, dziewczyno, wszyscy od czasu do czasu skaczą w bok. Za lojalność mojego Darka też bym głowy nie dała – rzuciła Renata już mocno poirytowanym tonem. – Nie chce mi się o tym gadać, mam kaca.

Kilka dni później, już po powrocie do domu, umówiłam się w pubie z młodszą siostrą i chociaż czułam, że to nielojalne wobec Renaty, opowiedziałam Marzenie o wyskoku mojej przyjaciółki.
– Poznała go w knajpie, przez chwilę tańczyli i dosłownie sama weszła mu do łóżka. Nie mogę przestać o tym myśleć, nadal nie mogę uwierzyć – stwierdziłam.
– Może po prostu mają z Darkiem jakiś kryzys? Różnie to bywa – Marzena bynajmniej nie sprawiała wrażenia zszokowanej moimi rewelacjami. Przyjrzałam się jej uważnie. Czyżby ona też miała coś na sumieniu?
– Podobno dobija ją codzienna rutyna – powiedziałam ostrożnie.
– I tu ją rozumiem – skrzywiła się Marzena. – Mnie też się zdarzyło zabawić z obcym facetem – przyznała siostra, a ja niemal spadłam z barowego stołka.
– Zdradziłaś Wojtka?! Miałam was za modelową parę – wyjąkałam zdumiona.

Marzena głośno się roześmiała.
– Bo jesteśmy modelową parą, kochana. A zdrady się zdarzają, uwierz mi. W mojej firmie niemal każda koleżanka ma za sobą romans albo małą przygodę.
– I ty też… Rany boskie, Marzenko, w życiu bym nie pomyślała, że możesz przyprawić Wojtkowi rogi! Ile to minęło od waszego ślubu? Mniej niż pięć lat!
Daj spokój, wyluzuj. Wszyscy to robią – wzruszyła ramionami moja siostra i dopiła drinka. – Będę się zbierać. A ty się obudź i zacznij się cieszyć życiem. Jeszcze parę lat i pies z kulawą nogą nie obejrzy się za tobą na ulicy.
– Dzięki, miła uwaga – syknęłam.
– Mówię, jak jest. Trzeba korzystać z każdej okazji, siostrzyczko – odparła.

Czy tylko ja naiwnie wierzę w uczciwość małżeńską?

Do mieszkania wróciłam w kiepskim nastroju. Mąż akurat mieszał gulasz na kolację, na którą mieli przyjść jego rodzice, a ja ciągle się zastanawiałam, czy aby przypadkiem nie jestem wyjątkowo naiwna. „Bo co, jeśli Renia z Marzeną mają rację? Co, jeśli rzeczywiście wszyscy dookoła czerpią z życia garściami, tylko ja po pensjonarsku wierzę w tak zwaną uczciwość małżeńską?” – myślałam.

Tymczasem Jurek odłożył łyżkę i posłał mi szeroki uśmiech.
– Cześć, myszko. Jak ci minął dzień? – zapytał i pocałował mnie w usta. Oddałam mu pocałunek i nagle całe moje napięcie zniknęło. Może i wszyscy wokół fundują sobie romanse, ale na pewno nie mój mąż.

Jurek, choć nie przypomina Pierce’a Brosnana, zawsze był wiernym, uczciwym i cudownym facetem. Tego akurat jestem pewna.
– Ładnie pachniesz, ślicznotko – wymruczał. – Kubuś jest ciągle u rodziców… Może skorzystamy z okazji?
Skorzystaliśmy. I niech wszyscy robią, co chcą – nam jest dobrze we dwoje. 

Czytaj także:
Moja narzeczona jeździ na wózku. To dlatego matka nie chce naszego ślubu
Moja żona miała obsesję na punkcie wagi. Nawet w ciąży się głodziła
Nieodpowiedzialny tatuś zostawił dziecko samo przed sklepem. Doszło do tragedii

Redakcja poleca

REKLAMA