„Opiekowałam się zgorzkniałą babą, która doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Nie dziwie się, że rodzina ją porzuciła”

Złośliwa kobieta fot. Adobe Stock, ajr_images
„Zawsze myślałam, że mam ogromne pokłady cierpliwości i wyrozumiałości dla podopiecznych, szczególnie w najbardziej zaawansowanym wieku. Wcale nie byłam zdziwiona, że nikt nie mógł z nią wytrzymać. Bo jak znieść sekutnicę, która tylko patrzy, żeby człowiekowi dopiec?”.
/ 22.03.2023 17:15
Złośliwa kobieta fot. Adobe Stock, ajr_images

Nie przypuszczałam, że spotkam kiedyś kogoś podobnego do pani Emilii. Kogoś, kto w pierwszych chwilach rozmowy wnerwiłby mnie dobre trzy albo cztery razy. A zawsze myślałam, że jestem odpornym pracownikiem. Taką miałam zresztą opinię. Dlatego właśnie szefowa wezwała mnie pewnego pięknego dnia i powiedziała, że będę się zajmować właśnie tą starszą kobietą.

– Ona ma już dziewięćdziesiąt trzy lata na karku, ale energii w pewnych sprawach jej nie brakuje – usłyszałam.

Nie musiała tego mówić. O pani Emilii krążyły w naszym małym światku prawdziwe legendy. Miała opinię ostatniej cholery, która potrafi każdego doprowadzić do łez.

– Ale czy muszę do niech iść właśnie ja? – jęknęłam.

– Jeśli ty nie wytrzymasz, to chyba nikt nie wytrzyma – westchnęła Krysia.

– Wiesz, że dziewczyny grożą mi, że się zwolnią, jeśli dostaną ten przydział?

Coś tam wiedziałam

Nie przypuszczałam jednak, szczerze mówiąc, że takie kukułcze jajo szefowa zechce podrzucić właśnie mnie, długoletniej koleżance.

– Zgadzasz się? – spytała. – Bo już nikt tam nie chce iść.

– A mam inne wyjście? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

– Jasne, możesz odmówić. Tylko że staruszka zostanie wtedy zupełnie bez opieki, zacznie się pieklić i będziemy mieli tutaj kompleksową kontrolę. Wszystkie papiery nam przeorają, a sama wiesz, że taką firmę jak nasza zawsze można na czymś złapać.

To była prawda. Choćby nie wiadomo jak człowiek skrupulatnie prowadził dokumentację, coś tam bez wątpienia da się wyciągnąć. Ja nie cierpiałam nigdy papierkowej roboty, miewałam w tym względzie spore zaległości. Zawsze wolałam po
prostu pracę z ludźmi. I Kryśka doskonale wiedziała, że trzeba mnie podejść od
tej strony.

– Dobrze – powiedziałam. – Spróbuję. Ale jeśli nabawię się nerwicy, to będzie twoja wina.

Ja sama już mam niezłą nerwicę – odburknęła. – Diabli mnie podkusili, żeby zgodzić się na to stanowisko!

Doskonale ją rozumiałam. Wolałabym pracować w kamieniołomach i pić ocet, niż zarządzać taką placówką.

Pani Emilia nie wyglądała na swoje lata. Trudno by mi w ogóle określić na oko jej wiek. Gdyby ktoś kazał mi zgadywać, dałabym jej około osiemdziesięciu lat, nie więcej. Ale że była nieprzyjemna, to nie pozostawiało wątpliwości. Widząc mnie w drzwiach, zrobiła minę męczennicy.

– Czyli nową mi przysłali? – spytała opryskliwie. – Dobrze chociaż, że znowu nie jakąś młódkę, co jej się zdaje, że wszystkie rozumy zjadła. A może tobie też się wydaje, że zjadłaś?

Byłam przygotowana na złośliwość, więc zdołałam się opanować. Gdyby odezwał się tak do mnie inny podopieczny, powiedziałabym, co myślę. Poza tym nie chciałam irytować staruszki, która miała kłopoty z sercem i nie tylko z nim. W tym wieku nie ma mowy o pełnym zdrowiu.

– Dzień dobry pani – przywitałam się z maksymalną grzecznością, na jaką było mnie stać. – Mam na imię Zuzanna i od dzisiaj ja będę się panią zajmować.

– Zajmować, zajmować – wyburczała. – Psem się można zajmować albo robotą. A ja jestem człowiekiem.

– Jeśli tak bardziej pani odpowiada, to od dzisiaj właśnie ja będę panią odwiedzać.

Spojrzała na mnie spod lekko zmrużonych powiek.

– Niech będzie – powiedziała. – Zapraszam do środka. Zaraz powiem, co trzeba kupić, i posprzątamy trochę, bo kurz na półkach to ja jeszcze zetrę, ale nie mogę się schylać.

To, co powiedziała, nie było niczym szczególnym, ale jej ton mógłby przyprawić o furię nawet zimnego nieboszczyka. Zupełnie jakbym była jej służącą, a nie pracownikiem szanującej się firmy.

– Dobrze – wycedziłam przez zęby. – Poproszę o dyspozycje.

Bez słowa wręczyła mi listę zakupów. Z ulgą udałam się po sprawunki, ale potem musiałam przecież wrócić do klientki. Już teraz miałam jej serdecznie dosyć, chociaż dopiero zaczęłam z nią pracę. Podopieczne bywały różne, czasem miłe, czasem mniej, jednak ta wydawała się wyjątkowo antypatyczna. Kiedy wróciłam, kazała położyć torby na stole i po kolei wyciągała towary.

– Innej kaszy nie było? – skrzywiła się. – Niby perłowa, ale bardziej jak piasek niż normalna kasza. A ryż? Dziesięć razy trzeba będzie płukać, żeby się nie lepił. Kiełbasa tłusta, a szynka chyba ze starego knura…

W tej chwili myślałam, że szlag mnie trafi

– Mogła pani określić na karteczce swoje wymagania – powiedziałam spokojnie, ale w moim głosie dało się wyczuć sporą dawkę jadu. – Wtedy bym wiedziała, co kupić.

Patrzyła na mnie rozmytymi starością oczami, w których jednak było zaskakująco wiele bystrości.

– Jesteś taka sama jak tamte – oznajmiła. – Złośliwa i nieprzyjemna.

Ręce mi opadły. To ja byłam złośliwa i nieprzyjemna? Naprawdę?

– Proszę mi pokazać miejsca, w których powinnam posprzątać – wycedziłam przez zęby. – Za godzinę muszę być u innego klienta.

– Klienta, klienta – przedrzeźniła mnie. – Tylko to się dla was teraz liczy. Wziąć pieniądze, zrobić co swoje i lecieć dalej! Co za ludzie!

Na szczęście, zanim wzięła mnie ostatnia cholera, machnęła ręką i łaskawie udzieliła odpowiednich wskazówek. Wyszłam od niej z prawdziwą ulgą, ale kiedy uświadomiłam sobie, że za dwa dni czeka mnie następna wizyta, mój dobry humor ulotnił się jak kamfora.

Śniło mi się, że ją duszę…

Tak zaczęła się gehenna z panią Emilią. Wcale nie byłam zdziwiona, że nikt nie mógł z nią wytrzymać. Bo jak znieść sekutnicę, która tylko patrzy, żeby człowiekowi dopiec?

Zawsze myślałam, że mam ogromne pokłady cierpliwości i wyrozumiałości dla podopiecznych, szczególnie w najbardziej zaawansowanym wieku. Tak, bywają złośliwi, jednak zdają sobie sprawę, że ich los jest związany z opiekunkami, więc umieją się powstrzymać od skrajnych zachowań. Pani Emilia nie miała żadnych hamulców. Była złośliwa i koniec. A najbardziej denerwowało mnie to, że miałam świadomość, iż ta żwawa wciąż jeszcze kobieta doskonale zdaje sobie sprawę, jak jest uciążliwa. Widziałam to w jej oczach, które robiły się mniej rozmyte, kiedy widziała, że doprowadza mnie do szewskiej pasji.

– Strasznie się guzdrzesz – narzekała, kiedy nie wracałam z zakupów w pół
godziny.

Według niej w ogóle była ze mnie straszna guzdrała.

– Nie wiem, za co wy wszystkie bierzecie pieniądze – powtarzała przy każdej okazji.

Pewnej nocy przyśniło mi się, że nie wytrzymałam i zaczęłam ją dusić. Czułam pod palcami pergaminową, suchą skórę, słyszałam chrapliwy oddech… Obudziłam się przerażona. Coś takiego jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, nie miałam takich morderczych zapędów nawet w przypadku najbardziej uciążliwych podopiecznych.

Gdyby sytuacja była inna, poszłabym do Kryśki i zażądała przydzielenia pani Emilii komuś innemu. Jednak nikogo innego już nie było, a nasza firma musiała pracować na dobre imię. To nie państwowa opieka społeczna, której pracownicy mogą sobie pozwolić na nieco więcej. Musiałam jednak coś z tym zrobić.

Mam ją o to po prostu zapytać?

Ksiądz Adam patrzył na mnie z uwagą swoimi mądrymi oczami.

– Wiesz przecież, że nic się nie bierze z niczego – rzekł. – Odkąd Bóg puścił ten świat w ruch, każdy skutek ma swoją przyczynę i nie ma przyczyny bez skutku, nawet jeśli nie potrafimy czegoś wyraźnie dostrzec.

– Ale ta kobieta jest po prostu złośliwa i tyle! – zaprotestowałam. – Jaki może mieć powód? Przecież mnie nigdy przedtem nie widziała na oczy, podobnie jak innych opiekunek.

Mój spowiednik milczał dłuższą chwilę. To on był właśnie moją tajną bronią, dzięki której potrafiłam wytrwać w najtrudniejszych chwilach. To nie był ktoś, do kogo
się chodzi tylko wyznać grzechy, kto odpukuje w konfesjonał i zaraz zapomina o człowieku.

Trafiłam na niego kilka lat wcześniej, kiedy miałam problemy rodzinne. Wyznałam grzechy i oczekiwałam, że wszystko odbędzie się jak zawsze, ale jego zainteresowało to, co powiedziałam o swoich negatywnych uczuciach do Maćka. A wówczas męża wręcz znienawidziłam. Ksiądz zaczął mnie ciągnąć za język i od słowa do słowa opowiedziałam mu wszystko. O kłamstwach, oszustwach, zdradach…

Myślałam, że zacznie opowiadać o świętości rodziny, o tym, jak trzeba wytrwać w przysiędze małżeńskiej i poświęcić dla niej wszystko, ale on powiedział coś zaskakującego: „Jeśli rozstaniesz się z mężem, trudno ci się dziwić. Mąż bardzo cię skrzywdził. Ale jeśli masz jeszcze trochę siły, spróbuj się z nim porozumieć, poprosić, żeby dał coś od siebie, przemyślał, co jest dla niego ważne”.

Jakoś z tym moim Maćkiem się udało, chociaż nie było łatwo i niejeden raz jeszcze rozmawiałam z księdzem Adamem o problemach. Z żalem myślałam, że kiedy go przeniosą do innej parafii, poczuję się osamotniona, ale szczęśliwie został u nas proboszczem. Nie uderzyło mu to na szczęście do głowy, został tym samym życzliwym człowiekiem, jakim był do tej pory.

– Skoro jest złośliwa, jak mówisz – powiedział z namysłem ksiądz Adam – musi być jakaś przyczyna. 

– Na to raczej nie wygląda – odparłam. – Myśli logicznie, nie ma splątanych myśli. I ma doskonałą pamięć jak na swój wiek. Ja nie mam pojęcia, co dla niej kupowałam tydzień wcześniej, a ona to wie i potrafi po tylu dniach wypomnieć, że coś było nie tak, jak oczekiwała.

Ksiądz pokiwał głową i powiedział:

– Porozmawiaj z nią po prostu. Zapytaj.

– O co mam zapytać? – zdziwiłam się.

– Dlaczego jest taka wredna?

– Właśnie – na twarzy księdza Adama zagościł lekki uśmieszek. – Co ryzykujesz? Że się obrazi i zażąda, aby przychodził do niej ktoś inny?

Roześmiałam się. To może byłoby dla mnie najlepsze rozwiązanie. Nie ja bym porzuciła pracę, ale praca mnie. Kryśka mogłaby wtedy robić, co chce, a ja nie miałabym już na głowie tego kłopotu. Tylko to dobre imię firmy… Prywatne biuro opieki nie może sobie pozwolić na wpadki.

Taka jest twarda? Zobaczymy!

Kobieta patrzyła na mnie wielkimi oczami, a ja czekałam na wielką awanturę. Czego innego mogłam się spodziewać po tym, co jej powiedziałam? A przecież zamierzałam to rozegrać delikatnie, z wyczuciem. Nie udało się… Chociaż zaczęłam zgodnie z planem.

– Pani Emilio, dlaczego tak pani traktuje innych ludzi?

– Niby jak? – burknęła.

– Mam pani tłumaczyć? Dobrze pani wie. A może jest pani taka nieprzyjemna tylko dla tych, którzy się panią opiekują?

– Bzdury! – obruszyła się. – Jestem taka sama dla wszystkich! Bo na to zasługują!

Wtedy wstąpił we mnie jakiś demon. Zanim zdążyłam się ugryźć w język, już mówiłam:

– Nic więc dziwnego, że nikt z panią nie chce utrzymywać kontaktu! Że nigdy nie przyjeżdża do pani rodzina! Skoro tak traktuje pani tak wszystkich… Proszę mi teraz nie przerywać! – podniosłam głos, widząc, że chce coś powiedzieć. – Ja jestem pracownikiem firmy, która bierze pieniądze za opiekę nad panią, więc muszę znosić różne fochy. Ale inni nie muszą i nie będą! Ja też się zastanawiam, czy nie odmówić przychodzenia tutaj. To jest nie do wytrzymania!

– Ale… – próbowała coś wtrącić.

– Nie do wytrzymania! – powtórzyłam. – Niech mnie zwolnią z pracy, ale nie chcę takich nerwów!

Wyrzuciłam to z siebie i zapadła cisza. W tej ciszy oczy pani Emilii stawały się coraz większe. Lecz zamiast wybuchnąć gniewem, nagle zaczęła płakać. Poczułam się bardzo dziwnie. Nie spodziewałam się, że ta sekutnica jest zdolna do płaczu.

Zrobiło mi się głupio

– Tak – powiedziała, kiedy się nieco uspokoiła. – Wiem, jaka jestem. Ale
nie cierpię ludzi… Nie cierpię was wszystkich, bo macie rodziny i znajomych. Ty stąd wychodzisz i idziesz do domu. A ja zostaję sama ze sobą. Ze wspomnieniami… Wiesz, dlaczego nikt mnie nie odwiedza? Bo nie ma kto… Wnuki i prawnuki nie pamiętają, a dzieci… Oboje przeżyłam. Podobnie jak przyjaciół i znajomych. Nie masz pojęcia, jak to jest…

Zrobiło mi się głupio i w tej chwili nagle zobaczyłam nie wiekową, twardą cholerę, tylko zgorzkniałą, przytłoczoną życiem staruszkę, pełną żalu do świata. Poniekąd uzasadnionego… Zanim zdążyłam pomyśleć, co robię, podeszłam do niej i przytuliłam tę znienawidzoną jeszcze przed chwilą kobietę. Oddała mi uścisk, a po chwili usłyszałam, jak mówi cicho:

– Przepraszam… Bardzo przepraszam.

– Nie trzeba – szepnęłam. – Teraz już rozumiem. I także przepraszam.

Trwałyśmy tak przez chwilę, a kiedy ją puściłam, było jasne, że wiele się między nami zmieniło.

Czytaj także:
„Sądziłam, że sąsiadka to zgorzkniała baba, która dla zabawy robi mi na złość. Dopiero po 20 latach odkryłam jej tajemnicę”
„Obca baba chciała uczyć mnie, jak się wychowuje dzieci. Zwyzywała mnie od wyrodnych matek, bo żałuję córce kasy na lizaka”
„Z niechęci do mnie nauczycielka postanowiła nie dopuścić mojej córki do matury. Zagrałam złośliwej babie na nosie”

Redakcja poleca

REKLAMA