Olgierda poznałam w klubie. Przysiadł się z kolegami do naszego stolika. Byłam zawiedziona, bo to miało być babskie spotkanie. No wiecie, ploteczki, gadki o ciuchach, kosmetykach. A tu proszę, koleżankom zachciało się nowych znajomości. Pozwalały stawiać sobie drinki, tańczyły, flirtowały…
Byłam zła, bo akurat zakończyłam z hukiem znajomość i nie miałam ochoty na męskie towarzystwo. Przez cały wieczór prawie się więc nie odzywałam. Siedziałam naburmuszona, a w końcu postanowiłam urwać się do domu.
– Poczekaj, odwiozę cię – zaproponował Olgierd i wstał od stolika.
– Obejdzie się – prychnęłam.
– Nie ma mowy. Nie pozwolę, żebyś samotnie wracała o tak późnej porze. To zbyt niebezpieczne – zrobił zatroskaną minę.
– Zamówiłam sobie taksówkę. Możesz więc spokojnie bawić się dalej i nie martwić się o mój los – wzruszyłam ramionami
– W takim razie pozwól, że chociaż odprowadzę cię do taksówki – upierał się.
– No dobrze – westchnęłam i ruszyłam w stronę drzwi.
Poszedł za mną i poczekał, aż wsiądę do samochodu.
– Dzięki za troskę – rzuciłam, zanim zamknęłam drzwi.
– Nie ma za co. Do zobaczenia – uśmiechnął się.
– Twoje niedoczekanie – mruknęłam pod nosem.
Gdy pół godziny później znalazłam się w mieszkaniu, już nie pamiętałam o Olgierdzie. Miałam co innego do roboty niż myślenie o jakimś kolesiu. Nie sądziłam, że jeszcze się spotkamy.
Zadzwonił dwa dni później
W pierwszej chwili nie miałam pojęcia, z kim rozmawiam. Dopiero jak przypomniał o wieczorze w klubie, skojarzyłam, kim jest. Nie mam pojęcia, skąd miał mój numer. Przyjaciółki zarzekały się później, że nie pisnęły ani słowa, ale kto je tam wie…
W każdym razie odezwał się i zaprosił mnie na kawę. Odmówiłam. Ale on nie rezygnował. Dzwonił, dzwonił, dzwonił. Nie ukrywam, spodobało mi się to. Dawno żaden facet nie zabiegał aż tak uparcie o moje względy. Po szóstym telefonie zgodziłam się na spotkanie.
Spędziliśmy miły wieczór. Ten, a potem następny i jeszcze następny. Im lepiej poznawałam Olgierda, tym coraz bardziej mi się podobał. Był dobrze wychowany, uprzejmy, zabawny i świetnie radził sobie w życiu. Twierdził, że prowadzi firmę importowo-eksportową. Nie miałam pojęcia, czym dokładnie handluje, ale widać było, że pieniędzy mu nie brakuje.
Zabierał mnie do najlepszych restauracji, kupował kwiaty, dawał prezenty. I, co najważniejsze, nie żądał nic w zamian. Nie ciągnął na siłę do łóżka, cierpliwie czekał, aż sama dam znak, że mam ochotę na seks. W końcu dałam i nie żałowałam. Było cudownie! Czułam, jak niesmak i rozczarowanie po poprzednim związku gdzieś się ulatniają i zastępuje je inne uczucie – miłość.
Po pół roku znajomości zaprosiłam go na imprezę firmową. Spisał się na medal. Nie dość, że świetnie wyglądał, to jeszcze był duszą towarzystwa. Wszyscy byli nim zachwyceni. Koleżanki aż zgrzytały zębami z zazdrości, że udało mi się upolować takiego wspaniałego faceta, koledzy gratulowali wyboru.
Wyjątkiem był tylko szef
Niby rozmawiał z Olgierdem, żartował, ale gdy ten odchodził do kogoś innego, robił się nerwowy.
I, co najdziwniejsze, sporo pił. Wszyscy w firmie wiedzieliśmy, że jest wielkim przeciwnikiem alkoholu, a tu sięgał co chwilę po kieliszek. W pewnym momencie podszedł do mnie chwiejnym krokiem.
– No… no… Nie podejrzewałem cię o takie znajomości. Zawsze byłaś taka porządna, prawa, a tu proszę… – wybełkotał.
– Co masz na myśli? – zdziwiłam się.
– Nie udawaj, że nie wiesz…
– O czym?
– O tym, czym zajmuje się twój nowy ukochany.
– Jak to czym? Ma firmę eksportowo-importową.
– Tylko tyle ci powiedział? Naprawdę?
– Tak, a co?
– Nic, nic. Zapomnij, nie było rozmowy – spłoszył się nagle.
– No mów, o co chodzi – zdenerwowałam się.
– O nic. Tylko uważaj na siebie!
– Strasznie jesteś dzisiaj tajemniczy – stwierdziłam zaniepokojona.
– O czym plotkujecie? O mnie? – usłyszałam nagle za plecami głos Olgierda.
– Nie, nie. O pracy – odparł szybko szef.
Był wyraźnie przestraszony.
– O pracy? W trakcie tak wspaniałego bankietu? Przecież to grzech! Teraz się bawimy, a nie pracujemy – pogroził nam palcem i porwał mnie do tańca.
– Naprawdę gadaliście o pracy? – szepnął mi niespodziewanie do ucha, gdy już byliśmy na parkiecie.
– No pewnie – skłamałam.
Nie chciałam psuć sobie imprezy opowieściami szefa. Zresztą, nie potraktowałam jego słów poważnie. Byłam przekonana, że po prostu za dużo wypił i coś mu się w głowie pomieszało.
Dwa czy trzy dni po imprezie zauważyłam, że koleżanki i koledzy z pracy zaczęli się dziwnie zachowywać. Przyglądali mi się spod oka, coś tam szeptali za moimi plecami, przerywali rozmowy, gdy wchodziłam do pokoju. Nie rozumiałam, co się dzieje.
Zawsze byłam bardzo otwarta i koleżeńska, więc nie miałam kłopotów ze współpracownikami. Wręcz przeciwnie, wszyscy bardzo mnie lubili i cenili. Wtedy jednak poczułam się jak odmieniec. Próbowałam się dowiedzieć, skąd ta zmiana, ale mnie zbywali. Twierdzili, że wszystko jest w porządku, że mi się wydaje. Ja jednak wiedziałam, że to wykręty.
Po tygodniu miałam dość. Chciałam wyjaśnić tę nieprzyjemną sytuację. Weszłam za jedną z koleżanek do pracowniczej kuchenki i zamknęłam drzwi od środka.
– Słuchaj, co jest grane? Od kilku dni traktujecie mnie jak wroga – natarłam.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – wzruszyła ramionami.
– Nie udawaj. Myślisz, że jestem ślepa i nie widzę, jak o mnie gadacie? Uprzedzam, nie wyjdziesz stąd, dopóki mi tego nie wyjaśnisz – zdenerwowałam się
Kaśka zastanawiała się przez chwilę.
– No dobra, powiem ci. Tylko przysięgnij na swoje życie, że nikomu nie zdradzisz, że wiesz to ode mnie.
– Nie wygłupiaj się…
– Przysięgnij! – przerwała mi.
– No dobrze, przyrzekam na własne życie – podniosłam w górę dwa palce.
– A więc ludzie cię omijają, bo się ciebie trochę boją – wypaliła.
– Mnie?– wybałuszyłam oczy.
– No może nie tyle ciebie, co twojego ukochanego.
– Olgierda?
– Tak.
– Dlaczego? Przecież na imprezie wszyscy się nim zachwycaliście!
– Owszem, ale gdy dotarły do nas pewne informacje na jego temat, to nasz zachwyt, delikatnie mówiąc, osłabł.
– Jakie to informacje? – ciągnęłam ją za język.
Spojrzała na mnie spod oka.
– Naprawdę nie wiesz, czy udajesz?
– O czym nie wiem? Przestań mówić zagadkami, bo mnie zaraz szlag trafi – zdenerwowałam się.
– O tym, że twój ukochany, to gangster. Taki od haraczy, wymuszeń, narkotyków – odparła.
– Zwariowałaś? To jakaś totalna bzdura, złośliwe plotki! – oburzyłam się.
– Nic podobnego. To wiadomość z pewnego źródła – odpowiedziała.
Przypomniała mi się dziwna rozmowa z szefem
– To pewne źródło to nasz szef?
– Nieważne!
– Bardzo ważne, zwłaszcza że to totalna bzdura, złośliwe plotki.
– Nie sądzę. Zresztą, jak nie wierzysz, to sama zapytaj ukochanego, z czego żyje!
– Ani myślę. Ufam Olgierdowi. To najuczciwszy i najporządniejszy facet pod słońcem. I nie pozwolę go oczerniać!
– A ufaj sobie, ufaj! Twoje prawo. W każdym razie pamiętaj o tym, co mi obiecałaś. Nie chcę mieć kłopotów – odparła i wyszła z kuchni.
Nie ukrywam, rozmowa z koleżanką dała mi do myślenia. Z jednej strony nie wierzyłam, że mój ukochany to typ spod ciemnej gwiazdy. Przecież wyglądał i zachowywał się jak biznesmen, a nie bandzior. Ale z drugiej… Nie od dziś wiadomo, że w każdej plotce jest odrobina prawdy. Czyżby jednak miał coś na sumieniu? Tak mnie to męczyło, że postanowiłam z nim porozmawiać.
Okazja trafiła się już następnego dnia. Olgierd zaprosił mnie na romantyczną kolację do najlepszej restauracji w mieście. Gdy się zjawiłam, wręczył mi elegancko zapakowane pudełko. W środku była złota bransoletka z brylantami.
– Znamy się już pół roku. Chciałem to odpowiednio uczcić – wyjaśnił.
– Dziękuję. To piękny, ale pewnie bardzo drogi prezent. Niepotrzebnie tak się wykosztowałeś – powiedziałam.
– Dla mojej ukochanej wszystko co najlepsze. A poza tym nie martw się. Stać mnie na takie wydatki – uśmiechnął się.
– Interesy chyba ci świetnie idą…
– Owszem, nie narzekam.
– A mógłbyś mi powiedzieć coś więcej o swojej firmie? No wiesz, czym handlujesz i tak dalej…
– Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – zachichotał.
– Czyżbyś robił jakieś nielegalne interesy? – rzuciłam od niechcenia.
Nagle spoważniał
– Słyszałaś coś? – ścisnął mnie za rękę tak mocno, że aż zabolało.
– Nic nie słyszałam! – zaczęłam rozmasowywać dłoń.
– Nie kłam! Nienawidzę, jak ktoś kłamie! – wrzasnął.
Aż podskoczyłam. Nigdy wcześniej nie podnosił na mnie głosu.
– Mówię prawdę – wykrztusiłam.
Byłam tak przestraszona, że aż mi się łzy w oczach pokazały. Olgierd od razu to zauważył.
– Przepraszam, kochanie… Nie wiem, co we mnie wstąpiło – zaczął tłumaczyć.
– Ja też nie wiem – przerwałam mu. – Przecież nie zrobiłam nic złego. Tylko zadałam pytanie, ze zwykłej ciekawości… Wszyscy wokół gadają, że w naszym kraju uczciwie dorobić się nie można…
– Faktycznie, nie jest to łatwe, ale jak ma się głowę na karku i dobre pomysły, to czasem można. Mnie na przykład się powiodło. Z jednej strony bardzo się z tego powodu cieszę, ale z drugiej martwię.
– Martwisz się?
– No pewnie! Mam przez to mnóstwo wrogów! Ludzie zazdroszczą mi sukcesu i z tej zazdrości próbują mnie zniszczyć. Wiesz, ile donosów już na mnie napisano? Na policję, do skarbówki i Bóg jeden wie, gdzie jeszcze. Przyjeżdżali, sprawdzali, węszyli. I co? Nic.
– Czyli nie robisz nic złego? – chciałam się upewnić.
– No pewnie, że nie, głuptasku – patrzył mi w oczy.
Dlaczego miałabym mu nie wierzyć? W końcu zawiść to nasza narodowa cecha. Chciałam nawet iść do szefa i nawrzucać mu, że rozsiewa plotki, ale zrezygnowałam. W sumie nie miałam dowodów, że to on jest winny temu całemu zamieszaniu.
Mijały kolejne dni
Mój związek z Olgierdem rozkwitał. Ukochany nadal traktował mnie jak księżniczkę. Atmosfera w pracy też się poprawiła. Koleżanki i koledzy znaleźli sobie inny temat do plotek i zaczęli normalnie ze mną rozmawiać. I kiedy wydawało się, że może być już tylko lepiej, spadł na mnie cios.
To było tydzień temu. Wyleciałam z pracy jak burza, bo wieczorem mieliśmy wyjechać z Olgierdem na weekend do SPA. A ja nie byłam jeszcze spakowana. Właśnie miałam wsiąść do samochodu, gdy podeszli do mnie dwaj mężczyźni. Jak się okazało, policjanci. Machnęli mi przed oczami legitymacjami i oświadczyli, że mam pojechać z nimi na komisariat.
– Ale o co chodzi? O niezapłacony mandat? – zapytałam zdziwiona.
– Nie, nie chodzi o mandat – mruknął jeden z nich.
– To o co?
– O twojego partnera Olgierda – odparł jeden z nich.
– Coś mu się stało? Miał wypadek? – przeraziłam się.
– Nie, jest cały i zdrowy. Na razie… – mruknął.
– Co pan ma na myśli?
– To, że twój kochaś prowadzi bardzo niebezpieczne życie. Wymuszenia, haracze, handel narkotykami… – stwierdził.
Nogi się pode mną ugięły, ale jakoś się opanowałam
– Nigdzie nie jadę. Spieszę się – chciałam wsiąść do auta, ale zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
– Pojedziesz z nami grzecznie, czy mamy założyć ci kajdanki? – chwycił mnie za ramię.
– Pojadę – poddałam się.
Zauważyłam, że z biurowca zaczęli wychodzić ludzie z mojej firmy. Nie chciałam, żeby zorientowali się, że zabiera mnie policja. Na komisariacie policjanci wzięli mnie ostro w obroty. Pytali, co wiem o interesach Olgierda, czy znam jego znajomych. Na wszystkie pytania odpowiadałam: nie albo nie wiem, bo rzeczywiście o niczym nie miałam pojęcia. W końcu mnie puścili.
– Twój ukochany to bardzo niebezpieczny człowiek. Lepiej więc uciekaj, póki nie jest za późno – usłyszałam na pożegnanie.
Po wyjściu z komisariatu byłam tak roztrzęsiona, że nie byłam w stanie zadzwonić do Olgierda. Dopiero po kwadransie dałam mu znać, co mnie spotkało. Natychmiast po mnie przyjechał.
– A to skur...! Znowu szukają na mnie haka. Niczego nie potrafią znaleźć, więc uderzają w bliskie mi osoby. Nie daruję im tego – wrzeszczał, gdy już opowiedziałam mu o wszystkim.
– Słuchaj, ale oni twierdzą, że mają przeciwko tobie dowody – jęknęłam.
– Gówno mają. Gdyby mieli, tobym tu z tobą nie stał, prawda? A na drugi raz nie miel jęzorem, tylko od razu dzwoń po adwokata. To zaufany człowiek, przyjedzie natychmiast – powiedział, wręczając mi wizytówkę.
To chyba wtedy dotarło do mnie, że mój ukochany nie jest tak kryształowo czysty, jak twierdził.
Od tamtej pory nie mogę spokojnie spać. Bez przerwy zastanawiam się, jak powinnam postąpić. Kocham Olgierda i chcę z nim być, ale boję się, że wpakuję się przez niego w kłopoty. Jeśli rzeczywiście łamie prawo, mogą mnie przecież oskarżyć o współudział. I trafię za kratki. Co robić? Posłuchać serca czy rozumu?
Czytaj także:
„Mój 15-letni syn stracił głowę dla swojej pierwszej miłości. Celowo opuścił się w nauce by trafić z nią do jednej klasy"
„Nie mogłam odnaleźć się w Polsce. Wróciłam po kłótni z Piotrkiem, ale marzyłam o dalszym życiu za granicą”
„Moja żona poszła w tango z kierownikiem na firmowej imprezie. Lafirynda. Musiała spełniać zachcianki swojego szefa"