Kaśkę poznałam w liceum. Pierwszego dnia usiadłyśmy w jednej ławce i tak już zostało do końca szkoły. Potem nasze drogi się rozeszły, bo ja poszłam na studia, a ona do szkoły policealnej, ale nasza przyjaźń przetrwała. Wspierałyśmy się w trudnych chwilach, pocieszałyśmy. Kiedy kilka lat temu miałam wypadek samochodowy, Kaśka codziennie odwiedzała mnie w szpitalu. Gdy dla odmiany ją spotkało nieszczęście – odszedł od niej mąż – rzuciłam wszystko i wysłuchiwałam jej żalów i ocierałam łzy. Byłyśmy jak siostry.
Roku temu Kaśka straciła pracę. Hurtownia, w której była zatrudniona, zbankrutowała. Szybko znalazła nową, w sklepie spożywczym, ale za najniższą krajową. Co prawda właściciel obiecywał premie, ale na obietnicach się skończyło.
– Nie mogę harować za takie grosze. Nie stać mnie na to – narzekała.
Rozumiałam ją doskonale. Trudno się utrzymać za nieco ponad 2000 złotych miesięcznie. Zwłaszcza jak ma się dziecko w wieku szkolnym, a były mąż płaci alimenty tylko w połowie i to z opóźnieniem. Pomagałam więc jej, jak mogłam. Pożyczałam pieniądze na wieczne nieoddanie, kupowałam jej córce ubrania, podrzucałam coś do zjedzenia. Miałam nadzieję, że w końcu dostanie jakąś sensowną propozycję. Ale mijały kolejne tygodnie, a ona tkwiła w tym spożywczaku jak zaczarowana. I popadała w coraz większą rozpacz. W końcu, po pół roku, nie wytrzymała. Przyszła do mnie roztrzęsiona i zapłakana.
Na nowej sytuacji skorzystali wszyscy
– Aga, muszę koniecznie zmienić pracę. Jeśli zostanę w tym sklepie, to zwariuję, albo do Wisły skoczę. Tak nie da się żyć – wykrztusiła przez łzy.
– Ale co ja mogę? U mnie w firmie nikogo nie przyjmują. A nawet jeśli, to tylko ludzi z wyższym wykształceniem – rozłożyłam ręce.
– Nie musisz mi tego mówić. Ale może twój mąż by mnie zatrudnił? Gdy byłam u ciebie na imieninach, wspominał, że interes dobrze mu idzie Na pewno potrzebuje jeszcze kogoś obrotnego do pomocy – patrzyła na mnie z nadzieją.
– Arek? To chyba nie jest najlepszy pomysł. Wiesz, czym on się zajmuje. Nie twoja branża – zająknęłam się.
– O rany, wiem, dlatego wcześniej cię nie prosiłam… Ale teraz stoję pod ścianą… Zresztą wszystkiego można się przecież nauczyć. Pamiętasz? Zawsze twierdziłaś, że jestem pojętna i mam świetną pamięć. Zobaczysz, dam radę. Muszę tylko dostać szansę – przekonywała.
– No dobra, pogadam z nim. Niczego nie obiecuję, ale spróbuję – odparłam ostrożnie.
Natychmiast się rozpromieniła.
– Jesteś najwspanialszą przyjaciółką pod słońcem. Wiedziałam, że nie zostawisz mnie na lodzie – rzuciła mi się na szyję.
Pomyślałam, że choćbym miała na głowie stanąć, to załatwię jej tę pracę. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa. Nie to, żeby mój mąż miał coś przeciwko Kaśce. Wręcz przeciwnie, lubił ją. Gdyby miał sklep lub hurtownię spożywczą, na pewno dałby jej pracę i przyzwoitą pensję. Ale on handlował częściami zamiennymi i akcesoriami samochodowymi. Nowymi, używanymi…
Rzeczywiście potrzebował pracownika. Tyle że takiego, który by się na tym wszystkim doskonale znał. Tymczasem Kaśka nie miała o samochodach zielonego pojęcia. Wiedziała, gdzie kierownica, pedały, dźwignia zmiany biegów i nic więcej. Mimo to postanowiłam spróbować. Nie mogłam zostawić jej w biedzie. Była moją przyjaciółką, musiałam jej pomóc.
Przygotowałam romantyczną kolację, kupiłam butelkę dobrego wina i zaczęłam urabiać męża. Początkowo Arek nie chciał o niczym słyszeć. Zjadł ze smakiem polędwiczki z grzybami, popił winem, podziękował, ale gdy tylko wspominałam coś o zatrudnieniu Kaśki, krzywił się i prychał. Tłumaczył, że przyjaciółka nie nadaje się do takiej pracy, że nie zdoła się niczego nauczyć, że nie będzie się za nią wstydził przed klientami. I takie tam różne bzdury. Ale się nie poddawałam. Tak nalegałam, tak naciskałam, tak przekonywałam, że w końcu się zgodził.
– No dobra, niech ci będzie. Zatrudnię ją, na próbę, na trzy miesiące. Ale jak się nie sprawdzi, to do widzenia. I żadne błagania nie pomogą. Nie jestem instytucją charytatywną – zastrzegł.
– Umowa stoi. Kaśka to naprawdę bystra i uczciwa dziewczyna. Jeszcze mi podziękujesz za to, że ci naraiłam takiego pracownika – odparłam.
– Zobaczymy… – mruknął.
– Wspomnisz moje słowa – odparłam z mocą i zadzwoniłam do Kaśki.
Naprawdę wierzyłam w to, co mówiłam. Przecież znałyśmy się od piętnastu lat! Dziś już wiem, że można z kimś beczkę soli zjeść i nie poznać go do końca. Ale gdy wtedy przekazywałam jej dobrą wiadomość, nawet przez myśl mi nie przeszło, że wykręci taki numer.
Ktoś sprzedaje części na lewo i zgarnia kasę
Nie oczekiwałam od Kaśki specjalnych hołdów i podziękowań. Chciałam tylko, żeby się przyłożyła do pracy, pokazała, że jej zależy. I początkowo wydawało się, że tak właśnie jest. Dwoiła się i troiła, by sprostać wymaganiom mojego męża. Biegała po magazynach, żeby się dowiedzieć, gdzie co leży, pilnie uczyła się nazw części. Zakuwała ponoć nawet po nocach, jak kiedyś przed maturą. Pod koniec okresu próbnego już wiedziała, o co w tym samochodowym biznesie chodzi. I świetnie dogadywała się z klientami. Arek śmiał się, że bez problemu mogłaby sprzedać dziurawy tłumik jako nowy. Taki miała dar przekonywania.
– Faceci jedzą jej z ręki. Przyjeżdżają po jedną część, a kupują dziesięć. Chyba faktycznie powinienem ci podziękować – powiedział.
– A nie mówiłam? Mam nadzieję, że dasz jej premię, no i umowę o pracę na stałe. Z porządną pensją… Wiesz, jaką ona ma trudną sytuację.
– Masz to jak w banku. I wcale nie zrobię tego z litości. Twoja Kasia jest warta każdych pieniędzy. Dzięki niej biznes kręci się jak nigdy – uśmiechnął się.
Cieszyłam się, że wszystko tak świetnie się układa.
Nasza radość nie trwała jednak zbyt długo. Zaledwie miesiąc później mąż wrócił do domu bardzo późno, a na dodatek zły jak osa. Nawet kolacji nie chciał zjeść. Mruknął tylko: „dobry wieczór”, zamknął się w swoim gabinecie i wsadził nos w komputer. Przez drzwi słyszałam, jak klnie niczym szewc. Ostrożnie weszłam do środka.
– Kochanie, co się stało? Dziwnie się zachowujesz… Masz jakieś kłopoty w firmie? – zaniepokoiłam się.
– Owszem. Ktoś mnie bezczelnie okrada. I to na spore sumy – odparł.
– Niemożliwe. Jesteś pewien?
– Na sto procent. Zrobiłem bardzo dokładny remanent. W magazynie brakuje kilkunastu drogich części, a śladu po ich sprzedaży nie ma.
– Może faktury się gdzieś zapodziały… Takie rzeczy się przecież zdarzają…
– Nie ma mowy. Trzy razy sprawdzałem w systemie. Nie ma i już. Pieniędzy zresztą też nie.
– Chcesz powiedzieć, że ktoś sprzedaje części na lewo, a pieniądze chowa do kieszeni? – chciałam się upewnić.
– Dokładnie tak.
– Podejrzewasz kogoś?
– Szczerze? Twoją Kasię – wypalił.
Broniłam przyjaciółki jak lwica
Zamarłam. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przecież jeszcze tak niedawno wychwalał ją pod niebiosa. A teraz oskarżał o poważne przestępstwo? Byłam w szoku. Przez dłuższą chwilę patrzyłam więc tylko na niego szeroko otwartymi oczami.
– Zwariowałeś? Jak możesz opowiadać takie bzdury! – wrzasnęłam, gdy odzyskałam głos.
– Słuchaj, wiem, że to dla ciebie przykre, ale nikt inny nie przychodzi mi do głowy. Znam swoich ludzi. Wszyscy pracują u mnie od początku. Są lojalni i oddani. Nigdy by mnie nie okradli – zaczął tłumaczyć.
– Kaśka też nie! – przerwałam mu.
– Ale wcześniej żadnych kradzieży nie było… Dopiero teraz….
– No i co z tego! To żaden dowód! Wiesz co? Na twoim miejscu przyjrzałabym się tym lojalnym i oddanym pracownikom. Kilku ma przecież kłopoty finansowe. Założę się, że któryś z nich postanowił wykorzystać sytuację, że przyjąłeś Kasię i dorobić sobie na boku. Licząc na to, że wina spadnie na nią! To stary numer!
– Cholera, nie pomyślałem o tym… – zasępił się.
– A szkoda… Ale wcale mnie to nie dziwi. Myślenie nigdy nie było twoją mocną stroną – prychnęłam.
– Nie przesadzaj…
– Nie przesadzam. Następnym razem dobrze się zastanów, zanim rzucisz bezpodstawne oskarżenia. Bo nie masz żadnych dowodów, prawda?
– No, nie… – przyznał.
– No właśnie! W takim razie skończmy ten temat, bo mnie zaraz szlag trafi! Zamontuj kamery we wszystkich magazynach i na placu, to raz dwa złapiesz złodzieja. I dam sobie głowę uciąć, że to nie będzie Kasia – wrzasnęłam i poszłam do sypialni ochłonąć.
Nie potrafiłam zrozumieć, jak mąż mógł w ogóle pomyśleć, że to moja przyjaciółka go okrada. Była taka szczęśliwa, że dostała tę pracę. Gdy się spotykałyśmy, podekscytowana opowiadała, że wreszcie czuje, że żyje, że powoli staje na nogi. I teraz miałaby ryzykować utratę tego wszystkiego? Nigdy! Byłam gotowa głowę pod topór katowski położyć, że jest niewinna.
Przez następne dni w naszym domu panowała nerwowa atmosfera. Nie mogłam darować Arkowi, że oskarżył moją przyjaciółkę. Choć nie wracał do tematu, boczyłam się i na każdym kroku wypominałam mu, jaki to był niesprawiedliwy. I pewnie by tak było aż do dzisiaj, gdybym nie pewne wydarzenie.
To było dwa tygodnie temu. Mąż przyszedł do domu dziwnie zamyślony. Znowu nic nie chciał jeść. Usiadł w kuchni przy stole i położył na blacie laptop.
– Co znowu? – warknęłam.
– Nic. Pamiętasz, jak mi radziłaś, żebym założył monitoring w całej firmie? – zapytał.
– Pamiętam…
– Skorzystałem z twoje rady. Sporo mnie to kosztowało, ale opłacało się.
– Złapałeś złodzieja? – domyśliłam się.
– Dokładnie tak. Na gorącym uczynku.
– No wreszcie. Kto to taki? Andrzej czy Krzysiek?– dopytywałam z ciekawością.
Sprawa się wydała, a jej nawet nie było żal
To właśnie jednego z nich podejrzewałam o przekręty. Pierwszy niedawno się rozwiódł i został z niczym, a drugi skarżył się często, że nie jest w stanie spłacać kredytów.
– Żaden z nich.
– No to kto?
– Sama się przekonaj. Specjalnie przyniosłem kopię nagrania, żebyś nie miała żadnych wątpliwości – odpalił laptop.
To, co zobaczyłam, dosłownie zwaliło mnie z nóg. Główną bohaterką filmu była moja przyjaciółka – Kaśka. Na ekranie dokładnie było widać i słychać, jak dogaduje się z właścicielem jednego z warsztatów samochodowych na dostawę tańszych części. Jak dostaje za nie pieniądze i chowa do kieszeni. I jak umawiają się na kolejną transakcję. Uśmiechnięci, zadowoleni. Widać było, że spotykają się w tym celu już nie pierwszy raz.
– No i co ty na to? Taki dowód ci wystarczy? – zapytał Arek.
– Nie wiem, co mam powiedzieć, naprawdę. Tak jej ufałam… – wykrztusiłam. – Wezwałeś policję?
– Nie. Chociaż powinienem. Ale pamiętałem, że sama wychowuje dziecko… Nie chciałem, żeby miała kłopoty i mała została bez opieki. Kazałem więc jej tylko oddać pieniądze.
– Oddała?
– Tak, ale nie bez walki. Najpierw się wszystkiego wypierała, płakała, robiła cyrk. Dopiero jak jej pokazałem nagranie, to się poddała i przyznała. I wiesz co było najsmutniejsze? Że wcale nie było jej głupio. Stwierdziła, że my i tak mamy wystarczająco dużo kasy, że nie zbiedniejemy. A ona chciała wreszcie dostatnio żyć. Wyobrażasz to sobie?
– Nie… Przecież nie miała u ciebie źle… Sama mówiła, że powoli wychodzi na prostą…
– Widać chciała znacznie przyspieszyć. Zresztą, to już nieważne. Uprzedzam cię, że wywaliłem ją na zbity pysk. Dyscyplinarnie. Mam nadzieję, że nie będziesz jej bronić?
– Nieee.
– Całe szczęście. A! I jeszcze jedno, nie chcę jej widzieć w naszym domu. Jeśli zamierzasz się z nią spotykać, umawiajcie się na mieście – zażądał.
– Nie zobaczysz. Na pewno. To już nie jest moja przyjaciółka – odparłam.
Od tamtego feralnego dnia nie widziałam się z Kaśką. Nie próbowałam się z nią kontaktować, ona też nie zadzwoniła. I niech lepiej nie dzwoni, bo gdyby się teraz odezwała, chyba zmieszałabym ją z błotem.
Od razu po tej aferze jeszcze się łudziłam, że obudzi się w niej sumienie. Że zrozumie, jak mnie zawiodła i jednak przeprosi, wytłumaczy się, poprosi o wybaczenie. Przecież należy mi się to za serce, które jej okazałam. Nic z tego. Milczy jak zaklęta. Na domiar złego od naszej wspólnej znajomej dowiedziałam się, że wygaduje o mnie i Arku w towarzystwie totalne bzdury. Opowiada ze łzami w oczach, jak to zaharowywała się u mojego męża na śmierć za psie pieniądze, a on wyrzucił ją z dnia na dzień, zostawiając bez środków do życia. A ja nawet nie stanęłam w jej obronie.
Przyjaźniłyśmy się przez prawie piętnaście lat. I wystarczy…
Czytaj także:
„Siostra chciała okraść szefa moimi rękami. Bałem się, że wyjdę na złodzieja, ale w końcu podjąłem decyzję”
„Z naszego sklepu co chwilę ginęły drogie ubrania. Dopiero przypadek pozwolił nam odkryć tajemniczą złodziejkę”
„Nowi sąsiedzi to banda nierobów na zasiłkach. Nie dość, że okradają państwo, to jeszcze chcieli obrabować moją gospodę!”