„Ojczym ledwo pochował mamę, a już przygruchał sobie nową lalę. To, co zrobił później, przerosło moje oczekiwania”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Dragosh
„Nie wiem, czy Zenon zmusił mamę do podpisania papierów, czy podrobił jej podpis. Ale okazało się, że głównym lokatorem naszego mieszkania jest teraz on. I właśnie mnie z niego wymeldował”.
/ 30.03.2023 15:15
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Dragosh

Do szesnastego roku życia mieszkałem sam z mamą w dwupokojowym mieszkaniu w starej kamienicy. Było biednie, ale swojsko. Wszyscy się lubili i sobie pomagali. Jasne, jeden czy drugi sąsiad czasem zaglądał do butelki, zdarzały się awantury. Ale następnego dnia zwykle przepraszał i wszystko wracało do porządku.

Mama poznała Zenona na jednej z podwórkowych imprez. Był kuzynem pana Bronka z pierwszego piętra i przyjechał ze wsi szukać szczęścia i pracy w mieście. Po miesiącu Zenek wprowadził się do nas. Lubiłem go. Byłem już prawie dorosły, ale jednak fajnie było mieć w domu mężczyznę.

Oglądaliśmy razem mecze, a gdy mamy nie było w domu, częstował mnie piwem. Jak mu się któregoś razu zwierzyłem, że podoba mi się Kaśka, to dał mi 50 złotych, żebym ją zabrał na lody.

Badania wyszły bardzo źle

Kilka lat później mama zaczęła się skarżyć na kręgosłup. Niby mówiła, że to nic takiego, ale widziałem, że jest coraz słabsza. O wizycie u lekarza nie chciała nawet słyszeć.

– Jasne, położą mnie w jakimś szpitalu, a stamtąd już się nie wraca! – denerwowała się mama.

Straciła przytomność w kuchni, znalazłem ją po powrocie z pracy. W szpitalu zrobili mamie mnóstwo badań. Rak trzustki, bardzo zaawansowane stadium.

– Teraz możemy już tylko pilnować, żeby pana mama za bardzo nie cierpiała – tłumaczyli lekarze.

Przez te ostatnie miesiące byłem z mamą sam. Zenek gdzieś się ciągle zawieruszał. Zdziwiłem się, że w ogóle przyszedł na pogrzeb. A tydzień później w sypialni mamy i Zenka pojawiła się walizka.

– Poznaj Ewelinę, będzie tu teraz ze mną mieszkać – oświadczył Zenon.

Po chwili z łazienki wyszła dziewczyna. Na oko niewiele starsza ode mnie. Tlenione włosy, ostry makijaż.

– Zenek, jak możesz, przecież mama ledwie od tygodnia na cmentarzu – próbowałem potem przemówić mu do rozsądku.

– Młody, przecież ja już dawno bym odszedł, gdyby Krystyna nie zachorowała. Nie kochałem jej już. Ale chciałem być miły, to poczekałem.

Miesiąc później Zenek mnie zagadnął:

– No dobra, dałem ci trochę czasu, w końcu straciłeś matkę. Ale Janusz, pora, żebyś sobie poszukał swojego kąta. Tu już dłużej nie możesz mieszkać.

Nie miałem pojęcia, o czym mówi. Przecież to było mieszkanie mamy i moje, on nie miał tu nawet meldunku! Okazało się, że się myliłem. Nie wiem, czy Zenon zmusił mamę do podpisania papierów, czy podrobił jej podpis. Ale okazało się, że głównym lokatorem naszego mieszkania jest teraz on. I właśnie mnie z niego wymeldował. Nie wiem, jak to załatwił. Ale machał mi przed nosem jakimś świstkiem, z którego wynikało, że z powodu mojego wyjazdu za granicę urząd podjął decyzję o wymeldowaniu mnie.

Najpierw się wkurzyłem. Potem wpadłem w panikę. Przecież ja nie mam dokąd pójść! Pracowałem na czarno w zakładzie ślusarskim – z pensji nie było mnie stać na wynajęcie nawet pokoju. Próbowałem Zenka przekonać, żeby mnie nie wyrzucał, że skończę na ulicy. Następnego dnia po powrocie z pracy znalazłem na korytarzu swoje rzeczy w workach na śmieci. Próbowałem otworzyć drzwi, ale mój klucz nie pasował.

Pierwszą noc spędziłem na fotelu u sąsiadki. Miała czworo dzieci, wiedziałem, że nie mogę u niej zostać. Kolejnych kilka nocy spędziłem w pracy. Niestety, nakrył mnie szef. Tak się wściekł, że wyrzucił mnie na zbity pysk. Teraz byłem już nie tylko bezdomny, ale i bezrobotny.

Każdego dnia przez kolejny rok staczałem się coraz bardziej. Piłem, kradłem, niejedną noc spędziłem w izbie wytrzeźwień albo na dołku. Przynajmniej było ciepło. Do noclegowni rzadko udawało mi się dostać – tylko wtedy, gdy nie zdobyłem flaszki i byłem skacowany, ale trzeźwy.

– Hej, obudź się, halo – z pijackiego snu wyrwał mnie jakiś obcy głos. Spałem w kartonie pod mostem, dookoła kilku podobnych do mnie.

– Odp… się pan – mruknąłem i spróbowałem szczelniej otulić się kawałkiem koca. Ale facet nie dawał za wygraną.

– Hej, wstawaj, mam dla ciebie propozycję – pokrzykiwał. – No nie udawaj, przecież napiłbyś się, co? Postawię ci piwko.

Ten argument mnie przekonał. Wygrzebałem się z barłogu. Przede mną stał dobrze zbudowany facet koło czterdziestki.

– No to gdzie to piwo? – wychrypiałem.

– Będzie, jak na nie zapracujesz.

Zamachnąłem się, ale straciłem równowagę i runąłem na chodnik. Nieznajomy pomógł mi się podnieść.

– Chłopie, ty jesteś za młody, żeby tu gnić. Daj sobie pomóc. Jeszcze nie jest za późno – facet gadał, a ja myślałem już tylko o tym, jak bardzo chce mi się pić.

Uznałem, że ten gość to w tej chwili moja jedyna opcja. Pójdę z nim, a jak się nadarzy okazja, to mu buchnę portfel i w nogi. Mój plan nie wypalił. Koleś był czujny i szybki.

– Nie podskakuj, nie ze mną takie numery – uśmiechnął się, gdy próbowałem sięgnąć do jego kieszeni.

Miał żelazny uścisk, bałem się, że mi złamie rękę. Dalej poszedłem już grzecznie. Doszliśmy do dużego baraku.

– Tam jest prysznic i czysty kombinezon. Umyj się, przebierz i przyjdź na śniadanie – zaordynował.

Dalej nie wiedziałem, o co chodzi, ale postanowiłem nie fikać. Chciało mi się pić, lecz śniadanie też brzmiało kusząco.

Wygląda raczej jak jakiś bokser

Po raz pierwszy od dawna wziąłem gorący prysznic. Ubrałem się i wyszedłem na korytarz. Z sali na końcu dobiegły mnie głosy. Przy stołach siedziało kilkunastu facetów, większość o twarzach równie zniszczonych jak moja. Na barku stał garnek z parówkami i termosy z kawą i herbatą.

– Najedzony? Wiem, że obiecałem piwo, ale dopiero po pracy. Ale siłą cię tu nikt nie będzie trzymał. Jak chcesz, podpisz ten papier. Popracujesz kilka godzin. Dostaniesz dniówkę i piwo. Jak ci się nie spodoba – nie musisz tu jutro wracać. Ale jak będziesz chciał zostać, to mamy też parę wolnych łóżek. A w ogóle to Staszek jestem. A dokładnie ksiądz Staszek.

Ksiądz? Rany boskie, wyglądał bardziej jak bokser niż ksiądz! Zastanawiałem się, co robić. W końcu uznałem, że zostanę. Poobijam się parę godzin, wezmę dniówkę, a może coś jeszcze uda się skubnąć. Wypiję piwko i się ulotnię. Pojechaliśmy busem do parku. Okazało się, że będziemy sadzić krzewy i kwiaty. Od razu upatrzyłem sobie ławeczkę za drzewem, gdzie da się spokojnie pokimać. Już miałem dać drapaka, gdy za ramię złapał mnie ksiądz Staszek.

– Janusz, jesteś odpowiedzialny za ten odcinek. Masz do pomocy Mietka – ksiądz pokazał na starszego, lekko utykającego faceta. – Liczę na ciebie.

No to mnie załatwił. Mogłem albo dać sobie spokój, albo wziąć się do roboty. Wybrałem to drugie. Nasz odcinek obsadziliśmy z Mietkiem w trzy godziny. Wyglądało to naprawdę nieźle. Po przerwie sam poprosiłem o wyznaczenie drugiego odcinka. Wróciliśmy do baraku. Dostałem wypłatę i obiecane piwo. Usiadłem z nim w jadalni. Obracałem pustą już butelkę i jakoś nie spieszyło mi się do wyjścia.

– No co, może chcesz zostać? Łóżko jest, praca jutro też będzie. Ale wtedy jest warunek. To piwo było twoim ostatnim. Mamy tu naszą małą grupę AA. Możesz dołączyć. Jesteś młody, zastanów się, czy chcesz umrzeć gdzieś na śmietniku. A jak nic nie zrobisz ze swoim życiem, to tak to się skończy – ksiądz Staszek spojrzał mi w oczy. – Wybór jest twój. Jak nie dziś, możesz wrócić jutro, za tydzień. Będę czekał.

Tamtego wieczoru wściekły wypadłem na ulicę. Jakie AA, czego ten klecha chce? Piję, bo lubię. I będę pił dalej. Wróciłem po dwóch tygodniach. Zrobiło się zimno. Coraz trudniej było spać w kartonie. Ale chyba decyzję podjąłem w momencie, gdy spotkałem na ulicy Zenka z tą jego lalą. Splunął na mój widok i ominął szerokim łukiem. Zrozumiałem, że jak nic nie zrobię ze swoim życiem, to będzie znaczyło, że on zwyciężył. Oszukał moją mamę, zniszczył mnie. Niedoczekanie.

Dziś minął rok, odkąd nie piję. Nie pracuję już dla Staszka. Dzięki niemu poszedłem na kurs ogrodniczy. Mam jednoosobową firmę. Czasem pracuję dla prywatnych ludzi, czasem dla miasta. Sadzę, pielę, koszę. Bardzo to polubiłem. Wynająłem małą kawalerkę. Dzielę ją z Truchcikiem – najbrzydszym kundlem, jakiego znalazłem w schronisku. Uznałem, że dam mu drugą szansę, tak jak mnie dał szansę ksiądz Staszek.

Ciągle chodzę na spotkania AA. Od kilku tygodni przychodzi na nie też Kasia. Szczupła, nerwowa brunetka. Widać, że też miała w życiu pod górkę. Odprowadziłem ją trzy dni temu do domu. Fajnie się rozmawiało. Chce zostać fryzjerką. Zbieram się na odwagę, żeby zaprosić ją do kina. Rozmawiałem o tym nawet ze Staszkiem. Powiedział, że to świetny pomysł!

Czytaj także:
„Mama zmarła, gdy miałam niecałe 4 lata. Tata kłamał, że nie mam innej rodziny. Na szczęście po latach mnie odnaleźli”
„Mama zmarła, ojciec zachorował, a córka wylądowała w szpitalu. Zamiast dbać o bliskich, marzyłam o świętym spokoju”
„Ojciec babci zginął na wojnie, mama zmarła wkrótce po nim, a ją przygarnęła rodzina. Prawdę o przeszłości poznała po latach”

Redakcja poleca

REKLAMA