„Ojciec poświęcił mamę i mnie dla kilku chwil z 18-latką! Po rozwodzie też wolał się bawić, niż spędzać ze mną czas”

Moja dziewczyna nie chciała ciąży fot. Adobe Stock, Paolese
„W dzieciństwie widziałem ojca na swoich urodzinach góra dwa razy. Matka zawsze starała się go namówić, żeby przyszedł właśnie tego dnia, ale on jakby się bał. Na dźwięk słowa >>urodziny<< cały sztywniał. Nie dotarł również na moją komunię, choć wcześniej zarzekał się solennie, że będzie i podaruje mi rower”.
/ 18.01.2023 11:15
Moja dziewczyna nie chciała ciąży fot. Adobe Stock, Paolese

Mój ojciec zadzwonił tydzień temu i powiedział, że chciałby się ze mną umówić i pogadać. Najpierw pomyślałem, że musiało się stać coś złego. Dotąd dzwonił do mnie nie częściej niż dwa, trzy razy w roku. Spotykaliśmy się jeszcze rzadziej, zwykle na początku listopada, na grobach…

To co, synek, może wpadnę na twoją trzydziestkę? – zapytał teraz.

– Ale… – spojrzałem zdziwiony – raczej nie zamierzałem nic robić.

Siedzieliśmy w pubie od dobrej godziny i gadaliśmy o masie nieistotnych spraw, jednak czułem, że ojciec spotkał się ze mną z ważnego powodu. Podejrzewałem ciężką chorobę, mogło też chodzić o kłopoty finansowe, bo z kasą zawsze było u niego krucho.

Przez wiele lat był nauczycielem w liceum

Mówił, że nie kasa jest dla niego ważna, ale kontakt z młodzieżą. Ja podejrzewałem, że chodzi mu o kontakt z młodymi dziewczętami, przed którymi mógł udawać guru. Zresztą właśnie przez romans z taką jedną osiemnastką rozpadło się małżeństwo rodziców… W dzieciństwie widziałem ojca na swoich urodzinach góra dwa razy. Matka zawsze starała się go namówić, żeby przyszedł właśnie tego dnia, ale on jakby się bał. Na dźwięk słowa „urodziny” cały sztywniał. Może zresztą nie chodziło o urodziny jako takie, ale o wszelkie rodzinne imprezy, gdzie musiał spotkać krewnych matki…

Nie dotarł również na moją komunię, choć wcześniej zarzekał się solennie, że będzie i podaruje mi rower. Potem nie odzywał się do nas przez ponad pół roku, żeby wreszcie zadzwonić z życzeniami na święta. Obiecał, że rower dostanę pod choinkę. Potem tłumaczył, że w zimie to bardziej potrzebne są dziecku sanki. Tyle że sanek też mi nie dał. Później sytuacja z rowerem powtórzyła się jeszcze raz w okolicy moich imienin. A wreszcie mama mi wytłumaczyła, że nie powinienem w ogóle o to ojca pytać, bo tylko się zdenerwuje. Jak zawsze, gdy zadawało mu się zbyt dociekliwe i niewygodne pytania. Teraz byłem już dorosły, poza tym alkohol dodał mi odwagi. Kiedy więc ojciec wrócił do tematu urodzinowej imprezy, zapytałem go, o co chodzi.

– Jesteś nieuleczalnie chory i chcesz się ze mną pogodzić przed śmiercią?

A skąd ci to przyszło do głowy? Przecież nigdy się nie kłóciliśmy…

– Tak, bo w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy! Ale teraz znienacka dzwonisz i umawiasz się ze mną na piwo.

– No bo się starzeję – wyznał ojciec.

W jego głosie zabrzmiała dziwna mieszanina szczerości, żalu i refleksji.

I przyznam ci się, że mam ochotę teraz pobyć z rodziną – powiedział. – No, nie patrz się tak na mnie. Mnie samego to zdziwiło… Więc jak, zaprosisz mnie na te urodziny czy nie?

– Jeśli je będę urządzał – obiecałem.

Następna godzina naszego spotkania minęła na przekonywaniu mnie, że powinienem zrobić urodzinową imprezę.

W końcu, dla świętego spokoju, zgodziłem się

A może też byłem zwyczajnie ciekaw, czemu ojcu tak na tym zależy. Bo w nagły przypływ jego rodzinnych uczuć wciąż nie mogłem uwierzyć. Teraz jeszcze czekało mnie ciężkie zadanie przekonania mamy, żeby też się pojawiła na imprezie. W trakcie mojego dorastania, niechętnie bo niechętnie, ale jednak podtrzymywała kontakty z ojcem. Choćby po to, żeby mu przypomnieć o niezapłaconych alimentach. Nie potrafiłem sobie jednak wyobrazić, że na moich urodzinach miałby być ojciec, a ona nie. Dlatego musiałem na szali postawić całą moją miłość synowską i odwołać się do głębi jej matczynych uczuć, żeby się w końcu zgodziła.

– Zobaczysz, on cię znowu rozczaruje – powiedziała na koniec rozmowy.

Mama była bowiem pewna, że ojciec nie przyjdzie. Myślałem podobnie, dlatego postanowiłem nikogo więcej nie informować o jego wizycie. Nawet żonie powiedziałem jedynie, że będzie kilkanaście osób z rodziny. Zadzwoniłem do taty tydzień przed planowaną imprezą, zaprosiłem, informując o dokładnym terminie. Ucieszył się, obiecał, że będzie na pewno. Urodziny miały się zacząć obiadem o czternastej. Kwadrans po tej godzinie byli już wszyscy zaproszeni goście, z wyjątkiem taty. Spróbowałem do niego zadzwonić, ale nie odbierał komórki. Mama spoglądała na mnie z miną: „a nie mówiłam?”, żona zaś dziwiła się, dlaczego nie chcę zaprosić gości do stołu. Dopiero o wpół do trzeciej dałem znak, że trzeba już podawać obiad. Po chwili wszyscy już siedzieli przy stole, a mój cioteczny brat szykował się do wygłoszenia toastu na moją cześć.

Wtedy ktoś zadzwonił do drzwi

Wstałem i poszedłem otworzyć. Na progu stał mój tata. Chociaż właściwie słowo „stał” jest tu nie na miejscu. Z trudem opierał się o framugę, a język zwisał mu niemal do pasa.

– Prze…. Przepraszam. Wszystko przez tego cholernego taksówkarza… Mówił, że do bagażówki muszę… Ale nie mieli bagażówki… Więc… zgubiłem drogę…

– Musiałeś tu biec? – przerwałem mu.

– Rower… – wysapał.

Słowo daję, staremu naprawdę odbiło! Dopiero wtedy zobaczyłem, że o ścianę przed drzwiami stał oparty rower, na którym ojciec najwyraźniej przyjechał! Pomyślałem, że na starość naprawdę mu odbiło. Nie dość, że się zrobił rodzinny, to jeszcze postanowił dbać o zdrowie. Ale przecież pada…

Nie mogłeś przyjechać bez roweru? – zapytałem.

– No jak? Przecież to prezent dla ciebie. Już ci go dawno obiecałem! – oznajmił ojciec, w szerokim uśmiechu prezentując piękny komplet trzecich zębów.

Potem wyjął z torby przewieszonej przez ramię wielką kokardę i przyczepił ją do siodełka. Następnie podniósł rower do góry i wręczył mi go.

– Wybacz, że używany… Ale to przez tego taksówkarza – wyjaśnił.

Rower, który przez całe moje dzieciństwo był symbolem niespełnionych ojcowskich obietnic, teraz stał się nowym otwarciem w moich stosunkach z tatą. Widujemy się częściej i chyba łączy nas przyjaźń. Ale to temat na inną historię.

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA