„Na moim ślubie ojciec zaciskał zęby, a mama płakała. Nie mogli znieść, że ich wykształcona córka wybrała zwykłego robola”

nowożeńcy fot. Adobe Stock, matilda553
„Pamiętam, mój ukochany >>nieuk<< na imprezie rodzinnej rozwalił wszystkich swoją wiedzą z dziedziny ekonomii. Albo gdy jeden z kumpli, Kamil, przechwalał się swoimi wyczynami na nartach, które uważał za sport dla >>wyższych sfer<<, a Damian zgasił go jednym zdaniem, które udowodniło, że d…a z Kamila, nie narciarz…”.
/ 11.09.2022 10:30
nowożeńcy fot. Adobe Stock, matilda553

Wyrosłam w tak zwanej „rodzinie inteligenckiej”. Moi rodzice poznali się na studiach w czasach, kiedy wyższe wykształcenie to było coś. Również dwie moje babcie ukończyły państwowe uczelnie w dużych miastach. Nic więc dziwnego, że i ja po maturze zostałam studentką. Wybrałam polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim.

Miałam powodzenie u płci przeciwnej, spotykałam się z wieloma mężczyznami, a z jednym byłam nawet zaręczona. Miał na imię Tomasz, studiował prawo i był strasznym bufonem. Moja mama go uwielbiała. Nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy nas na ślubnym kobiercu. Rozczarowałam ją, bo poznałam Damiana i… rozpętało się piekło.

Wszyscy się co do niego mylili

Moje pierwsze spotkanie z przyszłym mężem było niezwykle romantyczne. Otóż pewnego dnia, kiedy późnym wieczorem wracałam ze studenckiej imprezy, zaczepiły mnie dwie dresiary. Ciemno, na ulicach pustki, ja sama jak palec, i one dwie, wyraźnie podpite. Cóż było robić? Zaczęłam uciekać na tych swoich szpilkach, a one za mną. Szybko mnie dopadły. I wtedy pojawił się on – mój wybawca, mój książę na białym rumaku. Rozgonił babole na cztery wiatry i pomógł mi się ogarnąć. No jak mogłam się nie zakochać?

Problem polegał na tym, że Damian… skończył tylko zawodówkę. Od sześciu lat pracował na budowie, jako podwykonawca przy inwestycjach deweloperskich, ale tak naprawdę siedział w zawodzie od zawsze, bo smykałkę do takich robót odziedziczył po ojcu, który nauczył go wszystkiego. Problem braku wykształcenia Damiana nie był moim problemem, tylko rodziców. I dziadków. I wszystkich moich przyjaciół. Ba! Nawet sąsiadka biadoliła, że „zmarnuję się przy takim obiboku”.

Dlaczego nazywała obibokiem kogoś, kto od rana do nocy pracował fizycznie, a potem miał jeszcze siłę, żeby zabrać dziewczynę do kina? Nie wiem.

– Dziecko, zastanów się – mówiła mama. – Przecież to się nie godzi, żeby wykształcona dziewczyna prowadzała się ze zwykłym robolem. On ci bezpieczeństwa finansowego nie zapewni. Chcesz utrzymywać takiego przez całe życie?

Tak się akurat składało, że Damian już wtedy zarabiał lepiej niż moi rodzice razem wzięci. To prawda, był zwykłym robotnikiem, ale że pracy się nie bał i często łapał dodatkowe fuchy, to i pieniędzy mu nie brakowało. Zresztą często powtarzał, że marzy mu się własna firma budowlana…

Ojciec próbował z innej strony.

– Anka, dziecko, o czym ty będziesz rozmawiać z takim nieukiem? Pewnie w życiu nie przeczytał żadnej książki… – wygłaszał swoje mądrości.

Tu się akurat nie mylił. Damian nie przepadał za książkami. Za to czytał prasę, zwłaszcza działy poświęcone gospodarce i finansom. Interesował się polityką, śledził bieżące wydarzenia, choć nie miał w domu nawet telewizora. Poza tym uwielbiał kino i sporty zimowe, tak jak ja. Na brak tematów do rozmowy nie narzekaliśmy!

Ucichli dopiero, gdy założył firmę

I choć wszyscy robili, co mogli, by odwieść mnie od tej decyzji, wyszłam za Damiana. Na ślubie ojciec zaciskał zęby, a mama płakała, kiedy składałam przysięgę, i bynajmniej nie były to łzy szczęścia. Za to ja byłam szczęśliwa!

Równie wspaniale czułam się, kiedy na przykład mój ukochany „nieuk” na imprezie rodzinnej rozwalił wszystkich swoją wiedzą z dziedziny ekonomii. Albo wtedy, gdy jeden z kumpli, Kamil, przechwalał się swoimi wyczynami na nartach, które uważał za sport dla „wyższych sfer”, a Damian zgasił go jednym zdaniem, które udowodniło, że d…a z Kamila, nie narciarz…

Ale tym, co ostatecznie zamknęło wszystkim buzie, była firma, którą Damian założył wraz z kolegą kilka lat temu. Uzbierał sporo kapitału i zainwestował go we własną działalność, która ma się świetnie. Dostawał tak dużo zleceń, że szybko musiał zacząć zatrudniać ludzi, bo inaczej nie starczyłoby doby, żeby wszystkiemu podołać. Dziś kieruje grupą około dwudziestu osób, i co jak co, ale na brak gotówki nie narzekamy. Mina mojej mamy, która jeszcze niedawno straszyła, że będę utrzymywać darmozjada – bezcenna.

A wiecie, co jest najlepsze? Ja ze swoim dyplomem prestiżowej uczelni… nie mam pracy. Długo nie mogłam jej znaleźć, bo wszędzie mówili, że nie potrzebują polonistów. Aż w końcu Damian poradził, żebym przestała zawracać sobie głowę pracą i zajęła czymś, co sprawia mi przyjemność. Na przykład pisaniem tekstów do gazet i na portale internetowe. No anioł, nie mąż!

Czytaj także:
„Z dnia na dzień straciłem źródło dochodu. Stanąłem przed wyborem: pracować fizycznie za grosze, albo unieść się honorem…”
„Ojciec wyrzucił mnie z domu, kiedy urodziłam synka – owoc wakacyjnego romansu. Powiedział, że bękart przynosi mu tylko wstyd”
„Bałem się wracać do domu po tym, jak straciłem firmę i narzeczoną. Rodzice oczekiwali powrotu bohatera, a nie frajera”

Redakcja poleca

REKLAMA