Mój ojciec skończył sześćdziesiąt trzy lata. Na pierwszy rzut oka wygląda na zdrowego. Ale to tylko pozory. Ma nadciśnienie, kłopoty z nerkami, podwyższony cukier. Powinien się oszczędzać, dbać o siebie, pilnować diety. A on co? Robi wszystko, by zadowolić Iwonkę.
Poznał ją w sanatorium. Pracowała jako pomoc w gabinecie odnowy biologicznej. Tata często korzystał z dodatkowych płatnych zabiegów, więc szybko zorientowała się, że ma kasę. Jak znam życie, zaświeciła cyckami, zakręciła tyłkiem, rzuciła kilka ciepłych słów, no i staruszkowi odbiło. Najpierw do niczego się nie przyznał. Zadzwonił tylko i oświadczył, że wykupił sobie drugi turnus.
– Jeszcze całkiem nie wypocząłem – łgał jak z nut. – Chyba poradzisz sobie beze mnie w firmie? – zapytał.
– Oczywiście. Możesz spać spokojnie – odparłem.
Byłem dumny, że zostawił nasz rodzinny biznes na mojej głowie przez kolejny miesiąc. Myślałem, że wreszcie mi zaufał, zrozumiał, że nie musi się już zaharowywać, bo ja mogę przejąć pałeczkę. A tu się okazało, że chodzi o panienkę.
Ta laska nie zrobi mi z ojca dojnej krowy!
O tym, że nie będzie wracał do domu sam, poinformował mnie przez telefon dzień przed tym, jak miałem go zabrać z sanatorium. Nie wdawał się w szczegóły. Stwierdził tylko, że poznał pewną interesującą kobietę i zaprosił ją do siebie na jakiś czas.
– Tato, czyżbyś się zakochał? – zachichotałem.
– A nawet jeśli tak, to co? Nie wolno mi? – odburknął.
– Wolno, jasne, że wolno! – uspokoiłem go szybko.
Od śmierci mamy minęło już ponad sześć lat, a tata ciągle był sam. Pomyślałem, że przyda mu się towarzystwo jakiejś miłej starszej pani. Takiej, która zadba o niego, przypilnuje, żeby brał o stosownej porze leki. Do głowy mi nie przyszło, że sprowadzi do domu dwudziestoletnią gówniarę.
Dokładnie pamiętam chwilę, w której pierwszy raz zobaczyłem Iwonkę. Stałem przy samochodzie i czekałem, aż tata załatwi wszystkie formalności i wypisze się z sanatorium. I wtedy się pojawiła. Pchała przed sobą wózek z walizkami. Wyglądała nieziemsko. Falujące blond włosy, nogi do nieba. I ten cudowny biust.
– Masz na imię Jacek? – zapytała.
– Owszem – skinąłem głową.
– Przywiozłam bagaże twojego ojca.
– Dzięki – zastygłem bez ruchu, bo nie mogłem oderwać od niej oczu.
– Co mi się tak przyglądasz? Pobrudziłam się gdzieś? – zapytała i zaczęła oglądać bluzkę.
– Nie, wszystko w porządku. Pomyślałem tylko, że jeśli w tym sanatorium mają taki personel jak ty, to chyba przyjadę na następny turnus. Wystarczy spojrzeć i człowiek od razu czuje się lepiej – mrugnąłem.
– Zapraszam, ale mnie już tutaj nie będzie – rozłożyła ręce.
– Szkoda, myślałem, że się jeszcze zobaczymy – westchnąłem.
– O, to na pewno, jeśli oczywiście będziesz odwiedzał ojca.
– A co mój staruszek ma do tego? – zapytałem zdziwiony.
– Mam na imię Iwona i jestem jego nową towarzyszką życia – uśmiechnęła się olśniewająco.
Nie ukrywam, szczęka mi opadła
Prawie do pasa. Spodziewałem się miłej, starszej pani, a miałem przed sobą seksbombę, ucieleśnienie marzeń wszystkich facetów. Stałem więc i gapiłem się na nią z otwartymi ustami. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy obok pojawił się tata.
– Cześć, synu – klepnął mnie po plecach – Widzę, że już poznałeś Iwonkę!
– Aha – skinąłem głową, bo ciągle nie mogłem wydusić z siebie słowa.
– To świetnie. W takim razie siadaj za kierownicą i ruszamy w drogę. Mam nadzieję, że zdążysz dojechać do Warszawy przed zamknięciem sklepów. Obiecałem mojemu szczęściu wyprawę na zakupy. W tej zapyziałej dziurze nawet porządnego butiku z firmowymi ubraniami nie ma. Sama chińszczyzna albo chłam z zeszłorocznej kolekcji. Prawda, żabciu? – zwrócił się do Iwonki.
– Jak zwykle masz rację, misiaczku – cmoknęła ojca w policzek i mocno się do niego przytuliła.
Nie wiedziałem, śmiać się czy płakać. Nie mam pojęcia, jakim cudem bezpiecznie dotarłem do Warszawy. Prawie w ogóle nie patrzyłem na drogę. Non stop gapiłem się we wsteczne lusterko. Nie będę wam opisywał, co działo się na tylnym siedzeniu, bo na samo wspomnienie czuję zażenowanie. W każdym razie odetchnąłem, gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce.
– Pojawisz się jutro w firmie? – zapytałem ojca na pożegnanie.
– Nie, zrobię sobie jeszcze kilka dni wolnego. Muszę przecież pomóc się zadomowić Iwonce.
– Słuchaj, jest kilka ważnych spraw do omówienia...
– Synu, nie zawracaj mi teraz głowy. Na pewno sam sobie poradzisz! – rzucił od niechcenia.
Byłem w szoku. Ojciec zawsze stawiał pracę na pierwszym miejscu. Nawet wtedy, gdy żyła mama. A tu nagle taka zmiana. Dotarło do mnie, że ta panienka porządnie zawróciła staruszkowi w głowie. Po powrocie do domu opowiedziałem o wszystkim żonie. Pięć razy musiałem powtarzać niektóre rzeczy, bo myślała, że żartuję. Gdy w końcu dotarło do niej, że jestem poważny jak na pogrzebie, wpadła w panikę.
Zachowuje się jak zakochany szczeniak
– Nie obraź się, ale twój ojciec totalnie zwariował! Przecież ta dziewczyna to prawdopodobnie zwykła oszustka! Wyciągnie od niego wszystkie pieniądze! – krzyknęła.
– Wiem, ale co mam zrobić? Przecież nie pojadę i nie wyrzucę jej z domu. Zresztą ojciec nigdy by mi na to nie pozwolił. Żebyś go widziała. Zachowuje się jak zakochany szczeniak. Świata poza tą Iwonką nie widzi – westchnąłem.
– To chociaż z nim porozmawiaj, uświadom, co to za jedna. I koniecznie każ mu przelać oszczędności na nasze konto. Nie możesz pozwolić, by roztrwonił nasz majątek na tę małą cwaną pijawkę – naciskała.
– Masz rację. Żadna gówniara nie będzie sobie robiła z mojego ojca dojnej krowy – walnąłem pięścią w stół.
Byłem gotowy męczyć ojca dopóty, dopóki rozum mu nie wróci. Przez następne dni próbowałem umówić się z tatą na rozmowę. Niestety, bezskutecznie. Twierdził, że nie ma czasu, bo przemeblowuje dom i kupuje kabriolet – Iwonka lubi, gdy w czasie jazdy wiatr rozwiewa jej włosy. Gdy huknąłem na niego, by nie przesadzał z wydatkami, w ogóle przestał odbierać telefony.
Szalałem z niepokoju. Oczami wyobraźni już widziałem, jak przepuszcza cały rodzinny majątek. Żyłem w takiej niepewności prawie przez dwa tygodnie. W końcu ojciec pojawił się w firmie. Gdy zobaczyłem go w progu, aż podskoczyłem z radości. Od razu uprzedziłem sekretarkę, żeby nikogo nie wpuszczała i nie łączyła żadnych rozmów, dopóki na to nie pozwolę, i zamknąłem się z ojczulkiem w gabinecie.
Takie rzeczy nawet w bajkach się nie zdarzają
– Tato, chyba musimy poważnie porozmawiać – zacząłem.
– O Iwonce? – domyślił się.
– Owszem.
– W taki razie mów, synu, co ci leży na sercu – zgodził się łaskawie.
– A mogę bez owijania w bawełnę?
– Oczywiście. Wiesz, że nie lubię tracić czasu na ględzenie.
– Dobra. W taki razie uważam, że ta twoja Iwonka to zwykła naciągaczka. Szepce ci do uszka miłe słówka, patrzy słodko w oczy, nazywa kochanym misiaczkiem, a tak naprawdę myśli tylko o tym, by wyciągnąć od ciebie jak najwięcej kasy.
– Wiem – przerwał mi.
– Wiesz? – wybałuszyłem oczy.
– No pewnie. A co ty myślisz? Chyba nie sądzisz, że jestem taki naiwny i głupi? Miałem uwierzyć, że śliczna dwudziestolatka zakochała się w takim starcu jak ja? Takie rzeczy nawet w bajkach się nie zdarzają – uśmiechnął się szeroko.
– Skoro wiesz, to dlaczego pozwalasz się wykorzystywać?
– Ponieważ dostaję mnóstwo w zamian. Zainteresowanie, czułe słówka, pocałunki na dobranoc, przytulanki, a gdy łyknę viagrę, to nawet coś więcej. Przy Iwonce mój świat jest piękny i kolorowy. Nie zrezygnuję z tego, choćbym miało mnie to kosztować cały majątek!
– Ale to takie… – zająknąłem się, bo nie chciałem obrazić ojca.
– Nierozsądne? – uśmiechnął się.
– No właśnie.
Nie starałem się go dłużej przekonywać
– I co z tego? Przez całe życie zasuwałem jak mały samochodzik, by zapewnić rodzinie dostatek. Chyba należy mi się jakaś nagroda? Prawda?
– Prawda. Ale jestem jeszcze ja, moja żona, nasze dzieci…
– A brakuje wam czegoś?
– W zasadzie to nie.
– No to o co ci chodzi? Przecież was nie okradam. Wydaję swoje pieniądze, a nie wasze. Czyż nie?
– No tak, ale… – szukałem w myślach kolejnego argumentu – te szaleństwa z Iwonką szkodzą twojemu zdrowiu. Powinieneś się oszczędzać i dużo odpoczywać. A zachowujesz się jak trzydziestolatek w szczytowej formie. To się źle skończy! – zagrzmiałem.
– Co ma być, to będzie. Lepsze krótkie i intensywne życie niż wegetacja w bamboszach – machnął ręką.
Nie starałem się go dłużej przekonywać. Zabrakło mi argumentów. Miałem żałować mu szczęścia na starość? Dałem mu święty spokój. Patrzę z boku, jak rozbija się tym kabrioletem z Iwonką przy boku, szasta pieniędzmi na lewo i prawo. I zastanawiam się, ile to jeszcze potrwa.
Czytaj także:
„Sąsiedzi to pijacy i nieroby. Mnożą się jak króliki i zaniedbują dzieci. Ja byłbym dobrym ojcem, ale nie mogę nim być…”
„Pokochałem ją całym sercem, a ona z dnia na dzień ze mną zerwała. Nie wierzyła w moje uczucia, myślała, że jestem z nią z litości"
„Po roku od śmierci córki wciąż przeżywam żałobę. Szwagierka zamiast to zrozumieć, stroi fochy jak rozpieszczony bachor”