Mężczyźni to zdobywcy. Wolą gonić króliczka, niż go złapać. Przynajmniej tak funkcjonuje nasz tatuś… Mieć ojca kobieciarza to nic przyjemnego. Dlatego, gdy wreszcie trafił na kobietę o równie wielkim temperamencie jak on, postanowiłyśmy z siostrą zrobić wszystko, by tym razem tego nie zepsuł.
– Tata kompletnie oszalał – ogłosiła z rezygnacją Julka, moja młodsza siostra. – A byłam pewna, że przy Zosi wreszcie dozna przemiany!
– Przecież zawsze był, jaki był – zaśmiałam się ironicznie.
– Teraz wyglądało, że się poprawił… – jęknęła Julka.
– Naiwność, przywilej młodego wieku – popukałam się wymownie w czoło. – Dziewczyno, porzuć wreszcie złudzenia, on się nie zmieni.
Nasz ojciec nigdy się nie ustatkuje
Tata. Szarmancki uwodziciel. Wieczny podrywacz. Entuzjastyczny wielbiciel kobiet. Don Juan aż po grób… Taki właśnie jest. Trzeba przyznać, że tata czaruje swoim urokiem. Oraz innymi cechami docenianymi przez panie.
Ma sporo pewności siebie, ale też dużo ciepła; potrafi prawić komplementy, nieźle wygląda i nie szkoda mu pieniędzy na rozrywki. Jest przy tym dowcipny i zaradny życiowo.
Problem jedynie w tym, że rzadko wielbi jedną niewiastę dłużej niż przez kilka, kilkanaście miesięcy. Rozpuszczony powodzeniem u dam – zazwyczaj nie angażuje się przesadnie, aby następnie ulotnić się i rozpocząć gonitwę za kolejnym króliczkiem.
Drażniły mnie coraz to nowe „ciocie” u jego boku
Tylko raz, za młodu, zatrzymał się przy jednej pani na dłużej. To była nasza mama. Nawet ślub wzięli, ale rozwiedli się, zanim skończyłam podstawówkę. Poszło im, jak sądzę, właśnie o te tatusiowe podrywy. Ojciec opuścił dom i mamę, lecz z nami, córkami, na szczęście nadal widywał się regularnie. Alimenty też grzecznie płacił i zapewniał nam rozrywki, wakacyjne wyjazdy, wesołe weekendy i mnóstwo innych atrakcji.
Lubiłyśmy spędzać czas z tatusiem, nawet bardzo. Gdyby nie kolejne ciocie, które musiałyśmy znosić, byłoby fajnie. Niestety, zawsze pojawiały się u jego boku jakieś baby. Drażniło mnie to. Dużo bym dała, żeby te wszystkie nieszczęśnice przestały łapać się na jego lep.
Moja siostra jest młodsza, ma romantyczną naturę, dlatego zawsze wierzyła w cudowną przemianę tego nieujarzmionego łamacza damskich serc. Ja nie wierzyłam. Nic a nic. Bo zawsze miało być inaczej, a było i jest dokładnie tak samo.
Choć muszę przyznać, że pani Zosia faktycznie mocniej zawróciła tatusiowi w głowie. Na tle wcześniejszych dam okazała się wyjątkowa. Niezwykle atrakcyjna, ledwo po pięćdziesiątce, kiedyś tancerka, z doskonałą figurą i życiową energią o sile huraganu. Radosna, optymistyczna. Pasują do siebie idealnie, bo nasz papcio także chwili nie usiedzi w miejscu.
Kiedy ją poznał, zaczęły się szczęśliwe tygodnie
Wspólne wyjazdy, włóczęgi po mieście, rozmaite rozrywki. Tacie jakby u ramion skrzydła urosły, w mig odmłodniał o dekadę. Pani Zosia namówiła go na zajęcia taneczne, bo sama nie umiała żyć bez tańca. Zaczęli chodzić razem, i to aż dwa razy w tygodniu.
Ojciec był w siódmym niebie. Przypomniał sobie, że przecież w młodości zasłynął jako król parkietów i w kółko chwalił się, jak świetnie mu teraz idzie. Panią Zosią też się chwalił – że śliczna jak malowanie i że w ogóle kobieta idealna…
Nie minęło wiele czasu, a nawet się do niej wprowadził, wynajmując własne mieszkanie. Zaczęło się robić poważnie. Mimo wszystko ja nadal trzymałam się na dystans, natomiast Julka się z Zosią zaprzyjaźniła. Bywała u nich na kawkach i herbatkach i przekonywała mnie, że tym razem tata poznał odpowiednią osobę, której będzie wierny aż po grób. Aż do dziś…
– No dobra, mów, co tym razem zmalował nasz drogi ojciec?
– Nie uwierzysz… Został instruktorem tańca! – odparła Juleczka.
– W tej szkole, do której chodzą z Zosią? Jakim cudem?
– Tata tak mocno ekscytował się zajęciami, że aż zaprzyjaźnił się z prowadzącym, który jest przy okazji właścicielem tej szkółki. Od słowa do słowa, wyszło na jaw, że na kursy zapisują się niemal same panie. Ten prowadzący, pan Rajmund, zwierzył się tacie, że już ledwie zipie, bo ciężko mu obtańcowywać wszystkie kursantki. I że skoro tata tak lubi tańczyć i tak dobrze mu idzie, to może by chciał mu w tym pomóc. W zamian zaproponował darmowe lekcje. Wyobrażasz sobie?
– O tak – zaśmiałam się. – Doskonale to sobie wyobrażam. Tabuny kobiet i jeden chłop. Nic dziwnego, że pan Rajmund szukał wsparcia. I co? Tatuś, jak rozumiem, chętnie się zgodził?
– Jest zachwycony – smutno pokiwała głową Juleczka. – Czuje się doceniony, ważny, no i codziennie ma po ileś babeczek w objęciach – wykrzywiła twarz w niesympatycznym grymasie. – Początkowo Zosi to nie przeszkadzało, ale niestety…
– Co się stało? Poznał jakąś nową ukochaną w czasie tych tańców? – wpadłam jej w słowo.
– Chyba nie. Ale zaczął się spóźniać na kolacje, znikać na całe wieczory. Zaniedbuje Zosię, krótko mówiąc… – westchnęła ciężko Julka. – Siedzi w tej szkole, szczęśliwy jak młody szczypiorek, więc Zosię zaczyna to pomału irytować. No bo przecież wcześniej tyle robili razem, ojciec świata poza nią nie widział, a tu nagle go nie ma. Skarżyła mi się bardzo, ale groziła też, że wyrzuci go z domu. Wiesz, jaki ona ma temperament. Jeszcze gotowa naprawdę to zrobić.
– No cóż, ja na jej miejscu nigdy bym go nawet nie wpuściła – prychnęłam. – No dobrze, tata dokazuje, nic nowego. Ale co nam do tego? Jest dorosły, pani Zosia też. Dogadają się lub nie, to chyba nie nasza sprawa.
Musimy pomóc utrzymać ten związek
– Oj, Paula, szkoda by było – usłyszałam. – Musimy przemówić tacie do rozsądku. Drugiej takiej jak Zosia nie znajdzie. Niech tego nie zmarnuje.
– Chcesz z nim o tym pogadać czy co? – zdumiałam się.
– Tak – twardo przytaknęła Julka. – I dlatego zaprosiłam go do ciebie na obiad. W tę niedzielę. Zosia akurat jedzie na weekend do spa, koleżanka ją namówiła, więc tatuś jest wolny. Lepszej okazji nie będzie.
Tak oto zostałam przez siostrzyczkę wmanewrowana w kolejną już próbę ucywilizowania naszego papy. Ale zgodziłam się na wspólny obiad, dlaczego nie? Dawno go nie widziałam, stęskniłam się trochę. Jednak pomysł, żeby podczas tego spotkania omawiać jego relację z Zosią, wydawał mi się chybiony.
„Bo co tu niby powiedzieć? – rozmyślałam ponuro. – Jak zaczniemy mu wiercić dziurę w brzuchu, tym bardziej się zbiesi!”. Na takie typy jak nasz ojciec nie działają racjonalne argumenty. A wbijanie mu do głowy, że coś robi źle i powinien inaczej, to prosta droga do sromotnej klęski.
Aż dziw, że Julka dotąd tego nie zauważyła. Jeśli tata ma cokolwiek zmieniać, musi sam na to wpaść lub przynajmniej mieć złudzenie, że to była wyłącznie jego decyzja.
„A gdyby tak sprawić, że będzie miał takie złudzenie?” – olśniło mnie.
No tak, brzmi dobrze, tylko JAK to sprawić? Na początek zadzwoniłam do Julki i streściłam jej tę prostą ideę: trzeba ojczulka zręcznie zmanipulować. Wspólnymi siłami wymyśliłyśmy sposób, który postanowiłyśmy przynajmniej wypróbować.
– Chodzi nam o to, aby tata trochę rzadziej bywał w szkole pana Rajmunda, tak? – podsumowałam.
– O to nam chodzi – przytaknęła Julka. – Do zobaczenia w niedzielę.
Nasz tata to smakosz. Najkrótsza droga do jego serca wiedzie przez żołądek, o czym doskonale wiedziałam od dzieciństwa. Na pewno pokonała tę drogę nasza mamusia, po której obie odziedziczyłyśmy kulinarne talenty. Lubię i umiem gotować. Tym razem postanowiłam upiec dla taty gęś.
Wiedziałam, że uwielbia gęsinę i że wykwintny obiad znakomicie go nastroi. Upiekłam ptaszysko nadziane solidnie jabłkami i żurawiną, dorobiłam do niego ziemniaki z rozmarynem i czerwoną kapustę z rodzynkami i miodem. Poezja.
– No, córeczko, muszę przyznać, że zręczna z ciebie kuchareczka – pochwalił mnie rozanielony tata. - Aż żal, że się u ciebie częściej nie stołuję.
– Przecież Zosia też doskonale gotuje! – wtrąciła czujnie Juleczka.
– Ba! W innej bym się nie zakochał – filuternie mrugnął okiem tato.
– I co? Dobrze ci z nią? – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
– Oj, tak, kochana, Zosia to prawdziwy skarb! – rozrzewnił się tata.
A potem barwnie, długo i ze szczegółami zaczął uzasadniać, co tak bardzo ceni w swojej ukochanej i jaki jest z nią wreszcie szczęśliwy.
Spojrzałam wymownie na Juleczkę.
„No widzisz, nie w głowie mu skoki w bok, dobra nasza!” – próbowałam przekazać jej wzrokiem.
Chyba mnie zrozumiała, bo nagle przerwała wywody ojca.
– Czyli szkoda by było, gdyby ten skarb ktoś ci sprzątnął sprzed nosa, prawda? – zapytała.
– Julka! – papa aż podskoczył. – Co to za insynuacje? Ale, ale… Wiecznie z Zosią gadacie przez telefon, spotykacie się, mówiła coś niepokojącego?
– Ależ skąd! – Julka aż się w pierś uderzyła dla podkreślenia mocy tych słów. – Przeciwnie, też się zachwycała, że tatuś taki szarmancki i opiekuńczy. No, ale jak nie będziesz pilnował, to kto wie? Spójrz na siebie. Kobiety cię uwielbiają. A Zosia ma tak samo, tylko w drugą stronę, że tak powiem. Jak z nią gdzieś idę, to faceci nie mogą oderwać od niej wzroku. Ile gracji! Temperament aż tryska! Na twoim miejscu każdego dnia przychylałabym jej nieba, żeby przypadkiem nie znalazł się jakiś godny następca.
Siostra zasiała w ojcu ziarno niepewności
– Zosia nie z takich, co lecą na każdego – prychnął ojciec, ale minę miał już jakby mniej pewną: zasępił się i coś tam sobie w duchu układał.
– To ja zrobię herbatkę – ogłosiłam. – Chodź, Julka, pomożesz – wyciągnęłam siostrę ze sobą. – Poczekaj tu na nas chwilkę, sernika zjedz – podsunęłam ojcu przed nos paterę z ulubionym ciastem. – Zaraz wracamy.
– No to ziarno zostało zasiane… – mrugnęła do mnie porozumiewawczo Julka tuż za progiem.
– Niby tak, ale ja bym go jeszcze trochę docisnęła – odparłam. – Może wprost mu powiemy, że za dużo czasu przebywa poza domem?
– A skąd to niby wiemy? – pokręciła głową moja siostra. – Nie, nie może wyjść na jaw, że Zosia się na niego skarży. Już lepiej stworzyć wrażenie, że doskonale się bawi bez niego. Pilnowanie ukochanej, która tęsknie wpatruje się w telefon i nasłuchuje dzwonka u drzwi, to przecież żadne wielkie wyzwanie. A nasz tata zawsze lubił wyzwania… Pamiętajmy o tym. Jest nadzieja, że w końcu przestanie brykać Po szybkiej naradzie wróciłyśmy do tatusia i postarałyśmy się wzmocnić w nim niepokój o stałość uczuć pani Zosi. Proszę bardzo, nawet teraz, w weekend, pojechała gdzieś bez niego; nie boi się, nie martwi?
Trochę to było wredne, przyznaję, ale poskutkowało, bo tata nagle podskoczył, jakby go giez ukąsił i sam z siebie ogłosił:
– Zosia potrzebuje ruchu, towarzystwa, żeby stale coś się działo. A ja, durny, ostatnio całe wieczory siedzę u Rajmunda! Gotowa pomyśleć, że już mi na niej nie zależy. Macie rację, dziewuszki, może już szuka lepszego towarzystwa! Jeszcze dziś pojadę do niej do tego Józefowa. Zobaczę, co tam robi beze mnie. Najlepiej od razu – usłyszałyśmy, po czym nasz w gorącej wodzie kąpany ojciec natychmiast zaczął zbierać się do wyjścia.
– Świetna myśl – przyklasnęłam tacie. – Pani Zosia na pewno się ucieszy. Zapakuję ci trochę sernika…
Ciąg dalszy zrelacjonowała Juleczce przez telefon rozentuzjazmowana Zosia. Tata przybył do niej już po zmroku z moim sernikiem w jednej ręce i ogromnym bukietem czerwonych róż w drugiej. Było tak ogniście, że jeszcze przed nastaniem poranka złożył ukochanej propozycję małżeństwa. Na którą ochoczo przystała. No cóż, cieszymy się ich radością. A ja oswajam się z nieśmiałym przypuszczeniem, że może rzeczywiście nasz tata wreszcie znalazł kobietę swojego życia. Mam nadzieję!
Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć