„Ojciec chciał mieć zięcia >>na poziomie<<. Roberta uważał za prostaka, mimo że był dobry i mnie kochał. Zniszczył nam życie”

Córka mojego męża manipulowała ojcem dla kasy fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев
„– Wiesz, z kim się zadajesz? Ten chłopak nie ma przyszłości, nawet zawodówki nie skończył. Nie ma matury ani ambicji, to nie jest towarzystwo dla ciebie. Szanuj się, dziewczyno, jesteś z dobrego domu, masz wielkie możliwości. Nie zawiąż sobie życia przez jakiegoś osiłka budowlańca!”.
/ 24.12.2022 17:15
Córka mojego męża manipulowała ojcem dla kasy fot. Adobe Stock, Вячеслав Чичаев

– Sroce spod ogona nie wypadłaś, nie zadawaj się z byle kim – powtarzał często tata.

Wbijał mi do głowy, że jestem z dobrej rodziny, mam nie obniżać lotów. Na koleżanki ze szkoły przymykał oko, niezależnie od ich pochodzenia, ale chłopców prześwietlał na wylot. Kim byli, co planowali, czy traktowali życie poważnie i dlaczego chcą, żebym poszła z nimi na wiejską dyskotekę. Przecież to nie miejsce dla takiej dziewczyny jak ja. W związku z powyższym, nie bywałam na zabawach i usychałam z zazdrości, gdy dziewczyny opowiadały o wrażeniach ze światowego życia, którego nie wolno było mi skosztować.

– Jak będziesz siedzieć w domu, nie poznasz nikogo nowego – mówiła z troską Karola, stała bywalczyni dyskoteki. – Na twoim miejscu już dawno bym się zbuntowała.

No to się zbuntowałam

Tej nocy uciekłam przez okno, zostawiając w łóżku zrolowany koc okryty kołdrą po same, nie moje, uszy. Karola i reszta czekali na mnie na drodze wychodzącej z naszego miasteczka, razem poszliśmy skrótem przez pola do Kościenka. Dyskotekę słychać było już z daleka, wielki kombinat rozrywkowy umiejscowiony w hali z półfabrykatów działał pełną parą, ze wszystkich stron zdążały ku niemu grupki spragnionych zabawy.

– Ale dają do pieca – ucieszył się jeden z chłopców – dziewczyny, szykujcie się, to będzie niezapomniana noc.

Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać, czułam się jak przed wielkim balem, na którym miało wydarzyć się coś niezapomnianego. I stało się tak szybciej niż myślałam. Karola tańcząca koło mnie gdzieś zniknęła, reszta też się rozlazła, zostałam sama w tłumie podskakujących w rytm muzyki obcych ludzi. Z początku nie przeszkadzało mi to, fajnie grali, a chłopak tańczący nieopodal nie spuszczał ze mnie oczu. W migającym świetle niewiele można było dostrzec, ale czułam, że mu się spodobałam. Zauważyłam, że lawiruje tak, by tłum nas nie rozdzielił, gdziekolwiek się obróciłam, podążał za mną. Nagle poczułam na sobie czyjeś nachalne dłonie. To nie było zaproszenie do tańca, tylko zwyczajne obmacywanie, więc starałam się odskoczyć, ale tłum pchnął mnie prosto w objęcia nieznajomego kolesia, kręcącego się z tyłu.

– A widzisz, podobało ci się, trzymaj się mnie, umiem dogodzić kobiecie – sapnął mi obleśnie w ucho.

– Puszczaj! – szarpnęłam się, rozglądając za Karolą i resztą znajomych.

Skaczący obok tłum miał obcą, obojętną twarz, nikogo nie interesowało, co się ze mną stanie.

Ewakuujemy się, zobaczysz, nie pożałujesz – zakomenderował koleś, pociągając mnie ku wyjściu.

– Nigdzie nie idę – zaparłam się, ale on chyba tego nie zauważył.

Był silny, wlókł mnie za sobą, wokół grzmiała muzyka, nawet ja nie słyszałam własnego wołania. Nagle między nas wbił się żywy klin, rozrywając uścisk kolesia. Impet o mało nie złamał mi ręki, ale uwolniłam się. A raczej uwolnił mnie ten, który na nas wpadł.

– Spadamy – tchnął mi w ucho.

To był ten, którego już wcześniej zauważyłam na parkiecie. Zaczął energicznie przepychać się przez żywą tkankę tańczących, poszłam w jego ślady, bo uznałam, że ma po stokroć rację. Trzeba było zniknąć z oczu facetowi, który przed chwilą po prostu mnie sobie wziął.

Bezczelny typ!

Nie wiedziałam, że takie rzeczy są możliwe, Karola nie wspomniała o takim niebezpieczeństwie. Uczepiłam się mojego wyzwoliciela jak rzep, trzymałam go za koszulkę, a on torował nam drogę. Wyprowadził mnie z największego tłumu i obrócił się.

– Z kim przyszłaś?

Pytanie było proste, ale nie umiałam na nie odpowiedzieć. Nie wiedziałam, z kim przyszłam, zapomniałam też, jak się nazywam. Stałam i gapiłam się na niego jak cielę, nagle pozbawiona ludzkiej mowy. Słyszałam o nagłym uderzeniu gromu, zwanym miłością od pierwszego wejrzenia, ale zupełnie inaczej wyobrażałam sobie tę chwilę. Z założenia powinna być romantyczna, pełna uniesień, nikt mnie nie uprzedził, że to wszystko łączy się z totalną utratą rozumu.

– Umiesz mówić? – zainteresował się po chwili chłopak.

W jego oczach tańczyły wesołe iskierki, ten widok tak mnie zafascynował, że zdobyłam się tylko na krótkie „tak”.

To dobrze – ucieszył się, trochę zbity z tropu, że nie otrzymał szerszych wyjaśnień. – Jeśli przyszłaś sama, odprowadzę cię do domu. To nie miejsce dla takiej dziewczyny jak ty.

Mówił zupełnie jak mój tata, ale nie zwróciłam na to uwagi. Powiedziałam znowu „tak” i skierowałam się w ciemność, pewna, że pójdzie za mną. Niektóre rzeczy wie się od razu, spotykamy kogoś i jesteśmy pewni, że coś się zaczyna, że to nie może być przypadek. Nie myślałam o tym, co czuję, dałam się ponieść fali, pewna, że dobiję do właściwego brzegu. Nikt mi nie powiedział, że bez steru i wioseł niewiele zdziałam. Do tej pory nie musiałam podejmować decyzji, kierować własnym życiem, robili to za mnie rodzice albo działo się samo.

Myślałam, że tak będzie zawsze

– Gdzie mieszkasz? – starał się ustalić, jak tylko oddaliliśmy się od dyskoteki.

Odparłam lekko, że w miasteczku, co oznaczało kilkukilometrowy marsz szosą.

Ale znam dobry skrót – powiedziałam, skręcając w zapamiętaną ścieżkę wiodącą przez pola.

Poszedł za mną bez słowa. Miał na imię Robert, mieszkał w jednej z okolicznych wsi, ale planował przeprowadzkę.

– Ja też wyjadę, na studia. Mam ciotkę w Warszawie, będę u niej mieszkać – pochwaliłam się.

– Szczęściara z ciebie – obrzucił mnie gorącym spojrzeniem. – Nie każdy ma takie możliwości, ja tam na studia się nie wybieram, będę zarabiał. Też fajnie, co?

Wyciągnęłam rękę, złapał ją, jakby tylko na to czekał. Szliśmy w milczeniu, świadomi tego co się między nami rodzi, nie potrzebowaliśmy słów, żeby wiedzieć jakie to ważne.

Tutaj mieszkam – powiedziałam, niechętnie zatrzymując się przed uśpionym domem.

– Przyjdę jutro.

– Tak.

Pocałowałam go pierwsza, w obawie, że nie przyjdzie mu to do głowy, potem niechętnie uwolniłam się z jego objęć i weszłam do domu przez uchylone okno. Następnego dnia Robert przyszedł po mnie i wpadł na tatę. Oczywiście został gruntownie przemaglowany. Późnym wieczorem, gdy wróciłam z randki, tata miał mi dużo do powiedzenia.

– Wiesz, z kim się zadajesz? Ten chłopak nie ma przyszłości, nawet zawodówki nie skończył. Nie ma matury ani ambicji, to nie jest towarzystwo dla ciebie. Szanuj się, dziewczyno, jesteś z dobrego domu, masz wielkie możliwości. Nie zawiąż sobie życia przez jakiegoś osiłka budowlańca.

Ostrzegał, ale jednocześnie robił wszystko, by nas rozdzielić. Spotykaliśmy się z Robertem w tajemnicy, chowając się po lasach i wykrotach jak para smarkaczy, którzy urwali się na wagary.

Tu wszyscy wszystkich znają, trudno utrzymać sekret. Ojciec by mnie zabił, jakby dowiedział się, że nie zerwałam z tobą – wzdychałam. – Jak wyjadę do Warszawy, będzie nam łatwiej.

– Aga, ucieknijmy – prosił – mam wujka w Szwarcwaldzie, też jest budowlańcem, ma własną firmę, powiedział, że weźmie mnie do zespołu, mogę do niego w każdej chwili pojechać. Czekam tylko na ciebie, nie chcę się z tobą rozstawać. Zostaw wszystko i jedź ze mną.

Nie byłam gotowa na taki krok

A moje studia i mieszkanie w stolicy? Mam się tego wyrzec? A tata? Co by powiedział, gdybym wyjechała z Robertem, przekreślając planowaną od lat przyszłość? Bałam się, nie chciałam niczego tracić, ani szans na przyszłość, ani Roberta. Odwlekałam decyzję tak długo, aż los zadecydował za nas. Robert wyjechał nagle, wezwany przez wujka do pilnej roboty. Szczegółów dowiedziałam się od jego młodszego brata, dziesięcioletniego, sprytnego szkraba. Zakradł się wieczorem pod moje okno i rzucił żwirem w szybę. Wyjrzałam.

– Robi kazał powiedzieć, że nie mógł czekać, bo miał podwózkę do Niemiec, znajomy wracał, zabrał się z nim. Zadzwoni, jak będzie miał skąd – wyrecytował chłopaczek, a potem dodał od siebie. – Na twoim miejscu bym nie czekał, Robi jest goły jak święty turecki, na telefon do Polski nie będzie go stać, dopóki nie zarobi. Prędzej napisze, bo to taniej.

W tamtych czasach telefony komórkowe były dość drogie, ja miałam zgrabną nokię, Robert obywał się bez komórki. Nie przeszkadzało nam to, dopóki nie wyjechał. Nie mogłam do niego zadzwonić, musiałam czekać. Po miesiącu schowałam dumę do kieszeni i wybrałam się do rodzinnego domu Roberta, żeby o niego zapytać. Braciszka nie było, po obejściu kręciła się drobna kobieta, jak się okazało, mama.

– Jesteś dziewczyną Robiego? – przyjrzała mi się nieufnie. – Nie słyszałam o tobie. Ja tam nic nie wiem, syn pojechał do roboty, jak będzie chciał, to się do ciebie odezwie. Nie ma po co za nim latać, do widzenia.

– Ale ja tylko chciałam…

– Nie kręć się tu, bo jeszcze cię co złego spotka – rzuciła szybkie spojrzenie na dom. – Lepiej, żeby mąż cię tu nie zauważył, nie lubi nachalnych dziewczyn, gotów psem poszczuć.

Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, przełykając zniewagę. Co to za ludzie, jaką rodzinę ma Robert! Nic dziwnego, że nic o nich nie mówił, nie ma się czym chwalić. Jakiś czas później opuściłam rodzinne strony i wyjechałam do Warszawy. Robert nadal milczał, uznałam że to koniec, musiałam spojrzeć prawdzie w oczy, zerwał ze mną, nie pasowałam do jego nowego życia. Nie mogłam się z tym pogodzić, tęskniłam za nim, zrobiłabym wszystko, żeby się z nim zobaczyć. Napisałam kilka listów na jego adres domowy, licząc, że rodzice przekażą je Robertowi, ale odpowiedzi nie dostałam.

On też do mnie nie napisał

To znaczyło, że nie chciał. Na telefon od niego przestałam czekać po tym, jak zgubiłam swoją ukochaną nokię. Kupiłam nowy telefon, z nowym numerem, nowy rozdział życia. Bez Roberta. Miała rację jego matka, byłam zbyt natrętna, zabiegając o miłość chłopaka. Było, minęło, trzeba zapomnieć. Tylko że to nie było łatwe, długo składałam do kupy popękane serce. Po okresie pustelniczego życia zaczęłam spotykać się z chłopakami, w myśl zasady klin klinem. Nie pomogło, każdego porównywałam do Roberta. Potem rzuciłam się w wir życia towarzyskiego i tak przeminęły studia. Znajomi łączyli się w pary, bawiłam się na ich weselach, potem stałam się ulubioną ciocią ich dzieci.

– Co z tobą, Aga, znajdź sobie kogoś – słyszałam przy każdej okazji.

Dostawałam propozycje randek w ciemno, z niektórych korzystałam. Byłam swatana na proszonych obiadach, umawiana z kolegami moich przyjaciół. Żadna z tych znajomości nie wypaliła, nie iskrzyło między nami. Jeden z kandydatów, bystry chłopak, przyjrzał mi się i powiedział.

– Nie jesteś wolna. Takie sprawy wyczuwam na kilometr, ty kogoś kochasz.

Miał rację. Oszukiwałam się, nie byłam gotowa na żaden związek, beznadziejnie czekałam na Roberta. Daremnie próbowałam sobie wytłumaczyć, że to nie ma sensu.

Znałaś go krótko, nic o nim nie wiedziałaś – mówiłam do siebie. – To tylko zauroczenie, pamiętne, bo pierwsze takie silne i bez szans. Romantyczne. To nie miłość, ona inaczej wygląda. Nie ma na co czekać, on już o tobie zapomniał.

Minęło kilka lat, technika cyfrowa poszła do przodu i nagle zrozumiałam, że dostałam kolejną szansę. Mogę wyszukać Roberta w sieci, jak będę miała szczęście, znajdę go, zmuszę do wytłumaczenia, dlaczego zostawił mnie bez słowa i zamknę ten rozdział. To niezbędne, żebym mogła cieszyć się życiem zamiast rozmyślać o chłopaku, który zniknął. Na Facebooku odnalazłam kilku mężczyzn o tym imieniu i nazwisku, napisałam do nich, informując, że szukam znajomego sprzed lat. Odpowiedzieli wszyscy, kilku zaproponowało mi randkę, ale tylko jedna wiadomość przykuła moją uwagę.

– Chętnie się z tobą spotkam, choćby po to, żeby dowiedzieć się, dlaczego przestałaś odbierać telefony i nie odpisałaś na żaden list. Nie mam żalu, minęło tyle lat, może tak miało być.

To był na pewno Robert!

Szybko wystukałam odpowiedź i błyskawicznie dostałam wiadomość.

Do Warszawy dotrę pojutrze, wybierz miejsce spotkania.

Przestraszyłam się. Teraz, kiedy byłam tak blisko, dotarło do mnie, że nie ma powrotu do przeszłości. Co ja robię, znowu się rozczaruję! Długo się wahałam, jeszcze dłużej myślałam, jak dać mu do zrozumienia, że pomysł spotkania jest chybiony. Wreszcie coś tam napisałam i dostałam odpowiedź.

– Za późno, jestem w trasie, przede mną prawie dwa tysiące kilometrów. Czekaj na mnie, nie wystaw mnie jak wtedy.

Na miejsce spotkania szłam na miękkich nogach. Jak na egzamin. Zobaczyłam go z daleka, wyglądał inaczej, doroślej, ale od razu go poznałam. Nie ruszył się z miejsca, tylko stał i patrzył. Podeszłam do niego. 

– Dzień dobry – wydukałam.

Spojrzał na mnie jak na wroga.

– Dlaczego nie odpisywałaś, nie odbierałaś telefonu? Powiesz mi, czym sobie na to zasłużyłem? Kilka słów i wiedziałbym, na czym stoję. Należały mi się jakieś wyjaśnienia. Wiesz, jak to jest żyć tyle lat w zawieszeniu, ciągle myśleć o tym, co się stało, nie móc znaleźć sobie miejsca?

– Wiem – odpowiedziałam.

Nagle wszystko stało się jasne, atmosfera oczyściła się. Byliśmy dwojgiem oszukanych dzieciaków, którzy zagubili się w świecie. Listy od Roberta przejmował prawdopodobnie tata, co się stało z moimi listami, mogłam sobie jedynie wyobrażać.

– Zgubiłam też telefon, dlatego nie mogłeś się dodzwonić. Był na kartę, nowy aparat miał inny numer.

– Podejrzany zbieg okoliczności – mruknął Robert. – Twój ojciec naprawdę mnie nie lubił. Byłem tylko prostym robotnikiem, taka panna jak ty, to za wysokie progi.

Zrobiło mi się przykro, ale potem przypomniałam sobie, jak przyjęła mnie matka Roberta i parsknęłam śmiechem.

– Za wysokie, ale na moje nogi – śmiałam się. – Twoja mama o mało mnie psem nie poszczuła.

– Brutusem? On nie zrozumiałby, czego od niego chce.

– Pewnie tylko dlatego ocalałam – ocierałam łzy i rozmazany tusz.

Robert podniósł moją twarz i spojrzał z zachwytem na spływający po policzkach makijaż.

– Co tam pies, najważniejsze, że mnie szukałaś! Gdybym wiedział! A ja głupi myślałem, że mnie wystawiłaś. Tak powiedział twój ojciec, bo ja też byłem u ciebie, jak przyjechałem na krótko do kraju. Nie było cię w domu, powiedział, że wyjechałaś na stałe.

– Na studia.

– Nie chciał dać mi adresu, powiedział, że masz narzeczonego.

– To nieprawda! – zawołałam.

Robert spojrzał na mnie uważnie.

A teraz? Masz kogoś? Bo ja próbowałem, ale jakoś nie mogłem się przekonać.

Pokręciłam głową, co niespodziewanie zirytowało Roberta.

– Aga, błagam, w tej sprawie dość już było niedomówień. Masz kogoś czy nie?

– Byłam zbyt zajęta czekaniem na ciebie, żeby sobie kogoś znaleźć.

– To dobrze. To bardzo dobrze – rozpromienił się. – I tak trzymaj, bo zamierzam zająć ci resztę twojego czasu. I życia.

Od tej pory rzadko się rozstajemy, podróżujemy między dwoma krajami, ale główną bazę założyliśmy w Szwarcwaldzie, gdzie Robert ma firmę budowlaną. Długo czekaliśmy na swoje szczęście i teraz nie pozwolimy go sobie odebrać. A najśmieszniejsze jest to, że tato bardzo polubił zięcia i chwali się nim gdzie może. Nigdy nie wiadomo, co los przyniesie, choćbyśmy układali nie wiem jak doskonałe plany. 

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA