Firmę, którą kieruję, stworzył mój ojciec. To duży warsztat samochodowy. Odziedziczyłem go po nim. Odkąd pamiętam, tato przyuczał mnie do zawodu – kazał z pracownikami naprawiać auta. Chciał, żebym nabrał szacunku do ciężkiej pracy i uczciwości. Powtarzał, że to podstawa u dobrego przedsiębiorcy. W wieku dwudziestu lat wiedziałem o firmie wszystko. Byłem gotowy, by prowadzić ją z ojcem.
Ktoś z przeszłości
Pierwszy sygnał, że coś jest nie tak, pojawił się jeszcze za jego życia. I to w bardzo wyraźny sposób. Ślęczałem wtedy z chłopakami przy trudnym samochodzie. Drugą godzinę szukaliśmy przyczyny awarii. Nie zwróciliśmy więc uwagi, jak do hali, w której naprawiamy auta, wszedł facet z młotkiem. Dostrzegłem go dopiero, kiedy podniósł młotek do góry, żeby zbić szybę w jednym ze stojących na kanale samochodów.
– Hej, stop! – zdążyłem tylko krzyknąć, ale było za późno. Szyba rozsypała się na drobne kawałki. – Łapcie go! – krzyknąłem jeszcze raz i chłopaki rzucili się na niego.
Zanim wziął się za następne auto, nasi pracownicy złapali go za ręce i powalili na podłogę. Kiedy do niego podszedłem, był już obezwładniony, a młotek leżał obok.
– Puśćcie, chamy! – krzyczał facet. Dopiero wtedy zobaczyłem, że nie był najmłodszy. Na oko mógł mieć z sześćdziesiąt lat. Tak jak mój ojciec.
– Już my cię puścimy! Ale dopiero, jak przyjedzie policja – sięgnąłem po telefon komórkowy, bo naprawdę chciałem wezwać gliny.
– Dzwoń, dzwoń, już dawno powinni się dowiedzieć, jacy z was złodzieje. A ten wasz pieprzony pryncypał, ten szef od siedmiu boleści, to największa gnida! – darł się facet.
– Nikogo tu nie oszukujemy – złościłem się, bo dbałem o to, żeby nie było u nas żadnych przekrętów. Właśnie ojciec mnie tego nauczył.
– Może i wy nie, ale wszystko to jest zbudowane na kłamstwie i na oszustwie! – dalej darł się obezwładniony krzykacz. Zauważyłem, że jest pijany.
Już wybierałem numer policji, gdy z biura wyszedł ojciec.
Podszedł do nas i stanął naprzeciwko tego faceta. Wyraz twarzy awanturnika zmienił się w ułamku sekundy. Pojawiła się na niej taka nienawiść, że aż mną wstrząsnęło. Ojciec tylko stał, nic nie mówił. Wydało mi się to dziwne. W końcu kazał mi odłożyć telefon i nie dzwonić na policję.
– Po prostu go wyrzućcie.
– Nie możesz znieść mojej obecności, co? Za bardzo cię zżera sumienie. Zdechniesz szybciej przez te wyrzuty. Taką mam nadzieję – wykrzyczał jeszcze, zanim wybiegł na ulicę.
Tata stracił zapał
Facet od razu zniknął, a ja poszedłem do ojca, żeby z nim o tym pogadać. Ale on nie chciał ze mną rozmawiać. Bąknął tylko coś, że to był wariat, który od dawna go nachodzi, bo ubzdurał sobie, że oszukaliśmy go przy naprawie samochodu. To mi wystarczyło. Musiało wystarczyć, bo niedługo potem przybyło mi pracy.
Jakieś dwa miesiące po wizycie tego pijanego awanturnika ojciec przekazał mi warsztat. Wydawało mi się, że od czasu tego incydentu stracił zapał i już mu się robota w rękach, tak jak kiedyś, nie paliła. Przeszedł więc na emeryturę. Gdy zostałem sam, pracowałem tyle, że nawet nie zauważyłem, jak podupadł na zdrowiu. Kiedy więc już stało się jasne, że jest poważnie chory i czas się żegnać, poczułem się zaskoczony. Jego śmierć i pogrzeb były ciężkimi doświadczeniami.
Mówił straszne rzeczy
Ale to, co wydarzyło się kilka dni później, było chyba jeszcze trudniejsze do przeżycia, bo na zawsze zmieniło moje wyobrażenie o własnym ojcu.
W moim warsztacie pojawił się ten sam facet, którego kilka miesięcy wcześniej wyrzuciliśmy. Tym razem jednak przyszedł trzeźwy i bez młotka. Nie krzyczał ani też nie chciał niczego zniszczyć.
– Słucham? – zapytałem go, kiedy wszedł.
– Nie poznaje mnie pan?
– No nie, a mieliśmy przyjemność?
– Nie wiem, czy można to nazwać przyjemnością. Przyszedłem tu… z młotkiem. Pamięta pan?
– A tak, pamiętam dobrze. – Podniosłem się z krzesła.
– Bez obaw, tym razem nie będę rozrabiał – uśmiechnął się.
– Nigdy nie wiadomo – powiedziałem lodowatym tonem.
– Spokojnie. Przychodzę załatwić stare porachunki, ale nie mam zamiaru stosować przemocy.
– No ja myślę, bo inaczej znowu pana wyrzucimy.
– I tak pan mnie wyrzuci po tym, co panu powiem. A jak już mnie tu nie będzie, to sprawdzi pan w starych dokumentach firmy, czy mam rację, i okaże się, że mam. A to zrujnuje panu obraz ojca. I o to właśnie mi chodzi, to jest moja zemsta.
– Co pan mi tu bredzi? Proszę wyjść! – wkurzyłem się nie na żarty.
– Najpierw prawda. Posłuchasz, co ma do powiedzenia dawny wspólnik twojego ojca. Czekałem z tym wyznaniem, z moją zemstą, do jego śmierci. Czekałem, aż zobaczę jego nekrolog w gazecie – rozsiadł się na krześle mimo mojego sprzeciwu i zaczął opowiadać.
Chciałem mu przerwać, ale po kilku jego słowach już nie potrafiłem. Nawet po tamtej awanturze, za życia ojca, przeczuwałem, że coś jest na rzeczy, a teraz chciałem dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. Bo w te bajkę z zepsutym samochodem nigdy nie uwierzyłem, to było tylko podświadome oszukiwanie siebie samego.
Nie chciałem w to uwierzyć
Ten mężczyzna twierdził, że zakładał razem z ojcem naszą firmę. Że przez kilka lat pracowali jako wspólnicy. Przekonywał mnie, że ojciec podstępem przejął od niego przedsiębiorstwo, a on nie dostał za to ani grosza. Że od wielu lat żyje w biedzie, bo nigdy nie zdołał się pozbierać po tym, co go spotkało. Opowiadał mi o tym, jakim potworem był mój tato, a ja nie mogłem mu przerwać. Sam nie wiem czemu. Czy dlatego, że ten mężczyzna sprawiał wrażenie wiarygodnego, czy też jakoś podświadomie czułem, że to co mówi, jest prawdą. W każdym razie wysłuchałem jego opowieści do końca.
– To wszystko, co chciałem ci opowiedzieć. Jedyne, co musisz zrobić, to sprawdzić całą tę historię w papierach firmy. Na pewno znajdziesz tam dowody na to, że mówię prawdę – zakończył. – Nie bój się, niczego od ciebie nie chcę. Nie zależy mi na żadnym odszkodowaniu. Zależy mi tylko na zemście. Na tym, żeby odebrać twojemu ojcu szacunek jego syna. Już mnie więcej nie zobaczysz…
Kiedy to mówił, nie miał na twarzy satysfakcji, tylko jakąś smutną złość. Przepełniała go gorycz. Jak tylko wyszedł, rzuciłem się do przeglądania starych dokumentów. No i znalazłem tam wszystko to, o czym mówił. Potwierdziło się co do joty. Tego dnia długo po zamknięciu zakładu siedziałem w biurze i popijałem z butelki whisky, którą ojciec trzymał, żeby częstować gości.
Czy temu facetowi się udało? Czy przestałem szanować ojca? Sam nie wiem. Nie znam całej prawdy, nie znam wersji taty. Musiałbym ją usłyszeć. Jedno jest jednak pewne, na czystym jak kryształ wizerunku mojego ojca powstała wielka rysa, która do końca życia nie da mi spokoju. Firma już nie będzie tak wielką dumą, jak była przed tym zdarzeniem. I nic na to nie poradzę, bo przecież w domu rodzinnym uczyli mnie poszanowania dla uczciwości. Nie mogę więc cieszyć się czymś, co choć w drobnej części zostało zbudowane na oszustwie, na czyjejś krzywdzie.
Czytaj także: „To miały być wakacje marzeń, a przerodziły się w koszmar. Gdyby nie policja, moglibyśmy więcej nie zobaczyć naszego dziecka”„Rodzina uważała, że jestem starym kawalerem. Na szczęście znalazłem miłość i zamknąłem im usta”
„Dla szefa byłam za stara, a moje pomysły trąciły średniowieczem. To ja mu pokażę na co mnie stać”