„Odrzuciłam oświadczyny kumpla, bo był zbyt zwyczajny. Teraz doceniłam, że nudziarz to najlepszy kandydat na męża”

kobieta fot. iStock by Getty Images, eternalcreative
„We dwójkę uciekaliśmy z lekcji, ramię w ramię zakuwaliśmy przed maturą i nasza zażyłość pewnie by się ostała, gdyby Marek nie popełnił gafy, prosząc mnie o rękę. Darzyłam go sympatią, i to niemałą, ale małżeństwo?”.
/ 22.08.2024 20:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, eternalcreative

Wycieczki nad polskie morze nigdy nie były moją ulubioną formą wypoczynku. Irytował mnie ciągły odgłos uderzających o brzeg fal, a jeszcze gorzej znosiłam silne podmuchy wiatru, które zwykle towarzyszą pobytu nad Bałtykiem. Jednak parę lat temu, kiedy z powodu problemów zdrowotnych doktor doradził mi wyjazd na wybrzeże, nie mogłam odmówić.

Nie cierpiałam morza

Zdecydowałam się zarezerwować nocleg w spokojnej nadmorskiej wsi na początek września, aby móc rzeczywiście zregenerować siły, a nie być narażoną na harmider turystów i nawoływania plażowych handlarzy w stylu „Gooootowaaana kukuryyydza!”.

Muszę przyznać, że świetnie wybrałam czas na wyjazd. W ośrodku wypoczynkowym, gdzie się zatrzymałam, było dosłownie parę osób, a na placu zabaw bawiła się zaledwie jedna mała dziewczynka. Była niezwykle spokojna i cicha, ani trochę nie zakłócała relaksu innych wczasowiczów. W duchu pogratulowałam jej opiekunom. W końcu niełatwo jest w dzisiejszych czasach o tak grzeczne i bezproblemowe dziecko… Postanowiłam, że gdy tylko nadarzy się sposobność, powiem jej rodzicom parę miłych słów.

Niestety, Morze Bałtyckie nie było dla mnie zbyt łaskawe podczas tego pobytu. Aura okazała się fatalna, a wspomnienia o gorącym sierpniu dawno przeminęły. Silny wiatr hulał bez opamiętania, a wzburzone fale nie dawały spokoju. W związku z tym większość czasu spędzałam na tarasie, który dzieliłam z innymi wczasowiczami. Opatulona ciepłym pledem, oddawałam się lekturze książek.

To dlatego dopiero po dwóch tygodniach mojego pobytu w tym miejscu dostrzegłam Marka, ponieważ kiedy jestem pochłonięta lekturą, otaczająca mnie rzeczywistość przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

To było zaskakujące

W tamtej chwili jednak mój wzrok oderwał się od książki za sprawą niezwykle przenikliwego wrzasku wydanego przez mewę. Uniosłam głowę i popatrzyłam dookoła siebie. Poza mną na tarasie znajdował się również pewien mężczyzna.

Stał wsparty o poręcz, ubrany kurtkę z kapturem chroniącą przed chłodem i wpatrywał się w rozszalałe fale. Najwyraźniej poczuł chłód, bo gdy tylko ptak wzbił się w powietrze, zawrócił i pomaszerował w stronę domu. Przeszedł ledwie parę metrów i zamarł w bezruchu.

– Ania?

Ze zdziwieniem uniosłam brwi. Chwilę zajęło mi skojarzenie, skąd znam jego rysy, ale w końcu do mnie dotarło.

– Marek! Co cię tu sprowadza?

Na jego twarzy zagościł uśmiech.

– Zgaduję, że to co ciebie. Relaksuję się – rzucił. – Mogę się dosiąść?

Kiwnęłam głową na znak zgody i odłożyłam książkę na bok. Po krótkiej wymianie zdań o naszych obecnych miejscach zamieszania zaczęliśmy z rozrzewnieniem przywoływać minione lata. Marek był moim najbliższym druhem, towarzyszem od szkolnych czasów.

We dwójkę uciekaliśmy z lekcji, ramię w ramię zakuwaliśmy przed maturą i nasza zażyłość pewnie by się ostała, gdyby Marek nie popełnił gafy, prosząc mnie o rękę. Darzyłam go sympatią, i to niemałą, ale małżeństwo?! Wzajemna przyjacielska bliskość to trochę za mało na wspólne życie, o czym bezlitośnie mu oznajmiłam.

Był bez charakteru

Marek to niby w porządku facet, ale nudny jak flaki z olejem. Zero kreatywności, zero wyobraźni. Gadaliśmy przez jakieś piętnaście minut, przypominając sobie stare dzieje. Potem dosyć oszczędnie podzieliliśmy się informacjami o naszej obecnej sytuacji, skupiając się głównie na sprawach związanych z pracą. Te istotniejsze tematy z życia prywatnego każde z nas zgrabnie wymijało.

– Ej, a to co takiego? – w pewnym momencie złapałam Marka za dłoń, pokazując na jego paznokcie, niezdarnie pomalowane na różowo. – Zacząłeś gustować w pielęgnacji paznokci? – parsknęłam śmiechem.

Błyskawicznie wsunął rękę do kieszeni.

– Moja córka ćwiczyła na mnie malowanie paznokci – wyjaśnił i zaczął mówić o czymś innym.

Pogadaliśmy jeszcze trochę, a potem każdy z nas udał się do własnego pokoju. Dzień później aura nareszcie się poprawiła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zrobiło się ciepło. Po raz pierwszy, odkąd tu przyjechałam, nałożyłam na siebie strój kąpielowy, chwyciłam leżak i ruszyłam w stronę plaży.

Nie było nawet potrzeby rozkładania parawanu. Posmarowałam skórę olejkiem i oddałam się opalaniu. W ciągu pół godziny na plażę zaczęli przybywać inni ludzie. Na całe szczęście niewielu, w końcu wrzesień rządzi się swoimi prawami. Obróciłam się na brzuch i zaczęłam przyglądać się plażowiczom.

Wszystko zrozumiałam

Gdy spojrzałam na bawiące się dzieci, dostrzegłam wśród nich Marka oraz małą dziewczynkę, którą kojarzyłam z podwórka. Przyglądałam się im uważnie i szybko zrozumiałam, skąd u Marka wzięły się pomalowane paznokcie. Widać było, że córeczka jest dla niego całym światem. Wspólnie dokazywali, robili głupie miny i chichotali do rozpuku.

A co ze mną? Momentalnie zrobiło mi się przykro, że swego czasu odrzuciłam zaloty Marka. Teraz zrobiłabym wszystko, by mieć u boku faceta takiego jak on. Tym bardziej że pragnął być tatą i świetnie sprawdzał się w tej roli.

Założyłam kapelusz i schowałam się za ciemnymi szkłami okularów, aby móc do woli obserwować tę szczęśliwą parę, no i żeby nie mogli dostrzec moich łez, które zupełnie nieoczekiwanie napływały mi do oczu.

Przez długi czas nie marzyłam o takiej stabilności życiowej, więc poślubiłam faceta, który nigdy tak naprawdę nie dorósł i miał we krwi żądzę przygód. Co weekend robiliśmy coś zupełnie innego. Nawet nie jestem w stanie zliczyć, ile ciekawych miejsc zwiedziłam i jakich niezwykłych rzeczy przy tym doświadczyłam.

Lecz po paru latach małżeństwa dotarło do mnie, że popełniłam pomyłkę, gdy okazało się, że Karola w ogóle nie obchodzi dom i rodzina. On potrzebował dziewczyny z plecakiem na plecach. Wesołej, bezproblemowej i niepatrzącej w przyszłość. Miał w nosie odpadający kafel czy cieknącą rynnę. W końcu wymienił mnie na młodszy model, a ja zostałam z ręką w nocniku, bo nawet na dziecko nie wyraził zgody.

To był jednak błąd

W wieku trzydziestu sześciu lat moje szanse na macierzyństwo z roku na rok topniały jak śnieg w słońcu. Doszłam do wniosku, że wiele bym oddała za zwyczajne wieczory spędzone w domu z ukochanym mężczyzną u boku. Za tę zwyczajną codzienność, którą swego czasu Marek chciał mi podarować…

Przez resztę wakacji widywaliśmy się jedynie przelotnie, idąc na stołówkę albo w stronę morza. Parę razy natknęliśmy się na siebie także na tarasie, gdzie prowadziliśmy niezobowiązujące pogawędki. Kiedyś wspomniałam o jego córce, mówiąc o niej same dobre rzeczy. Wtedy Marek wyznał mi, że jego żona tuż po urodzeniu małej Zosi zdecydowała się „zaszaleć”.

– Ta panienka idealnie nadawałaby się dla Karola – stwierdziłam ironicznie, pokrótce relacjonując Markowi moje wcześniejsze perypetie. W tej samej chwili na taras wpadła Zosia.

– Tatusiu! Tatusiu! Pójdziemy się przejść? Morze tak cudownie dzisiaj szemrze! – zaszczebiotała.

– Zosieńko, właśnie rozmawiam z tą panią.

– To niech ta pani pójdzie razem z nami na spacer!

Postąpiliśmy zgodnie z jej ustaleniami. Dziewczynka oddała się zabawie, a my skupiliśmy się na sobie. Wyjawiłam Markowi rzeczywisty powód odrzucenia jego propozycji małżeństwa.

– Nadal tak uważasz? Mam na myśli tę rutynę – spojrzał mi głęboko w oczy.

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

– Aktualnie już nie. Ale to i tak nic nie zmienia…

Żałowałam decyzji

Po tym, jak przez parę minut spacerowaliśmy w ciszy, odrobinę zakłopotani faktem, że niepotrzebnie poruszyliśmy kłopotliwe kwestie, nie wracaliśmy już do tego tematu. Dopiero gdy zbliżaliśmy się do końca naszego spaceru, Marek stwierdził nieśmiało:

– Mieszkamy całkiem blisko siebie. Może dałoby radę kiedyś umówić się i spotkać? – zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy. – Nadal czuję się świetnie w twoim towarzystwie. Tak jakbyśmy rozstali się wczoraj, a nie dwie dekady temu.

Kolejnego dnia podaliśmy sobie swoje numery komórek, a niedługo potem, dosłownie parę dni później, zadzwonił z pytaniem, czy mam ochotę wpaść do niego na kawałek sernika. Parsknęłam śmiechem, bo od razu przyszło mi na myśl, że za młodu również przepadał za tym ciastem. Wybrałam się do niego z sercem pełnym nadziei…

Niedługo później wszystko potoczyło się błyskawicznie. W przeciągu zaledwie roku stanęłam na ślubnym kobiercu, biorąc Marka za męża, a w bonusie zostając mamą jego córeczki, Zosi. Jeśli miałabym wskazać, co sprawia mi największą radość, to chyba byłyby to chwile po powrocie Marka z pracy.

Wspólny obiad i zabawa z naszym maluchem to czysta przyjemność. No i oczywiście letni wypoczynek nad morzem to nasz obowiązkowy punkt programu. Całe szczęście, że czasami dostajemy od losu kolejną szansę.

Marta, 37 lat

Czytaj także:
„Mój mąż nagle stał się zimny jak mrożonka. Miałam przeczucie, że coś ukrywa, ale prawda dosłownie zwaliła mnie z nóg”
„Nie mogłem uwierzyć w to, jaką tajemnicę skrywała przede mną siostra. Po śmierci taty jej intryga wyszła na jaw”
„Córka zabrała mnie na babskie wakacje do Chorwacji. Miałam wypocząć, a musiałam słuchać jej wiecznych narzekań”

Redakcja poleca

REKLAMA