– Dzień dobry, pani Grażynko. Co tam u pani? – właśnie tymi słowami zagaiła do mnie prawie 2 lata temu sąsiadka. Pamiętam jak dziś.
– To co i u wszystkich. Święta, święta i po świętach. Rodzina się porozjeżdżała i znów zostałam sama.
– Ja też. A tak było miło. Wnuki miałam u siebie. Cały rok za nimi tęsknię, więc jak są, nie mogę się nacieszyć. A jak tam plany na sylwestra?
Spojrzałam na nią z osłupieniem.
– Co? Wszyscy mają, to czemu nie my?!
– Jakoś nie po drodze mi na tańce, pani Marysiu – odparłam rozbawiona.
Miałam ochotę postukać się w czoło, ale nie chciałam jej obrazić. Starała się być miła. A to, że od lat nie bywałam już na żadnych sylwestrach, to inna sprawa. Faktycznie, gdy byłam młodsza, zdarzało mi się świętować przyjście nowego roku w większym gronie, ale teraz?
Byłam już starszą panią
Wróciłam do domu, wciąż rozmyślając o tym, co powiedziała pani Marysia. To jej: „Wszyscy jakieś mają, to czemu nie my?” wciąż do mnie wracało. Może i miała rację? Czemu niby miałybyśmy rezygnować z zabawy ze względu na wiek? Wróciłam do niej po południu z pewnym pomysłem.
– Pani Marysiu, nie mogę przestać myśleć o pani słowach na temat sylwestra. Może i faktycznie on należy się także nam?
– Ale ja tylko tak zagadałam. Też się nigdzie nie wybieram – odparła zdziwiona.
– A niby czemu nie?! Przecież w naszej kamienicy mieszka aż ośmiu emerytów, policzyłam. Możemy zrobić sobie wspólnego sylwestra w wózkowni na dole. Przecież i tak stoi pusta. Zaniesiemy stoliki, krzesełka i przekąski. No i oczywiście szampana. Do tego muzyka i będziemy szaleć, jak nie do białego rana, to chociaż do północy – zapowiedziałam z entuzjazmem, a Marysia spojrzała na mnie niepewnie.
Chyba nie spodziewała się, że wezmę się z takim zapałem do organizacji imprezy.
– Dobra, wchodzę w to!– odparła po chwili namysłu.
– I to rozumiem!
Pełną parą zabrałyśmy się do przygotowań
Byłam pewna, że najtrudniej będzie przekonać innych do naszego pomysłu. I bardzo się pomyliłam. Wszyscy, do których zapukałyśmy z zaproszeniem, zareagowali z entuzjazmem. Pani Ela i pani Gerda od razu zapytały, co mogą przygotować i zadeklarowały, że chętnie zrobią sałatki i ciasta. Pan Janusz obiecał zająć się muzyką, a pan Edek wziął na siebie rozłożenie stolików, krzeseł i udekorowanie sali. Wyglądało na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Pozostały jeszcze kreacje!
– To co? Idziemy na zakupy? – zaproponowałam paniom.
– Nie zamierzałam kupować sukienki…
– Nie musi pani od razu sukienki – odpowiedziałam pani Eli. – Może wystarczą kolczyki albo szminka. Grunt, żeby mieć coś nowego na nowy rok. A tak w ogóle… może przeszłybyśmy na „ty”? Tyle lat mieszkamy obok siebie, a zawsze tak formalnie…
Wszystkie panie przyklasnęły, a potem ruszyły ze mną autobusem do centrum handlowego. Nie byłam w nim już całe lata. Jakoś zawsze czułam się w takich sklepach trochę nie na miejscu, bo wydawało mi się, że to świat młodych, szczupłych kobiet, a nie takich pań jak ja. Jednak teraz nabrałam energii i pomyślałam, dlaczego nie?
Ruszyłyśmy przez centrum handlowe w wyśmienitych humorach. Wchodziłyśmy do sklepów, do których sama nie miałabym odwagi wejść, ale w grupie było nam dużo raźniej. Mało tego! Wywoływałyśmy wielką sympatię i życzliwość ekspedientek, a kiedy słyszały, że szykujemy się na imprezę sylwestrową, po prostu wychodziły z siebie, by dobrać nam stroje i biżuterię. Potem poszłyśmy do kawiarni na kawę i duże ciacho.
– Elcia, ale będziesz wyglądać w tej sukience. Bosko!
– Wiesz, co? Też tak myślę! Ale ja to jeszcze nic, bo Gerda to dopiero zada szyku w tym boa!
– Muszę wam się przyznać, że zawsze o takim marzyłam, ale nie miałam śmiałości. Nie wiem, jak mnie na to namówiłyście!
– Kiedy jak nie teraz?!– zaśmiałam się, zjadając ostatnie okruszki napoleonki z talerzyka.
Miałam w sobie tyle zapału, że nie poznawałam samej siebie. Kiedy powiedziałam córce, co planujemy, nie mogła uwierzyć.
– Chyba padnę! To ja będę siedzieć w domu z dziećmi, a ty będziesz imprezować? Świat chyba już na głowie stanął!
– Może stanął, i co z tego?! Ja też wiele lat siedziałam w domu z dzieckiem, wiesz?!
Taka była prawda. Przez tyle lat poświęcałam się dla rodziny, że chyba na emeryturze zasłużyłam sobie na odrobinę zdrowego egoizmu. Kiedy, jak nie teraz?! Tuż przed imprezą natapirowałam włosy, spryskałam je lakierem i wytuszowałam rzęsy. Założyłam też buty na obcasie, choć przypuszczałam, że długo w nich nie wytrzymam.
Ela pomalowała usta na czerwono, a Gerda, która zwykle nosiła ciasno spiętego koka, rozpuściła włosy. Może nie wyglądałyśmy jak gwiazdy, ale… najważniejsze, że tak się czułyśmy! Kiedy zeszłyśmy na dół, na sali wisiały już serpentyny i z głośników dobiegała muzyka.
Oczywiście z dawnych lat, bo taką zamówiłyśmy. Wspomnienia z czasów szkolnych potańcówek wróciły i bardzo się wzruszałyśmy, gdy raz za razem zaczynały się dobrze nam znane, a niemal zapomniane utwory z dawnych lat. Tęskniłam za nimi, choć nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Tańczyliśmy, jedliśmy, popijaliśmy szampana i bawiliśmy się doskonale.
Edek okazał się królem parkietu
Dosłownie z niego nie schodził, ale pozostali panowie także z chęcią prosili nas do tańca. Co jakiś czas zaglądali do nas młodsi sąsiedzi, zaintrygowani tym, co dzieje się w wózkowni. Większość z nich nie miała śmiałości wejść do środka, bo zupełnie zbijaliśmy ich z tropu, ale część zostawała, żeby wypić z toast i życzyć nam szczęśliwego nowego roku. Przyznawali, że nie takich imprezowiczów się spodziewali. Cóż! Życie potrafi zaskoczyć, he, he.
Nie powiem, żebym następnego dnia czuła się kwitnąco. Oj, nie! Ale nic a nic nie żałuję. Przyjaźń, jaką nawiązaliśmy dzięki organizacji tej imprezy, trwa do dziś. Ostatnio Ela wspomniała, że w tym roku powinniśmy ponownie zorganizować sylwestra.
I okazało się, że nikt z naszej „paczki” nie wyobraża sobie, by było inaczej! Co więcej, ja już teraz „noworocznie” postanowiłam, że na kolejny rok zatrzymam w sobie tę energię i entuzjazm!
Grażyna, 75 lat
Czytaj także:
„Gdy mama wypaliła z nowiną przy Wigilii, zakrztusiłem się barszczem. Mam nadzieję, że pod choinką znajdę lepszą matkę”
„Ela ma 48 lat i przeszła w życiu piekło. Mąż i teściowie traktowali ją jak wycieraczkę do butów, aż coś w niej pękło”
„Doradzam synowej przy dziecku, a ona się obraża. Przecież wychowałam jej męża, więc wiem, co najlepsze dla wnuczka”