„Odbiłam faceta najlepszej przyjaciółce. Nie planowałam tego romansu, po prostu tak wyszło”

kobieta która odbiła ukochanego przyjaciółce fot. Adobe Stock
Tak, jestem szczęśliwa, i tak, cierpię z powodu bólu, który zadałam mojej jedynej przyjaciółce.
/ 27.04.2021 15:27
kobieta która odbiła ukochanego przyjaciółce fot. Adobe Stock

Moja przyjaciółka Iwona zakochała się jesienią. Po raz pierwszy od wielu lat widziałam ją pogodną i roześmianą. A sprawca tego był niejaki Janusz.
Nie pamiętasz go? – zdziwiła się, gdy poprosiłam, aby powiedziała coś o nim.
Jedyny Janusz, którego znałam, był niedoszłym wspólnikiem mojego byłego męża.
– To on! – potwierdziła Iwona.
– Skąd ty go wytrzasnęłaś? – zdumiałam się, słysząc tę rewelację.

Z tego co wiedziałam, Janusz przeszło piętnaście lat temu wyjechał za granicę i tam został. Prawdę mówiąc, nigdy specjalnie go nie lubiłam. Znałam tego człowieka jedynie z biznesowych spotkań w naszym domu, podczas których mój mąż Andrzej i on okupowali salon, a ja tylko donosiłam mi kanapeczki i kawę.
Wtedy bliżej mi było do kuchni niż biznesu. Mąż uważał, że nie powinnam się wtrącać w „jego” działkę, a i znajomi Andrzeja od interesów patrzyli na mnie jak na ładny gadżet, a nie człowieka.
Z dnia na dzień stałam się szefową. Ja! Kura domowa!
Wiele od tamtej pory się zmieniło.

Teraz „A. Tarkiewicz” na szyldzie firmy nie oznacza już Andrzeja, tylko Annę, czyli mnie. Mój były w pełni zasłużył sobie na utratę firmy nie tylko dlatego, że mnie zdradził. Także dlatego, że usiłował wyprowadzić kapitał z przedsiębiorstwa. Kiedy bowiem okazało się, że nie zniosę już dłużej ubliżającego mi trójkąta i chcę rozwodu, próbował sfałszować dokumenty i ukryć w ten sposób pieniądze. Sąd uznał jego winę, każąc równo podzielić majątek.
Podczas rozprawy zakwestionowałam niską wartość firmy, na co Andrzej odparł, że jeśli mu nie wierzę, to mogę sobie wziąć całe nasze zadłużone przedsiębiorstwo i go spłacić. Zgodziłam się błyskawicznie i tym samym zostałam szefową własnej firmy.
– Zbankrutujesz w ciągu roku – zapowiedział mi na odchodne.
Ale tak się nie stało ani w ciągu roku, ani przez następne pięć lat.

Doprowadzało go to do szału, lecz dla mnie Andrzej był już zamkniętym rozdziałem. Po pewnym czasie zapomniałam o oszustwach byłego męża i znowu zaczęłam wierzyć, że kiedyś spotkam wartościowego faceta.
Historia przyjaciółki tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
– To opowiedz mi coś o nim – zachęciłam Iwonę.
– Przez lata mieszkał za granicą, prowadził interesy budowlane, ale po śmierci żony postanowił wrócić do kraju i tak oto się poznaliśmy – wyznała mi.
Nie spieszyło mi się specjalnie do zobaczenia jej ukochanego. Jednak Iwona zapewne chciała, aby cały świat cieszył się jej szczęściem, bo kilka dni później podstępem doprowadziła do naszego spotkania.

Akurat wracałam ze spaceru, gdy zatrzymała swoje auto obok mnie z piskiem opon, proponując podwiezienie, a kiedy się nie zgodziłam dosłownie mnie uprowadziła. Na nic się zdały moje protesty.
Janusz już na nas czekał. A gdy nasze oczy się spotkały, poczułam się tak, jakby przeszył mnie prąd. Świat gdzieś zniknął. Były tylko jego oczy – mądre, spokojne i… smutne. Jakże inne od tych pewnych siebie, które zapamiętałam!
Przywitaliśmy się, Iwona gadała jak najęta, a ja nawet nie wiedziałam, o czym ona mówi. Potakiwałam jej machinalnie, podczas gdy w mojej głowie krążyła tylko jedna myśl: „Nie mogę się w nim zakochać, nie wolno mi. Przecież Janusz należy do mojej przyjaciółki!”.

Niestety, miłość nie zawsze przychodzi, gdy tego chcemy. Czasem pojawia się wbrew naszej woli. I tak się właśnie stało.
Choć Janusz i ja nie szukaliśmy z kontaktu, i tak często się widywaliśmy. I niby niespecjalnie ze sobą rozmawialiśmy, zawsze jednak słyszałam, co mówi, i byłam pewna, że on także z uwagą śledzi moje wypowiedzi. Zauważyłam również, że nie traktuje mnie już jak pustą lalkę, która jest atrakcyjnym dodatkiem do starszego o dwanaście lat, obrotnego męża.

Rozstał się z nią? Kocha inną? Ciekawe kogo…

I jeszcze zauważyłam, że Iwona coraz bardziej mnie denerwuje. Choć bardzo się starałam nad tym panować
– Dlaczego to mnie spotkało?! Po co mi to?! – złościłam się sama na siebie w czterech ścianach swojego domu.
Miałam 40 lat i zamiast cieszyć się życiem, czułam, jak tracę grunt pod nogami. W dodatku nic nie mogłam zrobić, bo chciałam być lojalna wobec Iwony. I pewnie nadal bym trwała w tym stanie, gdyby nie pewien czwartkowy wieczór.

Myślałam, że moja przyjaciółka szykuje się na romantyczny wyjazd, kiedy zadzwoniła do mnie zapłakana.
– Janusz powiedział, że nie może kontynuować naszej znajomości, bo jego serce należy do innej… – chlipała. – Najchętniej zabiłabym tę sukę!
Milczałam zszokowana. Z jednej strony moje serce fiknęło z radości na wieść o końcu tego związku, a z drugiej – zaniepokoiłam się, dla kogo ją zostawił. Nawet nie śmiałam marzyć, że zrobił to dla mnie… Skąd mógł wiedzieć, co czuję?

Weekend minął i nic się nie wydarzyło oprócz tego, że spędziłam go na kanapie we własnym domu, pocieszając Iwonę. Gdy odjechała, marzyłam już tylko o jednym: wziąć gorącą kąpiel, odprężyć się i pójść jak najszybciej do łóżka. Moje zamiary przerwał dzwonek do drzwi. „Pewnie Iwona czegoś zapomniała” – pomyślałam, idąc otworzyć.
Jednak to nie była ona, tylko Janusz.
Myślałem, że już nigdy od ciebie nie wyjdzie – stwierdził i w tej samej chwili… porwał mnie w swoje ramiona.
Spędziliśmy cudowną noc, kipiącą od namiętności. Jakbyśmy czekali na siebie przez całe życie.

Nie byłam zaskoczona. Musiałam ponieść karę

Rano Janusz wyszedł wcześniej. Ja rozmarzona dopijałam kawę. Myślami byłam już przy wieczorze i naszej kolacji.
Nieprzytomnym wzrokiem spojrzałam na zegarek i od razu się ocknęłam. Właśnie spóźniałam się do pracy! Natychmiast wskoczyłam pod prysznic i po kwadransie wybiegłam z mieszkania w płaszczu i prawie nieumalowana. Zjechałam do podziemnego garażu. Mój samochód stał jak zwykle na swoim miejscu, ale wyglądał jakoś inaczej.
Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę, że stoi na… przebitych oponach! A na masce ktoś wyrył mi czymś ostrym jedno słowo: „DZIWKA”.
Nie musiałam oglądać zapisu z kamer ochrony, aby wiedzieć, komu przypisać autorstwo tej obelgi. Iwona, idąc do swojego auta, musiała zauważyć parkujący pod moim domem samochód Janusza. Szybko dodała sobie dwa do dwóch i już wiedziała, dla kogo zostawił ją ukochany.

Musiała siedzieć pod moim blokiem do rana, obserwując palące się w oknie mojej sypialni światło. A potem bladym świtem wpadła do garażu, wykorzystując moment, że ktoś z niego wyjeżdżał
i w zemście zmasakrowała samochód.
„Tak mi przykro, że cierpisz” – pomyślałam z bólem, bo nie umiałam jej winić za to, co zrobiła. Zasłużyłam sobie… Porysowany lakier był małą karą za złamanie serca przyjaciółce. Ale cóż mogłam począć? Miałam odtrącić Janusza? Zapomnieć o sobie? Udawać, że niczego nie czuję i nie mam prawa do szczęścia? Czy wtedy byłabym lepszym człowiekiem?
I czy ona, będąc na moim miejscu, postąpiłaby tak w imię łączącej nas więzi?

Dzisiaj wciąż jestem z Januszem. Pławię się w swoim szczęściu i tylko czasami ściska mnie serce na myśl o tym, co się dzieje z Iwoną. Niestety, zerwała ze mną kontakt. Nie dała się przeprosić, nie chciała mnie wysłuchać.
– Nie możesz obwiniać siebie. Byłem z nią uczciwy, wycofałem się we właściwym momencie – tłumaczy mi Janusz.
Niby trudno się z nim nie zgodzić, ale sumienie wciąż nie daje mi spokoju.

Czytaj także:
„Kochałam Cezarego, ale nie mogliśmy być razem. Po latach związałam się… z jego synem”
„Przez dwa lata oszukiwał mnie i zdradzał. A ja niczego nawet nie zauważyłam, bo tak bałam się bycia skrzywdzoną”
„Po 7 latach moje małżeństwo istniało tylko na papierze. I wtedy Cyganka przepowiedziała mi, że spotkam miłość życia”

Redakcja poleca

REKLAMA