„Od narodzin syna wiedziałem, że nie jestem jego ojcem. Przed żoną udaję, że nie wiem o zdradzie, bo kocham tego smyka”

ojciec z synem fot. Getty Images, Guido Mieth
„Bardzo go kochałem. Wspólnie zbudowaliśmy relację ojciec-syn, o której zawsze marzyłem. Ale z każdym kolejnym rokiem stawało się coraz bardziej widoczne, że nie jesteśmy do siebie podobni pod względem fizycznym”.
/ 09.03.2024 14:30
ojciec z synem fot. Getty Images, Guido Mieth

Kochałem Franka nad życie, mimo że nie łączyły nas biologiczne więzy krwi. Zostałem oszukany i przez lata tkwiłem w kłamstwie. 

W rodzinie krążyły plotki

– Do kogo ten Franek jest podobny? – pytały się wzajemnie ciocie.

– Nie jest podobny ani do Doroty, ani do Mariusza. Może go adoptowali?

Moja matka z godnością znosiła te komentarze. Ja próbowałem je ignorować lub obracać w żart. Dorota początkowo się wściekała, aż w końcu postawiła granicę:

– Jest podobny do listonosza. Taki jeden atrakcyjny chodził po naszym bloku, nie mogłam mu się oprzeć.

Następnie byli nasi przyjaciele. Rzucali te uwagi ponoć dla żartu, na różnych imprezach, kiedy atmosfera się rozluźniła.

– Mariusz, czy wiesz, że rzekomo co dziesiąty ojciec w naszym kraju wychowuje dziecko, które nie jest jego? – rzucił mi prowokacyjnie Jarek, stary przyjaciel ze szkolnych lat. – Ty i Dorota jesteście blondynami jak ze Szwecji, a Franek ma skórę jak Włoch z Sycylii. Ja bym na twoim miejscu zrobił test, dla pewności. Chłopak jest świetny, ale może sąd wam przyzna alimenty – żartował.

Nie ukrywam, że mnie to raniło. Kiedy Franek był jeszcze maluszkiem, razem z Dorotą udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. Każde dziecko jest inne, niektóre bardziej, a niektóre mniej przypominają swoich rodziców. Ale z czasem, gdy dzieci dorastają, stają się bardziej podobne do swoich rodziców czy dziadków. Kłopot polega na tym, że zarówno w mojej, jak i w rodzinie Doroty, wszyscy są blondynami, mają lekkie piegi i jasną skórę.

Pojawiło się wiele niewiadomych

Ja i moja żona mamy jasne włosy i skórę. Franek wygląda inaczej. Ma ciemne włosy i skórę o odcieniu oliwki. A także dziwne oczy, ale przepiękne – niebieskie. Rzadko spotykana cecha u brunetów. Już w przedszkolu nauczycielki były nim zachwycone. Mówiły, że kiedy dorośnie, pewnie zostanie modelem. Pamiętam, że nawet zaraz po urodzeniu, kiedy po przecięciu pępowiny miałem możliwość wziąć syna na ręce, przeszło mi przez myśl, że jest dziwnie opalony i ma takie czarne włosy...

– Nie powinno to pana dziwić – skomentowała położna. – Prawie wszystkie dzieci przychodzą na świat z ciemnymi włosami. Potem wszystko się zmienia. A to, że jest oliwkowy na początku? To również nic niezwykłego.

Zastanawiałem się nad testami genetycznymi, gdy mój syn Franek skończył sześć lat. Zdiagnozowano u niego poważną anemię. Był bardzo słaby i musiał być hospitalizowany. W szpitalu przeprowadzono transfuzję krwi. Dopiero gdy wraz z Dorotą zorganizowaliśmy energiczną kampanię zbiórki krwi dla naszego syna, zauważyłem, że mamy różne grupy krwi. To samo w sobie, oczywiście, nie jest dowodem na nic, ale było kolejnym dziwnym przypadkiem.

Bałem się spytać Dorotę wprost, co się stało. Byłem świadomy, że mocno ją tym zranię. W końcu nigdy wcześniej nie mieliśmy większego kryzysu. Tym bardziej układało się nam, gdy Franek był jeszcze małym dzieckiem. Moim zdaniem, to były nasze najszczęśliwsze chwile.

Byliśmy rok po ślubie. Oboje mieliśmy stabilną pracę, a po moich dziadkach odziedziczyliśmy mieszkanie, co oznaczało brak kredytu. Byliśmy zakochani, a nasz wolny czas najczęściej wypełniały rozmaite przyjemności. Niemniej, kwestia dotycząca Franka nie dawała mi spokoju. Bardzo go kochałem. Wspólnie zbudowaliśmy relację ojciec-syn, o której zawsze marzyłem. Ale z każdym kolejnym rokiem stawało się coraz bardziej widoczne, że nie jesteśmy do siebie podobni pod względem fizycznym.

Jego wygląd nie był mi obcy

Zauważyłem go pod szkołą. Stał przy wejściu, obserwując dzieci. Jak zawsze przyjechałem po Franka, a ten mężczyzna przykuł moją uwagę. Patrzył na mnie, jakby mnie znał. Kiedy Franek wsiadał do samochodu, odwrócił się w naszą stronę i zaczął coś wpisywać w komórkę. Kilka dni później wychowawczyni mnie zaczepiła na korytarzu

– Czy teraz Franka ze szkoły będzie odbierał ktoś z rodziny? – zapytała.

– Nie, dlaczego? – byłem kompletnie zaskoczony. – Absolutnie nie. Ja zawsze przyjeżdżam po syna, czasami robi to moja żona, ale na pewno nikt inny.

– Rozumiem, więc moje podejrzenia były uzasadnione – powiedziała wychowawczyni z przerażonym wyrazem twarzy. – Od pewnego czasu zauważyłam mężczyznę w pobliżu szkoły, który zaczepia Franka. Co prawda tylko z nim rozmawiał w czasie przerwy. I nic mu nie dawał. Zgłosiłam to dyrektorce. Jeśli ten mężczyzna pojawi się ponownie, powiadomimy policję. Może to jest jakiś przestępca... Wolimy być ostrożni.

Nagle ogarnął mnie strach. Kolejnego dnia, odpuściłem sobie pracę i podjechałem pod szkołę. Czekałem na tego mężczyznę, ale się nie zjawił. Spróbowałem ponownie następnego dnia. Przechadzał się wzdłuż płotu, czekając, aż dzieci wyjdą na przerwę. Kiedy dostrzegł Franka, znowu się do niego zbliżył. Wyskoczyłem z auta i prawie się na niego rzuciłem.

– Co ty chcesz od mojego dziecka?! – zawołałem. – Zadzwonię na policję!

– Niech pan nie dzwoni – odparł spokojnie. – Franek – zwrócił się do chłopaka. – Czy mógłbyś nas na moment zostawić samych? Muszę coś omówić z twoim ojcem, jak dorośli.

Franek pobiegł do swoich przyjaciół.

Jak mogła mi to zrobić?

– Proszę się nie niepokoić. Nie jestem żadnym złoczyńcą – oznajmił. – To ja jestem ojcem Franka. Przez niemal pięć lat nie byłem w Polsce. Miałem okazję zobaczyć go tylko raz, kiedy miał niespełna rok. Chciałem go po prostu ujrzeć. Chwile porozmawiać. Zakładam, że on nie ma pojęcia o moim istnieniu. Jeśli to jest dla niego lepsze, niech tak pozostanie. Czy jednak mógłby pan przekazać mu, że jestem starym znajomym rodziny? Gdyby czasem chciał go odwiedzić, nie będzie się mnie bał...

Stałem tam, nieruchomo jak posąg. Łzy spływały mi po policzkach, a w głowie panował totalny chaos. Nie byłem w stanie o nic zapytać tego człowieka. Choć w głowie kłębiło się tysiące myśli. Kto to jest, do diabła? Jak ma czelność nazywać siebie ojcem Franka? Skąd nagle pojawił się w naszym życiu? Kiedy i dlaczego moja żona zdecydowała się na zdradę? Jak to jest możliwe?

Wiedziałem tylko jedno. Ten człowiek nie jest szaleńcem. To on był biologicznym ojcem Franka. Mój mały chłopiec był do niego niesamowicie podobny. Te same kształty nosa, usta, kolor skóry, włosy. Jedynie oczy miał niebieskie. To po Dorocie.

Przeprowadziłem w końcu te testy genetyczne. To była formalność, ale potrzebowałem to zrobić. Dla spokoju, dla całkowitej pewności. Pobrałem włos z DNA Franka. Zorganizowałem to wszystko za plecami Doroty. Na tę chwilę nie chciałem jeszcze ujawniać jej, co wiem.

Wszystko było jasne. Biologicznie nie jestem ojcem mojego dziecka. Mimo to nadal o nim mówię i myślę jak o swoim synu. Nie umiem inaczej. Franek jest mój, jest częścią mnie, jest moim dzieckiem. Tłumaczę sobie, że ojcem nie jest ten, kto spłodził dziecko, ale ten, kto je wychował... Jednak ból, który odczuwam, jest ogromny. Najpewniej dlatego, że Dorota mnie zdradziła, a teraz każdego dnia patrzy mi prosto w oczy i kłamie.

To był mój syn!

Była świadoma od samego początku, że Franek nie jest moim biologicznym dzieckiem. Ale czy może odczuwać ból podobny do mojego? Czy może wstydzi się, wiedząc, że mnie zwodzi i widzi, jakim jestem dobrym ojcem dla Franka? Dawid, mężczyzna, z którym moja żona mnie zdradziła, poinformował mnie, że spotkali się tylko raz, nie byli nawet kochankami. Nie chciał ujawniać więcej szczegółów. Stwierdził, że to bezcelowe, a jeżeli naprawdę chcę znać prawdę, powinienem po prostu zapytać Dorotę.

To ona postanowiła, że ja będę ojcem jej dziecka, a nie Dawid. On zgodził się na to. Nie chciał niszczyć jej życia i rozbijać rodziny. Szczególnie że ich znajomość była bardzo krótka. Zniknął z jej życia i życia swojego dziecka. Ostatecznie obiecał mi, że już nigdy nie wróci.

Długo biłem się z myślami. Byłem w kropce. Nie wiedziałem, co zrobić. Czy powinienem wyjawić całą prawdę i wywołać burzę w naszym domu? Istniało ryzyko, że nasze małżeństwo by tego nie przetrwało. Możliwe, że nasza rodzina by się rozpadła, a największą ofiarą byłby Franek. Zdecydowałem, że wezmę wszystko na swoje barki i będę udawać, że nic się nie zmieniło.

Już nie patrzę na Dorotę tak samo, jak kiedyś. Nie potrafię kochać jej z taką bezgraniczną szczerością jak niegdyś. Bardzo mnie rozczarowała. Mimo to próbuję zrozumieć jej sytuację i uspokajam się myślą, że może ona odczuwa to samo, co ja. Nasze codzienne życie nie uległo zmianie. Wciąż żyjemy jak dotychczas, jakbyśmy byli szczęśliwą rodziną. Franek rośnie i jest radosnym, szczęśliwym dzieckiem. Dobrze, że nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką farsę odgrywają przed nim jego rodzice.

Czytaj także:
„Spędziłam 40 lat w jednej pracy, a odchodząc na emeryturę nikt mnie nie pożegnał. Nie usłyszałam nawet >>dziękuję<<”
„Mam 20 lat młodszą partnerkę, która żąda ode mnie dzieci. Jak mam jej wytłumaczyć, że jestem już za stary na pampersy?”
„Nie chciałam takiego zięcia, więc postawiłam ultimatum: albo ja, albo on. Chyba przesadziłam, bo teraz nie mam już córki”

Redakcja poleca

REKLAMA