Życie to nie tylko obowiązki, ale także przyjemności. Przecież nie da się żyć wyłącznie domem, zakupami i pracą. Po ciężkim dniu chcę się dobrze zabawić, najlepiej w sypialni. Moim zdaniem nic nie odpręża lepiej niż odrobina cielesnych uciech. Może i mam już piąty krzyżyk na karku, ale potrzeby takie same jak kilka dekad temu. Tylko co z tego, skoro w łóżku nie mam z męża żadnego pożytku?
Nie wstydzę się swoich potrzeb
Zamiast zachowywać się stosownie do wieku, ja po prostu jestem sobą
Nie jestem już młódką, ale jeszcze daleko mi do starości. Wciąż wyglądam całkiem do rzeczy, dbam o siebie i staram się nadążać za pędzącym światem. Niektóre moje znajome zachowują się jak pruderyjne dewotki, ale nie ja. Niby dlaczego miałabym wypierać się swojej seksualności?
Może i stuknęło mi już pięćdziesiąt lat, ale przecież wciąż jestem kobietą i mam swoje potrzeby. Zawsze lubiłam seks i nic nie wskazuje, że miałoby się to zmienić. Lubię od czasu do czasu obejrzeć film dla dorosłych. Czuję się wyśmienicie, gdy mam na sobie zmysłową bieliznę, ale nade wszystko lubię pofiglować w łóżku. Ktoś mógłby powiedzieć, że w moim wieku to już nie wypada. A ja mówię, że zamiast zastanawiać się, co wypada a co nie, wolę po prostu być sobą.
Kiedyś byliśmy głodni siebie
Sławek doskonale rozumiał moje potrzeby. Gdy zaczęłam się z nim spotykać, był wulkanem seksualnej energii. Rąk nie mógł ode mnie oderwać i wiecznie było mu mało. Nie narzekałam. Przeciwnie, podobało mi się to. Nie potrzebowaliśmy nawet łóżka. Każde pomieszczenie w domu było dla nas dobre, bo nigdy nie brakowało nam wyobraźni. W młodości zaliczyliśmy nawet numerek w kinie. Do dziś czerwienię się na to wspomnienie. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że to był nudny seans, więc sala była prawie pusta.
Kiedy na świat przyszedł nasz syn, musieliśmy przyhamować, ale po zmroku, gdy Szymek spał, sypialnia nadal była naszym królestwem. Dopiero gdy mój mąż skończył czterdzieści pięć lat, jego temperament zaczął stopniowo przygasać.
Tłumaczyłam sobie, że pewnie powoli wkracza w andropauzę, ale na pewno wszystko wróci do normy. Nie wróciło. Było tylko gorzej. Od trzech lat nie żyjemy już jak żona z mężem. Bardziej jak brat z siostrą. Jestem temperamentną kobietą, więc cała ta sytuacja jest dla mnie nie tylko niekomfortowa, ale wręcz frustrująca.
Myślałam, że mnie zdradza
Jakiś czas temu zaczęłam podejrzewać, że Sławek znalazł sobie młodszą kochankę, a Kryśka, moja koleżanka, tylko podsyciła we mnie te obawy.
– Sama nie wiem, może to tylko moja paranoja, ale wydaje mi się, że Sławek ma inną – zwierzyłam się kiedyś.
– Dlaczego tak myślisz? – zapytała, bardziej zaciekawiona niż zatroskana.
– Bo prawie mnie już nie dotyka. Nie wiem, czy potrafisz to sobie wyobrazić, ale w łóżku to my już tylko śpimy.
– Oj, uwierz mi, potrafię, bo sama to przerabiałam – wyznała.
– I co?
– Jak to co? Oczywiście, że Marek miał wtedy inną. Znalazł sobie kochankę, gdy grawitacja przypomniała sobie o moim istnieniu. Nie byłam dla niego wystarczająco ponętna, więc szukał wrażeń u jakiejś lafiryndy.
Po tej rozmowie byłam już pewna, że w jakieś babsko weszło z buciorami w nasze życie. Zaczęłam przeglądać rzeczy męża. Sprawdzałam wyciągi z konta, ale nie znalazłam żadnych podejrzanych wydatków. Przeglądałam jego telefon, ale nie doszukałam się dziwnych połączeń i wiadomości. „Na pewno usuwa SMS-y od tej lafiryndy” – pomyślałam. Byłam w błędzie.
Wszystkie telefony w domu są zarejestrowane na mnie, więc bez problemu mogłam sprawdzić bilingi. Nie znalazłam niczego. W końcu zaczęłam go śledzić. Nie powinnam była tego robić, ale po prostu musiałam poznać prawdę. Jego drogi prowadziły tylko do pracy, ulubionego baru i domu. Nie chadzał w żadne dziwne i podejrzane miejsca. Mąż był mi wierny. „Co zatem sprawiło, że zaczął ignorować moje potrzeby?” – pytałam samą siebie.
Wolał oglądać film niż moje ciało
Nie chciałam dłużej się tym zadręczać. Zamiast rozmyślać i pisać w głowie różne dziwne scenariusze, musiałam po prostu działać. Uznałam, że muszę na nowo rozniecić płomień pożądania. Idealna okazja nadarzyła się, gdy Szymek miał nocować u kolegi.
Mieliśmy dom tylko dla siebie. Założyłam nowy komplet bielizny i weszłam do salonu. Wyłączyłam telewizor i figlarnym spojrzeniem dałam Sławkowi do zrozumienia, że ma iść ze mną do sypialni. Reakcja męża była dla mnie zaskoczeniem, choć właściwie mogłam się tego spodziewać.
– Danka, ja to oglądałem! – krzyknął.
– A nie wolisz oglądać mnie? Możesz popatrzeć na mnie w tej ślicznej bieliźnie, a później możesz ją ze mnie zerwać – zaproponowałam, zdobywając się na najbardziej zmysłowy głos, na jaki było mnie stać.
– Głupoty ci w głowie. Zmęczony jestem i chcę odpocząć.
Nie rozumiał mnie
Tego było już za wiele. Musiałam wyłożyć kawę na ławę.
– Od kilku lat codziennie jesteś zmęczony! Sławek, przecież ostatnio kochaliśmy się chyba dwa lata temu! Co się z nami stało? Możesz mi to wytłumaczyć? Bo ja niczego nie rozumiem.
– A co się niby miało stać? Nie wiem, o co ci chodzi.
– Przecież ja mam swoje potrzeby, a ty ich nie zaspokajasz.
– O co ci chodzi, kobieto? Przecież pracuję na dom, nie szlajam się nigdzie i cię szanuję. A ty mi mówisz, że nie zaspokajam twoich potrzeb.
– Doskonale wiesz, o co mi chodzi. Przecież ja potrzebuję mężczyzny także w sypialni, a u nas w łóżku nie dzieje się już nic. Nie pociągam cię już? Bo innego wytłumaczenia nie widzę. A może masz jakiś męski problem? Jeżeli tak, powiedz mi o tym. Przecież to można leczyć.
– Jaki problem? O czym ty mówisz? Wszystko jest ze mną w porządku.
– Więc dlaczego stałeś się taki oziębły?
Coś musi się zmienić
Nie umiał konkretnie odpowiedzieć mi na to pytanie. Stwierdził tylko, że z czasem libido słabnie. Mogłabym to zrozumieć, gdyby Sławek miał jakiekolwiek potrzeby. On jednak w ogóle nie interesował się już tymi sprawami.
Zaproponowałam terapię małżeńską. Przecież każdy problem można rozwiązać. On jednak nie chce o tym słyszeć. I co ja mam teraz zrobić? Nie zacznę przecież potajemnie spotykać się z innym. Przysięga małżeńska to dla mnie świętość. Nie ma mowy o zdradzie i nie mam też zamiaru sama zaspokajać swoich potrzeb. Do tanga trzeba dwojga. Co mi pozostaje? Rozwód?
To zawsze jakieś wyjście, ale traktuję je jako ostateczność. Na razie zamierzam nalegać na terapię. Może w końcu ulegnie i zrozumie, że nasze małżeństwo wisi na włosku.
Czytaj także: „Alina uwiodła mnie, ale chodziło jej tylko o moją kasę. Prawdziwa miłość czekała cały czas tuż obok”
„Teściowie chcieli, żebym podpisała intercyzę. Twardo negocjowałam i teraz żyję jak pączek w maśle”
„Opieka nad wnukami przez cały dzień jest dla mnie udręką. Nie tak wyobrażałem sobie moją emeryturę”