Lubię kryminały i czytając je, zawsze utożsamiam się ze stróżami prawa. Nawet myślałam kiedyś, że popełniłam błąd, wybierając zawód chemika; jest taki dwuznaczny moralnie! Kto wie, do czego zostaną użyte wyniki analiz, które przeprowadzałam przez pół życia?
W każdym razie nigdy, przenigdy nie wyobrażałam sobie, że mogłabym postąpić niezgodnie z prawem. Może dlatego koleżanki z pracy nazywały mnie piczką–zasadniczką?
Pierwszy sklep okradłam dwa dni po przejściu na emeryturę. Po prostu wyszłam z niego z kurtką przewieszoną przez ramię i nikt tego nie zauważył. Sama zorientowałam się dopiero w domu i w pierwszym odruchu uznałam, że odnoszenie towaru nadszarpnie mi opinię.
Słowo daję, tak właśnie pomyślałam i od razu zawstydziłam się tej drzemiącej gdzieś we mnie mieszczańskiej dwulicowości. Ktoś przecież odpowie za brak towaru w sklepie i na pewno nie będzie to nikt z dyrekcji, tylko najniżej stojąca w hierarchii, Bogu ducha winna kasjerka, z lichej pensji próbująca utrzymać rodzinę. Postanowiłam natychmiast odnieść wyniesioną przez nieuwagę kurtkę i stawić czoła konsekwencjom. Po wejściu do sklepu od razu podeszłam do ochroniarza, który przechadzał się z groźną miną przy kasach.
Zapłaci mi za to!
– Proszę pana, oddaję kurtkę, którą przez nieuwagę wyniosłam ze sklepu. Kurtka jest w najlepszym porządku, a metka na swoim miejscu.
Facet spojrzał na mnie.
– Nie chcę jej kupować, więc proszę odłożyć ją na miejsce i przyjąć przeprosiny starszej kobiety – dodałam.
Spojrzał na kurtkę, jakby nie rozumiał, co mówię, potem przeniósł wzrok na mnie, jeszcze raz na kurtkę...
– Nie zapłaciła pani za towar? – upewnił się, marszcząc brwi.
Skinęłam głową i uśmiechnęłam się przepraszająco. Najwyraźniej nie należał do ludzi dysponujących lotnym umysłem, więc spokojnie czekałam, kiedy dotrze do niego treść słów. Nie dowierzając temu, co ma przed oczami, chwycił za metkę i szarpnął lekko, sprawdzając, czy na pewno nie jest zerwana, a potem złapał mnie za łokieć i zaordynował:
– Pani pójdzie ze mną.
No cóż, zdecydowałam się ponieść konsekwencje, więc nie miałam prawa do narzekania, choć chwyt ochroniarza był stanowczo zbyt mocny.
– Nie ucieknę – zaprotestowałam nieśmiało. – Sama się zgłosiłam, proszę mnie nie traktować jak przestępcy złapanego na gorącym uczynku.
Zaprowadził mnie do pokoiku za lustrzaną szybą, z którego można było obserwować ludzi podchodzących do kas. Potem wezwał kierowniczkę sklepu – smarkulę w wieku mojej wnuczki, tyle że bez cienia poczucia humoru i klasy. Zaczęli mnie maglować: kiedy wyniosłam towar, dlaczego nie zapłaciłam, a przy której kasie przechodziłam… I czy w ogóle zdaję sobie sprawę z tego, jak poważne popełniłam przestępstwo?
Miałam dość tego zastraszania, ale chciałam załatwić wszystko jak należy, więc cierpliwie odpowiadałam na pytania tych dwojga.
Niecny czyn tłumaczyłam postępującą sklerozą, która dla osób w moim wieku jest doskonałym usprawiedliwieniem praktycznie każdego błędu.
A „przepraszam” to kto mi powie?
Myślę, że pracownicy sklepu byli znużeni monotonną i nudną, jakby nie było, pracą, i stąd brało się ich zaangażowanie, jednak nie mogłam pozwolić, by zrobili ze mnie złoczyńcę.
– Proszę już sobie darować te impertynencje – przerwałam zacietrzewionej kierowniczce. – Jeżeli popełniłam wykroczenie, wezwijcie policję, a jeżeli nie, uważam sprawę za załatwioną. Do widzenia państwu.
Otworzyłam drzwi i wyszłam, choć bałam się, że zechcą mnie zatrzymać.
– Panie Mietku – usłyszałam jeszcze za plecami piskliwy głos kierowniczki. – Pan zawoła do mnie tę kasjerkę!
Spojrzałam ze współczuciem na młodą dziewczynę siedzącą przy kasie numer pięć. Przeze mnie będzie miała do czynienia z tą zołzą… Postanowiłam, że przyjdę nazajutrz i przeproszę ją za zamieszanie. Może kupię bombonierkę? Następnego dnia, niestety, miałam wizytę u lekarza, więc sklep odwiedziłam dopiero w piątek. „Mojej” kasjerki nie było. Spytałam o nią kobietę, która ją zastępowała.
– Ania już tu nie pracuje, proszę pani – powiedziała ściszonym głosem, rozglądając się lękliwie na boki. – Wyrzucili ją za zaniedbania służbowe.
– Chyba nie chodziło o kurtkę? – zaniepokoiłam się.
– Wie pani o tym? – zdziwiła się kasjerka i dodała szeptem: – Mówią, że to już któryś raz się przytrafiło, ale wydaje mi się, że kierowniczka chciała po prostu zrobić pokazówkę, i Ania została kozłem ofiarnym.
Piszczący stanik Wandzi
Gdyby nie moje roztargnienie, wszystko byłoby w porządku! Spojrzałam z nienawiścią na ochroniarza, który czujnie przyglądał się kupującym. To ten kretyn, na spółkę z niewyżytą gówniarą piastującą kierownicze stanowisko, byli prawdziwymi winowajcami! Poprzysięgłam sobie pomścić niewinną pracownicę, za którą nikt się nie ujął.
– Zobaczymy, czy z ciebie taki chojrak, na jakiego pozujesz – mruknęłam cicho, mijając ochroniarza.
– Że co, proszę? – burknął pod moim adresem.
– Nic nie mówiłam – zdziwiłam się, patrząc prosto w te jego kaprawe ślepka.
Stwierdził, że chyba się przesłyszał, życzył mi dobrego dnia i odszedł, kołysząc się jak rewolwerowiec z westernu. Pewnie żałował, że przy biodrach nie dyndają mu spluwy, którymi mógłby bezzwłocznie eliminować podejrzane jednostki.
Plan zemsty był prosty: wyniosę pod nosem tego pajaca tyle towaru, że zwolnią go z roboty. Nie będą w stanie udowodnić winy żadnej z kasjerek, a ktoś chyba musi odpowiedzieć za braki, prawda? Liczyłam nieśmiało, że i kierowniczce się oberwie, ale znając życie, można było zakładać, że ci na wyższych stanowiskach jak zwykle się wykpią.
Miałam lepszy pomysł na przestępstwo nie do wykrycia, ale musiałam skontaktować się z przyjaciółką. Nie, nie chciałam jej wtajemniczać w „brudną robotę”, zemdlałaby już przy wejściu do sklepu, miała jednak coś, co mogłoby mi się przydać. Rok wcześniej, gdy zalogowała się na portalu randkowym, kupiła sobie wystrzałowy stanik w modnym butiku.
Chciałam dzwonić przy bramce jak diabli
Z szukania miłości nic nie wyszło, ale ciuch został i leżał, bo choć seksowny, cisnął strasznie. Miał jeszcze jedną wadę, która w moim wypadku zmieniłaby się w zaletę – uruchamiał alarm przy bramkach w sklepach. Wandzia miała przez to trochę przygód – ciągle przechodziła rewizje, w końcu schowała biustonosz do szafy i odetchnęła z ulgą.
Mnie bynajmniej nie zależało na spokojnych zakupach, zadzwoniłam więc do koleżanki i spytałam, czy odsprzeda mi felerny stanik.
– Dam ci go za darmo – powiedziała. – Już się dość wstydu przez ten łach najadłam! Tylko uważaj i nie wkładaj go, kiedy będziesz szła do naszego sklepu, bo wyjdziesz na złodziejkę. W niektórych marketach nie „piszczałam”, ale w naszym – zawsze.
Nie chciałam uważać, wręcz przeciwnie, chciałam dzwonić przy bramce jak diabli. Miałyśmy z Wandzią podobny rozmiar miseczki, więc mimo iż biustonosz trochę pił po pachami, dało się wytrzymać. Ledwo go włożyłam, pobiegłam do sklepu, żeby wypróbować fortel. Kupiłam dwie bułki, zapłaciłam za nie w kasie i przeszłam przez bramkę, której strzegł mój stary znajomy, pan Mietek. Byłam przygotowana na alarm, ale i tak podskoczyłam do góry, kiedy dzwonek się odezwał.
Ochroniarzowi zabłysły oczy. Znów chwycił mnie za ramię i powlókł do pokoju za lustrem weneckim. Rewizja. Najpierw ogólna i pobieżna, potem bardziej szczegółowa i nic. Ciągle „piszczałam” na bramce.
– Musiało się coś zepsuć – mruknął rozczarowany ochroniarz. – Pani idzie.
– A przeprosiny? – zaatakowałam. – Wypadałoby chyba przeprosić za posądzenie o kradzież, co?
– …aszam – mruknął i odszedł.
Mój plan działał!
Na drugi dzień znów byłam w sklepie i, zanim zdecydowałam się coś włożyć do koszyka, długo spacerowałam po alejkach. Oglądałam, przekładałam, sprawdzałam ceny i rozglądałam się uważnie dookoła. Tak jak przypuszczałam, „rewolwerowiec” nie spuszczał ze mnie oka. No i dobrze, tak miało być. Po godzinie zdecydowałam się na chleb, kilka plasterków wędliny i masło. Zapłaciłam przy kasie i skierowałam kroki w stronę bramki. Pan Miecio już tam był.
Swobodnym krokiem przeszłam obok niego… Alarm i znów poczułam stalowy uścisk na swoim ramieniu. Pomyślałam, że jak tak dalej pójdzie, będę miała siniaki. Zrobię wtedy obdukcję i zaskarżę sadystę i jego pracodawców! Póki co, miałam rewizję. Tym razem uczestniczyła w niej smarkata kierowniczka. Oczywiście niczego przy mnie nie znaleziono. Tym razem pozwoliłam sobie ponarzekać na niekompetentny personel, przestarzałe urządzenia i brak taktu. Położyli uszy po sobie, bali się pewnie, że będę ich chciała skarżyć.
Przeprosili, choć z trudem im to przyszło, i puścili mnie wolno. Dałam im odsapnąć jeden dzień, a potem znów poszłam na zakupy. Tym razem, po odezwaniu się alarmu, ochroniarz Mietek zdobył się tylko na zajrzenie do torby, po czym machnął ręką, żebym przechodziła. Kolejne alarmy mojego autorstwa przestały robić na kimkolwiek wrażenie.
Pierwszą rzeczą, jaką wyniosłam pod nosem „rewolwerowca”, był jakiś przypadkowy krem. Choć byłam pewna, że nie będą mnie kontrolować, adrenalina mało mnie nie powaliła… Coś wam wyznam – fantastyczne uczucie, szczególnie dla emerytki, która nie ma szans na ekstremalne przygody!
Krem okazał się kosmetykiem po goleniu, więc wyrzuciłam go do śmieci. Następne fanty wybierałam już staranniej. Byłam z siebie dumna, spokojnie przechodząc z towarem tuż pod nosem ochroniarza. Gorzej, że przy robieniu normalnych zakupów zaczęłam odczuwać brak dreszczyku emocji. Skończyło się na tym, że zawsze w końcu musiałam coś „skubnąć”, by nie umrzeć z nudów.
Po pewnym czasie ze sklepu zniknął ochroniarz Miecio. Spytałam zaprzyjaźnioną kasjerkę o jego los.
– Wyrzucili go – poinformowała mnie konspiracyjnym szeptem. – Za dużo rzeczy ginęło na jego zmianie.
A więc osiągnęłam cel!
Możliwe, że właśnie moja działalność spowodowała jego upadek! Spytałam także o kierowniczkę, ale na tym stanowisku nie było zmian. Tu nie miałam złudzeń… Misja była zakończona, tylko że ja nie bardzo miałam ochotę rezygnować: sprawiała mi za dużo satysfakcji.
Zanim się zorientowałam, co właściwie wyprawiam, zaczęłam oswajać nowego ochroniarza z tym, że brzęczę, przechodząc przez bramkę. Czyżbym wpadła w uzależnienie od kradzieży?! Musiałam coś z tym zrobić, zanim mnie w końcu złapią.
Najprostszą metodą było zrezygnowanie z noszenia stanika, który uruchamia alarm. Schowałam go głęboko na dno szafy, by mnie nie wodził na pokuszenie. Niby powinnam go wyrzucić, ale nie miałam serca… Tyle pięknych wspomnień! No i czy mnie będzie kiedykolwiek stać na taką ekskluzywną bieliznę?! Szczególnie, gdy wróciłam na jasną stronę mocy?
Czytaj także:
„Moja siostra była oczkiem w głowie mamy. Rozpieszczała ją latami, a ta nawet nie zainteresowała się nią, kiedy zachorowała”
„Jak własny ojciec może zgłosić policji 7-letnie dziecko, które ukradło 5 zł? Mój mąż zachowuje się jak tyran”
„Przyjaciółka najpierw odbiła Marii męża, a potem postanowiła ukraść również córkę. To miała być jej zemsta...”