Otworzyłam walizkę. Leżała na środku pokoju, na łóżku, które dzieliłam z Tomaszem przez piętnaście lat. Był spokojny wieczór, ale w środku czułam burzę. Te piętnaście lat to długi czas, a jednak czułam, jakby ktoś po prostu wymazał ten okres z mojego życia. Szybko, bezceremonialnie, jakby skreślił jedno słowo w książce. Byłam w połowie pakowania rzeczy, kiedy zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam na nasze wspólne zdjęcie, które jeszcze wisiało na ścianie.
„Tomasz nigdy nie był szczególnie namiętny” – pomyślałam. – „Ale nigdy też nie był zimny. Nasze życie po prostu było takie… przeciętne”.
Staliśmy się dwójką współlokatorów, którzy kiedyś się kochali. Może to wina pracy, może dzieci, może rutyny… Cokolwiek to było, nasze uczucie już nie istniało. I dlatego postanowiłam odejść. Pakowanie miało być ostatnim krokiem przed nowym początkiem – za granicą, daleko od Tomasza, od tego, co było naszą codziennością.
Włożyłam do walizki kolejną koszulę. Ostatnie dwa lata były koszmarem, ciągłym oczekiwaniem na coś, co nigdy nie nadeszło. Każdy dzień z Tomaszem był taki sam. Cisza, mijanie się, obojętność. Czasami myślałam, że może to moja albo jego praca nas zniszczyła, ciągłe wyjazdy, spotkania. Ale nie miałam już siły walczyć.
Mój mąż był jak cień w naszym domu. A ja? Ja po prostu istniałam. I dlatego rozwód był najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć. Wszystko było zaplanowane – wyprowadzka, nowe mieszkanie, nowe życie. Jeszcze kilka dni i będę wolna.
Nie było krzyków ani kłótni
Byliśmy w kuchni, jak zwykle w ciszy, siedząc naprzeciw siebie. On popijał herbatę, a ja przewracałam w dłoniach kubek, patrząc na niego z narastającą irytacją.
– Czy ty naprawdę nie masz nic przeciwko temu rozwodowi? – zapytałam, nagle przerywając ciszę.
Podniósł na mnie wzrok, jakby zdziwiony moim pytaniem.
– Nie próbujesz nawet ratować naszego małżeństwa.
Tomek odłożył kubek na stół, wzdychając cicho.
– Myślę, że oboje wiemy, że to najlepsza decyzja. Nie ma sensu przeciągać czegoś, co już nie działa – odpowiedział spokojnie, wręcz obojętnie.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Jak mógł być taki spokojny? Jakby nasze małżeństwo nic dla niego nie znaczyło. Jakby było czymś, co można po prostu wyrzucić jak stare ubranie.
– Jak możesz być taki spokojny? – zapytałam z wyraźnym żalem w głosie.
Wzruszył ramionami, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
– A czego się spodziewałaś? Krzyków, awantur? Nie ma o co walczyć.
Siedziałam przez chwilę w ciszy, nie wiedząc, co powiedzieć. Może miał rację, ale mimo wszystko… coś było nie tak. Jego obojętność wydawała mi się nienaturalna.
Wyszło szydło z worka
Pewnego dnia złapałam jego telefon odruchowo, kiedy zadzwonił i wibrował na blacie. „Monika” – wyświetliło się na ekranie. Jaka Monika? Poczułam nagły ścisk w żołądku. Nie znałam żadnej Moniki. Zignorowałam połączenie, ale coś nie dawało mi spokoju. Czułam narastającą potrzebę, by sprawdzić, kim ona jest.
Weszłam do salonu, trzymając w ręku telefon. Zaczęłam przeglądać ostatnie wiadomości. „Kiedy się zobaczymy? Tęsknię”. Zdjęcie – widok nóg splecionych na łóżku. Zamrugałam kilka razy, próbując złapać oddech. Czy to możliwe, że on...? Z każdym kolejnym przesunięciem ekranu czułam, jak ogarnia mnie panika. Serce waliło mi w piersi, ręce zaczęły się trząść. Zdjęcia, wiadomości – wszystko było jasne.
Rzuciłam telefon na stół i poszłam do jego biura. Otworzyłam laptopa. Ręce same poruszały się po klawiaturze, jakbym była zaprogramowana. Kilka kliknięć i tam też ją znalazłam. Wiadomości, zdjęcia, nawet rezerwacje hoteli. Mój wzrok przesłoniła mgła.
Podbiegłam do łazienki. Z całej siły uderzyłam w drzwi.
– Tomek! Wyjdź stamtąd natychmiast!
Drzwi otworzyły się powoli. Stał tam zaskoczony, z ręcznikiem na biodrach, a ja trzymałam w dłoni jego telefon.
– Kim jest Monika?!
Tomasz zamarł. Zobaczyłam, jak jego twarz momentalnie sztywnieje. Jego oczy przesunęły się z na telefon, który trzymałam w dłoni. Na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju nerwowego drgnięcia.
– Co to ma znaczyć? – głos mi się łamał, ale nie odpuszczałam. – Kim jest Monika?
Cisza. Patrzył na mnie, jakbym właśnie odkryła coś, czego miał nadzieję, że nigdy nie znajdę. Przez moment miałam wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale znowu zamilkł. To była ta chwila. Prawda, którą ukrywał, teraz leżała między nami.
Trudno mi było w to uwierzyć
– Beata... to nie jest takie proste – w końcu wydukał.
– Nie jest proste? – wrzasnęłam. – Czy wiesz, ile razy widziałam to imię dzisiaj? Ile zdjęć? Tęskniła za tobą, Tomasz. A ty jej odpowiadałeś – czułam, jak cały gniew, który trzymałam w sobie od lat, zaczyna we mnie kipieć. – Ile czasu mnie zdradzasz?
Nagle zrobił się jakby mniejszy, jakby skurczył się w sobie. W jego oczach pojawiło się coś na kształt wstydu, może nawet żalu, ale było już za późno. Nie mogłam tego powstrzymać.
– Powiedz mi, jak długo! – zażądałam. Uderzyłam pięścią o drzwi. – Nie zrobisz ze mnie idiotki.
– Pięć lat… to nasza sąsiadka, mieszka kilka ulic dalej – powiedział nagle, cicho, jakby samemu nie dowierzając.
Poczułam, jak opadam na podłogę. Pięć lat. Pięć lat podwójnego życia. Siedziałam tam, z głową w dłoniach, a on nic nie robił, nie próbował nawet podejść.
– Dlaczego? – wyszeptałam w końcu, patrząc na niego spod zmęczonych powiek. – Dlaczego tak długo? Po co to ciągnąłeś?
– Nie wiem, Beata... – powiedział, opuszczając wzrok. – Po prostu... wszystko wymknęło się spod kontroli.
To była najgorsza odpowiedź, jaką mógł dać. Wstałam gwałtownie.
– Pięć lat kłamstw, Tomasz! Pięć lat, podczas których żyłam z tobą, myśląc, że to może moja wina, praca, stres, cokolwiek... a ty po prostu byłeś z nią!
Patrzył na mnie z obojętnością, która podsycała mój gniew jeszcze bardziej. Jakby już wszystko zostało postanowione. Jakby nie było nic więcej do powiedzenia.
– Wynoś się – powiedziałam nagle, wskazując na drzwi.
Tomek nie poruszył się, tylko patrzył na mnie, z tą swoją zimną rezygnacją. Ale ja nie mogłam tego znieść.
– Wynoś się, bo nie ręczę za siebie! – krzyknęłam, a łzy zaczęły mi płynąć po policzkach.
Odwrócił się, jakby czekał na to polecenie. Ubrał się, potem zabrał swoje rzeczy, nie patrząc na mnie ani razu, i wyszedł, pozostawiając mnie samą w tym pustym domu pełnym kłamstw.
Żyłam w kłamstwie przez lata
Siedziałam na kanapie wpatrzona w drzwi, które przed chwilą zamknęły się za moim mężem. Cisza wypełniła mieszkanie, a ja nie mogłam się ruszyć. Mój mąż, człowiek, z którym spędziłam piętnaście lat, żył z inną kobietą tuż pod moim nosem. Kilka przecznic dalej. W tym samym czasie, gdy ja próbowałam zrozumieć, dlaczego nasza relacja staje się coraz bardziej odległa, on u niej znajdował pocieszenie.
Wstałam powoli, jakby wszystko we mnie się zatrzymało. Czułam się jak obca we własnym domu. Każda rzecz wokół mnie – nasza kanapa, wspólne zdjęcia, filiżanki na stole – wszystko nagle straciło sens. To, co było kiedyś nasze, teraz było fałszem. Całe nasze małżeństwo wydawało się teraz jedną wielką iluzją.
Podeszłam do okna, patrząc na znajome ulice. Gdzieś tam, zaledwie kilka minut spacerem, mieszkała Monika. Kobieta, z którą mój mąż dzielił życie przez pięć lat. Ktoś, kto widział mnie na ulicy, może mijał w sklepie, wiedząc, że żyjemy w tym samym osiedlu. Jak długo patrzyła na mnie, znając prawdę, którą ja dopiero teraz odkryłam?
Wzięłam głęboki oddech. Miałam ochotę tam pójść, zapukać do jej drzwi, spojrzeć jej w oczy i zapytać, co myślała, kiedy mnie widziała. Ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Nic nie przywróci tych straconych lat, nic nie sprawi, że nagle zrozumiem, dlaczego on wolał żyć w kłamstwie.
Nagle poczułam, że nie chcę już wiedzieć. Nie obchodziło mnie, jakie miał wymówki, jak bardzo „nie planował” tego romansu. Słowa Tomka brzmiały w mojej głowie jak echo. To nie był przypadek, to był wybór. Powtarzany dzień po dniu przez pięć lat. Wybór, którego nie zamierzałam mu wybaczyć.
Spojrzałam na walizkę, która wciąż leżała otwarta w sypialni, częściowo spakowana. Miałam się wyprowadzić, zacząć nowe życie w innym kraju, z dala od przeszłości. A jednak teraz nie wiedziałam, czy to było rozwiązanie. Czy ucieczka pomoże? Moje myśli gubiły się w tym chaosie. Wyszłam do kuchni, nalałam sobie szklankę wody i powoli zaczęłam pić, próbując uspokoić oddech. Czułam, jak moje ciało przechodzi z szoku do decyzji.
– Nie muszę uciekać – powiedziałam cicho do siebie, patrząc na swoje odbicie w oknie. To on powinien odejść, nie ja. Mąż mnie okłamywał, żył podwójnym życiem, jego kochanka żyła w cieniu, znając całą prawdę. A jednak to ja zostałam zdradzona, to ja byłam ofiarą tej całej farsy.
Odsunęłam szklankę, czując narastającą determinację. Już nie chodziło o to, co zrobili. Chodziło o to, co ja zrobię. Miałam wybór. Mogłam odejść, mogłam uciec – ale nie chciałam. Nie teraz. To miejsce było moim domem, to życie, choć pokiereszowane, wciąż należało do mnie.
Podjęłam decyzję – zostanę. On może sobie iść do drugiej kobiety, może próbować ułożyć życie z nią, ale to nie zmieni faktu, że ja nadal tutaj jestem. Zbuduję coś nowego, na swoich warunkach. Bez kłamstw, bez niego.
Beata, 40 lat
Czytaj także:
„Moja żona zawsze raz w miesiącu wyjeżdżała do ośrodka SPA. Dopiero po latach odkryłem prawdziwy cel jej podróży”
„Liczyłam na to, że mój starszy mąż będzie doświadczonym łóżkowym zawodnikiem. Zamiast amanta, mam w sypialni kłodę”
„Zanosiłam kwiaty na grób męża, a potem wypatrywałam cmentarnego amanta. Aż wyszły na jaw jego prawdziwe zamiary”