„Obca dziewczyna oskarżyła mnie o napaść. Nie wiedziałem, że byłem jej konkurentem do majątku po dziadku”

zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„– Chce mi pan powiedzieć, że taki młody mężczyzna spędza wieczory ze schorowanym staruszkiem na głośnym czytaniu książek oraz oglądaniu seriali? – wyraźnie kpił ze mnie. – Pan Leon może to poświadczyć – udałem, że nie zauważyłem drwiącego tonu policjanta”.
Listy od Czytelniczek / 26.11.2023 08:30
zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Od blisko ośmiu lat mieszkałem u pana Leona. Zżyliśmy się. Pomagałem mu trochę. Akurat przygotowywałem kolację, kiedy rozległ się głośny dzwonek do drzwi.

– Kto to może być? – zdziwił się pan Leon. – Spodziewasz się gości? – zwrócił się do mnie.

– Nie – odpowiedziałem równie zdziwiony. – Może to Paulina, nie pokazywała się od kilku dni, pójdę otworzyć! Zaraz wszystko się wyjaśni.

Przyszła po mnie policja

W drzwiach stało trzech mężczyzn. Dwóch policjantów w mundurach oraz trzeci po cywilnemu.

– Dominik K.? – spytał cywil bez żadnego wstępu.

– Owszem, to ja – odpowiedziałem.

– O co chodzi?

– Aspirant G., komenda miejska policji – przedstawił się. – Pójdzie pan z nami, jest pan zatrzymany!

– Ale o co chodzi? – zaprotestowałem.

– Dlaczego, co się stało?

– Kto przyszedł? Dominiku, kto tam jest? – krzyknął ze swego pokoju pan Leon.

– Kim jest ten człowiek? – spytał z zaciekawieniem aspirant G.

– To właściciel mieszkania, Leon B. Ma osiemdziesiąt siedem lat i jest schorowany, opiekuję się nim, nie powinienem go zostawiać samego.

– Niech pan znajdzie zastępstwo – powiedział spokojnie policjant. – Musimy jechać na komendę.

– Co się dzieje, Dominiku? – pan Leon nadal domagał się wyjaśnień. – Czego chcą ci panowie?

– To policja – odpowiedziałem spokojnie. – Chcą, żebym pojechał z nimi na komendę, nie wiem, po co ani dlaczego.

– Mamy nakaz zatrzymania – wtrącił się aspirant. – Musimy tego pana zawieźć na przesłuchanie.

– Poproś panią Ludmiłę, tę spod siedemnastki, żeby do mnie przyszła, Dominiku – ze spokojem polecił pan Leon. – Jestem pewien, że szybko wrócisz.

Byłem podejrzany o pobicie

Godzinę później siedziałem w komendzie policji naprzeciw aspiranta. Wcześniej pobrano moje odciski palców, a także krew i wymaz do badań DNA.

– Co pan robił trzy dni temu między godziną 17.00 a 22.30? – spytał policjant.

– Około 18.00 zazwyczaj podaję panu Leonowi kolację – odpowiedziałem. – Trzy dni temu, czyli piętnastego, to był piątek. Wróciłem z pracy około 16.45, zjadłem obiad i przygotowałem posiłek dla pana Leona, a potem pomogłem mu zjeść.

– Co było dalej? Wychodził pan gdzieś wieczorem?

– Nie. Po kolacji przez pół godziny czytałem panu Leonowi książkę, a potem oglądałem telewizję, położyłem się spać jakoś tak około 23.30.

– Chce mi pan powiedzieć, że taki młody mężczyzna spędza wieczory ze schorowanym staruszkiem na głośnym czytaniu książek oraz oglądaniu seriali? – wyraźnie kpił ze mnie.

– Pan Leon może to poświadczyć – udałem, że nie zauważyłem drwiącego tonu policjanta. – Od przyjścia z pracy nie wychodziłem już z domu. Chciałbym się wreszcie dowiedzieć, o co jestem oskarżony – spytałem stanowczo.

– Na razie nie jest pan oskarżony – odpowiedział z uśmiechem aspirant G. – tylko podejrzany. Prowadzimy czynności wyjaśniające. Wskazano pana jako sprawcę napadu z dość dotkliwym pobiciem.

Oskarżyła mnie wnuczka staruszka

– Słucham?! To jakiś durny żart! Ja mam być jakimś bandziorem?! – krzyknąłem ze zdziwienia. – A kogo niby pobiłem?

– Ofiarą jest pani Paulina D. i to ona wskazała pana jako sprawcę!

– To jest jakaś wierutna bzdura, ja tego nie zrobiłem! – krzyknąłem wkurzony. – Prawie jej nie znam.

– A to akurat nie jest przeszkodą! – roześmiał się policjant. – Jak dotąd nie przedstawił pan solidnego alibi. Kiedy widział pan panią Paulinę?

– W piątek rano, gdy wychodziłem do pracy, krzątała się po kuchni, nawet się zderzyliśmy przy szafkach…

Aspirant przesłuchiwał mnie już ponad dwie godziny. Był skrupulatny i dociekliwy, wypytywał o wszystkie szczegóły, co zrobiłem na kolację dla pana Leona i jaki film oglądałem. W końcu stwierdził:

– Dziś zanocuje pan u nas, na dołku. Pani Paulina obiecała zająć się Leonem B. To przecież jej dziadek.

Oprócz mnie w celi było jeszcze dwóch śmierdzących kloszardów, których ulubionym napojem z pewnością nie było mleko. Nie mogłem zasnąć od panującego w celi smrodu, a także od uporczywych myśli, które nieustannie krążyły mi po głowie. Zastanawiałem się nad swoją sytuacją. Jako niewinny teoretycznie nie powinienem się niczego bać. Przecież zgodnie z prawem policja ma udowodnić, że popełniłem przestępstwo. W praktyce jednak to ja musiałem przekonać śledczych o swojej niewinności. Nie miałem pojęcia, jak to zrobić.

Leon nie znał swojej wnuczki

Naprawdę nie znałem Pauliny D. Leon też nie. Pojawiła się kilka tygodni wcześniej. Pan Leon kiedyś opowiadał mi o rodzinie. Miał tylko jedną córkę Weronikę, która po maturze wyjechała z rodzinnego domu.

– Zawsze ciągnęło ją w świat – opowiadał pan Leon – nie podobało się jej życie w naszym mieście. Mówiła, że się tu dusi, a przecież nie brakowało jej niczego. Mogła skończyć studia prawnicze, marzyłem, że będzie adwokatem, założy kancelarię… Pracy by jej nie zabrakło, ale nie chciała. Wyjechała do Szczecina, a stamtąd do Szwecji. Z czasem zupełnie straciłem z nią kontakt. Gdy urodziła się Paulinka, przysłała mi krótki list i zdjęcie niemowlęcia. Potem dostałem jeszcze kilka listów i fotografii dorastającej i dorosłej wnuczki. Nic więcej, żadnych kontaktów, telefonów, pozdrowień czy listów. Cisza!

Nagły przyjazd Pauliny bardzo zdziwił, ale chyba także wzruszył pana Leona. Jego serce nie wytrzymało i wylądował w szpitalu. Odwiedzaliśmy go wraz z Pauliną codziennie. Często zostawiałem ich samych, chciałem, żeby dziadek nacieszył się wnuczką.

Musiałem się tłumaczyć

Rankiem następnego dnia znowu siedziałem naprzeciwko aspiranta.

– Od kiedy mieszka pan u Leona B.? – spytał na dzień dobry.

– Od prawie ośmiu lat – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Pan Leon dał wtedy ogłoszenie, że poszukuje lokatora. Zgłosiłem się i przyjął mnie do siebie. Prawdę mówiąc, dzięki niemu skończyłem studia. Jest dla mnie jak dziadek. Nie ma co ukrywać, pomógł mi bardzo, bo nie musiałem płacić za mieszkanie. Zaprzyjaźniliśmy się i zostałem do teraz.

– Pani D. po przyjeździe zamieszkała razem z panami… – nie dokończył pytania, więc potwierdziłem.

– Owszem, pan B. ma bardzo duże mieszkanie!

– Pani Paulina twierdzi, że nachodził ją pan wieczorami w jej pokoju – policjant patrzył mi uważnie w oczy.

– To kłamstwo, wierutne kłamstwo! – wytrzymałem srogie spojrzenie aspiranta.

– Sprawdzimy, może być pan pewien, że wszystko dokładnie sprawdzimy… – powiedział. – Ciekawi mnie, dlaczego pani Paulina kłamie pana zdaniem?

– Nie mam zielonego pojęcia! – zapewniłem policjanta. – Już panu mówiłem, że poznałem ją kilka tygodni temu. Pan B. też widział ją po raz pierwszy w życiu…

Ta dziewczyna nie miała skrupułów

– Ale nie przeszkadzało to panu, by ją napaść w parku! – aspirant Góra wystrzelił niczym z armaty. – Ofiara zgłosiła się do nas z obdukcją lekarską stwierdzającą pobicie. Moim zdaniem – policjant rozparł się wygodnie na krześle – chciał się pan pozbyć wnuczki Leona B. jako konkurentki do majątku. Liczył pan, że zapisze panu mieszkanie i dość pokaźny majątek. Dlatego napadł pan na Paulinę D., a może nawet próbował coś więcej. W końcu to atrakcyjna kobieta… Zastanawiam się, na co pan liczył?!

– Pan chyba zwariował! – wrzasnąłem przerażony. – To całkowicie bezpodstawne oskarżenie, ja protestuję!

– Pani Paulina dokładnie opisała napad i fakt, że podrapała panu rękę, a pan ma ślad na prawej dłoni. Jest pan w czarnej… – urwał – …w kiepskiej sytuacji.

– Rzeczywiście, mam zadrapanie, nawet nie wiem, skąd się wzięło, nie zwróciłem uwagi… – tłumaczyłem się, chyba trochę głupio, bo aspirant uśmiechnął się szeroko.

– Słabo panu idzie, trzeba wymyślić coś lepszego, bardziej wiarygodnego. Na razie wraca pan na dołek.

– A co z panem Leonem? – spytałem.

– Jest pod dobrą opieką – zapewnił mnie policjant. – Może się pan nie martwić.

Policja szybko odkryła prawdę

Kilka godzin później trzeci raz spotkałem się z aspirantem.

– Dlaczego nie powiedział mi pan, że jest spadkobiercą Leona B.? – spytał.

– Słuchaaaam? – naprawdę byłem zdziwiony. – Ja… ja nic o tym nie wiem! – wyjąkałem i to była prawda.

– Nie będę trzymał pana w niepewności – uśmiechnął się. – Jest pan wolny i niewinny. Napadu ani nic innego nie było!

– Nie rozumiem...

– Stwierdziliśmy ponad wszelką wątpliwość, że pani D. wszystko ukartowała. Jeszcze w szpitalu dziadek powiedział jej, że zrobił pana głównym spadkobiercą, bo opiekował się pan nim przez osiem lat. Obiecał, że wnuczce również coś zapisze, ale mieszkanie i pieniądze są dla pana. Nie powiedział o tym panu, bo chciał, żeby to była niespodzianka.

Paulina postanowiła pozbyć się konkurenta do spadku. Miała nadzieję, że dziadek wykreśli przestępcę z testamentu, więc wymyśliła ten napad. Przyznała, że podrapała pana, gdy zderzyliście się rano w kuchni. Okazało się, że obdukcja była sfałszowana. Leon B. ani przez chwilę nie wierzył w pańską winę. Niech pan wraca do domu. Staruszek czeka na pana i bardzo się niecierpliwi.

Dominik, 28 lat

Czytaj także: „Jako dziecko straciłam rodziców w wypadku. Wierzę, że mama jest moim aniołem stróżem i dzięki niej mam dobre życie”
„Chwila zabawy zrujnowała mi życie. Przegrałem sporą sumę, mam olbrzymie długi, a do drzwi pukają dziwni ludzie”
„Córka wolała być zakonnicą, niż urodzić nam gromadkę wnuków. Przez nią żona zmarła, a ja zostałem sam jak palec”

Redakcja poleca

REKLAMA