Ledwo robi się ciepło i zielono, obsiadamy ławki pod starymi wierzbami rosnącymi wokół małego oczka wodnego. Trzy, czasami cztery babki w dojrzałym wieku – przedział 61–69 lat. Wszystkie samotne, wdowy albo rozwódki… No więc siedzimy, patrzymy na kaczki taplające się w przybrzeżnym błotku, słuchamy śpiewu ptaków, a przede wszystkim gadamy.
Od jakiegoś czasu kręci się przy nas dziwna kobietka: chudziutka, niewysoka, prawie zawsze w ciemnych okularach. Siada na sąsiedniej ławce i wyraźnie podsłuchuje. Zachowuje się, jakby chciała do nas dołączyć.
Częstym tematem naszych babskich rozmów są faceci. Żadna z nas nie ukrywa, że gdyby trafił się jakiś do rzeczy, mogłaby zaryzykować stały związek. Może niekoniecznie zaraz ślub, ale wspólne mieszkanie i gospodarstwo niewykluczone. Zawsze łatwiej żyć i płacić rachunki, kiedy ma się dwie emerytury albo renty. Poza tym fajnie z kimś wyjść na spacer, do kościoła, w gości. No i człowiek się tak nie nudzi w samotne wieczory i święta…
A może to jakaś ukryta kamera?
Nieznajoma pani w ciemnych okularach krąży wokół nas, czasami przystaje, jakby chciała coś powiedzieć, wreszcie któregoś dnia zbiera się na odwagę, zatrzymuje się przed nami i pyta, czy można się przysiąść. Naturalnie ją zapraszamy. Pani siada na skraju ławki i od razu przystępuje do interesu.
– Mam na imię Kazimiera, Kazia dla znajomych – oznajmia nam. – Mężatka, bez dzieci i obowiązków. Aktualnie choruję… Poważnie, można nawet powiedzieć, że terminalnie, o ile panie domyślają się, co to znaczy.
Domyślamy się. Robi się nam nieswojo, poważniejemy i zaczynamy kombinować, czegóż ta pani od nas chce. Bo że ma jakąś sprawę, widać od razu!
Kobiecina idzie za ciosem.
– Szukam żony dla swojego męża – oświadcza serio i spokojnie. – Nie mam za dużo czasu na podchody, muszę się spieszyć!
Jesteśmy kompletnie ogłupiałe.
– To jakiś żart? – odzywam się pierwsza, bo moje koleżanki tak zatkało, że straciły mowę. – Byłby nawet zabawny, gdyby nie to, że żadna z nas nie lubi makabry ani horrorów.
– To smutna prawda – odpowiada pani Kazia. – Ja się tu czaiłam od paru dni, podsłuchiwałam, co mówicie, zbierałam się na odwagę i wreszcie dzisiaj zaryzykowałam. Możecie mnie przegonić, ale na to zawsze jest czas. Może najpierw wysłuchajcie, co proponuję. Mam poważną ofertę, nie jesteście ciekawe?
Zapada niezręczna cisza. Nadal nie wiemy, czy pani z nas nie kpi. A może na przykład jesteśmy w jakiejś ukrytej kamerze? Zrobi z nas idiotki i będzie obciach na cały kraj!
Pani Kazia doskonale rozumie nasze wątpliwości. Otwiera torebkę, wyciąga z niej dowód osobisty i jakieś zdjęcia.
– Mogę się wylegitymować – mówi. – Pokażę nawet PESEL, bylebyście mi tylko uwierzyły! No jak, pogadamy?
– Powiedzmy, że wierzymy – znowu ja podejmuję pałeczkę. – Ale skąd pani wie, że miałybyśmy szanse u pani męża? Może wcale nie jesteśmy w jego typie?
– Na pewno jesteście! Po mnie będzie mu się podobała każda!
– Co pani chce przez to powiedzieć? – włącza się Wiesia.
– Że noszę perukę, przeszłam kilka ciężkich okaleczających operacji, jestem po obustronnej mastektomii, nie mogę jeść, do niczego się nie nadaję. Nie ma ze mnie pociechy ani w domu, ani w łóżku. To chcę powiedzieć.
Nie tylko męża odda, ale i posag!
Robi nam się strasznie głupio. Boimy się spojrzeć na panią Kazię, żeby się nie rozryczeć. Jest nam jej okropnie żal. Wreszcie odzywa się moja sąsiadka spod ósemki, Gosia:
– Ale czemu pani szuka baby dla męża, zamiast zająć się sobą i myśleć tylko o tym, żeby wyzdrowieć? To jakieś szaleństwo!
– Tak, tak, oczywiście – przytakuję. – Zdrowie jest najważniejsze. Chłop sobie zawsze poradzi!
Jednak pani Kazia zupełnie nie daje się przekonać.
– Mój mąż to wspaniały człowiek. Dobry, uczciwy, bez nałogów, spokojny nad wszelkie pojęcie – wylicza zalety małżonka. – Niestety, przez te trzydzieści pięć lat wspólnego życia kompletnie go ubezwłasnowolniłam.
– To znaczy? – pytam.
– Znaczy, że jest jak dziecko. Nawet kartą do bankomatu nie umiał się posługiwać, dopiero niedawno go nauczyłam! Wszystkim wierzy. Odda ostatnią koszulę, pożyczy pieniądze, ludzie zrobią z nim, co tylko chcą.
– Musiało pani być z nim ciężko? – pytamy jedna przez drugą.
– Skąd?! Byłam najszczęśliwszą z kobiet! Miałam mądrego, czułego faceta, od którego nie usłyszałam jednego złego słowa. Zawsze pamiętał o moich imieninach, urodzinach, rocznicy ślubu… Kochał mnie zawsze, jestem tego pewna!
– Więc może on wcale nie chciałby innej, gdyby naprawdę się pani coś przytrafiło? – pytam i zaraz wszystkie odstukujemy w drewno ławki, żeby tylko poczuć się nieco normalniej.
– On zginie sam – pani Kazia jest stanowcza i pewna swego. – Może też trafić w łapy jakiejś wrednej baby, która go zajeździ. A szybko się nim kobiety zainteresują, bo polecą na mieszkanie, samochód, działkę, domek letniskowy i oszczędności.
Znowu zapada cisza. Okazuje się, że pani Kazia ma w zanadrzu smakowite przynęty – domek za miastem, własnościowe M-4… To nieźle brzmi!
Żadna z nas się nie przyzna do tego, że zastrzygła uszami, kiedy pani Kazia zaczęła wymieniać posag swojego małżonka, ale na sto procent każda to zapamiętała, oszacowała i przymierzyła do siebie. Wszystkim byłoby do twarzy w tym niespodziewanym majątku z odzysku!
– To jakby to miało wyglądać według pani? Ma pani jakieś pomysły? – ja walę prosto z mostu.
A pani Kazia wszystko dokładnie przemyślała…
– Mam jeszcze trochę czasu – mówi. – Lekarze dają mi parę tygodni, to powinno wystarczyć. Tę z was, która się zgodzi, zaproszę do nas, przedstawię jako dawną koleżankę, na przykład ze szkoły… Poznacie się, poprzyglądacie sobie. Jak zaiskrzy, odejdę spokojnie. Ale mówię od razu i szczerze; ja też się będę przypatrywała. Mam bystre oczy, byle komu męża nie oddam!
Nagle wszystkim zaczęło się spieszyć
Wyciąga wizytówki z adresem i telefonem i pyta, czy która z nas jest zainteresowana. Niby żadna nie chce pierwsza wyciągnąć ręki, ale kiedy pani Kazia, zniechęcona naszym niezdecydowaniem, chce schować do torebki te przepustki do nowego życia, wołamy:
– No dobrze, zgadzam się.
– To może ja spróbuję!
Pani Kazia zapisuje w kalendarzyku, która i kiedy przyjdzie do jej domu jako pierwsza. Ustalamy szczegóły, jakbyśmy planowały normalną, towarzyską wizytę. Jakbyśmy oczadziały, tak się zachowujemy! Jakby w tym, co robimy, nie było nic dziwnego!
Dopiero, kiedy kobiecina żegna się z nami i wolniutko odchodzi, ja nagle przytomnieję i wołam:
– Czy myśmy zwariowały? To jakiś horror przecież, ja się z tego wypisuję. Nie mogę!
Drę na maluśkie kawałki wizytówkę z namiarami na panią Kazię i czekam, żeby inne zrobiły to samo. Ale one się tylko niewyraźnie uśmiechają i nagle zaczynają się spieszyć do domów.
– Pa, pa – słyszę.
– Zdzwonimy się. Na razie…
Zostaję sama na ławce. Mam pustkę w głowie. Gdyby nie te białe strzępki papieru pod moimi nogami, mogłabym pomyśleć, że mi się to wszystko przyśniło!
Czytaj także:
„Od lat żyłam pod dyktando zaborczej matki. Kiedy próbowała mnie zeswatać z niezaradnym życiowo synem sąsiadki, powiedziałam dość"
„Chciał mnie zeswatać ze swoim bratem tylko po to, bym była bliżej. Gnojek od początku planował zdradzić żonę!”
„Przyjaciółka postanowiła mnie zeswatać z kolegą swojego faceta. Przeżyłam szok, gdy na randkę przyszedł... mój były”