Kiedy się zakochujemy, raczej nie myślimy o tym, co będzie, jeśli okaże się, że początkowy płomień szybko zgaśnie i już nigdy nie zapłonie na nowo. Co w takiej sytuacji? Odejść, chociaż wszystko, poza tym akcentem jest w porządku? Czy może zostać i pielęgnować w sobie frustrację i samotność?
Nie szukałam nikogo
Poznaliśmy się przez naszych wspólnych znajomych na jednym grillu. Było to świeżo po moim rozstaniu z Damianem, z którym łączył mnie niezwykle płomienny, ale niestabilny i często bolesny związek.
– Nie możesz rozpaczać wiecznie po tym draniu – oznajmiła stanowczo Majka, moja przyjaciółka. – Chodź, wpadniesz do nas, wyjdziesz do ludzi, będzie fajnie! – zachęcała.
Nie miałam szczególnej ochoty, ale nie miałam też siły się z nią kłócić. Majka była stanowcza i ciężko się jej odmawiało, chociaż obawiałam się, że od razu zacznie mnie swatać albo pchać w niekomfortowe sytuacje. Poszłam więc na tego grilla, trochę dla świętego spokoju.
Marek od razu wpadł mi w oko, nie ukrywam, ale nie zamierzałam do niego zagadywać, żeby jeszcze sobie nie pomyślał, że chciałabym go poderwać. W którymś momencie on sam mnie zaczepił i tak jakoś, zupełnie nie wiem kiedy, przegadaliśmy dwie godziny.
Był facetem z odzysku
Był rozwiedziony. Pierwsza żona odeszła od niego dla swojego młodszego asystenta. Zszokowało mnie to.
– Jak można się tak zachować? – wymsknęło mi się, zanim zdążyłam się powstrzymać.
– Cóż, długo też zadawałem sobie to pytanie – przyznał. – Ale potem doszedłem do wniosku, że trzeba wyciągnąć wnioski i iść dalej. Jak widać, nie byliśmy dla siebie stworzeni, choć długo tak myślałem.
Zrobiło mi się go żal, zwłaszcza, że wydawał się być niesamowicie przyzwoitym, a do tego ciekawym facetem. Zupełnie przecząc przekonaniom, z którymi przychodziłam na tę imprezę, dałam mu swój numer i zaprosiłam do kina kilka dni później.
Czułam się przy nim bezpiecznie
Na początku nie zamierzałam angażować się romantycznie w tę relację, ale z każdym kolejnym spotkaniem Marek podobał mi się coraz bardziej. Może dlatego, że był kompletnym przeciwieństwem Damiana? Odpowiedzialny, spokojny, sprawiał wrażenie takiego, który ofiaruje kobiecie poczucie bezpieczeństwa. Może nie wyglądał na faceta, który przyparłby mnie do muru namiętnym pocałunkiem jak mój były, ale już wiedziałam, że nie tędy droga i że wcale nie jest to nadrzędna wartość w związku.
Marek był po prostu dobrym, odpowiedzialnym wyborem. Takim, o którym żadna przyjaciółka nie powie potem "drań". No i tak jakoś powoli, krok po kroku, dojrzale, bez dramatów, bez zerwań i zejść doszliśmy do punktu, w którym staliśmy się małżeństwem.
Czułam się sfrustrowana
I przysięgam, na początku było nam razem naprawdę wspaniale. Wszystko grało: mieliśmy o czym rozmawiać, nie mieliśmy sprzecznych wizji przyszłości, umieliśmy się dogadać, zwyczajnie lubiliśmy swoje towarzystwo. Przez pierwszy rok małżeństwa w łóżku też układało nam się naprawdę dobrze. Aż potem, ponownie powoli i krok po kroku, nasze pożycie zaczęło umierać. Marek nagle przestał mieć na mnie ochotę za każdym razem, gdy tylko przemknęłam w satynowej koszulce.
Czułam, jak nasz związek powoli traci iskrę, która kiedyś nas łączyła. Mimo że Marek był nadal czuły i troskliwy, nie pożądał mnie już tak jak na początku. Próbowałam różnych sposobów, żeby to naprawić. Rozmowy, nowe stroje, niespodzianki. Nic nie działało. Zaczęłam odczuwać frustrację, a samotność nocami stawała się coraz bardziej dotkliwa. Przez to robiłam się złośliwa i zwyczajnie wredna, choć wcale tego nie chciałam. Zaczęliśmy się coraz częściej kłócić.
– Dlaczego taka dla mnie jesteś? O co ci chodzi? – denerwował się mąż.
– O nic – odpowiadałam zwykle gburowato.
– To nieprawda, powiedz szczerze – naciskał.
Nie rozumiał moich pretensji
Zamyśliłam się na moment, po czym wybuchłam.
– Nawet nie zauważyłeś, że nie spaliśmy ze sobą już od trzech tygodni?!
– To o to chodzi? Naprawdę? A tobie się wydaje, że każde małżeństwo do końca życia zachowuje się jak para napalonych nastolatków?! Jesteśmy dorosłymi ludźmi, na litość boską. Mamy pracę, obowiązki, stres... – zaczął tłumaczyć, czym jeszcze bardziej mnie rozwścieczył.
Liczyłam, że natychmiast mnie przeprosi, po czym porwie w ramiona i zabierze do łóżka, a on traktuje mnie, jak jakąś smarkulę, która nie potrafi trzymać rąk przy sobie!
Od tamtego czasu, zaczęliśmy się od siebie oddalać. Marek nie potrafił zrozumieć, że mogę dąsać się i robić taką aferę "tylko o seks", jak to powiedział, a ja nie potrafiłam wyzbyć się złośliwości i frustracji.
Zdradziłam męża
Wtedy na horyzoncie pojawił się Jakub, nasz nowy przystojny sąsiad. Któregoś dnia spotkaliśmy się przypadkiem na klatce schodowej, kiedy wnosiłam zakupy na nasze piętro. Pomógł mi je zanieść i tak zaczęła się nasza znajomość. Na początku była to niewinna rozmowa przy kawie, czasem krótka pogawędka pod blokiem. Potem jednak zaczęło się wspólne bieganie po parku, a potem... No cóż, zdradziłam Marka.
Jakub był zupełnie inny niż mój mąż – spontaniczny, pełen energii i pasji, zarażał optymizmem. Przypominał mi nieco mojego byłego, o którym też znowu zaczęłam myśleć...
– Co jest nie tak między tobą a twoim mężem? – zapytał mnie któregoś dnia Kuba.
– Poza sprawami łóżkowymi właściwie nic – wzruszyłam ramionami zamyślona. – Ale, jak widać, znaczą one znacznie więcej niż wcześniej myślałam. Wyszłam za Marka, bo byłam pewna, że nigdy mnie nie zrani. No i nie zranił... On po prostu... Nie do końca potrafi mnie uszczęśliwić.
– Rozumiem... – odparł Kuba, po czym zmienił temat.
Spotykaliśmy się regularnie. Przez dłuższy moment bałam się, że mąż zauważy jakąś zmianę w moim zachowaniu, jakiś blask i wszystkiego się domyśli. Nie chciałam tego. Tak naprawdę nadal kochałam Marka. Był świetnym facetem, który darzył mnie większym szacunkiem niż ktokolwiek inny, był prawdziwym wsparciem w sytuacjach, które tego wymagały. Był po prostu doskonałym materiałem na męża i, choć może zabrzmieć to głupio w obliczu łatwości, z jaką nawiązałam romans, ale nie chciałam od niego odchodzić.
Mąż niczego nie podejrzewał
Marek jednak nie widział niczego podejrzanego w zamianie mojego zachowania. Cieszył się, że przestałam narzekać i marudzić, nie zdając sobie sprawy, co było tego przyczyną. Trochę mnie to wkurzało. Z jednej strony, powinnam być wdzięczna, bo przecież nie chciałam, żeby się dowiedział, ale z drugiej... Zupełnie nie był o mnie zazdrosny. Nawet nie podejrzewał, że za całą tą zmianą nastawienia może stać inny mężczyzna? Tak bardzo brał mnie za pewnik? A może po prostu nie interesowało go, czy sypiam z kimś innym czy nie.
Za każdym razem, gdy nachodziły mnie te myśli, szłam do Jakuba i namiętnie "odgrywałam się" na mężu w łóżku kochanka, a on – na szczęście – nie chciał ode mnie niczego w zamian. Nie oczekiwał związku, nie oczekiwał, że zostawię dla niego męża. Tak naprawdę wydawało mi się, że nie jestem jedyną kobietą, z którą prowadzi podobne relacje, ale nigdy go o to nie zapytałam.
Nie potrafię wybrać jednego
Wiedziałam jednak, że nie mogę... A może raczej: nie powinnam żyć w ten sposób latami. Tylko jaką drogę powinnam wybrać? Powiedzieć o wszystkim Markowi i zaryzykować utratę najlepszego faceta, jakiego kiedykolwiek poznałam? Podejrzewałam, że po swoich wcześniejszych doświadczeniach z byłą żoną, Marek nie wybaczy mi zdrady, nawet gdybym o to poprosiła. Ale z drugiej strony...
Nie potrafiłam zrezygnować z Kuby, który wprowadzał do mojego życia na nowo pewność siebie, namiętność i czułość, których tak bardzo mi brakowało. Owszem, tak naprawdę nie mieliśmy szczególnie o czym rozmawiać i zupełnie nie wyobrażałam sobie dłuższego, poważnego związku z facetem takim jak Kuba.
Nie potrafiłam wyrzec się żadnego z nich, więc cała ta maskarada ciągnęła się o wiele dłużej niż powinna. Dziś mija rok, odkąd po raz pierwszy zdradziłam Marka z Kubą. Nadal tkwię w sytuacji, z której nie potrafię znaleźć wyjścia. Ale mam wrażenie, że tylko pozostawanie w tym układzie sprawia, że jestem szczęśliwa. Mam wszystko, czego chciałam. Tylko to przecież prędzej czy później będzie musiało się skończyć, nawet jeśli nie przerwę tego sama...
Kalina, 32 lata
Czytaj także: „Związałam się ze swoim wykładowcą. Mój eks wywęszył, że to biznes życia i złożył mi propozycję nie do odrzucenia”
„Moje siostry miały forsy jak lodu, ale przychodziły do nas na darmową wyżerkę. Zamiast schabowego podam im paragon”
„Mijało 5 lat od ślubu syna, a wnuków ciągle nie widać. Byłam pewna, że to wina mojej synowej, perfidnej karierowiczki”