„Nikt nie wiedział, że mąż się nade mną znęca, bo nie miałam siniaków. Marek zniszczył mnie psychicznie, przeżyłam piekło"

Kobieta, nad którą mąż się znęca fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Mnie udało się wyrwać z matni, ale ile kobiet wciąż przeżywa to samo, co ja przeżywałam? Oprócz awantur, przezywałam też codzienne komentarze i wieczne niezadowolenie. Powody znajdował na każdym kroku np. przesolone ziemniaki. Według Marka byłam niewystarczająco dobra, by istnieć"
/ 01.09.2021 13:39
Kobieta, nad którą mąż się znęca fot. Adobe Stock, Africa Studio

Przemoc domowa kojarzy się dość jednoznacznie z rodziną, w której nadużywa się alkoholu i panują złe warunki finansowe. Pijany mąż bije swoją żonę, a ona cierpliwie znosi jego wybryki i zakrywa kolejne siniaki na twarzy makijażem. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej: ja, on i dwóch synów.

Ja – lubiana przez znajomych pracownica jednego z renomowanych banków. On – nieco mrukliwy policjant z kilkunastoletnim stażem. Okazały, wybudowany na kredyt dom i dwa samochody, może nie najnowsze, ale całkiem sprawne. Gdybym komuś powiedziała, że jestem ofiarą przemocy domowej, pewnie pokręciłby z niedowierzaniem głową…

– Nawet nie musiałem podnosić na ciebie ręki! – syczał ze złością przez drzwi, kiedy zamknęłam się na klucz w łazience; dzieci były w szkole.

Marek unikał scen przy chłopcach.

– Jesteś wariatką, zamknę cię w psychiatryku! Nic nie robisz, tylko szwendasz się po domu i pociągasz nosem. Masz problemy z emocjami! Nie muszę cię bić, sama się wykończysz i powiesisz.

Łkałam rozpaczliwie, szukając w głowie wytłumaczenia dla jego słów. Dlaczego mnie tak nienawidził? Co mu zrobiłam? Piętnaście minut wcześniej jeszcze nic nie zapowiadało katastrofy. Spokojnie rozmawialiśmy o imieninach jego mamy.

– No to ja po piętnastej pojadę z Maciusiem na karate – powiedziałam. – Skoro imieniny są o siedemnastej, powinnam zdążyć bez problemu.

Jego twarz zmieniała się stopniowo

W końcu po kilku sekundach wykrzywił ją gniew.

– Czy ty zawsze musisz tak traktować moją matkę?! – ryknął. – Ma imieniny tylko raz w roku, a ty musisz jeszcze cholerne karate zaliczyć?! A co, jak będą korki? Spóźnisz się do mojej mamy na imieniny, bo jeden raz nie możesz sobie odpuścić zajęć z karate? Do cholery, kobieto!

– Ale przecież Maciuś tak je lubi – spróbowałam ostrożnie.

– Jasne! Zobacz, jak ich rozpuściłaś! Jesteś beznadziejną matką, nawet nie potrafisz dzieci wychować. Robią, co im się podoba i wchodzą ci na głowę!

– Marek, jesteś niesprawiedliwy – zbuntowałam się.

– A ty żałosna! Mogłem mieć tyle kobiet, a wybrałem ciebie… takie… takie zero, takie nic!

Dobry ojciec, zły mąż. Doktor Jekyll i pan Hyde

Przed jego gniewem uciekłam do łazienki. Zdawałam sobie sprawę, że pracując w wydziale kryminalnym, na co dzień spotyka się z przejawami zła, ale czy musiał przynosić problemy z pracy do domu? Wiedziałam, że właśnie tam tkwi źródło jego problemów.

Wielokrotnie prosiłam, aby porozmawiał w pracy z psychologiem, poddał się terapii, ale moje sugestie zawsze kończyły się kolejną awanturą, więc w końcu odpuściłam. Czułam się jak w potrzasku.

To nie była pierwsza awantura. W ciągu ostatnich lat uzbierało się ich… kilkadziesiąt? Sto? Dwieście? Nie liczyłam. Nigdy mnie nie uderzył, raz tylko podniósł rękę, ale w porę się powstrzymał. Czasem myślałam sobie, że wolałabym, żeby mnie uderzył. Wtedy bym odeszła. Ale czy na pewno?

Oprócz awantur wybuchających z różną częstotliwością, były też codzienne komentarze i wieczne niezadowolenie. Powody znajdował na każdym kroku – niewłaściwe parkowanie, przesolone ziemniaki czy brudna koszulka jednego z synów.

– Nie po to sobie babę wziąłem, żeby moje dzieci chodziły brudne jak z jakiejś patologii! – grzmiał wówczas.

– Ale… nie zauważyłam. Musiał się chyba ubrudzić przed chwilą – próbowałam się wytłumaczyć.

– Ty nigdy nic nie zauważasz!

Według Marka byłam niewystarczająco dobra, by istnieć. Prześcigał się w wymyślaniu sposobów, aby mi uprzykrzyć życie. Wyłączał ostentacyjnie telewizor, kiedy zorientował się, że zainteresował mnie nadawany program, gasił światło, kiedy akurat miałam ochotę poczytać książkę.

– Muszę wstać jutro na siódmą. Mam szkolenie w pracy, śpij – buczał niezadowolony.

A ja potulnie odkładałam książkę. Bo przecież miał taką odpowiedzialną pracę, musiał się wyspać.

Czasem groziłam, że odejdę. Chyba oboje wiedzieliśmy, że to takie moje czcze gadanie. Marek jednak na wszelki wypadek przypominał mi:

– Pamiętaj, gdzie pracuję. Bez problemu zrobię z ciebie wariatkę i zabiorę ci dzieci.

Dzieci. Tylko one trzymały mnie w tym chorym związku

Marek był dobrym ojcem. Maciuś i Pawełek nigdy nie byli świadkami naszych kłótni. Dla nich tata był wzorem wszelkich cnót. W zasadzie nasze małżeństwo byłoby udane, gdyby… No właśnie.

Żyliśmy na niezłym poziomie. Wspólne wypady, wycieczki z dziećmi, wakacje, zakupy. Mieliśmy to, o czym sporo małżeństw może tylko pomarzyć. Tym bardziej nie rozumiałam, dlaczego Marek mi to robi. Kiedyś, gdy było między nami dobrze, zapytałam go o to.

– Wkurzasz mnie swoją bezmyślnością – wzruszył ramionami. – To twoja wina. Nikt nie wywołuje we mnie tylu złych emocji co ty.

– Marek, ci, którzy znęcają się nad swoimi bliskimi, zawsze tłumaczą, że to nie ich wina, tylko tej drugiej osoby – zauważyłam.

– A czy ja się, ku…, nad tobą znęcam? – wściekł się, dlatego postanowiłam się wycofać.

Nie rozumiał. Według niego chyba rzeczywiście to ja byłam winna całemu złu tego świata…

Często po kolejnej kłótni powtarzałam sobie „muszę od niego odejść”. To był proces, który dojrzewał we mnie powoli. Wszystkie wypowiedziane przez niego oszczerstwa, wyzwiska… to we mnie zostało. Kiedy po awanturze Marek próbował zbliżyć się do mnie, odpychałam go.

– Dlaczego nie chcesz się ze mną kochać? – dziwił się.

– Dziś nazwałeś mnie suką – przypomniałam mu.

– No i?

On naprawdę nie widział związku!

– Ja… nie potrafię tak. Zabolało mnie to, co powiedziałeś.

– Nosz kurna, znowu masz jakieś kobiece humorki! – z niesmakiem pokręcił głową.

W końcu uczyłam się od mistrza manipulacji…

Kiedy w końcu, po dwunastu latach, podjęłam decyzję, pierwsza dowiedziała się o tym moja mama. Przez godzinę opowiadałam jej, jak naprawdę wyglądało moje małżeństwo, a ona siedziała bez ruchu, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.

– Marek? On naprawdę był do tego zdolny? Boże, o niczym nie wiedzieliśmy… – powtarzała.

Nikt nie wiedział, bo ludziom przemoc kojarzy się tylko z tą fizyczną. A jest jeszcze inny rodzaj przemocy zostawiający o wiele trwalsze ślady. To przemoc psychiczna, której właśnie ja padłam ofiarą.

Po odejściu od Marka przeszłam bolesną psychoterapię. Aż dwa lata zajęło mi odzyskanie poczucia własnej wartości.

Wiedziałam, że nie uda mi się odejść ot tak, po prostu. Dlatego, choć może z mojej strony to była tania zagrywka – nagrałam „występ” męża. Potem puściłam to nagranie swojej mamie. Nie mogła tego słuchać, zatykała uszy. A ja musiałam wysłuchiwać tych wyzwisk przez długie lata…

– Powinnaś zgłosić to u niego w pracy – zasugerowała.

– Nie, ja nie chcę zemsty ani wojny. Chcę tylko świętego spokoju – powiedziałam zdecydowanym tonem.

Odtworzyłam Markowi to nagranie. Jego twarz wykrzywiła się we wściekłości, ale ubiegłam go.

– To moja polisa na przyszłość – oznajmiłam pewnym tonem.

Serce biło mi jak oszalałe, ale nie dałam poznać po sobie emocji.

– Jeśli pozwolisz mi odejść i nie będziesz robił problemów, to, co działo się w naszym małżeństwie, pozostanie w tym domu. Ale jeżeli nie dasz mi spokoju, to nagranie usłyszy twój szef. Wiem, że to pewnie żaden dowód, ale sam wiesz, że jestem w stanie narobić ci problemów w pracy.

Wiedział. Ja też wiedziałam. W końcu uczyłam się od mistrza w zastraszaniu. No więc wspólnie udało nam się ustalić warunki rozwodu. Nie prałam publicznie brudów. Nie miałam potrzeby udowadniania światu, że on jest tym złym, a ja tą dobrą.

Warto jednak, byśmy wiedzieli, że przemoc to nie tylko bicie. Często okazuje się, że tak mało wiemy o drugim człowieku… Moja rodzina wierzyła, że prowadzę idealne życie. Znajomi zazdrościli mi wspaniałego męża, dzieci, domu. Pod tą fasadą skrywał się jednak ogromny dramat, który przeżywałam od nowa, każdego dnia.

Dziś jestem silniejsza, ale czasem wciąż budzę się w środku nocy i zastanawiam się, czy może Marek nie miał racji. Może ja nie nadaję się kompletnie do niczego.

Czytaj także:
„Szara mysz w za dużych sukienkach nie ma szans u facetów. Kora była starą panną, którą trzeba było stuningować”
„Nowa sąsiadka to niezła cwaniara. Wymyśliła sobie, że będzie zamawiać pizzę na mój koszt. Niedoczekanie!”
„Wera zniszczyła mi reputację plotkami o romansie. W zemście rozpowiedziałam wszystkim, że jest prostytutką”

Redakcja poleca

REKLAMA